Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LVI

Maraton 1/4

Obudziłam się na sofie przykryta kocem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Blacka, ale go nie znalazłam. usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe z myślą, że to właśnie on, ale okazało się, że to mój brat.

- Siema siostra. - przywitał się, gdy mnie zobaczył i poszedł do kuchni.

- Miałeś wrócić wczoraj wieczorem. - ruszyłam za nim.

- Dzwoniłem do Blacka. - wytłumaczył.

- To chyba mnie powinieneś poinformować, a nie Blacka. Ja jestem twoją siostrą nie on.

- Powiedział, że Ci przekaże. - odparł upijając sok z szklanki.

- Ale tak się  nie stało.

- Znów się kłócicie?

- Mieliśmy małą wymianę zdań. Pamiętaj, że zawsze masz dzwonić do mnie inaczej tata wróci wcześniej.

- Nie szantażu młodego. - usłyszałam za sobą głos Blacka, a następnie poczułam jego rękę na ramieniu.

- Nie wtrącaj się. - strzepnęłam jego rękę i odwróciłam się do niego przodem.

- Młody zostawisz nas samych? - chłopak zwrócił się do mojego brata, a ten posłusznie wykonał polecenie.

- Widzę, że Mike jest na każde twoje polecenie. - prychnęłam i skrzyżowałam ręce pod biustem.

- Jest posłuszniejszy niż ty. - zaśmiał się i również skrzyżował ręce na klatce piersiowej, opierając się o wyspę kuchenną.

- Mnie nie owiniesz wokół palca. - posłałam mu wrogie spojrzenie.

- Pamiętnego wieczoru nie byłaś taka wredna. - uśmiechnął się, a mi zabrakło języka w gębie. - Nie pamiętasz nic? - zaśmiał się ponownie.

- Dlaczego mi to robisz? - zapytałam ze łzami w oczach.

- Nie rycz. - odpowiedział i podszedł do mnie obejmując moją twarz w swoje ręce.

- Proszę powiedz prawdę. - wydukałam przed słonym potokiem moich łez.

- Nic nie było. - odpowiedział i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą, a zaraz po tym usłyszałam trzask drzwi frontowych.

Czy powinnam mu wierzyć?

Oparłam się rękami o blat i spojrzałam przez okno.

Czy powinnam mu wierzyć?

Black:

- Wszystko spierdoliłem. - odparłem pijąc kolejnego szota.

- Powiedz jej to w końcu.

- Nie umiem.

- Z Tobą to jak z dzieckiem. Mam pogadać z Amandą?

- I co jej powiesz? Że jestem kretynem, bo nie umiem wyznać swoich uczuć jej przyjaciółce. Barman jeszcze jeden! - zawołałem.

- Nie Tobie na dziś starczy. - zaprzeczył Leon. - Rachunek poprosimy. - dodał.

- Kurwa mać ja nie mogę tam wrócić. - powiedziałem i zakryłem twarz dłońmi, opierając się o blat.

- Jeśli do jutra nic z tym nie zrobisz ja z Amandą zaczniemy działać.

- Tylko spróbuj. - warknąłem w jego kierunku.

- Wychodzimy.

Wyszliśmy z baru kierując się na parking.

- Wsiadaj. - powiedział. - W takim stanie nie pojedziesz, jutro wrócimy po samochód. - oznajmił, a ja zająłem miejsce pasażera w jego czarnej bryce.

- Co ja mam jej powiedzieć? - zapytałem, gdy ruszyliśmy z parkingu.

- Że jesteś kompletnym palantem, któremu skradła serce.

- To nie w moim typie randkowanie, jeszcze do tego Rachel. - zamarudziłem i oparłem głowę o szybę.

- Weź się w garść. Nie wiedziałem, że jedna laska tak Ci w głowie zawróci.

Zrobiłem się śpiący. Oświetlone latarnie przy drodze zaczęły drażnić moje oczy. Przymknąłem je i odpłynąłem.

- Stary wstawaj nie będę Cię wnosić. - głos przyjaciela wybudził mnie ze snu.

- Dzięki stary. - powiedziałem i wysiadłem z samochodu.

Spojrzałem na dom. W pokoju Lili świeciło się światło, z resztą w pokoju Mike również. Nie myśląc więcej wszedłem na teren posiadłości i stanąłem pod drzwiami. Zacząłem szukać po kieszeniach kluczy, ale na marne. Zostały w samochodzie. Chcąc, nie chcąc muszę zadzwonić. Nacisnąłem biały przycisk ze znaczkiem dzwonka, a do moich uszu dotarł ten drażniący, głośny dźwięk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro