Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LIII

Po chwili już siedziała spokojnie zapięta w moim samochodzie i jechaliśmy do domu.

- Co taka ciacha jesteś? - zaśmiałem się pod nosem.

- Spierdalaj. - powiedziała i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

- No nie dąsaj się zaraz będziesz w domku. - położyłem rękę na jej kolanki i zacząłem masować.

- Zostaw mnie. - zrzuciła moją rękę i przysunęła się do drzwi jak tylko mogła na co ja się zaśmiałem.

- To dla twojego dobra.

- Gówno prawa.

- Chcesz znów wylądować w szpitalu?

- Nie. - odpowiedziała cicho.

- Właśnie, więc lepiej się mnie słuchaj, bo lepiej na tym wyjdziesz.

- Która godzina? - zerknęła na mnie próbując zakryć twarz włosami.

- Dwudziesta trzecia trzydzieści.

- Zjebałam tego sylwestra.

- Zawsze możemy świetnie bawić się w domu. - spojrzałem na nią, a gdy ona podniosła swój wzrok na mnie poruszałem zabawnie brwiami.

- Przestań. - zaśmiała się.

- Ktoś tu ma dwuznaczne myśli. - również się zaśmiałem.

- Myślę, że miałeś to samo na myśli o czym ja myślę.

- A o czym myślisz?

- Zgadnij.

- Chyba jestem kiepski w zgadywankach.

- Przykro mi.

- Widzę, że trochę otrzeźwiałaś.

- Nie wypiłam, aż tak dużo.

- Dla Ciebie może to mało, ale twoja głowa pewnie mówi sama za siebie.

- Chyba pójdę spać.

- Nie myśl, że zaniosę Cię do pokoju.

- Spoko. - odrzekła i oparła głowę o szybę.

Panowała cisza, a gdy wjechałem na podjazd zorientowałem się, że brunetka zasnęła. Nie miałem serca jej budzić, ale chciałem się jeszcze w te ostatnie minuty starego roku podroczyć.

- Lili. - szepnąłem i szturchnąłem jej ramię.

- Mhm.. - zamruczała.

- Nie będę na Ciebie czekać. - upomniałem ją.

- Mhm... - zamruczała ponownie nie zmieniając pozycji.

Wysiadłem z samochodu kierując się do domu. Odwróciłem się w stronę pojazdu z myślą, że wysiadła, ale ona nadal spała.

- Ostatni dobry uczynek w tym roku. - westchnąłem i wróciłem po dziewczynę biorąc ją na ręce.

Lili ułożyła sobie głowę na moim ramieniu, a ja w międzyczasie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. O moje ciało obiło się ciepłe powietrze. Nie ma to jak w domu.

- Dobra nie udawaj już. - powiedziałem zapalając światło w salonie.

- Nie udaje. - odpowiedziała z dalej zamkniętymi oczami.

- Chyba sama siebie wydałaś.

- Oh no nie bądź taki.

- Oh moja dobroć się kończy.

- Boję się. - powiedziała i otworzyła oczy, ale zaraz po tym je zmrużyła przez ostre światło lamp.

- Powinnaś. - zaśmiałem się stawiając ją na nogi, jednak dziewczyna nie złapała równowagi i ponownie wpadła w moje ramiona.

Spojrzałem jej prosto w oczy, a jej spoczęły na moich wargach. Czy powinienem? Wiedziałem, że to nie powinno się tak skończyć, ale nie umiałem inaczej i moje usta wylądowały na jej. Dziewczyna niemal od razu odwzajemniła pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro