Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LII

Właśnie siedzę na tarasie z plastikowym kubkiem wypełnionym jakimś alkoholem. Ostatnie dni, które spędziłam nie mal całe sama były dla mnie czymś okropnym. teraz, gdy alkohol płynie w moich żyłach czuję się cudownie. Wokół mnie jest tyle ludzi. Jestem po prostu w innym świecie. Odpływam. Dziś widziałam się po raz pierwszy z Amandą od wieczoru kiedy płakała przez Leona, z którym obecnie się obściskuje. Fajnie, że sobie wszystko wyjaśnili. Przynajmniej oni są szczęśliwi. A ja? Gdy codziennie widuje Blacka czuje dziwne ciekło w środku.

Chyba się zauroczyłam. Szkoda, że nie w odpowiednim momencie jak i osobie.

- O czym tak myślisz Lili? - usłyszałam Garego, który zajął miejsce obok mnie.

- O ty ile promili płynie w moich żyłach. - zażartowałam i upiłam kolejnego łyka.

- Zastanawia mnie jedno. - spojrzałam mu prosto w oczy, a on zerknął na mnie.

- Hm..?

- Dlaczego taki chłopak jak ty nie ma dziewczyny? - zapytałam, a kącik jego ust drgnął ku górze.

- Babcia też ciągle zadaje mi to pytanie.

- I co jej odpowiadasz?

- Że czekam na tą jedyną.

- Nie nudzi Cię to czekanie?

- Jestem wytrwały.

- Żadna Ci się nie podoba? Patrz ile mu jest lasek. Wszystkie przyszły z myślą, że do nich zagadasz.

- Ty tez?

- Oj Gary nie żartuj sobie. - zaśmiałam się.

- Chyba za dużo wypiłaś.

- Nieeee. - mruknęłam i gdy chciałam wstać zachwiałam się i wpadłam w jego ramiona.

- Chyba jednak tak. - odpowiedział.

Staliśmy tak i wpatrywaliśmy się w ciemności na siebie. W sumie nie było tak ciemno, bo lampy ogrodowe dawały dużo światła.

- Lili. - powiedział lekko słyszalnie.

Nie dał mi dojść do słowa, bo już po chwili czułam jego wargi na swoich.

Black:

Stałem w ogrodzie z Rachel, która jak zwykle się do mnie kleiła. Rozejrzałem się po ogrodzie i zauważyłem podążającego w naszym kierunku Leona z Amandą.

- Chodź na słówko. - Leon zwrócił się do mnie i kiwnął głową by odejść porozmawiać w cztery oczy. - Poczekaj chwilę kochanie. - pocałował dziewczynę w czoło i odszedł kawałek, a ja za nim. - Widziałeś Lili. - zaśmiał się do mnie Leon.

- Nie rozmawiamy ze sobą.

- Uważaj lepiej na nią.

- Coś z nią nie tak?

- Chyba za dużo wypiła. Sam popatrz na taras.

Mój wzrok padł na taras, gdy dostrzegłem dziewczynę w objęciach tego skurwiela Garego.

- Kurwa. - warknąłem sam do siebie.

Bez chwili zastanowienia niemal od razu znalazłem się obok nich i wyrwałem ją z jego objęć.

- Co ty kurwa odpierdalasz? - zwróciłem się do chłopaka trzymając Lili, która ledwo stała na własnych nogach.

Coś ty z sobą zrobiła.

- Zostaw ją. - powiedział stanowczo i dotknął jej odkrytego ramienia.

- Nie dotykaj jej nie widzisz, że jest pijana?

- Robi to co chce nie twoja sprawa. W tatuśka się zamieniasz?

- A właśnie, że moja, bo jest teraz pod moją opieką.

- Ni..e ró...b ze m..nie dzi..eck..aaa. - dziewczyna wyrwała się z moich objęć i upadła, gdybym jej nie złapał.

- Jedziemy kurwa do domu. - przerzuciłem ją przez plecy i poszedłem w kierunku Rachel. - Jedziesz z nami czy zostajesz? - zapytałem dziewczynę, a ta posłała mi wrogie spojrzenie.

- Zostaje. - odpowiedziała i udała obrażoną kierując się na taras.

- Zos...taw mnieeee. - brunetka się wydarła i zaczęła bić mnie w plecy swoimi pięściami.

- Uspokój się. - powiedziałem łagodnie i wymierzyłem klapsa w tyłek.

- Ałaa! - zawyła i zaprzestała swoim działanią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro