Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

Światło zmieniło się na czerwone, a samochód szybko wyhamował. Głowa mnie zaczęła boleć jeszcze bardziej. Przez cały czas siedzę cicho, a brunet się nie odzywa. Podnosiłam rękę i złapałam się za głowę, która bolała jakby miała zaraz eksplodować.

- Chcesz tabletkę? - dobiegł mnie głos towarzysza.

- Tak. - odpowiedziałam.

- Otwórz tą szafkę pod deską rozdzielczą. - wyjaśnił i ruszył, gdy światło zmieniło się na zielone.

Otworzyłam szafkę, a pierwsze co zobaczyłam to były trzy paczki prezerwatyw.

- To Blacka. - zaśmiał się.

- Czemu trzyma je u Ciebie w samochodzie? - zapytałam.

- To jego samochód.

- Okey.

- Mój jest w naprawię.

- Okey.

I zapadła cisza. Zobaczyłam opakowanie z tabletkami, które mam w domu i wzięłam jedną. Wyglądały inaczej, ale opakowanie miały takie samo.

- Masz wodę? - zapytałam.

- Na tylnim siedzeniu. - odpowiedział, a ja odwróciłam się w tamtym kierunku.

Na tylnim fotelu leżał czerwony stanik, a na drugim butelka z wodą.

- Spokojnie ta woda jest moja. - zaśmiał się ponownie.

Niepewnie wzięłam butelkę. Usiadłam prosto i połknęłam tabletkę, popijając ja wodą.

- Lepiej? - zapytał po dłuższej chwili ciszy, gdy zatrzymał się na kolejnych światłach.

- T-tak. - zająkałam się widząc znak przydrożny. - Gdzie jedziemy? - zapytałam niepewnie.

- Jeszcze chwila. - odpowiedział i spojrzał na mnie, a ja na niego. - Spokojnie nie bój się. - posłał mi swój uśmiech.

David się pięknie uśmiecha. Kocham jego uśmiech.

Światło ponownie się zmieniło, a my ruszyliśmy dalej. Na pierwszym zakręcie brunet skręcił na drogę prowadzącą do lasu. Dreszcz strachu przeszedł przez całe moje ciało, kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu w lesie przy autostradzie.

- Jesteśmy. - zgasił silnik i odpiął pas.

Wysiadł z samochodu i obszedł go dookoła. Otworzył drzwi od pasażera, a ja przerażona sytuacją wysiadłam.

- Mam dla Ciebie niespodziankę, ale musisz zamknąć oczy i nie podglądać. - wyjaśnił na co ja pokiwałam głową i zamknęłam oczy. - I tak Ci nie wierzę. - dodał i zakrył mi oczy swoimi dużymi ciepłymi dłońmi na co ja się zaśmiałam. - Idź przed siebie na Cię będę kierować. - oznajmił.

Tak jak powiedział tak i zrobił. Szłam tak jak mnie kierował, aż weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, domu nie mam pojęcia gdzie się znajduję, bo dalej mam zakryte oczy.

- Okey możesz otworzyć oczy. - powiedział i zabrał swoje ręce przenosząc je na moją talię.

Dziwnie się czuję. Jeszcze nikt nigdy mnie w taki sposób nie trzymał. Otworzyłam oczy, a przed sobą ujrzałam pokój przygotowany na urodziny. Wszędzie wisiały balony i napis ,,Happy Birthday".

- Wow. - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć.

- Wiem, że to kiepskie miejsce na niespodziankę urodzinową, ale nie wiedziałem co lubisz i czym się interesujesz. - powiedział zakłopotany, a ja odwróciłam się do niego przodem.

- To wspaniałe. Dziękuje. - powiedziałam i się do niego przytuliłam.

- Naprawdę? - zapytał zdziwiony i objął mnie przysuwając bliżej siebie.

- Tak. - odpowiedziałam patrząc mu w prosto w oczy.

Odsunęłam się od niego i obejrzałam się dookoła. Wszystko było pięknie przygotowane.

- Skąd wiedziałeś? - zapytałam stojąc tyłem.

Nie umiem mu spojrzeć prosto w oczy.

- Twoje przyjaciółki rozmawiały o jakiejś niespodziance dla Ciebie i pomyślałem, że im pomogę. - wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi.

- Nie rozumiem. - odwróciłam się do niego.

- Wiem, że Ci się podobam. - posłała mi swój piękny uśmiech, a ja czułam rumieńce na policzkach.

- Czyli to wszystko było ustawione? - pytam trochę zdenerwowana. - Dziewczyny specjalnie mnie zostawiły przy barze? Jak podeszłeś to wiedziałeś od początku, że to ja? - zaczęłam zadawać pytania.

- Spokojnie. - zaśmiał się. - Tak to wszystko było ustawione. Ale chyba się cieszysz, że to ja jestem twoją niespodzianką?

- Bardzo. - odpowiadam szybko. - Tylko nadal nie rozumiem dlaczego.

- Lily wiem co chciałabyś usłyszeć. - bierze głęboki wdech. - Obiecuję, że wszystko opowiem Ci później dlaczego, po co i na każde inne twoje pytanie, które mi zadasz okey? - pyta, a ja twierdząco kiwam głową. - Teraz mam inne plany. - mówi i wchodzi wgłąb leśniczówki.

Nigdy bym nie pomyślała, że będę w jednym pomieszczenia sam na sam z Davidem, a już na pewno nie myślałam, że będzie to mój prezent urodzinowy. Jednak smuci mnie to, że mam tylko kilka godzin. Wiem, że tak naprawdę później już to się nie powtórzy.

- Wino czy szampan? - pyta biorąc dwie butelki w ręce.

- Szampan. - odpowiadam i siadam na sofie.

Leśniczówka wygląda bardzo nowocześnie. Jest na ścianie duża mapa, a reszta przypomina zwykle biuro jak z firmy mojego ojca.

- Do kogo to należy? - pytam, gdy brunet leje szampan do kieliszków do wina.

- Mój kuzyn jest leśniczym. - odpowiada zerkając na mnie, a ja kiwam głową ze zrozumieniem. - Proszę. - podaje mi naczynie z buzującą przezroczystą cieczą.

- Dziękuję.

***

Dochodzi już pierwsza w nocy, a ja jestem po szampanie i dwóch lampkach wina. David włączył na telewizorze film, który kiedyś już oglądałam, ale nie chciałam mu robić przykrości. Przez cały czas gadaliśmy zamiast oglądać i wygłupialiśmy się. Wypiłam więcej, ale czuję się dobrze, chodź czasem kręci mi się w głowie. Postanowiłam wstać i pójść do toalety, ale upadłam na sofę.

- Nic Ci nie jest? - zaśmiał się.

- Nie jest spoko. Gdzie jest toaleta? - pytam.

- Chodź zaprowadzę Cię. - mówi i podaje mi rękę.

Chłopak prowadzi mnie przez korytarz, aż docieram do pomieszczenia zwanego łazienką. David zamyka za mną drzwi i oznajmia, że będzie czekał za nimi. Załatwiam swoje potrzeby po czym myje ręce i spoglądam na swoje odbicie w lustrze nad umywalką. Nie jest tak źle. Trochę kreski się rozmazały.

- Wychodzę! - wykrzykuję i otwieram drzwi.

Wychodzę z pomieszczenia, potykając się o własne nogi. Zamykam oczy by nie zobaczyć się z podłogą, ale wpadam w silne ramiona. Zapach wody kolońskiej wpada do moich nozdrzy.

- Ładnie pachniesz. - zaczynam się śmiać.

- Chyba za dużo wypiłaś. - głaszcze mnie po włosach.

- Spokojnie jeszcze kontaktuje. - powtarzam jego słowa z kilku godzin temu.

- Lily to nie jest śmieszne. - mówi i prowadzi mnie na sofę.

- Musisz mnie odwiedź do domu.

- Nie mogę.

- Dlaczego?

- Wypiłem.

- Ale przecież kontaktujesz.

- Jak mnie psy złapią to już Ci do śmiechu nie będzie.

- Oj tam.

- Siadaj.

- Ja muszę wrócić do domu.

- Mała teraz to ty musisz iść spać.

- Nie jestem mała. - krzyżuje ręce w geście złości.

- Jesteś.

- Nie.

- Tak.

- Nie. - kłócę się, a brunet zbliża się do mnie.

Jestem niemal pewna, że chce mnie pocałować. Jest coraz bliżej. I w momencie, gdy zamykam oczy czuję jego ręce na moim brzuchu. Zaczyna mnie gilgotać.

- Nie! Proszę! Daviiii.... - zaczęłam się śmiać i zaczęło mi brakować oddechu.

***

To już drugi rozdział dziś!
Mam nadzieję, że się spodoba
i zostawicie gwiazdkę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro