Rozdział 13
Obudziłem się. Było niepokojąco cicho. Mój pokój wydawał mi się przeraźliwie biały. Lśniąca biel o dziwo napawała spokojem, ale cisza budziła we mnie uczucie niepokoju. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się. Drzwi były zaskakująco daleko. Spojrzałem w druga stronę i zauważyłem otwarte okno. Krótka firanka powiewała delikatnie na wietrze. Niby było przyjemnie i kojąco spokojnie, ale jakoś to wszystko potęgowało wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Próbowałem odegnać te myśli, ale z marnym skutkiem.
Zamknąłem oczy próbując się uspokoić i przywoływałem w pamięci obraz jego uśmiechniętej twarzy.
Kiedy je otworzyłem czułem się spokojniejszy. Nagle usłyszałem trzepot potężnych skrzydeł. Niebacznie spojrzałem na okno, które wciąż było sielsko otwarte.
Nagle pojawił się w nich ogromny czarny kruk. Miał czerwone lśniące oczy, które się we mnie wpatrywały. Na razie nic więcej nie robił tylko się wpatrywał jak w łatwy łup. Jakby badał, czy może już rozpocząć ucztę, czy jeszcze chwilę poczekać.
Właściwie z braku lepszego i ambitniejszego zajęcia zacząłem mu się przyglądać. Kolejny błąd życia. Jego dziób wyglądał na zakrwawiony. Tuż przy piórach wisiały ciemne sople, które wyglądały jak krzepnąca krew, albo ścięgna. Ześlizgnąłem się wzrokiem na dół. Na podłodze było sporo ciemnych plam. Spojrzałem na parapet. Kruk miał w szponach ciemną, zakrwawioną, na pół gnijąca i zdecydowanie rozdziobana kończynę. Zrobiło mi się niedobrze. Rzuciłem nerwowe spojrzenie na drzwi, potem na ptaka, który rozłożył skrzydła.
- Pielęgniarka!- krzyknąłem, czując wzrastający poziom paniki.
Jednak odpowiadała mi tylko cisza, przerywana krakaniem kruka. Zatrzepotał skrzydłami rozchlapując wokół ciemno czerwone krople. Na lśniąco białej powierzchni wyglądało to strasznie. Zerwałem się z łóżka i rzuciłem do drzwi. Kruk zaskrzeczał upiornie i usłyszałem szum skrzydeł. Nie oglądałem się za siebie. Wiedziałem, że wleciał do środka. Dopadłem do drzwi i szybko znalazłem się na zewnątrz. Trzasnąłem nimi. Usłyszałem jak coś w nie uderzyło z niemałą siła. Szyba w drzwiach lekko pękła i pojawił się na niej krwawy kleks. Zerknąłem do środka przez szybę. Kruk leżał na podłodze tuż przed nimi i ruszał skrzydłami jakby w śmiertelnych drgawkach. Rzuciłem się korytarzem, by znaleźć kogokolwiek. Jednak przeraźliwie biały i cichy budynek był opustoszały. Byłem tu tylko ja i kruk <nie należący do świata żywych>. Skręciłem w prawo i wpadłem w jakiś dziwnie ciemny korytarz. Za plecami znów usłyszałem szum skrzydeł.
- Spokojnie. Uspokój się, Kakashi. Kakashi, słyszysz mnie? Obudź się, Kakashi.
Ktoś mnie w tej ciemności wołał. Zaczerpnąłem oddechu jakbym wynurzał się z głębokiej wody.
- Już dobrze, Kakashi. To był tylko zły sen. Rozumiesz? Spójrz na mnie. Hej.
- Iruka?- wydusiłem z siebie, ledwo zmuszając się do otworzenia oczu i spojrzenia na postać, która mnie dręczyła.
- Nie, Anko. Pamiętasz mnie?
Wciąż jeszcze żyłem tamtym obrazem tak boleśnie realistycznym snem. Miałem problem by się na niej skupić. Jakaś niemal nieistniejąca dłoń znalazła się na moim czole. Była przyjemnie chłodna, ale też nie należała do Iruki.
- Ma gorączkę - oświadczył znajomy mi głos.
Poczułem jak mnie położono i przykryto. Spojrzałem na niego. Nagle dotarło do mnie kim on jest. Chwyciłem go mocno za ubranie i przyciągnąłem do siebie. (z serii "NO TO JEST ON!)
- Gdzie jest Iruka?- zapytałem
- Nie mam pojęcia, paniczu.
- Znajdź go. Jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Musisz go chronić.
- Czy mam zostawić przy nim cień?
- Tak. (SI, a teraz leć, ratuj mą ukochaną! NO LEĆ, CZAS BYŚ SPŁACIŁ SWÓJ DŁUG!)
- Jak sobie życzysz. Potrzebujesz coś jeszcze oprócz niego?
- Moze ja w czymś pomogę? - wtrąciła się pielęgniarka.
- Zadzwoń do tej z policji. Na tym meblu obok leży karteczka. Chcę żeby przyszła. To ważne. Powiedziała, że przyjdzie. - Puściłem go. Czułem się wyczerpany.
- Tylko nie otwierajcie okna - mruknąłem.
- Oczywiście paniczu. Podejrzewasz, gdzie mogę znaleźć Irukę?
- Koemi. Jego matka... najlepsza kuchnia na świecie...- ledwo wymamrotałem. (Niech od razu przyniesie ciasteczka od pani Hnaketsu)
Usłyszałem lekki szum, kiedy się oddalał i mimo wszystko skojarzyło mi się z krukiem.
- Okno - jęknałem.
Zapach kobiet oddalił się, a ja pogrążyłem się w odprężającej, czystej ciemności. Ciemność była taka sprawiedliwa. Pochłaniała wszystko i nie było w niej nic. (Jaki filozof, boże, a ja myślałem, że to ja filozofuję, kiedy zaczynam rozmyślać nad tym "czy szklanka jest w połowie pełna, czy w połowie pusta" czy też "o jaką szklankę w ogóle chodzi")
******************
Kiedy znów się obudziłem czułem się lepiej. Na wszelki wypadek rozejrzałem się jeszcze nie podnosząc. Wszystko wyglądało normalnie. Spojrzałem na okno. Było zamknięte i nic nie wskazywało na to, że był lub może się tam pojawić ptak z mojego koszmaru. <Nacisnąłem ten przycisk, który alarmował pielęgniarkę, że czegoś potrzebuję, albo coś się dzieje, by poczuć się bezpieczniej, że sytuacja ze snu się nie powtórzy.>
- Coś się dzieje?- zapytała, pojawiając się dość szybko. Nie powiem - detchnąłem z ulgą.
- Czy mogę dostać coś do picia?- powiedzialem słabym głosem, a bynajmniej miałem takie wrażenie, że brzmię dziwnie słabo.
- Jasne. Postaraj się nie zasnąć (to jakiś tytuł horroru, a tak mi się przynajmniej kojarzy) - odpowiedziała, a na jej twarzy odbiło się zaskoczenie.
Nie miałem pojęcia, o co jej może chodzić. Może coś mi na twarzy wyskoczyło, albo coś? To chyba normalne, że chce mi się pić? No chyba, że nie. (Wiesz, picie wody to tylko hobby dwunożnych istot humanoidalnych)
Wróciła z kubkiem. Podała mi go, wciąż się na mnie gapiąc. Jeśli to kolejny pojebany sen, to ja się chyba tymi rurkami albo pościelą pochlastam. Wziąłem go i zacząłem pić. Skrzywiłem się. Było niedobre w smaku, ale było. Wypiłem wszystko i czułem, że chcę jeszcze.
- Paskudne, ale mogę jeszcze? Strasznie chce mi się pić.
- Oczywiście. Zaraz ci przyniosę. Coś jeszcze potrzebujesz?
- Jakbyś mogła sprawdzić czy może ta policjantka już przyjechała?
- Pewnie - odpowiedziała i zabrała ode mnie kubek.
Najpierw wyszła z pokoju, ale nie zamykała drzwi, więc domyśliłem się, że wygląda za tą kobietą. Zdawało mi się, że słyszę przytłumiona rozmowę.
Po chwili do środka weszła pielęgniarka i tamta policjantka. Pielęgniarka zniknęła, a ta druga podeszła do mnie.
- Dzień dobry, panu. Kobieta, która do mnie dzwoniła, mówiła, że to pilne. Podobno coś się dzieje?
- Musisz mi pomóc.- mruknąłem zaciskając dłoń na pościeli.
Czułem się zażenowany sugerując, obcej kobiecie, że jest coś, z czym nie mogę poradzić sobie sam. Chciała coś powiedzieć, ale pojawiła się pielęgniarka z kubkiem.
- Przepraszam, ale lekarz powiedział, że jeszcze nie możesz pić mocniejszych naparów, kompotów, a kawy i mleka to absolutnie.
- Nic się nie stało. I tak wypiję.
Zamrugała oczami niedowierzająco, dygnęła i szybko się oddaliła. Czy ja naprawdę jestem aż takim złym człowiekiem?- zapytałem sam siebie w myślach. Wypiłem to rozwodnione coś, ale nie odstawiałem kubka. Chyba wolałem zaciskać dłoń na naczyniu niż na pościeli.
- Pomożesz mi, proszę?- wydusiłem z siebie wpatrując się w pusty kubek.
- Och... dobrze. Spróbuję ci pomóc, skoro zdobyłeś się na prośbę. Powiedz tylko w czym mogę ci pomóc?- powiedziała tym swoim hipnotycznie łagodnym głosem, siadając na brzegu mojego łóżka.
- Jest parę spraw. Siedzą, o tutaj - mruknąłem, pokazując jej na swoją głowę.- Nie wiem od czego zacząć. Nigdy tego nie robiłem, więc tego..
- Spróbujmy rozmowy. Zacznijmy od pytań. Jeśli któreś będzie zbyt ciężkie, to nie odpowiadaj, dobrze?
Kiwnąłem jej głową czując, że to może być długa przeprawa.
- Czy chciałeś porozmawiać o tym, co się stało w tym autobusie?
- Nie. Wolałbym dzisiaj nie dotykać tego tematu.
- Rozumiem. Coś się stało dzisiaj albo wczoraj, o cię skłoniło do takiego działania?
- Tak. Miałem koszmar. W sumie to normalka, ale nigdy nie był tak przerażająco realistyczny.
- Możesz mi o nim opowiedzieć?
Kiwnąłem jej głową, że się zgadzam, chociaż na samą myśl dostałem gęsiej skórki. Nerwowo spojrzałem w okno. Było zamknięte. Odetchnąłem trzy razy głęboko, zbierając siły, by to powiedzieć. Nie ponaglała mnie. Gdzie ona była całe moje życie?!
- Śniło mi się, że obudziłem się tutaj, ale było lśniąco biało. To była dobra, kojąca i spokojna biel. Nagle w otwartym oknie pojawił się przerośnięty, czarny kruk. Miał czerwone oczy i był cały we krwi. Brudnej i zasychającej. W szponach miał kawałek gnijącego, zakrwawionego, czyjegoś ciała. Wpatrywał się we mnie. To uczucie... niekomfortowe. Potem zaczął się trzepać rozchlapując wszędzie ten syf. Zerwałem się i zacząłem uciekać, a on leciał za mną. Uderzył w drzwi które zamknąłem za sobą i chyba się zabił. Wszędzie była ta brudna i śmierdząca krew. Biegłem przed siebie wołając pomocy, ale nikogo nie było prócz kpiąco cichej bieli. Nagle wbiegłem w korytarz wypełniony lepką ciemnością. I tu się już obudziłem naprawdę.
- Bałeś się?
- Mhm...
- Potrafisz określić czego się wtedy bałeś?
- To zabrzmi głupio- burknąłem
- Śmiało. Nie jestem tu by się wyśmiewać. Każdy ma swoje lęki. Nawet ja, a nawet twój ojciec.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Potrafisz określić, co w tym śnie przestraszyło cię najbardziej?
- Chyba.... ta brudna krew i to, że byłem sam i nie mogłem się obronić, nie było nikogo, kto by mi pomógł, nawet kiedy wołałem o pomoc. I jeszcze jedno - powiedziałem zaciskając zęby
- Tak?
- Strasznie się bałem, że ta część to... że mojemu Iruce coś się stało, a ja nie mogłem mu pomóc, uratować go, że to przeze mnie jest w niebezpieczeństwie.
- Hmm... czyli brud, samotność i miłość. Czy Iruka wie, że go kochasz?
- Wie, chyba wie. Mówiłem mu to kilka razy, ale.... boję się go stracić. Wczoraj na przykład... chyba to było wczoraj, sprawiłem mu przykrość, chociaż nie chciałem.
- Jak?
- Nie zdążyłem się powstrzymać. Było tego za dużo, a ja nie miałem nawet maseczki. Chyba na niego nakrzyczałem. Nie pamiętam dokładnie. Było mi niedobrze, wszystko mnie bolało i za dużo wszystkiego.
- Boisz się ludzi?
- Nie. To jeszcze głupsze. Zarazki. Wszędzie jest tak bardzo brudno. Tylko Iruka potrafi oczyszczać otoczenie, ale od tamtego wypadku jest gorzej. Wciąż mam te obrazy przed oczami. Co jeśli mnie czymś zarazili i nie będę mógł dotykać Iruki?
- Dlaczego?
- Bo nie chcę go czymś zarazić. On jest taki... czysty, taki.... uroczy, słodki, kochany i w ogóle. To mój osobisty Anioł, ale przeze mnie ma tylko zmartwienia. Boję się, że będzie miał dosyć i odejdzie. Nie ważne czy sam czy z kimś. Ja tu gniję, a wokół niego na pewno jest mnóstwo osób. Zwłaszcza ta dziewczyna, która ciągle się do niego ślini. Co jeśli mi go odbije? Ja tego chyba nie przeżyję. On jest moim powietrzem i sensem istnienia. Gdyby nie on nie udałoby się im mnie uratować. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny, ale przywołał mnie jego głos, zapach i ten najcudowniejszy na świecie uśmiech. Kiedy straciłem pamięć on był jedynym obrazem w mojej pustej głowie. Jedynym. Pomóż mi się tego pozbyć. Dla niego. Chcę się zmienić. Być lepszy. Nie chcę go wciąż ranić. - Głos mi się zaczął łamać, ale przecież nie mogę zacząć beczeć jak małe dziecko!
- Ktoś mówił ci, że masz mizofobię?
- Ta. Tylko nie pamiętałem tej nazwy. Odkąd się obudziłem to wiele nazw mi uciekło. Nie wiem jak się nazywają, ale wiem do czego służą. Na przykład ten mebel obok łóżka, albo to dzięki czemu się dzwoni i czego nie mogę teraz używać, albo chociażby twoja, twoje, to że od głowy, ale nie fizyczne się zajmujesz. Do tego niektóre kolory czy inne takie duperele mi umknęły. Naprawisz mnie?
- Spróbuję, ale wiesz, że to nie będzie łatwe i przyjemne?
- Szkoda, ale dla niego jakoś to przetrwam. To co mam robić?
- Nie tak szybko. Najpierw muszę przeanalizować wszystko, co mi powiedziałeś i zastanowić się jak najlepiej ci pomóc. Działanie po omacku najbardziej zniechęca.
- Czułem się zmęczony i jednak zniechęcony do wszystkiego. Od tamtego zdarzenia go nie widziałem. Co jeśli już się poddał? Co jeśli się spóźniłem?
- Jesteś zmęczony. Powinieneś teraz odpocząć i się nie zamartwiać. I nie przejmuj się snem. To tylko wyrażenie twoich obaw, nad którymi już pracujemy, prawda?- powiedziała, wyjmując mi kubek z ręki.
Kiwnąłem jej głową czując, że robię się wyjątkowo senny. Jakby specjalnie mówiła takim tonem, żeby mnie uśpić. Zastanawiałem się w tym momencie czemu nie może być moją matką? Ciekawe czy jakby była, to wolałbym dziewczyny? Nie. Tak jest lepiej. Wtedy nie spotkałbym mojej słodyczy życia. Ugh... zaraz się rozkleję albo porzygam z nadmiaru sacharozy. Wtem drzwi się otworzyły i weszły dwie nowe postacie. Himura-san i... własnym oczom nie wierzyłem... Iruka tuż za nim. Znalazł go! Nic mu nie jest. Poczułem, że oko mnie zapiekło. Nie wiem czy byłem szczęśliwy, czy jakiś inny w tym momencie, ale jak cholera chciało mi się płakać i to tak porządnie i bez hamulców.
- Co tu się odjaniapawla?! - zaczął na dzień dobry. Jak ja go za ten ton głosu kocham. Normalnie nie moge przestać się zachwycać tym jak on przepięknie wygląda jak się złości i jak staje w mojej obronie. Mój Anioł, książę na białym rumaku...
- Młody Hatake wezwał mnie w ważnej sprawie, więc przyjechałam, ale spokojnie. Już idę - powiedziała, wstając.
Patrzył na nią podejrzliwie. Boże litościwy, te jego miny są najcudowniejsze na świecie.
- On cię kocha bardziej niż siebie. Poczekam za drzwiami - szepnęła mu na ucho.
Nie wiem czy to było specjalnie czy nie sądziła, że usłyszę i to do mnie dotrze, ale zawiesiłem się sekundę na tych słowach i faktycznie coś mi umkło. Zamrugałem parę razy, a nie posłuszne łzy zaczęły wypływać mi z oka.
- Hej, nie płacz. Co się stało? Powiedziała ci coś przykrego?- zapytał, a ja w odpowiedzi chwyciłem go za koszulkę i przyciągnąłem do siebie.
Wtuliłem się w niego. Spojrzałem jeszcze z wdzięcznością na Himurę, który chyba strybił, o co chodzi i się ulotnił.
- Irukaaaaa... - załkałem mu w koszulkę.- Zrobię, co zechcesz tylko mnie nie zostawiaaaaaj....- No i zacząłem beczeć jak dziecko. To było takie upokarzające.
- Co ty? Nigdy cię nie zostawię. Za bardzo cię kocham, głupku. - powiedział. przytulając mnie mocno.
- Przepraszam, sprawiłem ci przykrość, a ty się tak starałeeeeś... - dostałem słowotoku. Żałosne.
- Ja też przepraszam. Zapomniałem, że wciąż masz mizofobię. Powinienem dać ci chociaż maseczkę na twarz - powiedział cicho, tuląc mnie.
Zacisnąłem dłoń na jego koszulce i zacząłem ryczeć w głos jak głupi. Iruka już nic nie mówił, tylko mnie mocno przytulał. Wyłem tak strasznie długo, a bynajmniej tak mi się wydawało. W końcu zaczęła mnie strasznie boleć głowa i łzy mi się skończyły. Chyba znów zdarłem sobie gardło, ale o to nie dbałem. To było dziwne, ale poczułem się jakiś lżejszy i spokojniejszy.
- Iruka?- wyszeptałem, jakiś taki zmęczony?
- No słucham cię.
- Przepraszam, ale chyba obsmarkałem ci koszulkę i trochę ją zmoczyłem.
- To nic. Powinieneś się teraz zdrzemnąć, zgoda? Porozmawiam z tą kobietą, która coś od ciebie chciała i posiedzę przy tobie jeszcze, dobrze?
- Też powinieneś trochę odpocząć. I nie martw się. Póki mam ciebie, to wszystko będzie dobrze. Jeszcze będzie dobrze....- mruknąłem ledwo składając słowa.
Byłem tak przerażająco zmęczony. Zamknąłem oko i chyba tak na nim zasnąłem. Poczułem jeszcze jak kładzie mnie na pościeli. Jest taki silny... potem chyba mnie czymś przykrył. Zdawało mi się, że słyszałem jego słowa:
- Jest trochę spocona, ale chyba mogę mu ją zostawić.
Owionął mnie jego zapach jakby mnie objął i został moją kołderką, ale nie poczułem ciężaru i ciepła jego ciała. Tak też było dobrze.
- Iruka... napraw mnie...- wymamrotałem i pogrążyłem się w spokojnym śnie, że nic mu nie grozi, że Himura będzie go chronił. Oby lepiej niż mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro