Rozdział 6
Dałem się wyciągnąć rudowłosej przez pół miasta po jakąś kawę z czekoladą, której tam nie było. Później gnaliśmy z powrotem, by usiąść w kawiarni pod jej domem i wypić zwykłą kawę. Ona oczywiście nawaliła sobie tonę cukru oraz litr mleka. A jak powiedziała moja ulubiona postać z książki, mleko w kawie zakrawa o kulinarną zbrodnię. Tylko patrzyłem jak szarooka delektowała się, tak zbezczeszczoną kawunią. Ale jak można było zniszczyć taki pyszny napój? No dobra, jeszcze jak ktoś słodził miodem, to był dość naturalny, ale mleko?! Niech mi to ktoś wytłumaczy łaskawie, bo dla mnie to jest niepojęte.
- Co się tak patrzysz? – warknęła i upiła potężny łyk oraz ugryzła jedno z trzech kruchych, czekoladowych ciastek tutaj sprzedawanych. Ja osobiście zamówiłem kawałek szarlotki, która była nawet zjadliwa. I tak nic nie pobije tej, którą przygotowywała Hanketsu-san. Niebo w gębie i nikt się z tym nie sprzeczał. – Zakochałeś się we mnie?
- Chciałabyś – zaśmiałem się. – Myślałem nad tym, jak tak można zniszczyć dobrą kawę.
- Normalnie – prychnęła i ponownie ugryzła ciastko. – A ja nie wiem jak możesz jeść to gówno. – Tutaj wskazała na mój kawałek ciasta.
- Ja nie wiem jak cały dzień potrafisz przetrwać o tych krowich sikach. – No i zaczęliśmy się obrażać, a raczej to, co jemy i pijemy.
No cóż, „Najlepszy przyjaciel nie obrazi się, gdy go wyzwiesz. Rzuci jeszcze lepszym tekstem." czy coś w tym stylu...
Od zawsze prowadziliśmy takie kłótnie i wszyscy nam się dziwili, jakim cudem mamy jeszcze dobre relacje oraz jak jeszcze ze sobą wytrzymujemy. Oczywista oczywistość. Jak znajdzie się jakiegoś odludka jak ty, to się go nie puszcza za żadne skarby. Poza tym czasem chodzimy razem na zakupy i pomagam jej wybrać ubrania, a ona mi. I robimy wiele innych rzeczy razem. Jesteśmy jak rodzeństwo, a Hiroshi jak zwykle widział w tym więcej. Poza tym, jestem w związku i nie szukam nikogo na boku. Jestem szczęśliwy z moim jasnowłosym idiotą, więc więcej mi nic nie jest potrzebne. A Kazume była szczęśliwa chodząc ze swoimi okularami.
- Dobra – mruknąłem, zerkając na zegarek. – Będę się zbierać, bo ten facet dostał już za dużo czasu.
- Jak to możliwe, że potrafisz tyle wysiedzieć w miejscu, co nawet pięciu minut na lekcji teraz nie potrafisz usiedzieć spokojnie? – Podparła głowę o dłoń i spojrzała na mnie jakimś innym spojrzeniem niż zwykle. – Wytłumacz mi to.
- Bo czułbym się jakbym go zdradzał. – Uśmiechnąłem się i zgarnąłem moją saszetkę. – Jeśli on nie może uprawiać parkouru, to ja też nie będę tego robił, dopóki nie wyjdzie ze szpitala.
- Powodzenia – mruknęła i uniosła dłoń w geście pożegnania. Odwzajemniłem go i wyszedłem.
Odszedłem kawałek od kawiarni, założyłem słuchawki i włączyłem jakąś piosenkę, którą zasłyszałem kiedyś w radiu, a raczej wykradłem ją z płyty Hiroshiego, który niesamowicie mocno podniecał się muzyką europejską. Była spokojna i z przekazem. Pamiętam też teledysk skąpany w ciepłym świetle. Z tego, co się orientowałem, to piosenkarka była niesamowicie sławna, a występujący z nią gościnnie facet pochodził bodajże z Polski. Czy jakoś tak. W każdym razie uwielbiałem ją i jakoś poprawiała mi humor. A jeszcze jak Koemi pokazał mi fanowski filmik z gry z tą piosenką, to padłem prawie trupem. Uśmiechnąłem się i zacząłem biec. To, że nie „skaczę jak małpa", to nie znaczy, że nie będę pożytkował mojej nagromadzonej przez dwa tygodnie energii. Nigdy więcej tam nie pojadę. Nie do tych małych diabłów i ich matki. Nie na zadupie, na którym zobaczyć pół kreski zasięgu to wyczyn! NIGDY WIĘCEJ! Nawet młodszy brat Isobe był lepszy, a on miał ledwo trzy latka, a tamte karły miały po pięć, sześć lat. Brrr...
Dotruchtałem do szpitala i wlazłem do windy, nawet nie myśląc o schodach. Na czwarte czy piąte piętro piechotą, aż taki zdesperowany nie byłem, by wykorzystać siły. Gdy dojechałem na piętro docelowe, napotkałem Ota-san. Uśmiechnęła się szeroko i zapytała, czy czasem nie pomógłbym jej później przy Kakashim, bo wyjątkowo będzie pełniła przy nim całościową wartę na wzgląd, że tamten pielęgniarz wziął chorobowe, a nikogo innego na tym oddziale nie ma. No, zgodziłem się. Ota-san naprawdę była miła, więc pomaganie jej, to była czysta przyjemność. Tak samo jak wywoływanie na jej drobnej twarzy tego cudnego uśmiechu. Czułem się niczym pięciolatek rozweselający swoją matkę. Wsiadła do windy i zjechała na dół.
A ja udałem się do Kakahiego, przy którym dalej siedział ten podejrzany facet. Zmarszczyłem czoło i wszedłem bez pukania. Stwierdziłem, że wystarczy tego dobrego. Chcąc grzecznie wyprosić faceta, otworzyłem usta, ale zanim zdążyłem wydać dźwięk, to za mną wparadował pan: „Kurwa, patrzcie jaki ze mnie detektyw z takim przerośniętym ego!!!". Ewidentnie prosił się o to, bym się odwrócił i z rozmachu przywitał go pięścią w nos. Jednak mój chłoptaś mnie uprzedził i zimnym tonem, któremu do dawnego brzmienia daleko jeszcze było, wyprosił z pomieszczenia. Natomiast ja skorzystałem z okazji i poprosiłem uprzejmie Himurę-san, by dał spokój już młodemu Hatake. Naturalnie zgodził się i z uśmiechem poprosił o trzymanie pieczy nad nim. Ledwo obaj intruzi wyszli, dostałem SMS-a od Naru, że za jakieś dwie godziny będzie. A ja nawet nie zdążyłem nic powiedzieć do Kakashiego, który zasnął. Poznałem to po lekkim pochrapywaniu, które bardziej wynikło z niezbyt dogodnej pozycji. Jednak zdążyłem tylko lekko opuścić oparcie, gdy do pokoju weszła Ota-san. Uśmiechnęła się przepraszająco i zapytała, czy już zasnął. Kiwnąłem głową i zacząłem jej pomagać. Delikatnie obmywałem skórę jasnowłosego, który chyba naprawdę musiał być padnięty, albo nie chciał zawstydzić osób, które się nim zajmowały. Wszystko możliwe. Dosłownie.
Po ciężkiej pracy opadłem na stołek i posiedziałem z minutę, gdy otrzymałem wiadomość, że Naru zaraz będzie. Westchnąłem. Kiedy po prostu posiedzę sobie przy Kakashim?! Tak trudno jest dać nam pięć minut? Jednak bez słowa wyszedłem na korytarz, by zobaczyć się z „aniołem naszych czasów", jak nazywałem go w dzieciństwie. W sumie to nie w dzieciństwie. TO BYŁO TRZY LATA TEMU! Czy cztery... Kończyliśmy liceum, więc jakoś tak. Szybko ten czas leci. Po tym jak zostawiłem braci samych, zadzwoniłem do Koemiego, żeby poinformować, że powinien nastawić wodę na kawę oraz przygotował niezły horror, bo zamierzam znowu nocować u niego. No jak już to przynajmniej nie będę siedział całą noc samemu. Obaj nie przepadamy za aż takim strasznymi filmami, ale od czasu do czasu siadaliśmy we trójkę i oglądaliśmy coś mocnego. Jednak Kakashi zasypiał bez problemu, a jak mnie oplótł długimi rękoma, to i ja po jakimś czasie zasypiałem. Natomiast Koemi wtulał się w nas i też zasypiał. No cóż, jego matka przestała się obruszać, że jej synek przesiąka „gejozą". Jakby widziała jakie ostre romanse prowadził w grach! O boże! Pamiętam jak puścił mi wszystkie scenki z romansu Hawke z Fennrisem . Ale nie kobiecej podróbki Hawke! Oj nie. Tam było najpiękniejsze yaoi jakie było mi dane oglądać. No, pomijając tego z „Mass Effect: Andromeda" czy „Fallout 4". Tam były takie piękne romanse. No, ale jego matka nie wiedziała, że w grach woli chłopców. Taki mały niuans, o którym ją nie uświadamialiśmy... Nie mieliśmy serca łamać jej światopoglądu. Nie chcieliśmy psuć jej spojrzenia na nas. Na te „niewinne dzieciaczki, które krzywdy nie zrobiłyby nawet komarowi". Zawsze dobrze było mieć osobę, niespokrewnioną, która jednak uparcie twierdziła, że nie jest się kimś niebezpiecznym czy jakimś przestępcą. Uśmiechnąłem się i wchodząc, obwieściłem głośno swój powrót. Pani Hanketsu przywitała mnie talerzem jej popisowych rurek z kremem i kawą. Ta kobieta robiła mi za matkę. A przynajmniej nie parodiowała tego jak Hiroshi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro