Rozdział 17
Wcześnie rano obudzono mnie na obchód, który w sumie niczego za bardzo nie wnosił oprócz suchej informacji, że szanowne grono znachorów uzgodniło, że mogę rozpocząć rehabilitację.
Kiedy sobie wreszcie poszli miałem wrócić w objęcia snu, ale nie dane mi to było, gdyż pojawiła się pielęgniarka z miską tego bezsmakowego dziadostwa. Postawiła parującą miskę na stoliku obok łóżka, które ustawiła tak, że siedziałem lekko się opierając o nie plecami.
- Przyniosłam śniadanie. Zaraz przyniosę kompotu do popicia i leki.- powiedziała.
- To gówno nie powinno mieć tak szumnej nazwy. I jakbyś mogła zamiast tych szczyn przynieść mi samej wody.- warknąłem na nią rozeźlony.
Spojrzała na mnie i poszła sobie. Nie miałem ochoty na jedzenie. Na samą myśl o tej odrażającej papce odechciewało mi się jeść, a to z kolei powodowało, że byłem słaby i nie miałem siły na nic. Dlatego głównie drzemałem, co też zaczynało mnie irytować.
Siedziałem jak jakiś paralita nie mogąc wrócić do spania. Wtedy do pokoju wszedł Iruka. Wydawał się być jakiś zmęczony, niewyspany, ale i zdeterminowany do czegoś. Poczułem ukłucie paniki. Chyba nie przyszedł tu żeby ze mną zerwać?
Podszedł do mnie, a ja zaskoczony wyczułem leciutką woń alkoholu. Z bliska wyglądał raczej na skacowanego. Byłem w szoku i niemal przerażony.
- Iruka? Piłeś?
- Och... jednak wyczułeś?
- Tak. W dodatku wyglądasz jakbyś był na tęgim kacu. Powinieneś odespać, a nie zmuszać się do przyjścia tu. To przeze mnie?- zapytałem odwracajac wzrok.
- Też. Wczoraj się trochę tego nazbierało i jakoś tak wyszło.- burknął.
Przerwało nam pojawienie sie pielęgniarki. Postawiła na stoliku obok kubek i miarkę pełna tabsów. Skrzywiłem się na ich widok. Nienawidzę ich, ale nie mam wyboru jeśli chcę wyjść.
- Tu masz wodę i leki.- powiedziała sucho.
- Ta, dzięki.- mruknąłem nawet na nią nie patrząc.
- Powinieneś coś zjeść zanim weźmiesz leki, chyba że chcesz zniszczyć sobie żołądek i wątrobę, a potem czekać na przeszczep, to twoja wola.- powiedziała i odwróciła się na pięcie.
Poszła sobie dając nam wreszcie święty spokój. Może te słowa były jej sposobem zemsty za moją poprzednią odzywkę? Może, ale mnie to najmniej obchodziło, zwłaszcza w tym momencie.
- Nie chcę sprawiać ci przykrości. Nie chcę żebyś przeze mnie sięgał po to świństwo i się truł.
- Teraz powinieneś zjeść śniadanie i leki.- powiedział biorąc w ręce miskę z przestygająca papką.
Nabrał jej trochę i podsunął mi i pod nos. Skrzywiłem się i próbowałem uniknąć tego.
- C-co ty?
- Pozwól mi, proszę.- powiedział to takim tonem, że nie potrafiłem mu odmówić.
W odpowiedzi, niechętnie z małym fochem na twarzy otworzyłem usta i pozwoliłem mu się nakarmić, mimo, że doskonale sam bym sobie poradził. W końcu jedną rękę jeszcze mam.
Tak właściwie to nie było takie złe. Wyobraziłem sobie, że leżymy nad basenem, albo na łączce leśnej, a on mnie karmi winogronami albo truskawkami. Potem przeszlibyśmy do jeszcze przyjemniejszej części. Nagle poczułem tam ból. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że jeszcze w takich momentach mnie boli. Westchnąłem zrezygnowany.
- Coś cię boli?- zapytał.
- Och. To nic takiego. Naprawdę. Podasz mi wodę i to paskudztwo?
- Jasne.- odstawił miskę i podał mi zestaw.
Wziąłem leki i popiłem je wodą. Wiedziałem, że w tym momencie mamy jakieś 15 minut zanim mnie odetnie na co najmniej godzinę.
- Wiesz, co? Jak wyjdę i będziesz chciał to moglibyśmy iść do lasu na piknik. Tak romantycznie tylko we dwoje.
- Chciałem z tobą pogadać. Oczywiście jeśli nie jesteś za bardzo obolały czy coś.
- Właściwie ty zawsze mnie w takich momentach wysłuchujesz, więc sądzę, że to będzie w porządku jak teraz ja cię wysłucham i może uda mi się coś poradzić czy pomóc?
Iruka uśmiechnał się, ale w taki sposób, że miałem wrażenie, że tego się po mnie nie spodziewał.
- Myślałem o tym jak cię o to zapytać, ale nic mądrego nie wymyśliłem, więc zapytam wprost. Zrozumiem, jeśli się obrazisz, albo za bardzo cię to dotknie, ale.... kim ja właściwie dla ciebie jestem?
Spojrzałem na niego niedowierzająco. Zastanawiałem się, kto mu jakiś głupot naopowiadał.
- Moim kochanym chłopakiem i najlepszą niańką pod słońcem? Bo dalej chcesz nim być, prawda?- odpowiedziałem z lekka obawa w głosie.
- Chcę, nawet bardzo, ale nie o to mi chodziło. No wiesz.... czy jesteś ze mną tylko dla TEGO.
- I kto tu jest głupi.- westchnąłem nagle rozumiejąc, o co poszło. Ktoś mu naopowiadał, że go nie kocham, tylko trzymam przy sobie, bo mi daje. Pewnie ta durna koza, co się do niego tak ślini.- Iruka. Spójrz mi w oczy i skup się na tym, co chcę ci powiedzieć, ok?- dodałem wpatrując się w jego twarz i te cudowne oczy, w których czaiło się coś cierpiącego.
Patrzył na mnie w ten sam sposób, co ja przed chwilą. Naprawdę jesteśmy siebie warci. Dwóch idiotów beznadziejnie w sobie zakochanych, ale bojący się straty po słowach osób, które chcą koniecznie nas rozdzielić.
- Iruka. Ja cię kocham jak głupi wariat. Jesteś dla mnie najważniejszy, numer jeden bez miejsc egzekwo. Jesteś dla mnie powietrzem i sensem istnienia. Ja nie przeżyję jeśli odejdziesz. Zmarnieję i uschnę jak kwiat bez słońca i wody. Nawet jeśli dam ojcu szansę to będzie mógł liczyć na max drugie miejsce. Dalej chcę żyć wyłącznie dla ciebie i cię uszczęśliwiać, spełniać zachcianki i robić z tobą wszystko, co tylko na świecie. Nie będę kłamał, że nigdy się nie będziemy kłócić, bo to niemożliwe, ale na pewno jakoś dojdziemy do porozumienia. Jestem tego pewien. Chcę być z tobą, bo kocham cię jako człowieka, twoją osobowość, te śliczne oczyska, najpiękniejszy na świecie śmiech, twój kojący zapach, ciepło twojego ciała. Jeśli już nie chcesz to nie musimy uprawiać seksu. Jeśli tego nie lubisz, to po prostu mi powiedz, bo ja nie wiem. Tak samo jak nie wiem kiedy cię boli, albo jest ci źle. Moge się tylko domyślać, kto ci w tym ślicznym łebku namieszał, ale nie chcę żebyś był moją sekslalką. Chcę mojego Aniołka. Tylko tego chcę i pragnę. Seks może być tylko dodatkiem, ale to ty jako ty jesteś dla mnie najważniejszy na świecie i chcę żebyś to dobrze zrozumiał. To dla ciebie walczę z moją małą fobią. Wybacz, że wtedy spanikowałem. Z tobą na pewno mi się w końcu uda z tym wygrać.
Tym razem oczy, biednego, głupiutkiego i skacowanego Iruki napełniły się łzami.
- Przepraszam, Kakashi. Przepraszam, że zwątpiłem w ciebie i twoje uczucie.
- Nie masz za co. Przepraszać to powinna ciebie ta głupia dziewucha i wszyscy inni, którzy sączą jad do twojej czystej duszy.- powiedziałem- A ja chciałem zaproponować, by ta śliniąca się świnia dołączyła do nas jak ćwiczymy w parku.- dodałem z głośnym westchnięciem.
- Naprawdę?- zapytał a jego duże zwykle oczy zrobiły się jeszcze większe, mimo, że sądziłem, że to już chyba niemożliwe. Myliłem się.
- Ta, ale już mi chyba przeszło.- burknałem.
Iruka widocznie był zakłopotany, a ja się zacząłem robić zbyt senny na prowadzenie dalszej rozmowy, którą w sumie uważałem za już zamkniętą.
- Iruś. Jesteś wykończony. Powinieneś się zdrzemnąć. Na pewno męczy cię ten kac morderca.
- Nie no nie aż tak bardzo. Żałuję, że piłem, ale jestem szczęśliwy, że ty też mnie kochasz.
- Nie przejmuj się. Zazdrośni ludzie tak mają. Będą próbowali zniszczyć twoje szczęście, byś też nie mógł być szczęśliwy. Cholernie się za tobą stęskniłem i mimo, że walisz jak melina, chciałbym żebyś się wślizgnął do mnie. Przesunę się.
- Nie powinienem...
- No nie daj się prosić. Z prawej strony nic mi nie jest. Tylko opuść to piekielne łóżko.
Iruka wahał się chwilę, a ja odpływałem powoli. Przeklęte leki. Jednak się zdecydował. Zdjął buty i bluzę. Rozejrzał się wokół, a ja przesunąłem się w lewo najbardziej jak tylko mogłem robiąc mu trochę miejsca. Iruka wślizgnął się pod kołderkę i położył na boku twarzą do mnie. Przyciągnąłem go bliżej, tak by jego głowa spoczywała na moim barku. Zachichotałem.
Iruka delikatnie się do mnie przytulił i zamknął znużone oczy. Patrzyłem na jego spokojną, śliczna twarz. Bosz.... jak mi tego brakowało. Trwałem tak dotąd póki i mnie nie zmorzył sen.
Obudziło mnie dopiero natrętne szarpanie za rękę. Ledwo byłem w stanie otworzyć zalepione oczy. Zupełnie jakbym to ja miał kaca. Spojrzałem na natręta. Najwyżej jak już to moralnego.
- No wreszcie. Nie chciałbym wam przerywać tej uroczej sielanki, ale dostałem właśnie ostrzeżenie, że za 15-30 minut przyjdzie tu twój lekarz i na pewno nie będzie zadowlony, że wpuścileś kogokolwiek do łóżka.
- Ughm... Himura-san. Możesz zabrać Irukę do nas? Ma potwornego kaca. Niech Naru się nim zajmie. Ja teraz będę miał rehabilitacje, więc bez sensu, żeby siedział pod salą i na mnie czekał. Jego buty i bluza są obok łóżka. Wiesz... elektrolity, glukoza, świeżak, prysznic...- ledwo mamrotałem.
- Jak sobie życzysz. Przekażę Narusawie- san.
- I jeszcze jedno. Poprosisz tą uprzejmą osobę do mnie? Spokojnie. Chcę jej tylko podziękować.
- Oczywiście.- powiedział na chwilę znikając.
Wrócił dość szybko i delikatnie owinłą Irukę jego bluzą, a buty związal razem i wział przez rękę. Nastepnie ostrożnie, by go nie obudzić wziął na ręce i wyniósł z pokoju. Wiedziałem, że Iruka jest z nim bezpieczny. Himura to nadal Himura. Nigdy nie pozwolił by spotkała nas krzywda. Zawsze byl gdzieś w cieniu. Obserwował, potem działał niemal niezauważenie.
Moje dalsze, wciąż senne myśli przerwało nadejście pielęgniarki, która ostrzegła Himurę.
- Chciałeś mnie widziec?- zapytała miękko.
- Tak. Chciałem tylko podziękować za to ostrzeżenie. Naprawdę bardzo ci dziękuję. Iruka nie potrzebuje jeszcze takiej awantury. Jest już taki zmęczony.- powiedziałem rozmemłanym głosem.
- Wiem, że jesteście sobie bliscy i tak długi czas jest ciężki dla was obu i rozumiem, że już nie mogliście wytrzymać, ale miło to usłyszeć od ciebie. Jestem tu z wami od początku, więc zdążyłam poznać, no głównie Irukę-kun. Masz całkowitą rację nazywając go Aniołem. Był tu odkąd przywieźli cię po wypadku i operowali. Koczował pod blokiem, a potem jak już pozwolono mu wejść, to siłą go było ciężko oderwać od twojego łóżka.
- Wciąż uważam, że na niego nie zasługuję, Ota-san. Jednak podjąłem pewien wysiłek, by to zmienić. Myślisz, że zdążę?
- Tak. Jestem tego pewna. On się tak szybko nie podda.
- Dziękuję. To jest takie trudne. Mam nadzieję, że zauważy moje starania. Ota-san?
- Tak?
- Czy mogę dostać szklankę wody? Skoro ma ten uciążliwy człowiek tu przyjść, to wolałbym być mniej rozespany. Pewnie na chociaż filiżankę kawy nie mogę liczyć?
- Niestety nie. Radzę prozmawiać z lekarzem.
- Dobrze.- kiwnąłem jej głową.
Leki wciąż jeszcze mnie zmulały. Jak zaraz nie napiję się czystej wody, to znowu się porzygam. Tym całym kleikiem. Na szczęście Ota-san wróciła doś szybko i pomogła mi usiąść. Podała mi kubek, więc zachłannie wypiłem jego zawartość. Juz miałem poprosić o jeszcze kiedy pojawił isę on w swej natrętnej osobie.
- Dzień doberek, panie Hatake.
- No nie bardzo.- burknąłem nie podzielając jego entuzjazmu.
- Och. Zaraz uczynię pański dzień lepszym.
- Dostanę kawy i normalne jedzenie?- zapytałem nie czekając na pozytywne rozpatrzenie mojej jakże skromnej propozycji.
Zaczął się śmiać. Doprawdy. Nie rozumiem, co tych wszystkich ludzi tak bawi. Naburmuszyłem się w odpowiedzi.
- Pomyślimy nad tym. Kiedy ostatnio pan wymiotował, tylko szczerze.
- Jak mi ściągali gips i nafaszerowali jakimiś prochami, a potem zmusili do patrzenia na to wszystko. Zawsze po tych lekach robię sie śpiący, a jak ktoś mnie obudzi, to robi mi się niedobrze.- wyburczałem odpuszczając sobie nadzieję na coś normalnego.
- Mmm... rozumiem. Zrobimy tak. Najpierw pojedzie pan na rehabilitację. Na początek będziemy głównie ćwiczyli utrzymywanie pionu, potem masaże i ćwiczenia mięśni. Jeśli będzie pan robił postępy to niedługo przejdziemy do ćwiczenia chodzienia. Ma pan stu procentową szansę chodzenia. Nie wiemy tylko czy będzie musiał się pan wspomagać kulami i tak dalej. Oczywiście lojalnie powinienem pana ostrzec, że na początku to może być dość bolesne. Mięśnie się zastały, kości dopiero, co zrosły...
- Na samym tym białym łajnie daleko nie zajdę.- warknałem.
- Zobaczymy co będzie po dzisiejszej rehabilitacji. Zobaczę też, czy możemy zmienić leki. Może któreś można będzie już zacząć odstawiać. Zgoda?
- Ta. I, eee... dzięki za rozważenie mojego wniosku.- burknałem odwracając głowę.
Lekarz zaśmiał się.
- Proszę zawieźć naszego nieśmiałego księcia do piątki. Rehabilitantka już tam czeka.- powiedział i wyszedł.
Ota-san gdzies zniknęła, by po chwili pojawić się z tym przeklętym wózkiem.
- Pomogę ci wyjść z łóżka i usiąść, dobrze?
- Ta.
- Przy okazji gratuluję. Pierwszy raz mu za coś podziękowałeś. I powiedziałeś wszystko.
- No, staram się w końcu.- mruknąłem gramoląc się na jego brzeg.- Miejmy to już za sobą.- dodałem i pozwoliłem jej sobie pomóc. To była taka nasza szpitalna matka.
Usiadłem na wózku i już mieliśmy wyjechać, kiedy uświadomiłem sobie co tam czyha za moimi bezpiecznymi drzwiami.
- Ota-san? Mogę dostać chociaż maseczkę ochronną na twarz?
- Ach tak. Jasne. Mam tu przygotowane. Rękawiczki z materiału i maseczka antysmogowa.- zreflektowała się i pomogła mi znowu.
Odetchnąłem czując się bezpieczniejszy i wreszcie tam pojechaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro