Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15


Na korytarzu od rana słychać było jakieś wielkie poruszenie. Początkowo pomyślałem, że o mnie zapomnieli z tego wszystkiego. Jednak nie. Przyszli, i to całą gromadą. Zupełnie jakbym był jakimś egzotycznym okazem albo obiektem ich chorych eksperymentów. Poczułem uderzenie paniki, które prawie mnie ścięło, ale coś w ostatnim momencie zablokowało we mnie wszystkie emocje. I to coś było w mojej głowie. Na pewno było właśnie tam. Poczułem tylko jak coś dziwnego jakby ścisnęło mi ją niczym obręczą z jakieś tworzywa jak na filmach sciene- fiction. 
Odkryli mnie i oglądali, a ja nie mogłem się nawet ruszyć. To było takie żenujące. 
Po chwili najstarszy z nich popatrzył na mnie świdrującym wzrokiem.

- Panie Hatake, dzisiaj ściągniemy gipsy i zobaczymy jak się kości zrastają. Zamienimy go w zależności od stanu kości albo na półgips, albo coś innego. Zależy co się tam będzie kryło. Jeśli wszystko będzie w porządku, to mógłby pan zacząć stawiać pierwsze kroki.

- Super.- powiedziałem beznamiętnie, ale poczułem przypływ niemal euforycznej radości. Jednak to coś, zablokowało i te emocje.- Jest gdzieś tu Narusawa, mój brat?

- Niestety nie. Jeszcze go dzisiaj nie widzieliśmy.

- Maaa ...- jęknąłem tylko zrezygnowany.- dostanę moją komórkę? - zapytałem naiwnie.

- Niestety nie wolno  tutaj używać żadnych urządzeń elektronicznych.

A już chciałem powiadomić mojego Aniołka, że ​​ściągają mi to cholerstwo i niedługo stąd wyjdę.

Zabrali mnie, o dziwo na łóżku, do innej sali. To już mnie zaniepokoiło. Migające światła na suficie powodowały, że robiło mi się niedobrze. Ostatnio połowa wszystkiego powodowała u mnie to uczucie mdlenia w żołądku i zastanawiałem się nad tego przyczyną, ale nie byłem dobry w tych tematach. Błąd. Będę musiał to nadrobić jak tylko wyjdę. Na razie najbardziej z tej dziedziny fascynowała mnie anatomia. Anatomia Irusia mojego, rzecz jasna, którą zgłębiałem godzinami i z niezwykła starannością i dokładnością, a mimo to wciąż tyle było do odkrycia. Musiałem wyglądać dość żałośnie, więc nie otwierałem oka póki nie uznałem, że to koniec trasy.

Kiedy się zatrzymaliśmy i powstał ruch z dala od mojego łóżka, odważyłem się otworzyć oko, a nawet usiąść. Kolejny błąd. Po chwili zrozumiałem dlaczego. Jeden z lekarzy podszedł do mnie z z jakimś piekielnym urządzeniem, które wyglądało jak tarczowa piła na prąd.

- No chyba se żarty robisz.- warknąłem próbując się odsunąć ,ale za wiele to nie mogłem zdziałać.

- Proszę się uspokoić. Nim zdążysz wypowiedzieć Konstantynopolitańczykiewiczówna z powyłamywanymi nogami będzie po wszystkim.

Spojrzałem na niego jak na debila z psychozą i dalej próbowałem zwiać nim odrąbie mi nogę. Niestety nie udało mi się to za bardzo. Czyjeś silne ręce sprowadziły mnie do parteru i przycisnęły do łóżka. Wstrzyknęli mi znowu jakieś gówno. Po chwili szarpania się poczułem, że w sumie jest mi wszystko obojętnie. Zrobiłem naburmuszoną minę i zamknąłem oko.

Czułem tylko nieprzyjemne szarpanie i słyszałem upiorny dźwięk tej piły. Jednocześnie nie byłem w stanie się tym przejąć i zaczynało mi się robić niedobrze. Po dłużącej się chwili szarpanie z nogi przeniosło się wyżej. Miałem wrażenie, że zacząłem się trząść. Co oni ze mną robią, do ciężkiej cholery?!

Minęła kolejna dłużąca się chwila i zaczynałem odczuwać ucisk w żołądku i lodowate ukłucia paniki. Jak brudne to może być? Ile syfu się tam nazbierało przez tyle czasu?
Podniesiono mnie do siadu. Nieszczególnie chciałem na to patrzeć.

- Proszę spojrzeć. Wszystko w porządku. Noga cała i na miejscu.- powiedział jeden z lekarzy.

- A oko? Ręka... nie mogę nią ruszyć.- wydusiłem z siebie.

- Halo, tu ziemia. Jeszcze nie odpływamy.- miałem wrażenie, że zakpił.

- Nnn...- jęknąłem ostrzegawczo, ale się nie odsunął.

Skrzywiłem się i moim ciałem szarpnęło. Puściłem wprost na niego pięknego, soczystego pawia. Gdyby nie widok mojej nogi, która wyglądała jak brudna kończyna przeszczepiona od jakiegoś gnijącego umarlaka, to chyba bym się zaczął śmiać.
Tak oto zostałem rzygającym tworem Frankensteina. Ręka pewnie też tak samo wyglądała. Brakowało mi tylko śruby w szyi. Szwów pewnie i tak było pełno. Zakrztusiłem się czymś. Śmierdziało. Dotarło do mnie jeszcze, że ktoś coś krzyknął jakby zaniepokojonym głosem, ale nie miałem już na nic siły. Pochłonęły mnie kojące ciemności.

**********************

Obudziłem się w znajomym otoczeniu. W ustach miałem obrzydliwy posmak i jakąś Saharę. Czułem się słabo, ale chciałem usiąść. Jednak sam nie dałem rady.

- Obudził się.- usłyszałem znajomy głos.

Podszedł do mnie i wtedy go rozpoznałem. "Pana niczym nie pachnę" gapił się na mnie.

- Chcę usiąść.- burknąłem.

- Oczywiście.- powiedział i pomajstrował przy łóżku, które ułożyło mnie w pozycji siedzącej.

Wciąż mnie to wkurzało, ale byłem zbyt zmęczony po tej akcji z rana. Chyba to było rano.

- Coś jeszcze potrzebujesz?- zapytał

- Pić mi się chce. Tylko nie te paskudne siki. Może być sama woda.

- Już się robi.- powiedział i szybko znalazł się w miejscu, gdzie zwykle znikały pielęgniarki.

Wrócił tak szybko, że nie zdążyłem nawet pomyśleć o drzemce. Dał mi kubek i obserwował czy nie wypadnie mi z ręki. Musiałem naprawdę słabo wyglądać. Wypiłem bez słowa.

- Dzięki. Mogę jeszcze czy tez mi nie wolno?- burknąłem.

Rozejrzał się po sali i nachylił konspiracyjnie.

- Masz. Przemyciłem ci, tylko się nie chwal.- powiedział wręczając drugi kubek.

Podejrzliwie wziąłem kubek i upiłem łyka. Spojrzałem na niego zaskoczony. Pewnie nie powinienem, ale zachłannie wypiłem wszystko.

- W życiu bym się nie spodziewał, że sok pomarańczowy może być tak dobry.- powiedziałem cicho.

Uśmiechnął się lekko.

- Trochę ci po tym kolorki wróciły.- powiedział wskazując na moją twarz.

Maaa... jeszcze ciastko z czekolada od Hanketsu-san i wrócę do żywych.- mruknąłem robiąc focha, że się ze mnie nabija.

Zaśmiał się. Znów się rozejrzał. i sięgnął za pazuchę. Wyciągnął z niej małe zawiniątko.

- No bardzo śmieszne. Bardzo. Sam byś tak miał w mojej sytuacji. Nawet nie wiesz jakie paskudne jest to żarcie. Psom bym tego nie dał.- warknąłem.

- Po tym, co odwaliłeś podczas ściągania gipsu, to mam wątpliwości czy ci dać, ale wiesz... to nawet zabawne było.- powiedział rozchylając serwetkę.

- Jego wina. Nie trza było mnie szprycować i zmuszać do patrzenia.- burknąłem.

- Iruka prosił mnie, żebym ci przemycił chociaż jedno.- powiedział cicho i na serwetce podał mi... najprawdziwsze ciastko od matki Boczka.

Chwyciłem je szybko i zacząłem wsuwać jakby to nie wiem jakie delicje były. No w sumie zawsze były. Nie przepadam za słodkim, ale jej wypiekom się nie odmawia. Zwłaszcza teraz smakowało nieziemsko. Wszyscy mogą się śmiać, ale teraz byłem szczęśliwy. Naprawdę.

- Dziękuję. Ratujesz życie moim kubkom smakowym.- westchnąłem.

- Cieszę się. Przyniosę ci wody. Dałbym ci więcej, ale lepiej nie przeginać. Za chwilę będziesz miał gościa.- powiedział już spokojnie. 

- Iruka?

- Nie. Nie Iruka. Masz niezłą obsesję na jego punkcie.- zaśmiał się

- To kto?- burknąłem niezadowolony, ale w sumie to była prawda. 

Gdyby ktoś tylko próbował mojego Aniołka skrzywdzić, to zabiłbym go własnymi rękoma, choć pewnie Himura-san albo jego ludzie zajęli by się tym za mnie.

- Zobaczysz.- uśmiechnął się lekko i poszedł po tą wodę.

- Nie cierpię niespodzianek.- burknąłem za nim.

Przyniósł mi wody i bez słowa wyszedł, ale nie zamknął za sobą drzwi, co było NIENORMALNE w jego przypadku, więc zakładałem, że ten gość, właśnie tam koczuje.

Jakoś nieszczególnie zainteresowany, kto tym razem postanowił mnie podręczyć zająłem się swoją wodą. Po dłuższej chwili usłyszałem kroki.

- Himura-san?

- Tak, paniczu?

- Kiedy mi to zdejmą z oka? Wyglądam jak ofiara wojny i okopu, noooo..... bo dalej to oko mam, nie? Nikt mi nic nie chce powiedzieć i tylko mnie wkurzają.

- Masz, tylko jest bardziej osłabione niż prawe i musisz je jeszcze oszczędzać. Cierpliwości.

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego wściekłym wzrokiem chcąc coś warknąć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Obok łóżka stał... mój ojciec. To musi mi się śnić. Byłem totalnie zaskoczony i nie wierzyłem własnemu oku. On nie może być prawdziwy. Kiedy już uwierzyłem i chyba nawet zaakceptowałem fakt, że dla niego ważniejsze jest wojsko, honor wojownika i głupia ojczyzna, która napluje ci w twarz, gdy przestanie potrzebować, niż ja.

Porzuciłem kubek i wyciągnąłem rękę w jego stronę. Stał blisko, więc zdołałem go sięgnąć. Wyciągniętym palcem dźgałem go w ten spartańsko twardy brzuch, by się upewnić, że jest materialny. Byłem co najmniej podejrzliwy. Może to jakiś podstęp?

On w odpowiedzi uśmiechnął się i sięgnął do mojej głowy. Odruchowo uderzyłem go w nią broniąc dostępu.

- Nie dotykaj. Brudne.- burknąłem.- I nie musisz ćwiczyć mojego "połysku". To że nie wyglądam, to nie znaczy, że jestem powolny jak ślimak w ciąży.

- Widzę, że ci się polepszyło od naszej ostatniej rozmowy. Chyba niepotrzebnie tu przyleciałem.

Zrobiło mi się cholernie przykro, ale nic nie odpowiedziałem. Odwróciłem tylko głowę, by nie widział jak zbierają mi się łzy. Byłem przekonany, że teraz wyjdzie z tekstem typu: zawiodłeś mnie. Jesteś taki słaby, czy coś.

Jednak on zrobił coś niespodziewanego. Cóż... bynajmniej nie robił tego odkąd skończyłem podstawówkę. Oficjalnie nie znosiłem tych jego niedźwiedzich czułości, ale kiedy tylko był sam, to przychodziłem do niego tylko po to, by posiedzieć mu na kolanach. Pewnie nigdy nie zdawał sobie sprawy jak bardzo potrzebowałem jego obecności i aprobaty.

Teraz już w sumie nie bardzo. Stał się prawie obcym człowiekiem. Przestałem na niego czekać, tęsknić i w ogóle. Jego miejsce zajął Iruka i wcale tego nie żałowałem. Przynajmniej był blisko, kochał mnie i mogłem zawsze na niego liczyć. Zdarzało się już, że po prostu ściągałem go do siebie tylko po to, by się przytulić i pomilczeć. Kocham te jego ramiona, chociaż nie wiem czy bardziej niż tą wiecznie, cudnie opaloną i rozkosznie miękką skórę, podniecający tyłeczek i najsłodsze jęki jakie można z siebie wydobyć. Nie mogę się wciąż zdecydować. Pewnie dlatego, że  w sumie wszystko w nim kocham.

Wracając do rzeczywistości. Ojciec podszedł do mnie i objął tymi swoimi twardymi ramionami, które były tak inne od Irukowych i przytulił. Nie miałem pojęcia jak na to zareagować. Tak bardzo za tym tęskniłem, tyle lat, że zapomniałem jaki on jest.

- Musiałem prawie zginąć, żebyś się mną zainteresował? Co zrobiłem nie tak, że mnie porzuciłeś?- zapytałem cicho z goryczą w głosie.

- Nigdy cię nie porzuciłem, synu. Wiem chyba o wszystkim co się działo przez ten czas.

- Wszystko?- zapytałem nagle sztywniejąc.

- Tak sądzę. Na przykład o tym jak znalazłeś sobie przyjaciół. Może nie są na twoim poziomie, ale skoro tak dobrze się z nimi bawisz, to nie mam nic przeciwko. Śledzę też waszego bloga. Przynajmniej raz w tygodniu tam jestem i zostawiam wam komentarze, parę razy rozmawialiśmy. Kyuubi57. Na pewno kojarzysz.

- Ta. Profil, który nie istnieje, ale się odzywa. Zakładałem, że to jakiś bot.

- Ranisz mnie.

- No wybacz, że znowu cię zawiodłem i rozczarowałem. Chciałbym chociaż w połowie jak ty mnie. Ot tak. Po prostu zniknąłeś. Wszyscy sobie poszliście w cholerę! Zostawiliście dziecko na pustkowiu! No gratuluję metod wychowawczych.- warknąłem, ale wreszcie zmusiłem się do ruchu, o ile złapanie go za ubranie i przyciśnięcie do siebie można tak szumnie nazwać.

- Bardzo cię przepraszam, synu. Sądziłem, że tak będę mógł cię lepiej chronić, a tylko zniszczyłem nasze relacje. Ja... wciąż kocham cię tak samo. Wybaczysz mi?

- Cóż.... jakieś 4 lata temu dałbym ci kopa w dupę i w niewybrednych słowach powiedział jak bardzo cię za to nienawidzę, ale... ktoś mnie nauczył bezużytecznych emocji i coś mi każe dać ci ostatnia, nieufną i bardzo podejrzliwą szansę.- burknąłem cicho wtulając się w niego będąc przekonanym, że on zaraz po wyjściu z tego pokoju wróci do tej swojej, głupiej armii. Może lubi się znęcać i rozdrapywać stare rany?

- Kim on jest? Chciałbym mu za to podziękować.

- Trzymaj się od niego z daleko. Jeśli choćby spróbujesz go skrzywdzić, to ja cię zniszczę.- warknąłem zapominając kogo mam przed sobą, ale nie mogę pozwolić, by zrobił to samo z moim Aniołkiem. Nikomu nie pozwolę go skrzywdzić! Nikomu!

- Och, dobrze, już dobrze. A opowiesz mi o tym chłopaku, który cię uratował?

- Nie.

- Dlaczego?

- Przecież wiesz wszystko. Zapomniałeś, że nie jestem wylewny?

- To suche informacje. Chciałbym coś usłyszeć od ciebie. Mógłbym poznać twoich przyjaciół?

- Nie, bo powiesz, że ściągają mnie do swojego poziomu.

Zaśmiał się. No nie mógł sobie podarować i poczochrał mnie po włosach, które były obrzydliwie brudne i spocone. Wzdrygnąłem się na sama myśl. Odepchnąłem go najmocniej jak tylko mogłem. Kit z tym, że byłem w tym momencie słaby jak dziecko, co irytowało mnie jeszcze bardziej. Teraz potrzebowałem, oprócz prysznica rzecz jasna, już tylko Irusia.

- No już cię nie męczę. Niedługo wracam. Właśnie jestem w trakcje przeprowadzki moich ludzi do najbliższego garnizonu. Będziemy mogli widywać się częściej jeśli będziesz chciał.

- Mimo wszystko fajnie cię było zobaczyć.... tato.- powiedziałem wpatrując się w pościel.

Czułem się zdezorientowany. Muszę poczekać aż Iruka wpadnie. Zna sytuację i łatwiej mi będzie z nim o tym pogadać i spróbować dowiedzieć się, co ja mam z tym teraz zrobić. Jak ja mam rozmawiać z tym człowiekiem? O czym? Dawno już nie byłem tak zagubiony jak teraz.

Biodra mimo wszystko znów zaczynały mi dokuczać, więc się położyłem. Cóż...  kolejny błąd tego dnia. Jeszcze jeden, a stracę rachubę. Nie zdążyłem się dobrze położyć i porozmyślać, ułożyć jakoś strategię rozmowy, a zmorzył mnie sen. 

Obudziła mnie jakaś zawzięta rozmowa nade mną. Początkowo nie docierało do mnie kto rozmawia, ani sens tych natarczywych dźwięków. Powoli jednak zaczynałem rozróżniać słowa i wcale mi się to nie spodobało. Możliwe, że wyrwane z kontekstu, ale wręcz czułem jego znużenie. Czy jestem aż takim egoistą? Dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem? Przecież on zamiast korzystać z wakacji wciąż tu przy mnie siedzi. Nie ważne czy śpię czy nie. Dlaczego ja go tak obciążam?
Może powinienem mu pozwolić odejść? Kocham go najbardziej na świecie, ale przy mnie wciąż będzie grozić mu niebezpieczeństwo. Znów chciało mi się płakać.

Mimo wszystko odetchnąłem głośniej i głębiej, by się nie poryczeć. Wydało się, że już nie śpię, więc otworzyłem oczy, choć czułem się zmęczony. 

- Obudziłeś się? Jak się czujesz?

- Tak trajkotacie, że umarłego by w końcu ruszyło. Ja tylko nie mogę chodzić.- burknąłem.

- Wybacz. To nie było zamierzone. 

- Chcę pogadać z Iruką, ok?

- Oczywiście.- odpowiedział i zmył się niemal bezszelestnie.

Iruka usiadł na krzesełku obok mojego łóżka i czekał. Najwyraźniej szykował się na kolejne moje gorzkie żale.

- Mogę cię o coś zapytać? I to nie dotyczy nas, bo ja cię kocham jak głupi, ale tego... nie wiem co robić. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się tak rozbity i zdezorientowany jak teraz.

- Jasne. Pytaj. Pomogę jak tylko będę mógł.

- Chodzi o mojego ojca.

- Co z nim? Coś mu się stało?

- Cóż... Mam wrażenie, że zgarnął o raz za dużo. Eh...- westchnąłem ciężko- Był tutaj. Namieszał mi w głowie.- dodałem

- To znaczy? Nie cieszysz się?

- Mmmm... cóż... znasz moją sytuację i to co o nim sądzę. Jednak on przyszedł i prosił mnie o drugą szansę. Powiedział, że przeprowadza się ze swoimi ludźmi do najbliższego garnizonu i jeśli bym chciał to przyjeżdżałby na weekendy. Boję się zaufać mu. Co jeśli mu znów uwierzę i będę czekał, a on powie, że nie mógł, bo pieprzona misja? Z jednej strony chciałbym w to wierzyć, ale z drugiej stał się dla mnie obcym człowiekiem. Nie mam z nim nic więcej wspólnego niż więzy krwi. O czym miałbym z nim rozmawiać gdyby faktycznie wpadł? Błagam cię poradź mi coś. Rozumiem, że masz już tego dość i jeśli chcesz odejść to nie mam prawa cię zatrzymywać. Nie chcę żebyś się przy mnie tak przemęczał. Powinieneś w wakacje odpoczywać, a ja ci tylko zmartwień dołożyłem. Nie zasługuję na twoją miłość. Tak naprawdę jestem bez wartości. Chciałem kazać ci odejść, ale zrozumiałem, że nie byłbym lepszy niż ojciec, dlatego decyzję pozostawiam tobie. Przepraszam, ale na prawdę nie wiem, co robić. 

- I właśnie dlatego sądzę, że zasłużyłeś. Tamten, stary Kakashi nigdy by tak nie powiedział. Nie ten jaki jest dla wszystkich wokół. Cóż... gdyby to był mój ojciec, to dałbym mu szansę, ale powiedziałbym mu o swoich obawach i uprzedzeniach. To pewnie nie byłaby łatwa rozmowa, ale sądzę, że wiele by wyjaśniła. Jeśli wtedy by zrozumiał i mimo wszystko dalej obstawał przy tym stanowisku, ze chce odbudować tą relację, to sądzę, ze dałoby się coś spróbować.

- Chciałbyś go poznać?

- Dlaczego pytasz?

- Bo on chciał, ale powiedziałem mu, żeby się nie zbliżał do moich przyjaciół.

- Nie chcę nic mówić, ale to było trochę okrutne z twojej strony. Jednak znając ciebie, nie było to coś niezwykłego. Musisz się zastanowić czy naprawdę chcesz odnowić tą relację czy wrzuciłeś go do worka: martwy. Z tego, co wywnioskowałem, to Himurze-san dałeś ją, więc jemu też mógłbyś.

- Jesteś geniuszem, Iruś. Co ja bym bez ciebie zrobił?- zapytałem teatralnie.

- Zginął marnie?

- Fakt.

Zaczęliśmy się razem śmiać, mimo że poprzedni temat był dość ciężki.

- Iruś?

- Tak?

- Lekarz powiedział, że jak ściągną mi gips i będzie to wyglądało dobrze, to będę mógł zacząć chodzić. Wreszcie opuszczę to okropne miejsce. I wiesz o czym marzę?

- Pojęcia nie mam.

- Po pierwsze, żeby się do ciebie przytulić i tak po prostu trwać, a po drugie.... kuchnia pani Honketsu.... moje kubki smakowe tu umierają. Nic tylko kleik ryżowy i te siki do picia.

Zaczął się śmiać, a ja słuchałem jak kto głupi mimo, że zrobiłem sfochaną minę, nie potrafiłem mu przerwać.

- Powiedz co byś zjadł, a ja podpowiem jej i dostaniesz mega porcję jak tylko cię wypuszczą, zgoda?

- Zgoda. Nie mam innego wyjścia i naprawdę nie mogę się doczekać. Poproszę specjalność mistrzyni kuchni. A na deser chcę tylko ciebie. Nie żeby coś, ale ciasteczkom czy rurkom z kremem bym się nie oparł... jednak ty jesteś moim priorytetem i sensem istnienia. To chyba głupio zabrzmiało.- odwróciłem głowę.- ale naprawdę wróciłem dla ciebie, bo chcę być twój. gdyby nie ty, to najwyżej zostałbym warzywem.- bąknąłem i poczułem gorąc na policzkach.

- mój mały Bakakashi.- powiedział i niespodziewanie mnie przytulił.- też cię kocham i nie męczy mnie czuwanie przy tobie. Naprawdę nie żałuję wakacji. No może tego wcześniejszego wyjazdu na to zadupie z piekielnymi bachorami. Teraz przynajmniej odpoczywam trochę od nich. 

- A ja myślałem, że ty tak bezinteresownie tu przychodzisz i siedzisz całymi dniami....

Znowu zaczął się śmiać. 

- Wiesz? Jestem tu głównie dla ciebie, bo chcę. Reszta to przypadkowy dodatek.

- Weś, bo poczuję się jak ktoś ważny dla kogoś i takie tam brednie.

- Uwielbiam te chwile kiedy się rumienisz. Jeszcze bardziej nie mogę ci się oprzeć. 

- Nie kuś mnie do złego, Iruka.- mruknąłem nisko i ostrzegawczo.

- Taaak? A  do czego? Czyżby odelżało od tego seksownego tyłeczka?

- Ten tyłek nie jest teraz seksowny i ma pełno śladów po odleżynach, ale chodzi mi coś bardzo grzesznego i niemal chorego po głowie. 

- Zboczuch

- Cały twój.- wyszczerzyłem się w uśmiechu.

- Może innym razem. 

- Okrutny ty.- westchnąłem teatralnie.

- Powinieneś się zdrzemnąć. Zaraz i tak mnie wyrzucą, bo już dość późno się zrobiło.

- Iru?

- Hm?

- Obiecaj mi, że pójdziesz i też się wyśpisz. Nie chcę żebyś przeze mnie nie dosypiał. Naprawdę już mi nic nie grozi i tylko mi się polepsza, zwłaszcza kiedy myślę o tobie.

- Naprawdę jesteś zboczony, ale dobrze. Pójdę się przespać. Zadowolony?

- Tak. Do następnego?

- Dobranoc, moje ty nieszczęście.- powiedział i pocałował mnie w czoło jak dziecko.

Zrobiłem focha, na co on znów się zaśmiał i wstał. Zawahał się i pocałował mnie odpowiednio. Dopiero wtedy wyszedł jak zamknąłem oczy. Nie chciało mi się jeszcze spać, więc pozwoliłem sobie porozmyślać nad tym wszystkim. Słyszałem jego kroki, ale nie reagowałem by się nie wrócił. Mimo wszystko powinien się choć trochę wyspać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro