Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


Był wczesny ranek, kiedy mój telefon zawibrował informując mnie o nadchodzącej wiadomości. Niezbyt chciało mi się po niego sięgać, choć leżał na stoliku obok mojego łóżka, z którego tym bardziej nie chciało mi się jeszcze wychodzić. Coś jednak kazało mi po niego sięgnąć. Zmrużyłem oczy i zerknąłem na wyświetlacz. Wiadomość sms. Od Iruki.

" Niebiosa. Wreszcie mi się udało wydostać z tego zadupia. za trzy może cztery godziny będę w domu. Bogowie. Jak ja się za tobą stęskniłem."

Uśmiechnąłem się do ekranu i przestałem żałować, że sięgnąłem po komórkę.

" Ja jeszcze bardziej, skarbie. Mogę wpaść czy będziesz zbyt zmęczony?"

" Dla ciebie nigdy nie jestem zmęczony. Marzę o tym żeby cię zobaczyć."

" No to się ogarnę i lecę na jakiś podmiejski. Spotkamy pod twoim blokiem, ok?"

" Ok. O. Postój. Kaaaawaaa..."

" To leć. A ja posępię u Naru za jakimś papu. Chyba powinienem zjeść śniadanie?"

" Śniadanie? Obudziłem cię?"

" Nie spałem"

"Acha. Słodkie lenistwo?"

"Ta"

" Dobra. To idź coś zjeść. Tylko powiedz Naru gdzie lecisz, żeby się nie martwił, ok?"

" Ok"

Odłożyłem telefon na stolik i wygramoliłem się z łóżka. Udałem za potrzebą. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół.

- Yo. Jest coś na śniadanie?- zapytałem brata siedzącego nad gazetą.

- Och. Cóż to się stało, że dzisiaj tak wcześnie? I bez maseczki?

- Iruś wraca. Ogarnę się i lecę na jakiś podmiejski.

- To idź na górę się ubrać. Piżamka jest mało wyjściowa. A ja ci machnę coś dobrego. Zgoda?

- Ta.- mruknąłem i wróciłem do pokoju.

Wziąłem szybki, orzeźwiający prysznic. Wciągnąłem nowe, czyste ciuchy i sięgnąłem po komórkę. Zajrzałem czy czasem nie mam wiadomości, ale niestety nic. Naprawdę zmusza mnie do zjedzenia śniadania bez pisania. Westchnąłem. Zabrałem ze sobą maseczkę antysmogową i swoje rękawiczki. Kiedy nie ma go przy mnie tak długo nie mogę się powstrzymać żeby odizolować się od świata zewnętrznego jak tylko mogę najbardziej. Zarazki, jakie ludzie rozsiewają gdzie popadnie są naprawdę obrzydliwe. Nie wiem wciąż dlaczego, ale kiedy Iruka jest przy mnie, to mam takie wrażenie jakby samą swoją obecnością oczyszczał powietrze i likwidował całe to obrzydlistwo. Tak długo go nie było, że świat znów stał się brudny i szary. Wziąłem mały plecak sportowy i wcisnąłem do niego swoje szkice, które zrobiłem na potrzeby naszych filmów. I notatki z pomysłami. Ciekawe czy też coś o tym pomyślał?
Chyba, że nie miał czasu a potem i sił już przy tej dzieciarni. Nie zazdroszczę.
Zbiegłem na dół i rzucając plecak obok butów usiadłem przy stole niecierpliwie czekając na jedzenie. Znów zerknąłem na wyświetlacz.

- Schowaj telefon. Jedzenie. Może cię podrzucę samochodem? Mam w sumie dzisiaj wolne. Zrobię mojej małej niespodziankę i odbiorę z pracy...

- Nie. Dzięki. Napisał, że będą za jakieś trzy godziny dopiero, więc chyba przejdę się lepiej. W domu i tak już nie wysiedzę.- rzuciłem pakując sporą porcję jajecznicy do ust.

- No jak wolisz. Napisz chociaż jak będziesz na miejscu. Zostajesz u niego na noc?

- Raczej wrócę. Pewnie i tak będzie zdechły po tak długiej podróży. Lepiej żeby się zdrzemnął a jutro znowu się spotkamy. Aaaalbo ukradnę go do nas, żeby znowu mu czegoś nie wymyślili? Mogę?- przypomniałem sobie, żeby zapytać jednak o pozwolenie. 

- Możesz.- zaśmiał się.- Tylko bądź ostrożny. I zadzwoń jak będziesz się zbierał do wyjścia to cię odbiorę. Nie chcę żebyś się po nocy włóczył i tłukł autobusami.

- Dobra.- zgodziłem się łaskawie.- Naprawdę pycha ta twoja jajecznica. Normalnie najlepsza na świecie!- skomplementowałem jedzenie i wyrwałem na korytarz.

- Nie zabij się po drodze!- w jego głosie było rozbawienie.- A tu masz na colę czy co tam będziecie chcieli. Baw się dobrze, łobuzie.

- Dzięki, Naru. Nawet nie wiesz jak ja cię kocham.- wziąłem kasę i uściskałem go.

- Ja ciebie też, mój mały braciszku.- powiedział z taką ojcowską czułością.

Uśmiechnąłem się tylko do niego i założyłem na twarz maseczkę antysmogową. Z nich wszystkich jakoś najlepiej zatrzymują większość tego paskudztwa. Wyszedłem i wciągnąłem na dłonie rękawiczki. Odetchnąłem głęboko i ruszyłem w stronę przystanku. Naprawdę rzadko mi się to zdarza, gdyż zwykle brat wozi mój szanowny tyłek, ale teraz naprawdę miałem ochotę się przejść. Przepełniało mnie jakieś dziwne uczucie szczęścia, że wreszcie będę mógł go znowu zobaczyć i wziąć w ramiona. Ciekawe, że tylko przy nim to czuję. Żadna dziewczyna, z którą byłem nie dawała mi tylu niesamowitych emocji, wrażeń i doznań. I chyba przede wszystkim nie oczyszczała powietrza i świata wokół.

***********************************

Stałem w autobusie i cieszyłem się do ekranu odpisując na jego smsy. Rany! Jak ja się za tym stęskniłem! Nigdy bym nie przypuszczał, że będę jak głupi cieszył mordeczkę do ekranu telefonu sms-ując z kimś jak najęty. A jednak stało się. Odkąd go poznałem. Nie. Odkąd przyszedł wtedy do mnie z lekcjami i poczułem ten oczyszczający powiew, nie możemy się jakoś nagadać. Wcześniej był mi tylko towarzyszem ewolucji, chociaż już wtedy zauważyłem, że kiedy robiłem to z nim, to jakby mniej odczuwałem potrzebę umycia rąk zaraz po przyjściu do domu i zapominałem o tych obrzydliwych zarazkach. Jednak wtedy nie wiedziałem dlaczego. Teraz byłem pewien. To nieźle popieprzone, ale chyba dobrze mi z tym. Właściwie lepiej, niż z tą uciążliwą potrzeba ciągłego szorowania rąk czy izolowania się od reszty, chociaż za pomocą maseczki. W domu już jej praktycznie nie noszę. Tylko jak wychodzę to muszę ją mieć. Tego tak łatwo nie przeskoczę. Kiedy jest blisko, wówczas to uczucie brudu nagle znika. Mój kochany Iruś jest MOIM lekiem na to wszystko. Moim własnym Panaceum. I ja się nie mam zamiaru z nikim dzielić moim lekiem na całe zło tego parszywego świata.

" Naru dał mi trochę kasy na "colę", to może skoczymy się sobą nacieszyć?"

" A to teraz tak się mówi? :P"

" Niech myśli, że my tacy grzeczni jesteśmy xD, chyba, że jesteś na to zbyt zmęczony, to tylko parę buziaków będzie musiało mi wystarczyć"

Nie bardzo wiem, dlaczego, ale zerknąłem przez szybę na jadącą za autobusem ciężarówkę. niby wyglądała normalnie jak setki innych ciężarówek na drodze. Jednak coś mnie w niej niepokoiło. Tylko nie mogłem uchwycić, co. Miałem dziwne wrażenie, że zarówno kierowca jak i jego pasażer w szoferce wpatrują się we mnie. Moją uwagę odwrócił dźwięk przychodzącej wiadomości.

" Zboczuch z ciebie. Zawstydzasz mnie."

" Też cię kocham."

Jakiś potęgujący się niepokój coraz mocniej mnie dręczył. Postanowiłem wysiąść na najbliższym przystanku i przejść się przez resztę drogi. Autobus zatrzymał się na światłach, więc skorzystałem i nie chowając telefonu, bo Iruś może w każdej chwili mi odpisać, przeszedłem na przód i stanąłem przy drzwiach. Wcisnąłem przycisk "stop" i grzecznie czekałem.

Autobus ruszył, a ja wgapiłem się w ekran czekając na odpowiedź. Niby wiedziałem, że on mnie kocha, ale jakoś strasznie lubiłem jak to mówił. To było takie nieprzyzwoicie przyjemne. Czekałem w napięciu na wiadomość w stylu: jeśli tylko chcesz, albo ja też cię kocham, a ja bardziej, albo po prostu zgadzam się.

Westchnąłem cicho pod nosem. Jak ja się stęskniłem za dotykiem jego aksamitnej skóry, za jego zapachem, rumieńcami i spojrzeniem tych głębokich jak studnie oczysk. Nigdy dotąd takich nie widziałem. Nie chodzi o ich kolor. Nawet nie o kształt czy wielkość. Było w nich coś takiego, że można było utonąć w tym spojrzeniu. Była w nich głębia całego spectrum emocji. Było tak moje ukojenie, spokój, radość życia i oczyszczenie.

W tej samej chwili przyszedł sms od Iruki i autobusem szarpnęło. Ledwo się utrzymałem na nogach. Ramię zapiekło ostrzegawczo. Odruchowo sam nie wiem, jak mój mózg w ciągu no max 2 sekund pokojarzył wszystkie fakty i zmusił ciało do odwrócenia się i spojrzenia na tył autobusu.

Zobaczyłem ciężarówkę, która szykowała się do kolejnego uderzenia w tył autobusu.

- Szybciej, bo nas zabiją!- krzyknąłem rozkazująco do kierowcy.

Kierowca blady i przerażony kompletnie mnie zignorował, ale chyba przyspieszył, bo ciężarówka zaczęła zostawać z tyłu, albo mi się tylko tak wydawało.

- Wszyscy schylić się! Kto może to na podłogę! Terroryści atakują!- krzyknąłem na pasażerów, chowając telefon do kieszeni, mimo że nadszedł tak długo wyczekiwany sms.

- Nie siej mi tu paniki, gówniarzu.- warknął na mnie kierowca.

- To, kurwa przyspiesz, bo jak nam porządnie przypierdolą, to nikt nie przeżyje, do cholery!- odpowiedziałem nie pozostając mu dłużnym.

Chciał coś odpowiedzieć, ale już nigdy nie dowiem się, co, gdyż ciężarówka uderzyła w nas w momencie, kiedy wchodziliśmy w zakręt.
Autobus zachwiał się i ciężko runął na bok. Szarpnęło tak, że nie utrzymałem się i poleciałem w dół. Uderzyłem o coś głową i nagle zrobiło się ciemno. Wszystko zgasło a czas się zatrzymał w jednej chwili. Usłyszałem tylko jeszcze jak potwornie blisko mnie coś zatrzeszczało i zachrzęściło jak zgniatany na złomowisku samochód. Potem ogłuszający huk jakby coś eksplodowało. A potem wszystkie moje zmysły okryła ciemność. Miękka, zimna, zdradziecka.

*****************

Ocknąłem się. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny. Nie miałem pewności czy w ogóle żyję, gdyż nic nie czułem. Nic mnie nie bolało, a powinno, nie było mi ani zimno ani gorąco. Jak przez mgłę i to taką czerwoną widziałem wnętrze autobusu. Wokół śmierdziało krwią, ekskrementami, potem, rozgrzanym metalem i paloną gumą. Ledwo zmusiłem się by ruszyć ręką, by zakryć twarz. Nie wiem czy maseczka mi się nie zsunęła. Dłonie miałem całe we krwi. Nie wiem czy mojej czy tych ludzi obok.
A co jeśli któryś z nich miał jakiegoś Hiva i syfa?! Co jeśli się zarażę?! Już nigdy nie będę mógł dotykać mojego sensu życia!

Nagle poczułem jak jest mi niedobrze i słabo. Znów zrobiło się ciemno.

*************************

Z tego dziwnego stanu wyrwał mnie potworny ból głowy i nieprzyjemny ruch.
Otworzyłem oczy. Czułem w ustach straszną suchość jakbym nie pił od tygodnia. Światło zdawało mi się być strasznie ostre i aż bolało jak patrzyłem nawet nie prosto w jego źródło. Ktoś się nagle nade mną nachylił.

- Iruś?- wychrypiałem.- Zadzwoń do Naru. Słabo mi i niedobrze. Głowa mi pęka.- wymamrotałem.

- Może pan powiedzieć dokładnie z kim się skontaktować?- powiedział szybko obcy, męski głos, który na pewno nie był głosem mojego Irusia.

- Hatake Narusawa, mój brat.- wymamrotałem czując jak ciemności znów mnie wzywają.- A jak się nie uda to do Umino Iruki. Na pewno odbierze. Na pewno. Iruś zawsze odbiera.Zawsze. - sam nie bardzo wiedziałem, co ja za głupoty opowiadam.

Nie wiem, czy mówili coś jeszcze, czy pytali o coś, gdyż oczy same mi się zamknęły. Głowa bolała tak bardzo, że chyba wyciskała mi łzy. Prawdopodobnie wtedy zemdlałem.

*************

Otworzyłem oczy. Nie bardzo już wiedziałem, co się dzieje i gdzie jestem. Mentalnie byłem wciąż w autobusie czekając na smsa. Tępo gapiłem się w migające światła na suficie. Dźwięk wózka szybko jadącego po niezbyt równych kafelkach. Jakieś głosy.

- Naru...- udało mi się wymamrotać.

- ....- ktoś coś mówił tuż obok mnie, ale kompletnie rozumiałem słów jakby mówił potwornie szybko.

- Co z Irusiem? Musisz do niego zadzwonić. Czeka na mnie. Na pewno się martwi. Na pewno. Chyba zgubiłem telefon. Głowa mnie boli. Bardzo.- nigdy bym nie przypuszczał, że wypowiadanie słów może być aż tak męczące.

- ....- ten sam głos znów coś do mnie mówił, ale byłem już taki zmęczony. Nie rozumiałem. Nie miałem siły się skupiać ani wypowiedzieć choć słowa więcej.

Zamknąłem oczy, gdyż od tych świateł robiło mi się niedobrze. A tak było nieco lepiej. Po chwili usłyszałem dźwięk trzaskających drzwi. Ucichł zaraz też dźwięk toczącego się wózka. Chyba ja też się zatrzymałem. Zerknąłem. Byłem w dziwnym pomieszczeniu. Wokół postacie jak z horroru. Wszystko rozmazane. Pojawiło się okrągłe światło złożone z kilku mniejszych. Zupełnie jak w filmach o kosmitach. Założono mi jakąś maskę na twarz. Leciało z niej jakieś mdlące powietrze. Szarpnąłem się. Chciałem im zwiać. Jednak ciało nie bardzo mnie chciało słuchać. Oddech mi przyspieszył. Zniekształcone głosy. Co najmniej dwie postacie, obce i rozmazane nachylały się nade mną. Czy ja byłem tak osłabiony czy ktoś mnie trzymał, nie wiedziałem, bo nie czułem kompletnie swojego własnego ciała.

- Iruka... ratuj...- jęknąłem zanim straciłem przytomność.

Nie wiem, co mi zrobili, ale już mnie nic nie bolało. Jakieś zniekształcone głosy nade mną. Światło zrobiło się bardziej ostre. Było mi coraz bardziej niedobrze i słabo, ale ból głowy zdawał się maleć. Odleciałem w pustkę. Nicość. Czerń idealną. Nic nie czułem. Nic nie widziałem. Niczego już nie potrzebowałem i nie chciałem. Po prostu trwałem. Wszędzie tylko neutralna ciemność. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro