13.
Gerard powiedział Frankowi, że na razie nie będzie mu mówił o swoim tajemniczym pomyśle i zdradzi go dopiero za parę godzin. Złotooki prosił, żeby czarnowłosy opowiedział teraz o swoim planie, jednak chłopak pozostał nieugięty, stwierdził, że teraz jest zmęczony i nie zamierza się nim dzielić. Niższy w końcu odpuścił i po kilkunastu minutach zapadł w sen, trzymając dłoń swojego chłopaka, który tak samo jak Frank, usnął.
•••
Przy śniadaniu, które właściwie było drugim śniadaniem w przypadku zakochanych chłopców, Gee od razu poinformował rodzinę, że jest z Frankiem. Czarnowłosy momentalnie się zarumienił, Donna westchnęła z zachwytu, a Mikey tylko wymamrotał coś pod nosem, że wiedział, że tak będzie, na co wszyscy się zaśmiali.
- Gratuluję wam, chłopcy - powiedziała kobieta i mrugnęła do zielonookiego, próbując jakby przekazać: 'cieszę się, że mnie posłuchałeś'. On jedynie uśmiechnął się na ten gest i kontynuował śniadanie.
Jakiś czas po posiłku, Frank zaczął domagać się od Gerarda opisania pomysłu, o którym mu mówił. Chłopak w końcu się zgodził zdradzić swój plan. Zamknął drzwi od ich pokoju, jednak nie zostali w nim całkiem sami, gdyż spacerował po nim wesoły Beebo. Zielonooki poprosił niższego by usiadł na łóżku, on stanął przed nim, jakby miał wygłosić przed nim jakąś ważną mowę. Jego wyraz twarzy zmienił się na poważny z wyraźną nutą smutku. Franka ogarnęły wszelakie obawy i miał bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony chciał już jak najszybciej dowiedzieć się o jego pomyśle i tym, dlaczego miał związek z wersem piosenki, w którym znajduje się motyw opuszczania kogoś. Zaś z drugiej, czuł, że to co powie Gerard nie spowoduje niczego dobrego i pragnął, by wybił sobie tę ideę z głowy, by zapomnieli o tym i długimi dniami i nocami cieszyli się swoją wzajemną obecnością.
- A więc... Wiem jak ocalić świat - powiedział Gerard. Przez ciało Franka przeszły ciarki. Domyślał się, do czego dąży zielonooki i zaczęły w nim jednocześnie wzbierać złość i smutek. - Zapewne pamiętasz naszą rozmowę w schowku. Opowiadałem ci między innymi o telewizorach, i że można się z nimi łączyć ze studia... pomyślałem, że skoro tamta dziewczyna mogła mówić takie złe i dołujące myśli, to ja mogę tam pójść i powiedzieć te dobre... - opisał wszystko w skrócie.
- Co...? Ty mówisz to tak na poważnie? - zapytał z niedowierzaniem, chociaż przewidział to. Ale względne oczekiwania i tak nie spowodowały tego, że był stuprocentowo przygotowany na takie słowa wypowiedziane przez Gerarda. - Za to ty na pewno pamiętasz co powiedziałem odnośnie tych telewizorów, że gdybyśmy my weszli do jakiegoś studia, to od razu zgarnęłaby nas policja i zabrała do więzienia albo, co lepsze, zabiła od razu? Z resztą, tam na pewno muszą być jakieś zabezpieczenia... Ten plan nie ma sensu - mówił, a w jego oczach pojawiły się malutkie iskierki nadziei. Wpatrywał się z ogromnym zmartwieniem w Gerarda, oczekując na jego odpowiedź.
- Nie ma tam żadnych zabezpieczeń - uznał, wciąż z tą samą poważną, smutną i z lekka zamyśloną miną. - Zamierzam uświadomić ludziom, że źle robią.
- Ale nie rozumiesz, że kiedy tylko tam się znajdziesz i po chwili twoja postać wyświetli się na wszystkich ekranach w danym okręgu, który zaznaczysz, to zaczną ciebie szukać? Z resztą ja nie wiem, czy ludzi jeszcze da się zmienić... Naraziłbyś swoje życie i moglibyśmy ciebie stracimy.
- Chcę żyć w normalnym świecie... - odparł, odwracając wzrok.
- To jest już raczej nieosiągalne! - wykrzyknął niższy, wstając z łóżka. Beebo, który leżał na podłodze, słysząc hałas, z zainteresowaniem podniósł łebek. - Nie uda nam się zmienić czegokolwiek, nieważne co zrobimy... Więc błagam, nie myśl o takich głupich rzeczach, bo ani ja, ani twoja rodzina, łącznie z Beebo nie chcemy ciebie stracić - Franka ogarnął jeszcze większy smutek. Wyobraził sobie co by było, gdyby nigdy nie poznał Gerarda. Może już by nawet nie żył. A teraz, gdyby chłopak od niego odszedł, czułby się gorzej niż wcześniej. - Nie wierzę, że nawet wpadłeś na coś takiego...
- Frank, posłuchaj... - zaczął znów cichym głosem czarnowłosy. Położył rękę na ramieniu niższego, próbując go uspokoić. - Martwię się o ludzi i zależy mi na tym, aby świat funkcjonował jeszcze wiele lat. Dostrzegam innych i wiem w jakim bólu i cierpieniu mogą żyć. Ja nie mogę zrobić dużo, ale chcę w swoim życiu dać z siebie jak najwięcej i chociaż spróbować pomóc innym - Frank spuścił wzrok i przez dłuższą chwilę nie odzywał się, a w jego oczach zbierały się łzy.
- Ja... Wiem, że chcesz dobrze. Jesteś niesamowicie dobrym i przewyjątkowym człowiekiem. Ale to się nie uda - mówił zapłakany. Gerard objął go, a Frank ułożył głowę w jego zagłębieniu szyi.
- Frank... Po prostu wierz w to, że się uda, nie płacz. Nie jest zupełnie osądzone, że umrę, nie mam takiego zamiaru, wyjdę z tego żywy - zapewniał go, ale sam wątpił w prawdziwość swoich słów.
- Chcesz ratować tyle osób i to jeszcze pewnie nieudanie, płacąc tym swoim jedynym życiem? Gerard, tu nie chodzi o żadną wiarę, ja po prostu patrzę na tę sprawę realistycznie - mówił, co raz pociągając nosem. - Naprawdę poświęciłbyś się jakimś ludziom, których nic nie obchodzisz? Opuścisz mnie, Donnę, Beebo, Mikey'ego... Wiesz, że bez ciebie zacznę powoli umierać? - spojrzał w jego zielone oczy. - A może tylko żartujesz? Jeśli tak, to nie jest śmieszne...
- To nie żart, za parę dni zamierzam to zrobić - odparł drżącym głosem, na co Frank uwolnił się z jego objęcia i odsunął od niego parę kroków.
- Czy ciebie pojebało?! - zapytał już wściekły Frank. - Popełnisz życiowy błąd! Nadal nie wierzę, że chcesz to zrobić, myślisz, że będziesz taki dobry, jeśli powiesz jakieś pozytywne pierdoły dla całego świata? Właśnie w taki sposób staniesz się największym egoistą, który idzie na własną śmierć! Zostawisz swoich bliskich z powodu zniszczonego społeczeństwa? Wszyscy pamiętają dokładnie, że to ty się śmiałeś i jeśli nawet powiesz najbardziej inspirujące i cudowne słowa to będą mieć to gdzieś. Zapali im się lampka, że to ten co się śmiał, wezmą cię do więzienia albo zabiją i nikt nie zamierza ciebie słuchać! - złotooki wypowiadał te słowa bardzo zdenerwowany, chciał za wszelką cenę odwrócić Gerarda od tego pomysłu, który wydawał się mu okropnie niedorzeczny.
Chłopak nie odpowiedział na słowa Franka, tylko spojrzał na niego, jakby w zamyśleniu i opuścił pokój. Niższy czuł się okropnie, miał wrażenie, że mógł mu przekazać to w inny sposób, a nie krzycząc. Nadal płakał i nie wiedział co jeszcze zrobić, by powstrzymać swojego chłopaka. Minął dopiero jeden dzień od tego jak wyznali sobie uczucia, a już wdali się w pierwszą kłótnię. Złotooki chciał po prostu powstrzymać Gerarda od popełnienia ogromnego błędu, ale wyglądało na to, że wyższy nie zmieni zdania. Czarnowłosy uważał jednak, że intencje Gerarda są bardzo dobre, ale wiedział, że nie uda mu się tego osiągnąć, więc zdecydowanie wolał, żeby został z nim i swoją rodziną. Czuł się bezsilny i zagubiony, nie miał pojęcia co zrobić w tej całej sytuacji. Podszedł do Beebo i zaczął go głaskać, wciąż zanosząc się cichutkim szlochem. Piesek lizał go po dłoniach, jakby próbował pocieszyć go w trudnej chwili.
Przez parę kolejnych dni, mało ze sobą rozmawiali, aż Donna zaczęła przeczuwać coś złego i co chwilę pytała się ich, czy coś się stało. Jednak chłopcy tylko się do niej uśmiechali i odpowiadali przecząco. Frank szczerze miał dość tego wszystkiego, ale bał podejść się do swojego ukochanego i chociażby po prostu go przytulić, bo czuł się, jakby czarnowłosy zmienił się w zupełnie inną osobę. Z wielkim bólem przeżywał te wszystkie dni, przyglądając się poczynaniom zielonookiego, który albo coś pisał lub zamykał się w łazience na długie godziny i z niej nie wychodził.
•••
Pewnego wieczoru, Gerard chodził po swoim mieszkaniu zapełniony pewnym smutkiem i tęsknotą. Oglądał każdy mebel z myślą, że może już tu nie wrócić. Obejrzał też dokładnie każdą półkę schowka, przekartkował ulubione książki. Pogłaskał czule Beebo, bez słowa przytulił się do Mikey'ego i Donny. Przy nich próbował ukrywać swój strach i smutek spowodowany kolejnym dniem, który miał być dla niego największym życiowym wyzwaniem. Kilkanaście godzin przygotowywał przemówienie, które chciał powiedzieć, opracowywał techniki, jak mógłby obronić się przed policją, przypominał sobie, gdzie w mieście znajduje się studio. Kiedy wszystko zaplanował, na wszelki wypadek postanowił się pożegnać. Cały czas powtarzał sobie, że robi to dla dobra innych, że zależy mu na szczęściu nie tylko swoim, ale i pozostałej ludności. W swojej głowie cały czas miał pamiętne słowa Franka, ale pomimo to, zdecydował już, że na pewno podejmie się wszystkich kroków, jakie zaplanował. Napisał jeszcze list, który rano miał zostawić na biurku w swoim pokoju. Nie pożegnał się ze złotookim, bo zwyczajnie stchórzył. Nie wyobrażał sobie po raz kolejny odbyć z nim tak łamiącą jego serce rozmowę. Był świadomy tego, że wyrządzi Frankowi krzywdę swoim teoretycznym odejściem, bo tak naprawdę wiedział, że idzie na prawie że pewną śmierć, ale z drugiej strony, nie mógł powstrzymać się od wykonania swojego planu. Miał wrażenie, że w życiu nie osiągnie już niczego, dopóki świat się nie zmieni. W takim razie, mógł wybrać i spróbować dokonać się najtrudniejszego osiągnięcia, jakim było właśnie zmienienie świata.
Gerard wstał bardzo wcześnie. Zmienił piżamę na jeansy i czarny T-shirt. Wszedł po cichu do kuchni i otworzył drzwiczki do małej szafki, z której wyjął klucze. Kiedy już położył list na biurku i zakładał buty, z pokoju wyszedł Frank.
- A więc dzisiaj idziesz? - wyszeptał, lekko przestraszony
- Jak widać - zestresowany odparł krótko, wiążąc sznurówkę.
- Poczekaj chwilkę - powiedział i zniknął za drzwiami pokoju. Wyższy nie wiedział o co chodzi, ale postanowił zaczekać. Po chwili Frank znowu był na korytarzu, ubrany w normalne ubranie, a nie piżamę. - Idę z tobą - powiedział cichutkim i drżącym głosem.
Wyszli z domu i ruszyli w kierunku studia. Zielonooki zaplanował trasę, by nie przechodzić przez centrum miasta. Szedł wyznaczoną drogą razem z Frankiem, mijali przeróżne budynki, przechodzili przez wiele zniszczonych chodników i ulic. Było przed piątą rano, co oznaczało, że raczej nikogo nie spotkają. Jednak, okazało się, że ich cel znajduje się znacznie dalej niż spodziewał się Gerard. Spacerowali już ponad pół godziny i nie było widać końca ich podróży.
- Teraz skręcamy tutaj - powiedział wyższy po jakimś czasie. Weszli na ścieżkę między blokami, która prowadziła na ulicę główną.
Na razie wszystko szło po ich myśli, chcieli niezauważeni dostać się do budynku, a Gee miał wygłosić swoje przemówienie. Obaj byli bardzo zdenerwowani, ale próbowali tego po sobie nie poznać, nawet w pewnym momencie, żeby dodać sobie otuchy, złapali się za dłonie.
- Kurwa, chyba zauważyłem kogoś w oknie jakiegoś budynku - powiedział nagle zielonooki. - Ale chodźmy dalej, może nie przejmuje się nami - udawał niezestresowanego i starał się zachować zimną krew, a tak naprawdę żałował, że robi to wszystko i ogarniało go przeogromne przerażenie. Cały drżał i nie chciał myśleć, co już w tak niedalekiej przyszłości może go spotkać.
Ale, skoro już podjął się tego zadania, nie chciał z niego zrezygnować. Winił się tylko za to, że pozwolił Frankowi pójść z nim, chociaż w pewnym momencie uświadomił sobie, że może to jednak dobrze, bo chłopak jest dla niego pewnego rodzaju motywacją, żeby przeżyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro