Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

Następnego dnia, z samego rana Gee przeszukiwał schowek w celu odnalezienia broni. Pozostawił ją po sobie jego ojciec, który został zabity, kiedy chłopak miał osiem lat. Szukając przedmiotu, wspominał tatę, oddałby wiele, by znów był z nim, Donną i Mikey'm.

Po jakimś czasie, znalazł broń i podniósł ją ostrożnie z półki i zabrał ze sobą. Zamknął schowek, po czym udał się do swojego pokoju. Wyciągnął z szuflady kartkę i długopis, napisał informację dla Mikey'ego i Donny, bo jeszcze spali. Notka, którą wykonał była jednak kłamliwa, nie chciał wyznawać, co tak naprawdę planuje robić. Zapisał na kartce, że wybiera się na długi spacer z Frankiem, ale będą bezpieczni i zamierzają chodzić po samych nieznanych uliczkach, gdzie raczej nikogo nie spotkają. Położył karteczkę na stole w kuchni, następnie założył buty i wymknął się z mieszkania. Na zewnątrz czekał już na niego zniecierpliwiony Frank.

- Spóźniłeś się - powiedział.

- Wiem, miałem pewne problemy ze znalezieniem sprzętu - uniósł dłoń, w której zaciskał pistolet.

- Okej, ja niestety mam tylko nóż - odparł. - Chodźmy, chyba, że się rozmyśliłeś? - bardzo liczył na twierdzącą odpowiedź, ale wyższy jedynie pokręcił głową, nawet się nie odzywając.

•••

Frank prowadził Gerarda do szkoły, starał się przechodzić z nim przez najmniej zaludnione ulice, aby nie zobaczyli martwych ciał na chodnikach lub innych nieciekawych widoków. Po niecałej godzinie dotarli do celu. Przed wejściem do budynku, niższy odparł, że pójdą do miejsca, w którym przebywał najczęściej i jeszcze nikt tam go nie znalazł.

Weszli po schodach do szkoły. Znaleźli się na korytarzu i po chwili przechodzili obok osób, które niczym nic nieznaczące duchy przemijały korytarz. Udali się szybko do wyznaczonego przez Franka miejsca i usiedli na podłodze.

- Mam dziwne wrażenie, że zdarzy się coś złego - powiedział nagle niższy. - Naprawdę, dziwię się, że chciałeś tu przyjść. To ogromne ryzyko.

- Sam nie wiem, co spowodowało, że zdecydowałem się tu pójść, ale myślę, że po prostu chciałem zobaczyć więcej tego świata - odparł Gee.

- Czasami lepiej jest zostać w ukryciu. Twoja mama próbowała cię ochronić, nie wypuściła cię do tych zepsutych ludzi, a ty sam uciekłeś, jakbyś celowo chciał siebie zranić. Jeśli dziś wydarzy się coś złego, możesz już nigdy nie być sobą, po tym wszystkim, co zobaczysz - opowiedział Frank. - Ja pierdolę... Mogłem cię tu nie zabierać. Dopiero teraz dociera do mnie, jakie to niebezpieczne i bezmyślne - mówił zmartwiony. - Chodź, idziemy stąd. - wstał, po czym podał rękę Gerardowi, żeby też się podniósł.

- Co ty robisz? Przecież nic się nie dzieje...

- Naprawdę nie zrozumiałeś niczego z mojego gadania? Mam teraz wyrzuty sumienia, czuję się źle z tym, że tu jesteś, a nie powinieneś. Idziemy stąd - Gerard wstał z podłogi i udał się za Frankiem w drogę powrotną. Gdy skręcili do głównego korytarza, ujrzeli widok, który już nigdy nie wymazał się z ich pamięci.

- Gerard, nie patrz, zamknij oczy! - powiedział głośno Frank, chowając się za róg i próbując zakryć oczy przyjaciela. - Tak mi głupio, że cię tu zaprowadziłem - zielonooki nic nie odpowiedział, tylko głośno oddychał, miał bardzo wystraszony wzrok.

- Niedobrze mi... - powiedział po chwili i usiadł.

- Połóż się, zaraz ci przejdzie... - Gee spełnił propozycję Franka. Na szczęście nie stracił przytomności.

- Czyli ludzie nie tylko zabijają innych i siebie, ale też są psychopatami i odpierdalają takie coś? - zapytał nagle Gee po chwili ciszy.

- Niestety, często się tacy zdarzają... Bawi ich ból innych, cierpienie, śmierć, kiedy przeciętnym ludziom jest to obojętne...

- Jest tu gdzieś inne wyjście oprócz głównego?

- Tak, dasz radę już wstać i pójść tam ze mną? - Frank ukucnął przy Gerardzie, który nadal leżał na zimnej podłodze.

- Tak - odparł krótko, a niższy podał mu rękę by wstał.

Nie puścił jego dłoni, tłumacząc, że może jeszcze źle się czuć i woli mieć jakieś oparcie. Przeszli kawałek i ujrzeli przed sobą przeszklone drzwi. Frank podszedł do nich i nacisnął klamkę.

- Zamknięte.

- I co teraz? - zapytał zaniepokojony.

Złotooki nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w dal, a jego oczy powiększały się ze strachu, niedowierzania i zdziwienia. Gerard nie wiedział o co chodzi, ale odwrócił się i zamarł. Parę metrów od nich znajdował się nadmieniony psychopata, który torturował ludzi na głównym korytarzu, a chłopacy mieli krótką nieprzyjemność to oglądać. Z jego dłoni wolno spływała krew, w jednej z nich trzymał nóż.  Przyjaciół sparaliżował strach, a postać znajdowała się coraz bliżej. Frank zaczął działać, zabrał Gerardowi pistolet i skierował go na napastnika. Nacisnął na spust, jednak jego ręce tak mocno drżały, że nabój nie trafił w atakującego, tylko poleciał gdzieś dalej i dotarł do jednej z szafek szkolnych. Próbował znowu strzelać, jednak spostrzegł, że broń nie posiada już żadnych ładunków. Osoba z nożem znajdowała się coraz bliżej niego. Po chwili, stała tuż przed nim i chciała zadać mu cios ostrym narzędziem, ale Frank sprawnie wykonał unik. Na jego nieszczęście, wypadł mu z kieszeni jego własny nożyk. Człowiek z zakrwawionymi dłońmi usłyszał dźwięk upadającego narzędzia, więc na chwilę opuścił plan zranienia Franka i poszedł parę metrów dalej podnieść zgubę czarnowłosego. Gerard jednak wyrwał się z transu i jako pierwszy zabrał narzędzie, komplikując intencje zabójcy. Zacisnął nóż w dłoni, po czym, przy przypływie nagłej odwagi, ruszył w stronę napastnika. Chciał szybko włożyć przedmiot w jakąś część ciała tego człowieka, by sparaliżować go i mieć czas na ucieczkę. Nie udał mu się jednak jego plan, gdyż osoba sprawnie go odepchnęła, tak mocno, że zielonooki upadł na ziemię. Wyglądało na to, jakby nie miał już żadnej drogi ucieczki, gdy atakujący pochylił się nad nim z nożem skierowanymi na jego klatkę piersiową.

- Nie ruszaj się albo zginiesz - powiedział.

Gerard prawie zemdlał ze strachu, do tego nie wiedział, co się dzieje z Frankiem i czy zdoła go uratować. Nie mógł wyjrzeć zza twarz napastnika, gdyż to skutkowałoby  nożem wbitym w jego ciało. On sam, nadal zaciskał niewielką broń Franka, ale przeczuwał, że zaraz zostanie mu ona odebrana. Tak też się stało, czarnowłosy próbował mocniej trzymać przedmiot, ale atakujący przybliżył ostre narzędzie bliżej skóry Gerarda, grożąc, że jeśli nie puści rzeczy trzymanej w swojej dłoni, zostanie mocno skaleczony ostrym przyrządem. Ostatecznie opuścił bezwładne nożyk. Frank znienacka pojawił się za postacią, która najwyraźniej poczuła, że za nią się ktoś znajduje, gdyż szybko odwróciła się w stronę czarnowłosego, zostawiając na podłodze przerażonego i wystraszonego Gerarda. Zabójca bardzo mocno pociągnął Franka za ramię, powodując tym ból w danej części ciała chłopaka. Później chwycił też za rękę Gerarda, zmuszając go do wstania z podłogi. Trzymając ich, zaczął prowadzić chłopaków na główny korytarz, od którego wcześniej uciekali. Obaj wyrywali się, ale uścisk napastnika był tak mocny, że nie dali rady się uwolnić.

Po niedługim czasie znaleźli się we wspomnianym wcześniej miejscu, przyjaciołom od razu zrobiło się niedobrze, co znacznie ich osłabiło i przestali nawet już się wyrywać. Na ścianach wisiały haki, które swoją drogą zostały nie wiadomo jak i kiedy przymocowane, a na nich wisiały ciała prawie martwych lub już nieżyjących osób. Niektóre były rozcięte w pewnych miejscach, najczęściej na brzuchu. Przyjaciół ogarnęło obrzydzenie, ból spowodowany tym widokiem i ogromny strach oraz przerażenie, że za chwilę prawdopodobnie spotka ich to samo. Chłopak puścił ich ręce i popchnął na ścianę. Zobaczył jak osłabli, więc nawet ich nie przytrzymywał.

- Pięknie, uda mi się dwóch za jednym razem - powiedział do siebie, kręcąc się w okół i szukając prawdopodobnie jakiś narzędzi.

- Frank... - odezwał się wyższy. - Może on pójdzie po te noże, które zostawił i wtedy zdążymy uciec...

- A nie sądzisz, że najpierw nas powiesi? - zapytał Frank bardzo cichym głosem.

- Nie może tego zrobić - powiedział zdecydowanie.

- Ale jak teraz uciekniemy?... Ja nie dam rady... Nie mam siły...

Napastnik wrócił do Franka i Gerarda, postawił obok nich stołek. Pociągnął za ręce wyższego by się podniósł. Czarnowłosy spojrzał na Franka, który siedział w kącie ledwo żywy, opierał głowę o dłonie, ciężko oddychając. Gerard pomyślał o tym, jak mocno zależy mu na jego życiu, na jego przyjacielu i rodzinie. Powoli nabierał sił i motywacji, kiedy zabójca kazał wchodzić mu na stołek, grożąc trzymanym nożem, który zupełnie znikąd znalazł się w jego dłoni. Zielonooki ostatni raz spojrzał na przyjaciela, który ledwo się trzymał. Przez chwilę nieuwagi jego niedoszłego mordercy, podniósł mebel, na którym miał stanąć i z ogromnym strachem, rzucił w niego stołkiem. Czuł, że to strasznie głupi pomysł, ale nie mógł wymyślić niczego innego, jeszcze bez dostępu do jakiejkolwiek broni. Na szczęście, stołek uderzył w głowę przeciwnika, więc Gerard i Frank mogli mieć chwilę na ewakuowanie się. Zielonooki pomógł wstać niższemu, wziął go nawet na ręce. Chłopak był bardzo lekki ze względu na to ile jadł, więc podniesienie go nie sprawiło trudności wyższemu. Poza tym, Frank już prawie stracił przytomność i Gerard bał się, że zaraz to nastąpi, a jeszcze nie przekroczyli wyjścia ze szkoły.
Nagle, usłyszeli kroki za nimi, chłopak starał się biec, ale też nie patrzeć na ściany. Zastanawiał się, jakim cudem w tak krótkim czasie ten jeden osobnik powiesił i zmaltretował tyle osób, przecież kiedy przechodzili tędy godzinę temu, nikogo nie było. Później siedzieli niedużą ilość czasu w bezpiecznym miejscu i gdy chcieli się zawrócić, na ścianach znajdowało się już mnóstwo ciał. Kroki za nimi raptownie ucichły. Gerard zaczął coś podejrzewać, ale bał patrzeć się za siebie. Byli już bardzo blisko wyjścia oraz od dwóch stron widział już boczne korytarze. Z jednego z nich wyszła następna postać, która wyglądała jak kopia jego poprzedniego przeciwnika. Szykowała się jakby do walki, podeszła bliżej. Gee był już tak niedaleko od drzwi, ale nie zdążył do nich dotrzeć. Osobnikowi udało się skaleczyć nożem Franka, ostrze trafiło w jego udo. Chłopak zasyczał z bólu i momentalnie złapał za swoją nogę, nadal będąc w ramionach Gerarda. Wyższy przeniósł ciężar ciała złotookiego na jedną rękę. Drugą dłonią, z całej siły uderzył w twarz osobę, która zraniła czarnowłosego. Następnie wybiegł ze szkoły, a Frank cały czas był na jego rękach. Płakał z bólu, ale później uciszył się. Gee niósł go, dotąd aż znalazł ławkę, na którą go położył i przekonał się, że jego przyjaciel stracił przytomność.

Dziękuję za wszystkie gwiazdki, bo one mi sprawiają taką radość, że cieszę się do końca dnia z tego, że moje siedzenie do drugiej w nocy w piątki lub soboty nie idzie na marne xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro