It's Not My World
- Co to jest? - zapytała zdenerwowana matka, podając mi kartkę z ocenami pod nos, przerywając mój ostatni posiłek w ciągu tego dnia. Były to czekoladowe płatki z mlekiem czekoladowym. Nie posiadałam aktualnie zwykłego mleka. Cóż, musiałam poratować się tym produktem.
- Kartka. - odpowiedziałam, biorąc łyżkę do ust z zawartością słodkiego jedzenia.
- To widzę. - burknęła.
- To czemu pytasz? - wstałam od stołu, podchodząc do zmywarki, aby włożyć tam brudne naczynie.
- Z matematyki na koniec semestru wychodzi ci ocena dobra.
- To źle? - zdziwiłam się bardzo.
Jestem najlepszą uczennicą w klasie pod względem ocen z przedmiotów ścisłych. Reszta klasy ma gorsze oceny z czego kilka jest już nieklasyfikowanych. Starają się na różne sposoby ogarnąć matematykę, ale im to nie wychodzi co prowadzi do ściągana, a następnie do przyłapania i wstawienia jedynki, której możliwość poprawy jest nieaktualna. Może i jestem leniwa, nie mam szóstek z języków obcych albo wychowania fizycznego, natomiast za to umiem to czego inni nie. Kilka razy brałam udział w konkursach. Zajmowałam najczęściej drugie lub pierwsze miejsce. Trzecie jeszcze ani razu mi się nie zdarzyło. Większość nauczyciel mówi, że jakbym się choć trochę bardziej przyłożyła to bym mogła osiągnąć wzorowe świadectwo. Ale po co to komu? Pokaże oceny, dostanę dziesięć tysięcy na rękę i bajlando?
- Źle? Jeszcze się pytasz? - rzuciła kartką o stół ze zdenerwowania. - Stać cię na wiele więcej. W dodatku dziś dostałaś ocenę nie klasyfikującą.
- Przestaniesz robić z igły widły? - przeszłam obok niej obojętnie w kierunku schodów.
Zamierzałam iść do łazienki, żeby się ogarnąć na imprezę, na którą zostałam zaproszona. Popytałam się tamtej dziewczyny, kto dokładnie będzie, aby mieć pewność, że nie będą tam same gówniarze. Muszę dbać o reputacje, dlatego też zaprosiłam swoich znajomych. Między innymi miałam na myśli Quentina. I chyba tylko jego. Nie mam wielu znajomych.
- O nie moja panno. Wydaje na ciebie z ojcem w cholerę pieniędzy, żebyś miała dobre oceny z przedmiotów rozszerzonych, spełniam każde twoje zachcianki, a ty przynosisz mi taką ocenę do domu? - zatrzymała mnie na drugim stopniu schodów, łapiąc za nadgarstek. - Zapomniałaś jakie jest twoje nazwisko? Jakie otrzymałaś od nas? Chcesz nam wstydu narobić?
- Zapomniałam jak to jest mieć normalną matkę. - odpowiedziałam po chwilę przerwy. - Ty nawet nie liczysz się z moim zdaniem. Czego ja chce.
- Życie to nie film. Muszę cię wyprowadzić na ludzi.
- Aby tak jak ty mieć nudne życie?
- Życie w luksusie nazywasz nudne? - prychnęła. - W przyszłości zobaczysz jak naprawdę jest, a teraz maszeruj do książek.
- Idę na imprezę. - powiedziałam, idąc dalej po schodach. - Uczę się dla siebie, a nie dla ciebie.
- Będziesz mitrężyć zamiast się przygotować na kolejny test?
- Przestań być tak apodyktyczna. - jęknęłam zmarnowana. - Świat nie kręci się wokół nauki.
***
Ubrana w czarne jeansy z wysokim stanem, tego samego koloru crop top bez ramiączek plus również w ciemną kurtkę, byłam co raz bliżej posiadłości zamieszkania Emmy. Już z daleka słyszałam dudniącą muzykę, która aż się prosiła o energiczny taniec.
Przed wyjściem umyłam także swoje włosy. Były rude i lekko falowane. Co najważniejsze. Sięgały do pasa, więc czułam się w nich naprawdę dobrze. Marzyłam o takiej długości, gdyż zawsze posiadłam tylko krótkie fryzury. Włosy rosły mi wolno, dlatego czekałam kilka lat aż mi urosną do upragnionego celu. Przez ten długi czas poświęciłam bardzo dużo pieniędzy i trudu, żeby były dobrej kondycji i gęste. Dzięki tej trudnej pracy udało mi się osiągnąć to co chciałam.
Poza dzisiejszą pielęgnacją włosów zdążyłam wykonać makijaż. Nie jestem pewna czy moja cera wymaga poprawy, ale czuję się pewnej mając na sobie maskę. O ile mogę to tak nazwać. Na skórę nałożyłam podkład, korektor i bronzer. Mając kształt twarzy typu diament, łatwo mi konturować buzię. Następnie użyłam eyelinera i tuszu do rzęs. Na sam koniec na usta nałożyłam błyszczyk. Czasami się zastanawiam czy dobrze robiąc tak się malując. Jesteś brzydki, to jesteś brzydki. Nic tego nie zmieni. Nawet gdy nałoży się tonę makijażu czy wyda się milion złoty na operacje plastyczne to i ta podświadomość pozostanie w tobie na zawsze. Dlatego tak ważna jest akceptacja siebie. Dla innych jest to łatwe. Zaś dla reszty trudne.
Weszłam na posesję dziewczyny. Rozejrzałam się wokół siebie. Nic innego nie zobaczyłam oprócz samochodów z właścicielami obok. W dłoniach trzymali kubeczki z jakimś alkoholem. Grupa ludzi była w moim wieku. Inna grupa, trochę starsza. Pozostali to pierwszaki lub drugoklasiści. A nawet osoby z innych szkół. Nawet te sławne. W tłumie ujrzałam Cody'ego Charlesa. Obok mnie stali inni chłopcy. Wszyscy byli ubrani w czarne kurtki, szare jeansy i czerwone koszulki. Każdy z nich miał idealnie ułożone włosy. Można je porównać do niechlujnego koka.
Co jest grane? Przed moimi oczami przeszedł sam Josh z drużyny koszykarskiej. Najpopularniejszy, najprzystojniejszy i najbardziej wkurwiający człowiek na ziemii. Przysięgam, że nie ma drugiego takiego. Oczywiście nie zapomniałam o Hope. Gdybym miała wybrać z kim bym się udała na Himalaje to właśnie ona. Może i jest fałszywą suką, ale z nią bym się raczej dogadała niż z nim. Tylko dlatego, że ona nie ma siły i łatwo byłoby ją zepchnąć z góry. Jednego pasożyta mniej.
- Właśnie o niej ci mówiłam. - usłyszałam głos Emmy tuż za mną. Odwróciłam się i ujrzałam drobną brunetkę. Obok niej znajdował się ciemnowłosy chłopak o brązowych oczach. - Adrianne to Sonny. Sonny to Adrianne.
- Chytry lisek? - zapytał flirciarsko. - Piękna ruda kita. - przejechał dłonią po moich włosach. Na ten ruch z jego strony odsunęłam się na dwa kroki. - Ile masz lat, słonko?
- Dziewiętnaście.
- Młodziutka. - wyjął telefon z kieszeni i zaczął coś na nim stukać, co chwilę zerkając na mnie. - Powiedz mi. Masz za sobą pierwszy raz?
- O życiu intymnym nie rozmawiam. - powiedziałam od razu lekko zirytowana. - W ogóle co to za przesłuchanie?
- Nie chodzi o seks. - jęknął, chowając komórkę, na którym ekran wyświetlił przesłaną wiadomość. - Mówię o czymś lepszym niż tani orgazm. - zrobił przerwę. - Dragi, kochana.
- Nie biorę takiego świństwa.
- Drogą do raju nazywasz czymś złym? - wtrąciła się Emma. Spojrzałam na nią zszokowana z myślą, że bierze narkotyki. To najgorsze świństwo jakie istnieje na świecie. Miliony ludzi umierają przez własną głupotę zażywając takie rzeczy. Nawet nieświadomie. Trudno się przed nimi chronić, gdyż ktoś może Ci je podłożyć do napoju czy jedzenia. Wszędzie to się może stać. Niekoniecznie na imprezie. Również w domu. A sprawcą może być członek rodziny. Nie raz słyszy się o takich przypadkach. Ostatnio nawet w naszym mieście. Matka wsypała zabójczą ilość Marihuany do soku ośmioletniej córki. Bogu dziękować, że lekarzom udało się ją uratować, a rodzicielkę zamknąć.
- To jak wartość autoteliczna. - stwierdził Sonny.
- Nie sądzę.
- Tak czy siak. - machnął dłonią. - Niezły hajs jest za handel towarem.
- Sory, ale to nie mój świat. - odwróciłam się na pięcie, lecz poczułam na nadgarstku mocny uścisk. Spojrzałam w górę a przede mną stał wysoki blondyn. Czy to...
- Hubert? - krzyknęłam z radości rzucając się chłopakowi na szyję. - Gdzie ty byłeś kiedy cię nie było?
- Na praktykach w Holandii. Wróciłem na kilka dni.
- Rodzicie myślą, że masz własne mieszkanie, dziewczynę oraz świetną pracę.
- Owszem. - uśmiechnął się szeroko. - W Holandii. Przeprowadziłem się tam, bo nie chciałem słuchać jęczenia rodziców.
- Dobrze zrobiłeś.
- Holandia? - odezwał się Sonny. - Po ile idzie tam trawka?
- Tyle samo co trumna.
Hubert, to mój brat. Od dziecka byliśmy z sobą zżyci. Opiekował się mną jak ojciec, kiedy on był na wyjeździe za granicą z matką. Zajmowała się nami sąsiadka, ale on odgrywał większą rolę. Pomagał mi w lekcjach, uczył mnie języków obcych czy też bawił się ze mną. Oczywiście zdarzały się kłótnie, jak to rodzeństwo, jednak szybko się godziliśmy. Gdy on ukończył 18 lat, postanowił znaleźć pracę mieszkając jeszcze tutaj, żeby zarobić na mieszkanie. Nie wiedziałam jeszcze o wyprowadzce do Holandii i praktykach. Rodzice nie zgadzali się na to, aby ich syn wyleciał z gniazda, bo miał przejąć ich firmę. Hubert miał inne plany na życie. Postanowił założyć własną firmę, dotyczącą obozów sportowych lub języków obcych za granicą. Zawsze miał żyłkę do biznesu. Skończył kierunek ekonomiczny, dzięki czemu umie załatwiać sprawy związane z pieniędzmi i nie musi szukać księgowej.
- Nie zostaniesz na dłużej? - zapytałam z nadzieją. - Nie było cię okrągłe dwa lata.
- Praca i dziewczyna mnie wzywa. Przykro mi, Adrianne. - zasmucił się, choć mi było ciężej nic jemu. Wiedział, że mi jest przykro, ale on nic na to nie poradzi. Nie zostanie tu. - Sonny, gdzie Andrew?
- Puka. - ukazał szereg białych zębów, unosząc głowę do góry jakby na haju.
- Przekaż mu wiadomość ode mnie. - kiwnął znacząco brat, a ja już chciałam się zapytać o co chodzi. Ach ta ciekawość. Wspomniałam wcześniej o mojej wadzie numer jeden? Nie? To już wiecie.
- Już wie.
- Hubert, o co chodzi? - blondyn spojrzał na Sonny'ego. - Chcę wiedzieć.
- Wkurwisz się. - stwierdził brunet, a Emma przyznała rację. Wolę znać najgorszą prawdę niż być okłamywana.
- Trudno, chce wiedzieć.
- To najprzystojniejszy gość w całym mieście. Mega umięśniony i obroni cię w każdej sytuacji. - powiedziała rozmarzona dziewczyna, opierając się o ramię bruneta. Niestety przerwał jej erotyczne marzenia, szturchając ją, a mi zapaliła się żółta lampka.
Nigdy nie słyszałam o tym mężczyźnie. Nie wiem czy jest w moim wieku. Może starszy. Jeśli tak to o ile? Może ma tyle samo lat co Hubert. Chodził do mojej szkoły? Albo to przestępca? Nie. Na pewno nie. Myśl Adrianne logicznie. Po tych informacjach od Emmy mogę stwierdzić, że to typ bad boya, który zmienia laski jak rękawiczki, a kasę zarabia broniąc naiwne dziewczyny, czym później móc je zaliczyć i zapisać do książki pod tytułem księga zaliczonych.
- Mnie? - zdziwiłam się. - Hubert, gadaj co jest grane.
- Mówiłam w przenośni. - broniła się dziewczyna, choć wiedziałam o co biega. Nie jestem na tyle głupia, żeby się nie domyślić.
- W mieście robi się co raz niebezpieczniej, więc pomyślałem o ochroniarzu dla ciebie. - westchnął ciężko, lecz nie dałam mu dalej dojść do słowa.
- Nie, nie, nie i nie. - machałam rękoma zdenerwowana.
- Mówiłem, że się nie zgodzi. - wzruszył ramionami Sonny. - Dyszka dla mnie, Emma.
- Adrianne. To dla twojego dobra.
- Nie dla mojego dziewictwa.
- Jesteś dziewicą? - oczy bruneta stały się wielkie jak kształt momenty. - Tym bardziej ona go potrzebuje.
- Potrzebujesz chyba wizyty u psychiatry. - fuknęłam. - Wy wszyscy!
Odwróciłam się na pięcie w stronę wyjścia z placówki. Przedostałam się przez tłum nieznanych mi ludzi, przy okazji czułam smród wydostający się z domu Emmy. Nie znam tego zapachu. Cokolwiek to jest, śmierdzi strasznie i nie zamierzam być tu ani chwili dłużej.
Czułam się upokorzona całym tym zdarzeniem. Oczywiście z mojej winy, bo dałam się jej namówić na imprezę. Mogłam posłuchać podświadomości, która mi mówiła o zostaniu w domu. Niestety podkusił mnie fakt o starszym od siebie roczniku, lecz teraz stało się dla mnie to obojętne. Chciałam wrócić już do domu, położyć się pod kołdrą z tostami oraz ciepłą herbatą o smaku wanilii z miodem. Podczas tego oglądać swój ulubiony serial jaki jest dom z papieru. Marzę o idealnym wieczorze. Taki jak właśnie ten. Kołdra, jedzenie, serial, a do tego duża dawka samotności. Nie ma nic lepszego niż to.
Gdy postawiłam stopę tuż za bramą posiadłości, do uszu doszedł głośny krzyk kobiety, który zagłuszył dudniącą muzykę. Od razu ją wyłączono i zainteresowano się dziewczyną, która wolała o pomoc. Po chwili stania w niepokoju, z domu wybiegli ludzie. Byli przerażeni tym co najwidoczniej ujrzeli. Ciekawość mnie zżerała co tam jest, jednakże muszę się opanować. Skoro inni uciekli z miejsca zdarzenia to coś musiało się stać, co nie jest warte oglądania.
- Adrianne? - niespodziewanie usłyszałam głos brata, przez co aż podskoczyłam w miejscu.
W duszy poczułam ulgę, że Hubert jest w końcu przy mnie. Mam szanse w końcu mu się wygadać z wszystkich problemów. Przez te lata nie miałam tak naprawdę poprosić kogoś o pomoc czy o radę w jakieś ważnej sprawie. On mi zawsze służył z pomocą. Nawet wtedy, kiedy byliśmy ostro skłóceni. Był mi bliższy niż któryś z rodziców. Od kiedy pamiętam byli pochłonięci tylko pracą. Pamiętam moment, gdy wybrałam się na zawody koszykarskie. Każda z dziewczyn miała przy sobie rodzica. Wspierali swoje dzieci, ale niestety moja nie. Wyraziła zgodę na wyjazd i pojechała w delegację na miesiąc do Norwegii. Tak samo ojciec. Również wyjechał załatwiać sprawy służbowe. Inne osoby bardzo by się cieszyły, że mają wolną rękę, natomiast ja nie.
- Wiesz co się stało? - uniosłam głowę do góry, chcąc zobaczyć twarz brata.
Umarłam z przerażenia.
POV'ANDREW
- Ile? - zapytałem wkurwiony, uderzając ręką o blat stołu. - Nie wkurwiaj mnie, baranie! Zamawiałem na dziś i chce to dziś dostać i nie obchodzą mnie żadne paragrafy! - odłożyłem telefon, prawie nim rzucając na kanapę. Dopiero co kupiłem nowy sprzęt, a już nim rzucam jak poduszką.
- Andrew? - zapytał Nathan.
- Czego kurwa? - odpowiedziałem jeszcze bardziej zdenerwowany do bruneta. Ten tylko miał kamienną twarz. Dobrze. Tego go uczyłem.
- Ktoś tu dawno nie ruchał. - zaśmiał się Jonny. - Dwa dni bez Megan i nasz biedulek wyżywa się na innych.
- Nie chodzi o nią. - usiadłem na krześle, biorąc notes do rąk. - Gdzie ta laska?
- Jaka laska?
- No ta laska. - rozłożyłem dłonie, mając nadzieje, że skapnie się o kogo chodzi. Niestety tak się nie stało, na co westchnąłem zrezygnowany.
- Stary, mówisz o Megan, Nicole, Kate, Adrianne, Ruby, Nathalie czy Rose?
- Rose i Ruby.
- Czuje do nich niesmak. - powiedział Jonny, przeglądając coś na telefonie.
- Nie da się być do któryś z niej ambiwalentny. - zaprzeczyłem, wstając z krzesła.
- Ślicznotki albo dziwki. - oznajmił Nathan. - Osobiście wybieram określenie dziwka. A ty Andrew?
- Muszę się zająć pewną sprawą. - odpowiedziałem po chwili ciszy.
Założyłem na siebie czarną bluzę z kapturem, a na to kurtkę tego samego koloru. Na zewnątrz było dość chłodno przez ulewę. Nie lubiłem deszczu. W ogóle nie przepadam za brzydką pogodą. Preferowałem słońce, ciepło. Nie kałuże czy błoto. Taką atmosferę wolą ludzie z wieczną depresją albo po prostu dziwne społeczeństwo. Nie rozumiem jak można lubić deszcz.
Wyszedłem z wynajmowanego mieszkania na zewnątrz, po czym przeszedłem na drugą stronę ulicy. Byłem umówiony na pewną osobą, która miała czekać obok parku. Muszę wyjaśnić kilka spraw, bo nie dadzą mi one spokoju do końca życia. Prędzej popełnię samobójstwo niż bym musiał z nimi żyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro