Do IT
Na zewnątrz panowała potężna wichura a wraz z nią ulewa. Niebo było zachmurzone do odcieni czerni. Między chmurami co chwilę pojawiały się skrawki jasnych barw, które choć trochę dawały życia. Z daleka widoczny był jeszcze krwawy zachód słońca. Jego promienie rozpowszechniały się na wszystkie strony. Po czerwień aż po róż. Brakowało tylko jeszcze błyskawic. Wtedy bym zaczął myśleć o zagładzie ludzkości. Myślę, że nie miałbym nic temu przeciwko. Ten świat stał się jeszcze bardziej pojebany niż był wcześniej. Szacunku brak. O zaufaniu do drugiego człowieka można w zupełności zapomnieć. Czasami nawet rodzinie nie powinno się ufać. Nie wspomnę już o miłości. Miłość? Co to jest? Nie istnieje coś takiego jak miłość. Nie w tym pokoleniu, a na pewno nie w tym świecie.
- Andrew! - krzyknął męski głos z daleka. - Gdzie towar?
Przymrużyłem oczy, żeby dostrzec posturę człowieka, idącego w tym kierunku. Nie mogłem za bardzo zobaczyć, gdyż widziałem tylko dym. Znajdowałem się pod ziemią, dlatego też było tu zimno i panowało echo. Nade mną jeździły tramwaje, które zakłócały panującą ciszę. Na ścianach tego miejsca stworzone zostały artystyczne grafiti. Większość z nich symbolizowała zbuntowane nastolatki. Często potrzebują zrozumienia lub chcą coś przekazać za pomocą grafiti. Cytaty wiele znanych autorów również zostały tu dodane, które miały na celu bardziej przemówić do przechodnia. Najczęściej spotykane są tu cytaty Stephena Kinga. Nic dziwnego.
- Kasa się zgadza? - powiedziałem pewny siebie, chowając dłonie do przednich kieszeni, przy czym oparłem się o ścianę, pokazując mu swoją odwagę. Muskularny mężczyzna pokazał portfel wypełniony pieniędzmi, na co tylko pokiwałem głową w rozbawieniu.
- Nie podskakuj mi tu gówniarzu.
Nie minęło zaledwie kilka sekund, a przed sobą ujrzałem postawę faceta. Spod czarnej kurtki mogłem dostrzec napięte mięśnie. Były duże i pewnie robione przez długi okres czasu na siłowni. Zwróciłem uwagę także na jego tatuaże. Wiem, że ma ich mnóstwo na ciele, lecz teraz widoczny był tylko na szyi po lewej stronie. Był to wściekły wilk z wystającymi kłami, a wokół niego rozlatujące się ptaki.
- Dbam również o swoje interesy. - rozczesałem dłonią swoje brązowe włosy. Ułożyły się w dużym nieładzie, ale nie przeszkadzało mi to. Nie interesuje mnie to jak wyglądam. Źle czy dobrze. Bez różnicy.
- Na twoje miejsce są dziesiątki osób, a kolejne dziesiątki leżą w piachu.
- Ciekawe kiedy psy wywęszą kości, które są zakopane w ziemi. Myślę, że już niedługo. - skierowałem wzrok na mężczyznę spod kaptura. Widziałem jego żyły na dłoniach. Dzieje się tak, gdy się mocno wkurzy. Jednak wiem, że on nic mi nie zrobi. Nie bałem się. Nie miałem czego. Jeśli nawet włos mi z głowy spadnie to w tym przypadku, jego ludzie staną w mojej obronie. Do końca on o tym nie wie. Może za niedługo się dowie.
- Mam wrażenie, że coś kombinujesz. Nie z jednym kombinatorem miałem do czynienia. - przez jego zachrypnięty głos, przez moje ciało przeszły dreszcze. - Kojarzysz Evie?
Na imię dziewczyny mój wzrok mógłby zabić tego skurwiela o ile bym władał taką siłą. Nie zapomnę nigdy tego co się stało z uroczą rudowłosą Evie. Jej uśmiech potrafił koić nerwy nawet cholerka. Oczy mogły być odzwierciedleniem hipnozy. Delikatny głos i dotyk były lepsze niż zioła od babci. Wiem co mówię. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Pamiętam jak małymi dłońmi objęła moje policzki wśród płonącego lokalu. Czułem jej ciepło, niewinność i wiarę. Wierzyła w zmianę ludzi złych. Była bardzo nawina. Chciała czynić dobro. Budziła zaufanie wśród społeczeństwa. Dawała nadzieję, jak czterolistna koniczyna na zniszczonej ziemi. To, co się z nią stało, nie może nic tego opisać. Nawet słowa. Co więcej najbardziej straszny koszmar z dzieciństwa czy horror. Nikt nie zasługuje na tak okrutną śmierć. No oprócz tego skurwiela co stoi właśnie metr ode mnie.
- Wykonuj robotę. Taki człowiek jak ty do niczego się nie nadaje. - powiedziałem ciche przekleństwo na jego temat, lecz on to usłyszał. Do moich uszu doszedł dźwięk otwieranego scyzoryku, a także powolne kroki w moją stronę, więc przygotowałem się psychicznie do ataku. - Rozpruć ci flaki, a gazety będą mówić o ataku wściekłych kundli? - w ułamek sekundy zostałem przyciśnięty mocno do ściany. Przez grubą bluzę czułem chłód płaskiej powierzchni. Oparzenia, które mam na plecach, silnie dały się we znaki, przez co cicho zasyczałem, patrząc wrogo mu w oczy. - Chcesz tego, gówniarzu?! - Nagle facet zdjął kaptur z mojej głowy i ostre narzędzie przyłożył do gardła. Szczerze? W duszy się bałem. Wiem, że on jest nieobliczany, ale tak naprawdę to potrafi być jak pudelek. W wiadomościach teraz często słyszy się o brutalnym zabójstwie lub porwaniach. Osoba, która to zrobiła stoi przed mną. Dlatego też nie chciałem zostawiać chorej matki i siostry. Jeszcze nie teraz. Muszę o nich się troszczyć, zatem nie mogę pokazać strachu. Muszę być silny. Psychicznie oraz fizycznie.
Poczułem ohydny zapach tytoniu, lecz uśmiechałem się do niego, pokazując szereg białych zębów. Dzięki temu zmarszczyła się moja blizna na twarzy. Dodawała strachu wobec innych, a dla mnie to tylko smutne wspomnienie.
- Nie możesz mnie zabić, Damon. Przecież dobrze o tym wiesz. - uśmiechnąłem się szerzej, biorąc scyzoryk ze swojej krtani. - Zapomniałeś o naszej umowie?
- Nie, nie zapomniałem. - oznajmił, po długiej chwili ciszy milczenia. Mężczyzna spoglądał w moje oczy, po czym oznajmił.- Chwila? Wczoraj miałeś niebieskie oczy.
- Zrób to, Damon. - uśmiechnąłem się, chwytając go za kołnierze kurtki. - Chcesz mnie zabić. - stwierdziłem co raz bardziej pewny swoich słów.
- Parszywy kundel. - prychnął wściekły.
Zaśmiałem się głośno, przez co wspólnik poczuł się nieco zdezorientowany. Echo rozniosło się po całym podziemiu. Z daleka to brzmienie może przypominać śmiech psychopaty. Psychopata to dość dobre określenie. Zależy w sumie też dla kogo. Ktoś może mieć psychopatczny śmiech, myśli albo poczynania. Tak czy inaczej, to i tak coś się z tym wiąże. Należę do osób z takim śmiechem. Uważam to za zaletę niż wadę. Lubię, gdy ktoś czuję respekt wobec mnie. Mała szansa, iż ktoś mi podskoczy. Nie jestem złym człowiekiem. Zły świat nauczył mnie, że nie istnieją zasady. Każdy je łamie. Bez zwątpienia.
Podoba wam się pierwszy rozdział tej książki? Dajcie znać w komentarzu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro