Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

71

~Harry~

Po kolejnej rozmowie z James'em przez telefon czułem się lepiej. Tiana była w domu, a wyszła jedynie, aby się przejść. Resztę dnia spędziłem w spokojnej atmosferze, siedząc sam w swoim pokoju. Zwykle wziąłbym się za alkohol, ale nie tym razem. Zamierzałem zaprzestać jakichkolwiek kontaktów z mocnymi trunkami, ponieważ wiedziałem jak dziewczynie na tym zależało.

Zacząłem się o nią martwić, gdy rozpłakała się bez powodu. Wtedy mnie zaniepokoiła, dokładnie jak James'a. To chyba dało mi wiele do myślenia.

Przez różnicę czasową postanowiłem zadzwonić do psychologów dopiero jak wrócę do stolicy Wielkiej Brytanii.

Dzisiaj byłem umówiony na dziesiątą z panem Anderson'em i szczerze nie miałem pojęcia czego mogłem się spodziewać. Wierzyłem, że William nie dał się nabrać, gdyż znaliśmy się od dwóch lat i przecież zdawał sobie sprawę jakim byłem człowiekiem. 

Pojechałem tam wyłącznie z Louis'em i Niall'em, a Vanessie oraz Liam'owi kazałem wracać wcześniej do Londynu. Miałem nadzieję, że kobieta, która była moją tymczasową asystentką nie wypuści niechcianych plotek w mojej firmie.

- Witam, panie Styles. - przywitałem się z wysokim mężczyzną uściskiem dłoni i zasiadłem na wolnym miejscu przy wielkim, szklanym stole. - Myślałem nad tym naprawdę sporo, bo przecież chodzi o mój interes. Znamy się dość długi okres czasu i nigdy bym nie przypuścił, że zrobisz coś takiego. Wierzę ci, Harry. Nie sądzę, abyś dopuścił się takiego czynu. Nie mam pojęcia kto tak bardzo cię nienawidzi, ale widocznie masz wroga.

Wyjął z szafki papiery i ich kopię, które w jednej chwili podpisałem. Tom siedział cicho, czasami na mnie zerkając. Byłem świadomy, że czegoś ode mnie chciał, dlatego poczekałem na niego przy automacie do kawy.

- Szczerze, wyobrażałem to sobie inaczej. Miała być tu Tiana, która pewnie gorzej zareagowałby na ten filmik.

- Posłuchaj mnie...

- Nie, to ty mnie teraz posłuchasz. Pracowałem u was od samego początku i zjawiła się ta pożal się Boże kobieta, która zniszczyła całe trzy lata mojej pracy!

- Co chciałeś osiągnąć?

- Jak to co?! Anderson miał zrezygnować z współpracy z tobą. Tiana - jak uważam nie jest w najlepszym stanie, prawda? Ten film miał jedynie to pogorszyć. Nienawidzę was. Zauważ, że świat nie zawsze jest taki cudowny. Zepsuliście mi coś nad czym pracowałem wiele lat.

- Mściwość ci w niczym nie pomoże.

- Oczywiście, że tak. Pragnę, byście mieli równie spierdolone życie jak ja. Rzuciła mnie narzeczona, zdradziła mnie! Po pewnym czasie zjawiła się ona - Tiana. Mignęła przed tobą dupą i już zostałem odsunięty. Praca to było ostatnie co miałem po utracie dziewczyny.

- Przykro mi, Tom, ale...

- To nie jest koniec, Harry. - odszedł ode mnie, a ja stałem, chwilowo współczując temu facetowi. Musiało się w nim znajdować wiele nienawiści. Jego zachowanie było bardziej powodem zranienia i odrzucenia. Może nawet zazdrością, że my byliśmy w związku, a on został sam.

Pokręciłem głową, kierując się do windy, by jak najszybciej znaleźć się w lobby, a następnie w hotelu. Był to w sumie mój ostatni dzień w Nowym Jorku, ponieważ jutro o szesnastej miałem lot do Wielkiej Brytanii. Natomiast w samym Londynie będę dopiero za dwa dni z uwagi na różnicę czasową, u nich będzie wtedy czwarta rano albo piąta.

- I co?

- Ten człowiek jest zwyczajnie zraniony.

- Albo pozbawiony norm ludzkich.-mruknął jakby do siebie, lecz doskonale to usłyszałem. Pozostawiłem to bez komentarza, gdyż obie wersje mogły być prawdziwe.

Wróciłem do swojego pokoju w pewnym sensie zadowolony, a z drugiej strony zacząłem patrzeć na szatyna z innej perspektywy. Tiana nie wysłała do mnie żadnej wiadomości przez cały dzień, co trochę mnie niepokoiło, jednakże wiedziałem, iż była z James'em i nic nie mogło się stać. Wybrałem jego numer, ale nie odebrał. Wcisnąłem zieloną słuchawkę przy rzędzie cyfr należących do brunetki i po trzech sygnałach odebrała.

- Hej, Harry.

- Hej, kochanie. Wszystko w porządku?

- Tak. - po jej głosie twierdziłem co innego. Zdawałem sobie sprawę z tego, że było jej ciężko, tylko nie miałem pojęcia jak to zmienić.

- Nie obwiniasz się o to, prawda? Tiana, to nie jest twoja wina.

- Przepraszam.

- Tiana, przestań mnie przepraszać. Daj mi James'a do telefonu.

- Nie ma go, wyszedł z Happy'm na spacer.

- Dobrze, kochanie, nie martw się. Pan Anderson podpisał ze mną umowę, nic złego się nie stało.

- Podpisał?

- Podpisał. - potwierdziłem, wybierając z menu obiad dla siebie. - Jak wrócę to od razu pójdziemy na tę terapię, kochanie. Okropnie się czuję, wiedząc, że...

- To nie twoja...

- To przeze mnie, Tiana. Naprawdę jest mi...

- To nie twoja wina! To nie chodzi o ciebie!

- Więc o co? - przysłuchiwałem się jak bierze głęboki wdech, a następnie wypuszcza wstrzymane powietrze.

- Bo niby ta moja umowa na pracę jest na moje imię i nazwisko oraz czas trwania to co najmniej pół roku. To znaczy, że nie mogę się zwolnić, ani oni nie mogą zwolnić mnie przez te sześć miesięcy. No chyba, że zrobię coś poważnie niszczącego opinię firmy.

- Rozmawiałaś z bratem? Przecież nic takiego nie podpisywałaś. Nie składałaś cholernej oferty o pracę!

- Powiedział, że musi ten dokument zobaczyć.

- Spokojnie, będzie dobrze. Wrócę, pójdziemy na terapię, potem do doktora Adams'a, a później święta. Tym gównem zajmie się James, Louis i wynajmę wielu innych dobrych prawników jeśli będzie trzeba.

- Mam dość.

- Wiem, kochanie. Ja również, ale damy radę, tak? Kocham cię.

- Kocham cię, Harry. - rozłączyłem się i natychmiast zamówiłem sobie posiłek. Potem usiadłem na fotelu z laptopem i zacząłem szukać na wszelki wypadek innych adwokatów, lecz tak samo skutecznych. Musieliśmy szybko te cholerstwo rozwiązać, gdyż Tiana pomalutku się wykończy, a razem z nią ja.

- Louis, przyjdź do mnie. - bąknąłem do komórki, kiedy usłyszałem jego głos.

- Milutki jak koteczek. - wywróciłem oczami, rzucając urządzenie na kanapę obok. Zapisałem sobie w swoim notatniku parę numerów, adresów i nazwisk, jednak chciałem skonsultować to z szarookim. - No co tam?

- Jakiś czas temu Tiana otrzymała list, że przyjęli ją do pracy na okres sześciu miesięcy. Problem jest w tym, iż nic takiego nie miało miejsca. Nic nie podpisywała, nie składała papierów, CV lub czegokolwiek podobnego.

- Muszę mieć to przed sobą, Harry. Nie mogę określić co poszło nie tak, nie mając tego przed oczami. Widocznie dokumenty zostały sfałszowane. Jeżeli to udowodnimy to spokojnie się wszystko wyjaśni.

- Czyli nie mamy się czym przejmować?

- Tego nie powiedziałem. Potrzebuję tę umowę na swoim biurku, Harry. - kiwnąłem głową, przecierając twarz dłońmi, by chociaż trochę zrzucić z siebie zmęczenie. - A jak tam ty i Tiana?

- Zdecydowaliśmy się na terapię, przynajmniej chwilową. Pewnego dnia dziewczyna po prostu się rozpłakała. James twierdzi, że natłok zdarzeń spowodował, że jest wymęczona psychicznie.

- Ma rację. Przecież każdy ma swoje granice, a Tiana jest już raczej bardzo bliska do przekroczenia jej. No cóż, bardzo dobra decyzja. Poza tym, ty też nie wyglądasz najlepiej.

- Dzięki.

- Mówię, co zaobserwowałem. Chcecie walczyć o siebie nawzajem i to się chwali, ale potrzebujecie pomocy.

- Sądzisz, że powinniśmy nadal być razem? Kłócimy się, posądziłem ją o zdradę, ona również mi nie do końca ufa...

- Teraz zacząłeś się zastanawiać nad zostawieniem jej?

- Nie! Oczywiście, że nie, jednak...

- Nie ma "jednak". Po prostu musicie poradzić się specjalisty. Dzięki niemu dowiecie się jakie wartości są dla was najważniejsze i czego ty oczekujesz, a czego ona. Jeśli pomimo tej terapii wciąż będzie źle to wtedy jesteście skazani na poważną rozmowę dotyczącą waszego związku. Na tę chwilę módl się, żeby te spotkanie poszło tak jak tego chcecie. 

- Dzięki, Louis.

- Chyba powinienem pobierać opłaty za te psychologiczne pogawędki. Zostałbym milionerem.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro