60
- Harry, puszczaj muszę się spakować. - od dobrych dwóch godzin próbowałam się spakować, aczkolwiek brunet był znudzony i odpędzał mnie od mojego zajęcia.
Jutro mieliśmy lecieć do Singapuru, a moja walizka jak pusta tak pusta była nadal. Brunet przyszykował się już wczoraj i dzisiaj zabrał swój bagaż, żebyśmy razem pojechali na lotnisko. James zostawał z Happy'm, ponieważ stwierdziliśmy, że taka długa podróż nie będzie dobra dla zwierzęcia. Wyobrażając sobie trzynaście godzin w samolocie, już nie chciałam tam jechać. Chociaż Harry starał się mnie bardzo przekonać dość odpowiednimi argumentami.
- Twój facet potrzebuje uwagi.
- Moja walizka również. - włożyłam do bagażu bieliznę, którą uparcie wyciągnął.
- Skąpo dość, panno Prince. W końcu to wyjazd służbowy.
- Niby tak, ale nie sądzę, aby szefowi to przeszkadzało. Prawda, panie Styles? - mruknął ciche "tak" i przewrócił nas na łóżko.
- Misie, pysie moje kochane! Pakować się, a ty Harry wyprowadź naszego malucha, bo biedaczek piszczy. - oboje przewróciliśmy oczami, widząc James'a w progu i postawiliśmy się do pionu. Zielonooki wziął na ręce białego terriera, a ja zabrałam się z powrotem za pakowanie. - Czemu nie bierzecie mnie ze sobą w Alpy?
- Ponieważ są wtedy walentynki? - zapytałam, choć było to bardziej pytanie retoryczne. Termin "walentynki" mówił sam za siebie. Nie trzeba było nic tłumaczyć.
- No, ale zostawicie mnie samego! Nie będę przeszkadzał! Obiecuję! Proszę, proszę, proszę!
- Coś się stało, że ci tak na tym zależy?
- Will jest zajęty Louis'em, a Jake wyjeżdża do dziewczyny. Zostaję sam jak palec.
- Wiesz o nich?
- No jasne, Will dzwonił, gdy byłaś na spacerze z Happy'm.
- Uch, powinnam się do nich wybrać. Dawno nie widziałam taty, bo był w Irlandii, ale odwiedzę go jak wrócę z Singapuru.
- No to tak jak ja.
- Wpadłem na świetny pomysł! - do pokoju wpadł Harry z wilgotnymi włosami, które były skutkiem deszczu panującego na dworze. Happy robił ślady na panelach, za co go zganiłam, lecz był tak szczęśliwą kuleczką, że nie zwrócił na to uwagi.
- No zaskocz nas.
- W styczniu mamy tylko tę wizytę w Norwich, więc dlaczego nie pojechać jeszcze na narty w Apeniny do Włoch!
- Harry, szalejesz z tymi wyjazdami. Myślę, że wystarczy już co dla nas robisz. To naprawdę dużo. Pomijając to, to przecież jesteś prezesem wielkiej firmy. Nie możesz cały czas robić sobie wolnego.
- Zamilcz, kobieto. Daj Harry'emu mówić. - wywróciłam oczami, krzyżując ręce na piersiach. Wiedziałam, że dla James'a te wszystkie prezenty były jak najbardziej ok, jednakże według mnie było tego za dużo. W końcu głupio to wyglądało i przypuszczenia Tom'a były trochę uzasadnione. Brałam, a nie dawałam.
- Przechodziłem obok tego zamkniętego biura podróży i tam wisiała oferta dla rodzin. Chodzi właśnie o wyjazd w Apeniny. Załatwię to w swoim zaufanym lokalu i wyjedziemy całą rodziną na wakacje w góry.
- Całą rodziną? - przyjrzałam się mu uważnie, niezbyt wiedząc co miał na myśli.
- Przecież w święta poznam twojego tatę osobiście, Jake'a i Will'a oraz Scarlett. Dlatego dobrze by było, gdybyśmy potem wyjechali na jakieś wakacje.
- Chcesz jechać z moją rodziną na urlop? - zdziwiona podeszłam do niego bliżej, zaczesując jego włosy do tyłu. Kiwnął głową, wskazując palcem na swoje usta. Uniosłam się, wyciągając szyję, żeby móc go pocałować.
- Fujka, ale nie róbcie tak jak razem gdzieś pojedziemy.
- Ciężko się powstrzymać, James. Twoja siostra sama w sobie...
- Fujka! Idźcie sobie. - zanim zamknęłam się z brunetem w pokoju, napełniłam miski mojego pupila do pełna.
- Więc jak to widzisz?
-Jedenastego będziemy w Norwich. Pomyślałem, że pojedziemy na narty dwudziestego stycznia do dwudziestego siódmego. Następnie sami wybierzemy się na walentynki na Saint John zamiast do Austrii, a w Alpach spędzimy dodatkowy tydzień.
- Brzmi cudownie, ale nie mam pojęcia czy to w porządku.
- O czym mówisz?
- O tym wszystkim - willa, wakacje, samochód, telefon, piesek. Skarbie, zauważ, że jedyne co ci kupiłam to kawę lub sałatkę. - bąknęłam w poduszkę, wstydząc się tego co przed chwilą wyjawiłam.
- Hej, kochanie. Dałaś mi swoje serce i to jest naprawdę wiele, ponieważ zrobiłem tyle głupstw, iż nie powinnaś nawet się do mnie odzywać. Wspierasz mnie lepiej niż ktokolwiek z mojej rodziny, kochasz mnie tak jak nikt inny. I wreszcie mam konkretne powody czemu wydaję swoje pieniądze. Kocham patrzeć jak jesteś szczęśliwa, a jeśli dobrze pójdzie to twoja rodzina będzie moją rodziną i warto byłoby się z nimi zapoznać. Nie robię tego, żebyś się czuła gorzej. Robię to, bo cię kocham. Nie potrzebuję niczego więcej oprócz twojej miłości. Tiana, nie masz się czym przejmować. Poza tym co byś zrobiła na moim miejscu? Chcesz wiedzieć ile mam dokładnie na koncie?
- Nie interesuje mnie to. Rozumiem co zamierzasz mi przekazać. - posłał w moim kierunku przepiękny uśmiech i powolutku zaczął całować moją szyję.
- Kocham cię, Tiana.
- Kocham cię, Harry. - tej nocy nie uprawialiśmy seksu. Skończyło się na paru pocałunkach, gdyż o pierwszej musieliśmy wstać na samolot, który był na godzinę trzecią. Tak samo dziś w nocy zielonooki znów chrapał, co było głośniejsze od traktora. Nie budziłam go, aczkolwiek sama na tym ucierpiałam.
Nie spałam nawet minuty, lecz za to Harry przespał chociaż te trzy godziny. Przebrałam się w szare spodnie dresowe i białą bluzę z Adidasa. Do swojej torby podróżnej spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i parę kosmetyków, gdyż lot miał trwać trzynaście godzin. Po takim czasie żaden człowiek nie wygląda korzystnie.
- Skarbie, masz straszne sińce pod oczami. Spałaś? - uniosłam wzrok, spotykając się z zatroskanym spojrzeniem bruneta. Pokręciłam głową, ziewając. - Dlaczego? Kochanie, nie zmrużyłaś oka pełne dwadzieścia cztery godziny.
- Chrapałeś głośniej niż jakby ktoś kosił trawę, jednak nie miałam serca cię obudzić.
- Czemu? Przeze mnie się męczyłaś.
- Nic się nie stało. Prześpię się w samolocie.
- Myślałem, że będziemy tam robić co innego. - spoglądnęłam w jego stronę pobłażliwie i wyszłam z mieszkania.
Dojechaliśmy na miejsce o drugiej trzydzieści pięć, gdzie czekali na nas wszyscy biznesmeni i architekci, którzy wcale nie wyglądali lepiej ode mnie. Przeszliśmy przez obowiązkowe barierki, a walizki ułożyliśmy na czarnej taśmie. Ledwo trzymałam się na nogach, aczkolwiek wolnym krokiem zmierzałam ku wejściu do samolotu.
- Tiana, wszystko dobrze?
- Co? Tak, Louis. Nie przejmuj się. - posłałam mu uspakajający uśmiech, który i tak do nie przekonał. Szedł obok mnie, opowiadając o jego spotkaniu z Will'em. Cieszyłam się, że coś ich połączyło, jednak w tym momencie nie czułam się najlepiej. Pomijając to, męczyła mnie pewna rzecz, a konkretnie rozmowa Harry'ego z Elizabeth. Nie rozmawialiśmy o tym potem, ale nadal chodziło to za mną jak cień.
- Tiana, słuchasz mnie?
- Przepraszam, Lou. Po prostu się nie wyspałam. - zachwiałam się, więc przystanęłam. Nie było to nic wielkiego, lecz szatyn pobiegł do przodu po Styles'a.
- Co jest, kochanie?
- Nic poważnego. Louis dramatyzuje.
- Bierz ją na ręce, a ja zabiorę wasze torby podróżne. - przewróciłam oczami, kiedy zielonooki zgodził się na propozycję jego przyjaciela.
Gdy wreszcie znaleźliśmy się w środku i zasiedliśmy na swoich miejscach, pierwsze co zrobiłam to ułożenie swojej poduszki na ramieniu bruneta.
Tym razem się już wsypałam, ponieważ mój sen trwał dobre osiem godzin.
- Ile jeszcze będziemy lecieć?
- Około pięciu godzin. Już lepiej?
- Tak, jestem wypoczęta.
- Bardzo?
- Bardzo. - nachylił się nade mną, złączając nasze usta i układając nas w trochę innej pozycji. Nie położył się na mnie, aczkolwiek był bardziej pochylony w moją stronę. Całowaliśmy się do chwili, w której nie przypomniałam sobie pewnej sprawy. - Harry?
- Tak, kochanie?
- Powiesz mi o czym rozmawiałeś ze swoją byłą dziewczyną? Ufam ci i wiem, że nie zrobiłeś niczego złego, ponieważ tak mi powiedziałeś. Tylko jestem zwyczajnie ciekawa. - westchnął, wracając na swój fotel. Lustrowałam jego twarz, która wydawała się być zdenerwowana, więc stwierdziłam, że musiała być to ważna rzecz. Na oparciu ułożyłam łokieć, na którym oparłam podbródek.
- Wtedy kiedy wróciliśmy z Brighton spałem u siebie, prawda? - kiwnęłam głową, zgadzając się. -Właśnie i niedzielę też spędziliśmy osobno. Poszedłem tamtego dnia do, do kliniki uzależnień, a Elizabeth mnie widziała. Nie chciałem, żebyś się dowiedziała, także starałem się ją jakoś przekonać. Zadzwoniła do mnie w biurze, szantażując mnie, iż jeżeli się z nią nie spotkam to wszystko ci wyjawi.
Obserwował moją reakcję, jednakże nie wykonałam żadnego ruchu. Mrugnęłam parę razy, będąc zaskoczoną informacją, że zawitał do poradni.
- Po co ci klinika uzależnień? - doskonale zdawałam sobie sprawę dlaczego tam poszedł. Moja mama również odwiedzała takie miejsca z wiadomego powodu. Miałam nadzieję, że z brunetem było dobrze, iż nie poszedł tam, gdyż był uzależniony. Szukałam innego rozwiązania, ale nie potrafiłam go znaleźć.
- Byłem na konsultacji, badaniach w sprawie alkoholu. Nie jestem uzależniony, lecz mało brakowało. Zrobiłem to dla nas.
- Kocham cię.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Hej, hej, hej misie! ♥
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro