58
Obudziło mnie lizanie po twarzy, więc przypuszczałam, że to nie był Harry. Otworzyłam oczy i pierwsze co zauważyłam to malutki, biały piesek. Obok mnie na boku leżał uśmiechnięty Styles, który obserwował mnie pewnie od dłuższego czasu.
- Witaj, kochanie.
- Hej. - szepnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej i biorąc na ręce słodkiego malucha. - A co to za cukiereczek?
- Wczoraj wyglądałaś na taką radosną, patrząc na tego terriera, że nie mogłem się powstrzymać i z samego rana poszedłem kupić tego kolegę.
- Jejku, naprawdę? Jesteś taki kochany, ale za dużo na mnie wydajesz. - miałam wyrzuty sumienia, aczkolwiek z drugiej strony spełnił moje dziecięce marzenie.
- Skarbie, jeżeli jesteś zadowolona to ja także. Jak go nazwiesz?
- Nazwę go Happy. Taka szczęśliwa mała kuleczka. - posmyrałam swojego nowego towarzysza po brzuszku, czerpiąc z tego niezłą radość.
- Hej, ale to ja nadal jestem twoim kochaniem, a nie ten kudłacz.
- Zazdrosny?
- O ciebie? Zawsze. - uśmiechnęłam się, patrząc jak powoli nachyla się w moim kierunku. Już mieliśmy się pocałować, gdy Happy zaczął szczekać.
- Chyba trzeba go wyprowadzić na spacer. Mamy coś czym mogłabym go wyprowadzić?
- Misiu, kupiłem za jednym razem smycz, obrożę, karmę, miski i zabawki. Dostałem nawet rabat. -spojrzałam na niego rozbawiona zanim zniknęłam za drzwiami. Ubrałam czarną, grubą bluzę, a smycz zaczepiłam o obrożę psiaka. Chodziłam z nim po chodniku, a potem trochę po plaży. Z balkonu patrzył na mnie zielonooki, który miał doskonały na nas widok.
Wróciłam do domu, puszczając białego terriera ze smyczy. Nasypałam do miski karmy, a do drugiej wody i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Wyłożyłam wszystko na talerze i w spokoju czekałam, aż brunet zejdzie na dół.
- Kochanie, ludzie z Singapuru wysłali mi SMS-a.
- I?
- I chcą, abyś przyjechał do nich dwudziestego ósmego listopada. - przeczytałam wiadomość na ekranie swojego telefonu, później mu pokazując.
- Na trzy dni? Wrócimy wtedy pierwszego grudnia, a na następny dzień muszę być w sądzie.
- Niestety, kochanie. - westchnął, odchylając się na krześle. Wiedziałam, że było mu ciężko z tym wszystkim na głowie, jednak stanowisko szefa oraz prezesa nie było proste. Usiadłam na jego kolanach, chcąc go pocieszyć.-Wszystko się ułoży. Po drugim grudnia będziesz miał czas na odpoczynek.
- Co powiesz na wielkie wakacje od tego wszystkiego?
- Konkrety, skarbie.
- Mam na myśli wyspy Dziewicze, a konkretnie Saint John.
- Błagam, nie mów mi, że masz tam domek czy coś.
- Kiedy jesteś samotnym dwudziestoparoletnim biznesmenem i spędzasz samotnie święta od dwóch lat to masz domek prawie wszędzie. - pokręciłam głową, nie dowierzając. Rozumiałam to, że miał mnóstwo pieniędzy, lecz nie sądziłam, iż tak szalał. Przecież trzeba było za to wszystko płacić co miesiąc czy jakoś podobnie.
- Kiedy chciałbyś tam pojechać?
- Od razu po rozprawie - bez względu na wyrok, a potem na walentynki. Albo nie! Na walentynki zabiorę cię gdzieś indziej.
- Harry, nie przesadzasz za bardzo? Jeżeli uważasz, że będę cię kochać mocniej za to wszystko to się mylisz. Kocham cię tak bardzo mocno, że nic tego nie zmieni. Nie musisz tego robić.
- Ale chcę, więc się ze mną lepiej nie kłóć. - westchnęłam, zbierając nasze brudne talerze. Pod nogami kręcił mi się Happy, który radośnie latał za mną, merdając ogonem. Zaskoczony Styles pisnął jak dziewczynka, gdy terrier wskoczył mu na kolana podczas picia kawy.
- Co to było?
- Co? Co? Nic.
- Powtórz. - zażądałam z wielkim uśmiechem, chcąc usłyszeć ten dźwięk ponownie. Pokręcił głową, podnosząc się z miejsca. Podszedł do mnie paroma krokami i podniósł tak, że wisiałam przez jego ramię. Piesek wesoło dreptał naszymi śladami, aczkolwiek do sypialni brunet nie zamierzał go w puścić.-Słyszysz jak wyje? Pozwól mu wejść.
- Nie ma mowy. Nie będę się z tobą kochał przy szczeniaku. - pocałowałam go przy żuchwie, wydymając wargę, aby go przekonać.
- Kochanie, Happy nie będzie przeszkadzał.
- Tak jak Louis? Czy tak jak Niall i Liam?
- No weź!
- Zaraz cię wezmę na tej komodzie spokojnie, kochanie. - odpuściłam, gdyż widocznie nie zmieni zdania na temat mojego nowego pupilka. Nie śpiesząc się, ściągał nasze ubrania, a następnie zaczął całować najpierw łydki oraz uda. Wycałował mój brzuch, obojczyki, na których zrobił kilka malinek i szyję. Usta potraktował największą dawką buziaków, przez co ledwo nadążałam za jego ruchami.
- Jesteś taka, uch, bardzo cię kocham. - wysapał w przerwie od pocałunków, wypychając swoje biodra bardziej do przodu. Jęknęłam, czując jak stopniowo zbliżam się do orgazmu.
- Harry, kocham cię. - bąknął w odpowiedzi te same słowa, kończąc nasz stosunek. Uśmiechając się, złączyłam nasze wargi, potem zbierając nasze ubrania. Postanowiłam po całym zajściu zrobić nam ciepłej herbaty. Happy od razu znalazł się przy mnie, gdy opuściłam pokój. -Pójdziemy na spacer?!
- Niech będzie! - kucając, pogłaskałam bialutkiego zwierzaczka i weszłam do kuchni. Wstawiłam wodę do czajnika, a do kubków wrzuciłam torebki ziół. Z góry mogłam dosłyszeć donośny głos zielonookiego, ponieważ pewnie rozmawiał z kimś przez telefon. Nalałam świeżej zwykłej cieczy do miski psa i usiadłam na krześle, patrząc w ścianę. - Jak to do cholery plany zaginęły?! Czy nie mogę spędzić wolnego weekendu bez problemów? Nie interesuje mnie to! Masz się dowiedzieć kto jest za to odpowiedzialny, David. Projekty hali sportowej w Atenach mają zostać doręczone do wtorku, zrozumiano? Na razie.
- Co się stało?
- Ktoś ukradł lub zgubił projekty zamówienia biznesmenów z Aten. Dostanę zaraz szału. Musimy wracać, kochanie. Wprawdzie możesz zostać jeszcze ten jeden dzień, ale nie mamy dwóch samochodów. - kiwnęłam głową, rozumiejąc wszystko co powiedział. Byłam zawiedziona i zła, iż znowu pojawiły się jakieś kłopoty, aczkolwiek nie miałam na to większego wpływu.
Po wypiciu ciepłego napoju wyszliśmy na nasz ostatni spacer w tym mieście na tę chwilę. Trzymałam smycz białego terriera, który zaczepiał każdego z przechodniów. Później powróciliśmy do domu w celu spakowania się. Posiadaliśmy przy tym mały kłopot, gdyż sporo rzeczy nam przybyło, bo przecież mieliśmy teraz pieska. Brakowało miejsca na wszystkie miski, smycze i inne bzdety.
- Może zostawimy to tutaj, a dokupimy w Londynie?
- To jest bez sensu. Niepotrzebne wydawanie pieniędzy.
- To co robimy? - odwróciliśmy się w stronę białej kuleczki, która zaczęła szczekać. Pobiegła w nieokreślonym kierunku, przynosząc w pyszczku czarny materiał.
- Chyba Happy nas wyręczył. - wrzuciliśmy wszystko to co się nie zmieściło do właśnie tej czarnej torby i zanieśliśmy do Jaguara.
- Jedziemy do ciebie czy do mnie?
- James sobie raczej nie życzy, żebym przebywał w waszym mieszkaniu, więc do mnie.
- To jest także moje mieszkanie. Mogę do niego zapraszać kogo chcę. To co? Do mnie? Przy okazji zawieziemy wszystkie manele Happy'ego.
- W porządku. Sądzisz, że James'owi przejdzie? Naprawdę nie spodziewałem się, że go to tak wkurzy.
- Wiesz, oprócz mnie to chyba najbardziej przeżył śmierć mamy. Jest tym najstarszym i dobrze wiedział, dlaczego nasza mama umarła. - wzruszyłam ramionami, nie marząc o konwersacji z Styles'em na ten temat. Nigdy z nikim nie pragnęłam o tym gadać i to się z pewnością nie zmieni.
Po dwóch godzinach dojechaliśmy do miasta, w którym mieszkaliśmy. Tutaj korki były już większe niż na autostradzie. Staliśmy w nim około czterdzieści minut, aż nareszcie dojechaliśmy do mojej kamienicy. Otworzyłam kluczem drzwi od klatki schodowej, żeby przepuścić Harry'ego z bagażami i szczęśliwego malucha, który cały czas machał ogonkiem.
Mieszkanie nie było zamknięte, więc po naciśnięciu klamki, drzwi natychmiast odpuściły.
- O, już jesteś...nie, nie, nie, nie, wypad stąd.
- James...
- Powiedziałem coś i będę się tego trzymać.
- To jest również mój dom i Harry ma prawo tutaj przebywać.
- Nie będę spał pod jednym dachem z alkoholikiem!
- Harry nie jest alkoholikiem! Ma sporo problemów na głowie i powinniśmy go wspierać. James, masz doskonałą świadomość, iż jest dobrym człowiekiem.
- Nie, niech się nauczy, że takie rozwiązywanie spraw jest nieodpowiednie i, że inni też się nim przejmują. Nie jest sam. Pamiętasz jak płakałaś i było ci przykro? Gdzie on wtedy był? Pijany z jakimiś striptizerkami.
- Po prostu musiał odreagować.
- Brzmisz jak głupia, zakochana dziewczyna, a dodatkowo powtarzasz się. Brakuje ci już argumentów na bronienie go.
- James...
- Daj spokój, Tiano. Nie kłóćcie się przeze mnie. Widzimy się w poniedziałek, skarbie.- 23-latek podszedł do mnie, składając ledwo wyczuwalny pocałunek na moich ustach. Pożegnał się z moim bratem i zniknął za drzwiami.
- Dlaczego kładziesz mi kłody pod nogami, kiedy wreszcie jestem szczęśliwa?
- Robię to dla twojego dobra.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Hej, hej, hej misie! ♥
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro