51
O siedemnastej powoli szykowaliśmy się na kolację, którą zorganizował Harry. Ubrałam czarną sukienkę sięgającą trochę nad kolanami z wyciętymi fragmentami na biodrach. Na nogi założyłam zwykłe, czarne szpilki, a makijaż zrobiłam taki jak zawsze.
- Kochanie!
- Już wychodzę! - skończyłam tuszowanie rzęs i poprawiwszy włosy, opuściłam łazienkę. Brunet czekał na mnie na łóżku widocznie zniecierpliwiony. Powinien się pomalutku przyzwyczajać do tego, iż spędzałam tam wiele minut.
- Wyglądasz pięknie, ale czy muszę tyle przecierpieć, aż wyjdziesz z toalety?
- Następnym razem się pośpieszę, obiecuję. - oparłam ręce na jego klatce piersiowej i wyciągnęłam szyję, aby dotknąć jego ust.
- Nie obiecuj mi gruszek na wierzbie. - wywróciłam oczami, chwytając moją torebkę. Styles wyjął kartę z miejsca zasilania całego apartamentu, otwierając przede mną drzwi. Uśmiechnęłam się, gdy po zamknięciu naszego pokoju położył dłoń na moim biodrze, całując przelotnie w bark.-To będzie naprawdę udana kolacja.
- Mam taką nadzieję, a po co ci ta teczka?
- Zobaczysz. - mruknął, schylając się po całusa. Weszliśmy do windy, w której pozwoliliśmy sobie na chwilkę przyjemności w postaci buziaków, a następnie wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy około dwadzieścia minut, gdyż na drogach było mniej samochodów niż o czternastej czy piętnastej. Lokal był uroczy i położony w fantastycznym miejscu. Harry już wcześniej zarezerwował stolik, więc kelnerka nas jedynie do niego zaprowadziła. Na sam początek zielonooki zamówił butelką najlepszego wina, a potem zostaliśmy sami. Po kilku minutach rozmowy wybraliśmy sobie dania. Zjedliśmy je w miłej atmosferze, dzięki także klimatowi całej restauracji. Po skonsumowaniu przepysznego jedzenia, Harry zaczął wyjmować papiery ze swojej teczki. Rozłożył je na całym stoliku i przeniósł swoje krzesło obok mnie.
- Co to takiego?
- To są plany mojej, a raczej naszej willi.
- Plany? Willi? Naszej?
- Mam zamiar wybudować piętnaście minut od centrum Londynu na pustej ziemi willę. To są jej plany. Tutaj byłaby nasza sypialnia. - wskazał palcem na pewne miejsce na papierze, obejmując mnie w pasie. - A tutaj James'a.
- James'a?
- Jesteście do siebie przywiązani i wiem, że jeśli się do mnie wprowadzisz to będziesz do niego latać co dwie minuty, a to jest bez sensu. Dlatego postanowiłem zrobić dla niego miejsce w naszym domu.
- Harry.. - wzruszona wpierw go objęłam, aczkolwiek potem pocałowałam, że nie zdążył wcześniej wziąć tchu. Byłam tak cholernie szczęśliwa z tego co dla nas zrobił i czułam się głupio, że ciągle go jedynie ochrzaniałam. - Kocham cię, bardzo mocno.
- Ja ciebie też, kochanie. Więc? Zamieszkasz ze mną? Willa powinna być gotowa za trzy miesiące, bo zatrudniłem mnóstwo osób, więcej niż przy większości moich budowlach. Czterech architektów, połowę działu budowniczego i oczywiście dekoratorów wnętrz. Powiedziałem im twoje ulubione kolory i moje, więc wszystko będzie w porządku.
- Oczywiście, że z tobą zamieszkam. Głupio mi trochę.
- Dlaczego?
- Bo się tak starasz, a ja tylko cię dobijałam. Przepraszam.
- Nie wracajmy do tego co było, teraz jest teraz i tyle. Dałaś mi swoje serce to bardzo wiele. -wydęłam wargę wciąż czując się źle. Mimo jego zapewnień nie byłam przekonana i zżerały mnie wyrzuty sumienia. - Hej, skarbie! Nie przejmuj się, ponieważ nie mam do ciebie żalu, a poza tym sam nie byłem aniołkiem. Mam zamiar kończyć ten wieczór na bardzo, ale to bardzo niegrzecznych rzeczach. - warknął szeptem, przygryzając płatek mojego ucha. Jego ręka pięła się ku górze pod moją sukienkę.
- Głowa mnie boli, może jutro?
- No jak to jutro! - jęknął, odsuwając się ode mnie. Drażniłam się z nim, gdyż nie bolał mnie nawet mały palec. - Sprawię, że przestanie cię boleć. Preferujesz ścianę w salonie, prysznic, łóżko czy może jakieś abstrakcyjne miejsce jak barek?
- Masz sporo niespełnionych fantazji erotycznych, co?
- Dokładnie i zamierzam każdą spełnić z tobą.-bąknął, przyssawszy się do mojej szyi.
- Łaskoczesz! - doskonale wiedział, że miałam tam łaskotki i specjalnie kręcił głową, by jego włosy miziały moją odkrytą skórę. Starałam się go odepchnąć, lecz na marne. Zrobił mi trzy malinki na obojczykach, planując jeszcze więcej.-To wracamy do hotelu skorzystać z tego barku?
- Kocham cię.
Do hotelu wróciliśmy w zawrotnym tempie z uwagi na to, że Harry pośpieszał szofera. Biedaczek tak się napalił na ten barek, iż nie mógł 25 minut wytrzymać. Ciągnąc mnie za rękę, wepchnął do windy, a potem do apartamentu. W drodze do wcześniej wspomnianego barku rozpinał swoją koszulę i trudził się z zamkiem mojej sukienki.
- Co masz pod spodem?
- Bieliznę.
- To wiem, ale jaką?
- Czarną, koronkową. - oblizał wargi, szarpiąc się z okropnym zamkiem kreacji. Kiedy nareszcie udało mu się ją zdjąć, posadził mnie na meblu, przesuwając wszystkie butelki na bok. Pocałował mnie krótko w usta, a następnie zajął się innymi miejscami. Swoją ścieżkę mokrych buziaków rozpoczął od żuchwy, a skończył na linii majtek. Zabrał swoje ręce z moich bioder, aby zająć się swoimi spodniami. Został w samych bokserkach, podczas gdy ja miałam na sobie komplet-górę i dół.
- Gołąbeczki, słyszałem, że wróciliście! Otwórzcie mi! - westchnęłam, słysząc głos Louis'a. Uwielbiałam go, lecz strasznie się do nas przyczepił od kilku dni. Nie miałam mu tego za złe, ponieważ był samotny i tak też pewnie się czuł.
- Nawet o tym nie myśl.
- Harry, będziemy mieć jeszcze wiele okazji na miłość. On nikogo nie ma.
- Masz za dobre serce.
- Te serce cię pokochało.
- Wiem, kochanie. Pójdę mu otworzyć, a ty się przebierz. - kiwnęłam głową, zbierając nasze rzeczy. Przebrałam się w swoje dresy, które ze sobą wzięłam i wróciłam tym razem do dwóch mężczyzn.
- Jak było na kolacji?
- Cudownie, a ty opowiadaj o Carlos'ie.
-Przystojny, ale nie w moim guście. Posłuchajcie-wybaczcie mi, że was tak męczę. Jak wrócimy do Londynu znów wrócę do bycia normalnym Tomlinsonem, teraz jestem z dala od rodziny i nie mam z kim pogadać.
- Wszystko rozumiemy i naprawdę nam to nie przeszkadza. Po powrocie zapoznam cię z moim bratem. Sądzę, że się dogadacie.
-Ile lat ma Will?
- Dwadzieścia jeden. - uśmiechnęłam się, siadając na kolanach bruneta. Zasiedliśmy na kanapie przed telewizorem, który cicho grał w tle.
- Trochę młody.
- Oj, wiek to tylko liczba. Poza tym jesteś starszy jedynie o trzy lata.
- W sumie racja. Cieszę się, że nie zrobiłaś z tego jakieś afery. Kiedyś jego była zakazała mu się ze mną zadawać. Musiałem to ukrywać przed Chris'em, bo nigdy nie pozwoliłby mi na zadawanie się z nim.
- Po pierwsze - mam brata homoseksualistę, dlatego cię rozumiem i nie jest to dla mnie nowość. Po drugie - lubię cię za twój charakter i za całego siebie, a nie za to jakiej jesteś orientacji. Po trzecie - Chris to tępy gnój, więc nie ma co się dziwić.
- Dziękuję, Tiano.
- Nie ma za co, Louis.
- Jak rozpoznałaś, że Carlos jest gejem? - do rozmowy wtrącił się brunet, który przedtem był zajęty moją szyją, a nie konwersacją.
- Po sposobie poruszania się i patrzenia. Nie obejrzał się za kobietą, która w króciutkiej sukience wychodziła ze stołówki. Każdy facet by zerknął.
- Ja nie spojrzałem.
- Spróbowałbyś. - prychnął, całując moje ramię.-Poza tym jego "piękna pani" nie brzmiało na podryw, a na normalny, grzecznościowy zwrot. Dodatkowo gapił się na Niall'a jakby był ósmym cudem świata.
- To ma sens.
- Gratuluję spostrzeżenia.
-Żyjąc dwadzieścia lat pod jednym dachem z Will'em sporo się nauczyłam. I sporo cudzych bokserek znalazłam w szczelinach kanapy.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro