46
- Powiesz mi wreszcie, gdzie jedziemy? - byliśmy w drodze już około godzinę i nie wyglądało na to, abyśmy się w najbliższym czasie zatrzymali. Pytałam go o to chyba z dwadzieścia razy, a on jedynie odpowiadał mi śmiechem.
- Jedziemy do mojej rodzinnej miejscowości.
- Myślałam, że to Londyn.
- W Londynie mieszkałem odkąd skończyłem pięć lat. Pięć lat mojego życia spędziłem właśnie w odmiennym miejscu. To były chyba najlepsze lata mojego życia. Logan jeszcze mieszkał z nami, Gemma też. Ojciec był inny, choć wciąż ciężko pracował.
- Nie mogę sobie wyobrazić twojego ojca jako miłego, kochanego tatę.
- Nigdy taki nie był, ale było o wiele lepiej niż teraz.
- Przykro mi, Harry. - uśmiechnęłam się w jego kierunku, co odwzajemnił, aczkolwiek dodatkowo ścisnął moją dłoń.
- Teraz jest dobrze. Znaczy - dopóki będziesz ze mną. - pocałował rękę, którą wcześniej ujął w swoją i skręcił w lewo.
Podróżowaliśmy jeszcze jakieś trzydzieści minut, a potem zatrzymaliśmy się w niewielkiej miejscowości - Banbury. Zaparkowaliśmy przed jakimś domem, przed którym stało już auto. Styles wysiadł z pojazdu i otworzył przede mną drzwi.
- Tutaj mieszkałem całą rodziną. Teraz pewnie mieszka tu ktoś inny. Widzisz tę dziurę tam? - objął mnie od tyłu, kiedy stałam przodem do budynku i wskazał ręką na czarną dziurę w ścianie. Była ona po prostu wypalona, nie była ani głęboka, ani coś takiego. Jakby ktoś przyłożył ogień i jedynie zostawił po sobie ślad. - Ja i Logan bawiliśmy się w strażaków z prawdziwym ogniem. W pewnym momencie wypadła mi zapalniczka i wyschnięte liście zaczęły się palić. Na całe szczęście stanęło na czarnym brudzie, który nie chciał zejść.
- Czemu mi to pokazujesz?
- Ponieważ są to jedyne szczęśliwe momenty z mojego życia. Chcę się nimi z tobą podzielić. Chodź. - pociągnął mnie za dłoń w nieznanym mi kierunku. Przeszliśmy obok drzew, ominęliśmy niewielki płotek i znaleźliśmy się na zapuszczonym placu zabaw. Była tu wyłącznie huśtawka i metalowa, zardzewiała zjeżdżalnia. - Tutaj przychodziłem z Gemmą, która się huśtała, a ja jak każde małe dziecko zjeżdżałem z tego złomu i wchodziłem na niego ponownie. W tej chwili wydaje się to nudne, ale wcześniej byłem tylko dzieckiem. - wskazał na huśtawkę, dając mi znak, żebym usiadła. Zrobiłam to i czułam jak delikatnie pcha mnie w przód.
- Czyli coś było dobrego w twoim dzieciństwie.
- Owszem, lecz to były normalne rzeczy. Każde je przeżył.
- Jednak ty je bardziej doceniasz. Z uwagi na to jak zepsuł je wyjazd do Londynu.
- Masz rację. Idziemy dalej. - pociągnął mnie, stawiając do pionu. Złączył nasze dłonie i szliśmy przed siebie. Oglądałam się po okolicy i musiałam przyznać, że było to bardzo urocze miejsce. W ogóle nie pasowało do jego rodziny. Zatrzymaliśmy się przed jakimś sklepem i w spokoju czekałam, aż mężczyzna się napatrzy na budynek, który pewnie też odegrał jakąś rolę w jego życiu. - Codziennie przychodziłem tu ze starszym rodzeństwem na takie ciągnące się cukierki. Mama nie znosiła jak je jedliśmy, bo niszczyły zęby. Kazała nam po nich dwa razy szczotkować buzię, czasem nawet trzy. To był chyba jedyny czas, gdy spędzałem go w towarzystwie mojej starszej siostry i brata, razem. Kiedyś wymyśliliśmy, że pomożemy pani sprzedać parę słodkości, a tak naprawdę zjedliśmy wszystkie i zapisaliśmy pieniądze na rachunek taty.
- Nie był zły?
- Nie, nawet dokupił sobie trochę, by zrobić nazłość mamie.
- Chris Styles? Ten, którego widziałam dziś w biurze?
- Dokładnie, to ta sama osoba.
- Trudno mi w to uwierzyć. - mruknęłam, a on wyłącznie się zaśmiał i pokierował mnie w inną stronę. Oddaliliśmy się od miasteczka na polanę, przy której był las. Widoki były zachwycające, ale całe miasteczko takie było. Lubiłam czasami pojechać do takiego małego miasta, kiedy żyło się całymi dniami w centrum Londynu. Świeże powietrze, inne niż w wielkim mieście.
- Kiedyś sobie obiecałem, że jeżeli zdarzy mi się zakochać, albo jakaś kobieta stanie się dla mnie ważna to ją tu ze sobą wezmę. Tutaj planowałem swoją firmę. Przyjechałem jednego dnia, usiadłem na tej trawie ze wszystkimi papierami i szkicowałem, pisałem. Przyjeżdżałem w te okolice, gdy miałem problemy czy pokłóciłem się z ojcem. Jak miałem pięć lat i dowiedziałem się, że opuszczamy to miejsce, spędziłem tu całą noc. Miałem potem kłopoty, lecz mało mnie to jakoś obchodziło. Teraz jesteś tu ty. - burknął, wyciągając do mnie rękę, którą natychmiast złapałam. Przybliżył mnie do siebie, opierając czoło o moje. - Więc możesz wyciągnąć z tego wnioski.
- Nie sądziłam, iż Harry Styles - biznesmen, szef wielkiej korporacji zrobi coś takiego. To nie jest w twoim stylu.
- Widzisz co miłość może zrobić z człowiekiem? Wszystko twoja wina.
- Przepraszam? - uśmiechnęłam się niewinnie, wzruszając ramionami. Parsknął śmiechem i zaczął muskać moją dolną wargę. Po pewnym czasie pogłębiliśmy pieszczotę. Położył ręce na moich udach, a następnie podniósł mnie do góry, dlatego musiałam objąć go nogami w pasie. - Zimno mi.
- Mówiłem, żebyś wzięła kurtkę, kochanie?
- Chciałam zrobić ci pozłości. - pokręcił głową, jednakże puścił mnie na ziemię i razem skierowaliśmy się z powrotem do miasteczka. Wypiliśmy po herbacie w jednej z kawiarni, a potem wsiedliśmy do białego Jaguara i wracaliśmy do stolicy. - Co zrobisz z tym Mercedesem?
- Zostawię James'owi. Muszę mu jakoś podziękować za ten trud i zaangażowanie. Poza tym przyda mi się nowe auto.
- Czyli ile masz samochodów?
- No tego Jaguara, Chevroleta i Porsche, które jest bardziej sportowe, więc jeżdżę nim tylko w lato.
- A jesienią nie możesz?
- Nie, skarbie. To nie pojazd na tę porę roku. - przewróciłam oczami, gdyż był to jedynie transport, a nie ubrania czy coś w tym guście. - Dobrze, że mi przypomniałaś. Muszę kupić nowe, bo nie lubię jeździć tym Jaguarem.
- A nie możesz Chevroletem?
- Nie, on nie jest na jazdę po mieście. Lepszy jest na dłuższe podróże. - zmarszczyłam czoło, ponieważ była to lekka przesada. Miałam na myśli - kto bogatemu zabroni, ale nie umiałam jakoś tego zrozumieć.
- Więc jakie sobie kupisz?
- Mercedesa, ale tego najnowszego, co mnie zaprosili na jego prezentację, lecz miałem spotkanie w Bostonie.
- No tak.
- Myślisz, że przesadzam?
- Nie, skądże. W końcu jesteś bogaty, możesz sobie na to pozwolić. Jednak mógłbyś troszkę oddać na cele charytatywne, albo na biedne dzieci w domu dziecka. Im też się przyda, a nie oczekują wiele. Znaczy - to jest tylko moja propozycja. Pomyślałam, że to fajne - pomagać komuś. Masz później z tego dużą satysfakcję.
- Jak wrócimy do biura to wyszukaj jakieś akcje i podaj mi numer konta oraz inne bzdety, a ja zrobię przelew. - odwróciłam wzrok ku niemu, który wyrażał jedynie zaskoczenie. Posłałam mu uśmiech i pocałowałam w policzek. - Zdziwiona?
- Nawet nie wiesz jak.
- Pomijając to. Byłbym zadowolony, gdybyś wzięła ode mnie tego Jaguara.
- Żartujesz?
- Nie mogę patrzeć jak jeździsz tym rzęchem. Nie wiadomo, kiedy się zepsuje.
- Robię przeglądy regularnie, a poza tym uwielbiam ten samochód i nie zamierzam brać od ciebie takiego drogiego samochodu.
- Kochanie, to nie problem.
- Może dla ciebie. - bąknęłam pod nosem, patrząc na szybę. Zerknęłam kątem oka na moje kolano, gdzie teraz znajdowała się jego dłoń.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
- Gdy przyjechałam pewnego razu twoim Jaguarem to naprawdę czułam się jakbym popełniła jakąś zbrodnię.
- Pamiętaj, że wyjaśniłem sobie wszystko z moimi pracownikami. Za tych co zwolniłem już znalazłem nowe osoby, dlatego nie przejmuj się.
- Mam wielkie wyrzuty sumienia. Zniszczyłam karierę tyle ludziom. - podniosłam głowę, czując jak hamuje.
- Posłuchaj, nie zrobiłaś nic złego. Sami sobie na to zasłużyli.
- A Iris?
- Jak ci na tym bardzo zależy to przywrócę ją do pracy.
- Mógłbyś?
- Jasne, kochanie. - wdrapałam się na jego kolana i zaczęłam go całować, co raczej mu się spodobało. Byłam z niego naprawdę dumna i dodatkowo pozytywnie mnie zaskoczył dzisiejszym dniem. Nie sądziłam, że zabierze mnie do miejsca, gdzie się urodził. To było serio urocze, a to było niepodobne do Harry'ego - biznesmena.
- Błagam, niech już będzie tak dobrze.
- Kocham cię, Tiana.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Hej, hej, hej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro