Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45

Poszłam spać o dwudziestej pierwszej, a trzech mężczyzn wciąż siedziało w salonie. Życzyłam im dobrej nocy i wyszłam z pomieszczenia do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę, a następnie poszłam do łazienki, aby umyć zęby i twarz. Prysznic postanowiłam wziąć jutro z rana, bo moje lenistwo górowało nad wszystkim.

Po ukończeniu każdej sprawy w toalecie, wróciłam do sypialni i położyłam się spać.

Rano wstałam po szóstej i natychmiastowo ruszyłam do łazienki, żeby umyć włosy jak i całe ciało. Po tym w samym ręczniku wróciłam do pokoju w celu ubrania się. Wybrałam granatową ołówkową spódnicę i czerwoną koszulkę na ramiączkach. Na stopy założyłam czerwone szpilki, a na ramiona zarzuciłam granatową marynarkę. Po wysuszeniu włosów wyprostowałam je i zostawiłam rozpuszczone, natomiast twarz potraktowałam standardową dawką makijażu tyle, że wybrałam krwisty odcień szminki. 

Gdy byłam już gotowa, zegarek wskazywał godzinę siódmą dwadzieścia, więc postanowiłam zjeść jeszcze chociaż małą kanapkę. Przygotowałam sobie tosta, na którego położyłam Nutellę i gryząc go, wyszłam z domu.

W aucie poprawiłam szminkę, która starła się kiedy jadłam i odpaliłam samochód. Jechałam normalnym tempem, ponieważ na ulicach nie było wielkiego korku tak jak to zwykle bywało. Dojechałam na parking dwie minuty po czasie, lecz nie sądziłam, żebym miała z tego powodu jakąś większą awanturę. Wysiadłam z pojazdu i samotnie przemierzałam parking, w którym rozbrzmiewało echo przez moje szpilki.

Wjechałam windą na piąte piętro i pozostawiłam płaszcz u siebie, a potem zawitałam do biura Styles'a.

- Hej, co mnie dzisiaj czeka?

- Witaj, kochanie. Ciebie też miło widzieć.

- No hej, więc? - odwrócił się do mnie przodem i na moment zastygł w miejscu, lustrując mnie od stóp do głów. Bez słowa podszedł bliżej i chwyciwszy mnie za rękę, pociągnął w kierunku biurka. Z moimi protestami się nie liczył i zwyczajnie posadził mnie sobie na meblu, odsuwając wcześniej wszystkie dokumenty. Jego rączki za bardzo się pośpieszyły, ponieważ pięły się ku górze pod moją spódnicę. - Harry...

- Jest mróz, zimno, a ty przychodzisz tutaj w spódnicy? W dodatku obcisłej. - mruknął tuż przy moich uchu, nie przestając jeździć dłońmi w dół i górę moich ud. Starałam się strzepnąć je chyba z dwa razy, lecz na darmo. - Kochanie, powiedz, że masz pod tym czerwone majtki. Wzrok mnie jeszcze myli, prawda?

- W tej chwili jesteś zboczony, ale masz rację.

- Nie, kochanie. W tej chwili jestem napalony. Jak mogłaś przyjść tak do pracy?

- Nie rozumiem. Jest to normalny strój.

- Najwidoczniej nawet normalny strój, który założysz wzbudzi we mnie podniecenie.

- Nie rób tak, Harry. Harry, nie. - odsuwałam jego twarz, która przyssała się do mojej odkrytej skóry na udach. Złapał lewą nogę w miejscu pod kolanem i uniósł ją do góry. Leciał z pocałunkami jak najdalej do chwili, w której nie przerwała mu w tym moja dolna część garderoby. Zaczął szarpać za zamek, aczkolwiek go powstrzymałam. - Przestań, Harry.

- Nie rozumiem cię. Przecież kochamy się, nikogo nie ma...

- Licz się trochę z moim zdaniem. Chcę przerwy.

- W takim razie ja pragnę ciebie, teraz, tutaj, na tym biurku. - nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż złączył nasze usta w pocałunku. Oddałam gest, chociaż wbrew swojemu rozumowi. Tak się zajęłam pocałunkiem, że nie poczułam, gdy rozpiął zamek mojej spódnicy i opuścił ją na dół. Rzucił ją gdzieś w bok i przeniósł mnie na kanapę, sadzając sobie na kolanach. Zdjął moją marynarkę i pozostawił mnie w samych majtach i koszulce, pod którą miałam stanik. - Kocham cię, kocham każdy kawałek twojego ciała.

- Harry...

- Kocham cię, Tiana.

- Kocham cię, Harry, ale...

- Nie ma "ale". Kochasz mnie i bez żadnego "ale". Wiem, że jesteśmy pewnie najdziwniejszą, najbardziej kłótliwą parą, lecz wierzę, że nam się uda. Po tym jak cię zostawiłem i co usłyszałem będę się o wiele bardziej starał. Zaufaj mi ten ostatni raz.

- Jak bardzo jestem naiwna?

- Nie jesteś naiwna tylko zakochana.

- Na jedno wychodzi. Jestem naiwna tak czy siak. Nawet jakbym chciała tej przerwy z całego serca to pokrzyżujesz mi plany i znów ci wybaczę.

- Kocham cię.

- Mówisz to coraz częściej.

- Ponieważ taka jest prawda, a poza tym wiem, że lubisz to słyszeć. - uśmiechnęłam się i nachyliłam, aby go pocałować. Całowaliśmy się powoli, jednakże namiętnie. Oczywiście do momentu, w którym ktoś nie wpadł do biura.

- Ojciec? - zrobiłam wielki oczy i chciałam się czymś zakryć, ale nie było niczego w zasięgu mojej dłoni. Na całe szczęście Harry mnie zasłonił. - Co tu robisz?

- Własnego ojca pozwać do sądu?!

- Zasłużyłeś na to. To nie jest niczyja wina.

- Puszczasz się ze swoją kochanką w firmie i ty masz czelność nazywać się Styles?! Uprzejmie panią proszę o opuszczenie tego pomieszczenia. Muszę ze swoim synem porozmawiać na osobności.

- Harry, moja spódnica. - szepnęłam mu na ucho, a on od razu spojrzał w tamtą stronę. Szybko zgarnął z podłogi ubranie i podał mi, ponownie mnie zasłaniając. Jak wychodziłam, zauważyłam Tom'a schowanego za Chris'em.

- Osobności, słyszałeś? Harry i jego ojciec. Ty jesteś zbędny.

- Dziwka. - warknął jakby tylko do mnie, jednak każdy to usłyszał. Pokazałam brunetowi, aby dał spokój i wyciągnęłam szatyna na zewnątrz.

- Nie masz za grosz kultury.

- Ja? To nie ja pieprzę się ze swoim szefem.

- No jak dobrze wiem to Harry nie gustuje w chujach.

- No tak, raczej w dziwkach.

- Mam nadzieję, że dobrze ci było z tą panią z balu charytatywnego. Na pewno cię zabawiła grą w bingo. - uśmiechnęłam się złośliwie w jego kierunku co odwzajemnił.

- A ja mam nadzieję, że ci chociaż za te twoje chude uda to płaci wystarczająco dużo, bo jak Chris cię zwolni to raczej już pracy nigdzie nie dostaniesz.

- Pamiętaj, że szefem tej firmy jest Harry i moja pozycja jest bardziej pewna niż twoja.

- W końcu dajesz mu...

- Nie masz prawa! - tym razem to nie byłam ja ani Tom. Głos należał do starszego ze Styles'ów i zaraz po tym wyszedł jak huragan z pomieszczenia.

- Mam, ponieważ jestem dorosły.

- Nie będziesz miał czego u mnie szukać, jeżeli wybierzesz ją i sprawę w sądzie.

- Nie szukam u ciebie niczego odkąd skończyłem pięć lat. Wtedy pojąłem już, że nie jestem dla ciebie ważny.

- W takim razie do zobaczenia w sądzie.

- Do widzenia, ojcze. - Chris i Tom nie odpowiedzieli. Wyłącznie zerknęli na nas i oddalili się w stronę wind. Spotkali po drodze Louis'a, który wepchnął się pomiędzy nimi i szturchnął obu w ramię.

- Szlachtą nie jesteście, z drogi się złazi!

- Cześć, Louis.

- Cześć, kochani. Pogodziliście się? Błagam, powiedz, że tak. On mi obrzygał dywan!

- Odkupię ci.

- Oczywiście, nie zamierzam mieszkać z twoimi rzygami.

- Pogodziliśmy się, ale nie wiem na jak długo.

- Bardzo długo. - burknął i schylając się, pocałował mnie w usta. - Mamy chyba coś do dokończenia, prawda?

- Kochanie, daj mi lepiej listę co powinnam zrobić.

- Dokończyć to co zaczęliśmy. To jest twoje zadanie na dzisiaj.

- Zbok. - szarooki pokręcił głową i minutę później zostawił nas samych. Zielonooki znów wepchnął mnie do swojego biura, jednakże teraz nie dałam się tak łatwo.

- Najpierw praca potem przyjemności.

- A jakbyśmy zmienili tę kolejność?

- Nie ma tak dobrze. No dawaj ten papierek. - westchnął, lecz zrobił to co powiedziałam. Podał mi listę i usiadł na swoim krześle. Cmoknęłam go delikatnie w usta i wyszłam. Jedyne co miałam mu zrobić to kawę i przygotować się na wycieczkę, która była jedną wielką niewiadomą. Wrzuciłam kartkę do niszczarki i poszłam przyrządzić mu tę kawę.

- Kochanie, weź od razu swój płaszcz. Będziemy jechać.

- Już? Nie masz żadnej roboty?

- Nie, mam praktycznie luz do szóstego listopada. - wziął łyk gorącego napoju, a ja wróciłam się po moje ubranie. Uśmiechnęłam się, gdy porwał mnie na kolana.

- Tym razem niczego nie pożałujesz. I jest jeszcze jedna rzecz.

- Mianowicie?

- Mianowicie to. - wyjął z kieszeni znajome pudełko, w którym był pierścionek. Była to ta sama biżuteria, którą podarował mi jakiś czas temu. Założył mi ten drobiazg na środkowy palec i ucałował miejsce, gdzie się znajdował. - A teraz jedziemy, skarbie.

- Żeby to się nie skończyło jak nasz poprzedni wyjazd.

- Nie tym razem, kochanie. Nie tym razem.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰

Hej, hej, hej misie! ♥

Kolejny rozdział jest cholernie (znaczy tak myślę) uroczy!

Kocham xx






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro