44
Przez ponad dwie godziny mężczyźni okupowali cały salon, tonąc w papierach. Zrobiłam im trzy kawy dla każdego z nich. Nie zjedli nawet jedzenia, które im przygotowałam. Po pewnym czasie tak mi się nudziło, że zdecydowałam się iść do sklepu.
- Wychodzę! - krzyknęłam w przedpokoju, zakładając szalik. Do korytarza wpadł Harry, który obserwował każdy mój ruch.
- Gdzie? - spojrzałam na niego kpiącym wzrokiem i pociągnęłam za klamkę, lecz nie udało mi się opuścić domu, ponieważ złapał mnie za drugą rękę. - Gdzie?
- To chyba nie jest twoja sprawa. - nie było to zbytnio uprzejmie, aczkolwiek nie powinien się spodziewać czegoś innego.
- Tiana, powiedz mi gdzie idziesz, bo pójdę za tobą. - nie żartował, gdyż trzymał w ręku swój płaszcz.
- Zgłupiałeś? Idę do sklepu, do swojego kochanka wpadnę potem.
- To nie było śmieszne.
- Zaraz wracam. - mruknęłam, zabierając torbę z małego stolika. Po zamknięciu za sobą drzwi, sprawdziłam czy miałam portfel i ruszyłam schodami w dół. Wyjęłam kluczyki od mojego samochodu i chwilę potem byłam już w ciepłym środku mojego auta.
Pojechałam sobie na spokojne zakupy, które polegały najbardziej na jedzeniu. Kupiłam jeszcze parę butów - zwykłe czarne botki na cienkim obcasie. Miałam zamiar je kupić wcześniej, w okolicach września, aczkolwiek zapomniałam, bo przecież na głowie ciążyła mi sprawa z pracą u Styles'a. W supermarkecie nabyłam herbatę, popcorn do mikrofali i butelkę wina. W końcu jutro poniedziałek, trzeba się wyluzować przed dniem roboty.
Wróciłam do domu po dwóch godzinach chodzenia po sklepach, gdzie nadal siedziała cała trójka. Różnica była taka, że teraz oglądali coś w TV, a nie ślęczeli nad papierami.
- Co kupiłaś, siostrzyczko? - usłyszałam, kiedy ściągałam płaszcz i buty. Odwiesiwszy wszystko, weszłam do salonu.
- Buty i wino, popcorn oraz herbatę. Od razu mówię, że to dla mnie.
- Wino? Jutro masz pracę, Tiana. - odwróciłam wzrok od James, żeby skupić się na Harry'm. Prychnęłam na jego komentarz, ponieważ nie miał nic do gadania. Sam pił, gdy musiał na następny dzień jako szef wielkiej firmy iść do pracy.
- Mówisz mi to ty? Darowałbyś sobie. - syknęłam, patrząc na niego kpiąco i pobłażliwie.
- Zachowujesz się teraz nieodpowiednio, Tiana.
- To żart, Louis, prawda?
- Przykro mi, ale on ma rację, Tiana. Harry się o ciebie po prostu martwi. - starałam się nie rozpłakać, gdyż nawet mój brat był przeciwko mnie. Kiwnęłam głową i jak najprędzej wyszłam z pomieszczenia, aby zaraz znaleźć się u siebie. Otworzyłam butelkę wina i zaczęłam pić je prosto z opakowania. Nie było to kulturalne, jednakże mało mnie to obchodziło w tym momencie. Naprawdę nie mogłam pojąć tego dlaczego, gdy ja zachowywałam się źle to wszyscy obarczali mnie krytyką i próbowali poprawiać, a za Harry'm nikt tak nie gonił. Może było to z mojej strony zbyt dziecinne, ale takie posiadałam odczucia. Siedziałam tak dłuższą chwilę dopóki ktoś nie wszedł do mojej sypialni. Była odwrócona do wejścia tyłem, dlatego nie mogłam orzec kto raczył mnie odwiedzić.
- Kochanie... - pociągnęłam nosem i próbowałam odsunąć od siebie bruneta, który objął mnie i usiadł za moim plecami.
- Puść mnie. - brzmiałam jak małe dziecko i faktycznie je przypominałam, jednak mogłam to zwalić na połowę wypitego alkoholu. Nigdy nie miałam dobrej głowy, nawet do minimalnej ilości trunków.
- Tobie już chyba starczy. - zabrał butelkę sprzed mojej twarzy i postawił ją na szafce nocnej jak najdalej ode mnie. Wystawiłam ręce jak dwuletnie dziecko, które chciało zabawkę czy coś. Miałam ochotę na wino, a on mi je zabrał. - Hej, kochanie.
- C-co? - szepnęłam, starając się kontrolować moją chęć wypłakania się. Przekręcił moją głowę tak, że miał na mnie doskonałą widoczność. Przetarł kciukiem moje policzki, na których widniały zdradzieckie łzy. - Cz-czemu jak robię coś złego to dostaję po uszach, a tobie zawsze uchodzi na sucho. Nie rozumiem tego.
- Przecież dostaję za każdym razem od Louis'a, twój brat też mi dał dwa razy w twarz. To nie jest tak, że wszyscy cię obwiniamy i zrzucamy na ciebie winę. Nie możesz tak myśleć.
- Może i tak, ale nadal jestem na ciebie wkurzona.
- Masz do tego prawo. - pocałował moją dłoń, opierając podbródek na moim ramieniu. - Poproszę cię wyłącznie o jedno.
- Co to takiego? - spojrzałam na niego zaciekawiona, zapominając o alkoholu.
-Nie zwolnisz się z pracy.
- Nie zmienisz mojej decyzji. - marzyłam o tym, by być nieugiętą i miałam nadzieję, że chociaż raz mi się to uda. Zapewne długo się tym nie nacieszę, lecz korzystałam póki mogłam.
- Tiana!
- Harry!
- Nie chcę innej asystentki. - jęknął, chowając głowę w zagłębieniu pomiędzy moim obojczykiem, a szyją tym samym łaskocząc moją odsłoniętą skórę.
- To załatw sobie asystenta. Chcę w końcu zrobić coś co sobie postanowiłam. Wcześniej miałam się zwolnić - nie wyszło, miałam cię rzucić w cholerę - nie wyszło. Teraz będzie inaczej.
- Wiesz, że to nieprawda. - jasne, że tak, lecz pragnęłam spełnić choć połowę tego co sobie obiecałam. Nachylił się nade mną, a ja nie protestowałam, a powinnam. Najpierw niepewnie musnął moje usta, a potem pogłębił pocałunek, który trwał zaledwie trzy sekundy.
- Przestań! - strzepnęłam jego ręce z siebie i poprawiłam włosy.
- Ale co mam przestać, kochanie? To? - głupio zapytał, ponownie próbując złączyć nasze usta. Odepchnęłam go od siebie, wstając i śmiejąc się z jego czynów. Zabrałam butelkę trunku z szafki i wyszłam z pomieszczenia. - Bez wina, kochanie. Starczy. - wyrwał mi butelkę, a następnie zaniósł ją do kuchni.
- Gdzie Louis? - rozejrzałam się po całym pokoju i nie zauważyłam nigdzie Tomlinsona.
- W kiblu od ponad dwudziestu minut, bo chyba zjadł mój stary lunch, który zrobiłem sobie do pracy.
- On nawet świeży nie jest strawny. - nie miał chłopak talentu kulinarnego, chociaż odrobinkę.
- Bardzo śmieszne, siostrzyczko. - usiadłam obok James'a na kanapie, który siedział wokół rozwalonych papierów.
- Ciężko po sobie posprzątać? Jak skończyliście to poskładajcie to.
- Powiedzieć ci coś zabawnego?
- Hm?
- Jeszcze nie skończyliśmy. - westchnęłam i ułożyłam głowę na zagłówku. Tyle kłopotów i zmarnowanego czasu przez jednego, sztywnego, starego dziada.
- Jest już szesnasta. Odpocznijcie i zajmijcie się tym jutro.
- Nie możemy, bo Harry ma jakieś tam spotkania.
- Kłamczuch, nic nie ma. Harry! - pamiętałam jego harmonogram na pamięć, ponieważ to był najczęstszy folder jaki czytałam. Mogłam bez zaglądania powiedzieć, co o której miał.
- Tak? - stanął w progu pomiędzy salonem, a kuchnią ze szmatką w ręku. Podniosłam głowę, aby mieć na niego lepszy widok.
- Przecież jutro nie masz żadnych spotkań. - zmarszczyłam czoło, widząc jego formujący się duży uśmiech.
- Obiecałem ci coś, prawda? - zrozumiałam i odwróciłam od niego wzrok. Cieszyłam się, że postanowił się trzymać swojego planu, jednakże wciąż trzymałam się teorii, że przerwa nam wiele da.
- Tylko błagam was - bez kwiatów, bo śmierdzi w całym domu.
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro