36
Po niemiłym spotkaniu ze Smith'em i po późnym śniadaniu wraz z francuskim biznesmenem, przyszedł czas na lunch z panem Logan'em. Jechaliśmy powoli w ciszy. Harry wciąż był wściekły na Tom'a, a ja nie chciałam go prowokować nawet zwykłymi słowami. Na miejscu spotkaliśmy się już z Louis'em, Niall'em i Liam'em, z którym chciałam najbardziej porozmawiać.
- Liam...
- Wybaczam ci, kochana. Wszystko jest w porządku. - uśmiechnęłam się i przytuliłam bruneta. Natychmiast usłyszałam chrząknięcie, przez które oderwałam się od brązowookiego. Odwróciłam się w stronę Harry'ego, widocznie niezadowolonego z mojego czynu.
- Kochanie, pan Logan już jest. Cześć, Liam.
- Hej, Harry. - mężczyzna złapał mnie za dłoń i odciągnął od swojego współpracownika.
- Czy pan jest zazdrosny, panie Styles?
- Nie drażnij się ze mną, kochanie. - zajęliśmy miejsca przy stoliku, gdzie siedziała już żona biznesmena i sam pan Logan. Przywitaliśmy się z nimi jedynie dlatego, że kultura tego wymagała i zaczęliśmy zamawiać swoje dania.
- Myślałam, że przy kolejnym naszym spotkaniu nie będzie pani z nami. Co za niespodzianka. - podniosłam wzrok na kobietę w ciemnych włosach, która pobłażliwie uśmiechała się w moją stronę. Wzięłam łyk swojej wody z cytryną i listkiem mięty, aby przygotować gardło do odzewu.
- Ja także miałam nadzieję, że mąż nie weźmie pani ze sobą i również jestem rozczarowana. - posłałam jej złośliwy uśmiech, będąc zadowoloną z jej reakcji. Jej kąciki ust opadły, a spojrzenie zostało skupione na jej mężu. Poczułam jak Styles łapie mnie za rękę pod stołem, więc zwróciłam wzrok ku niemu. Pan Logan chrząknął dość głośno czym zwrócił na siebie uwagę wszystkich przy stoliku.
- A więc panie Styles, jak nasze interesy?
- Moja asystentka przeczytała każdą umowę i wszystko jest w porządku oprócz jednego.
- W czym problem?
- W podziale pieniędzy.
- Oczywiście, Cameron pomylił dwie cyfry, ale zorientowaliśmy się dopiero gdy wysłaliśmy dokumenty.
- To trochę nieprofesjonalne. Pomyłki nie powinny mieć miejsca.
- Pan to wie najlepiej, panie Styles. Prawda?
- Nie rozumiem. - oczy John'a zetknęły się z moimi i doskonale wiedziałam o czym mówił. Uśmiechnął się do mnie i z powrotem zerknął na Harry'ego.
- Dobrze pan rozumie. To też nie jest profesjonalne.
- Nie wtrącam się w pańskie życie prywatne, dlatego oczekuję tego samego. - resztę lunchu spędziliśmy na rozmowie o projekcie trzech budynków. Wybraliśmy architektów i grupę budowlańców, którzy mieli wyjechać do Bostonu. Po skończeniu dyskusji oraz posiłku, pożegnaliśmy się i wyszliśmy z lokalu.
- Patrzył się na twój dekolt!
- Harry...
- Spróbuj zaprzeczyć! Bezczelnie gapił się na twoje piersi i szkoda, że te spotkanie się skończyło, bo bym mu przywalił przy wszystkich!
- Harry...
- Od dzisiaj chodzisz w golfie!
- Harry...
- Co za stary zbok!
- Harry...
- Co?!
- Przecież nic się nie stało.
- Jak nie?! Patrzył na twoje piersi!
- Patrzył, a nie dotykał.
- Jeszcze tego brakowało, aby cię dotknął! - podeszłam do niego i stojąc na palcach, pocałowałam go w sam środek ust. Ułożyłam swoje dłonie na jego policzkach, natomiast on położył swoje na moich biodrach. Ścisnął moje ciało i podniósł delikatnie, aby posadzić mnie na swoim biurku.
- Już lepiej? - pokręcił głową na nie i ponownie złączył nasze usta. Uśmiechnął się przez pocałunek i rozpoczął rozpinanie najpierw swojej, a potem mojej koszuli. Był na czwartym guziku, kiedy do pomieszczenia wpadł James.
- James?!
- No hej, hej, hej. Mama zawsze mówiła, że mam świetne wyczucie.
- Możesz powiedzieć co tu robisz? - szybko zapinałam swoją koszulę tak samo jak Styles, który musiał jeszcze poprawić pasek od spodni.
- Napisałem list do Chris'a i chciałem ci go przekazać, lecz widać, że to nienajlepszy czas.
- Nie, nie, nie. Możesz go dać. - po ogarnięciu się, zielonooki podszedł do mojego brata i odebrał od niego dokument. Poprawiłam swoje włosy i usiadłam na obrotowym krześle.
- Tiana, będziesz dzisiaj w domu czy zostajesz u Harry'ego?
- Uch, wyślę ci SMS-a, dobrze?
- Jasne, na razie!
- Cześć, James.
- Pa, braciszku.
- Kochanie?
- Jest mi go tak szkoda! No, bo musi spędzać czas samemu, kiedy ja jestem u ciebie. Nie możemy spędzać czasu u mnie?
- Możemy, było mi tylko o tym powiedzieć.-zdziwiłam się, ale kiwnęłam głową.
- Muszę tylko pojechać po rzeczy, ale załatwimy to po pracy. - zgodziłam się i wstałam z siedzenia, aby on mógł zasiąść na swoim miejscu. Wskazał na swoje kolana, więc usiadłam na nich.-Niedługo jest weekend.
- Spostrzegawczy jesteś. - mruknęłam, bawiąc się jego delikatnie zakręconymi włosami. Prychnął i położył jedną dłoń na moim udzie.
- Co powiesz na wyjazd nad morze? Mam domek niedaleko plaży w Brighton.
- Oczywiście, że masz. Ty masz prawie wszystko. To dobry pomysł. - burknęłam, opierając głowę o jego ramię. Objął mnie od tyłu w pasie i ucałował odkryty kawałek szyi.
- Więc?
- Więc się zgadzam, lecz nadal przykro mi z powodu James'a.
- Trzeba mu kogoś znaleźć.
- Tyle to i ja wiem. - bąknęłam, patrząc w okno.
Po skończeniu pracy zdecydowaliśmy się pojechać do apartamentu Harry'ego po jego ubrania i najważniejsze rzeczy, a potem skierowaliśmy się do supermarketu, ponieważ brązowooki powiadomił mnie, że nie było nic w lodówce. Kupiliśmy wystarczająco dużo jedzenia, aby starczyło na całą naszą trójkę i po tym zmierzaliśmy do mojego mieszkania.
- Kochanie, pomożesz mi z zakupami?
- Nie. - uśmiechnęłam się do niego promiennie i otworzyłam drzwi od klatki wejściowej, żeby przepuścić go z wszystkimi siatkami. Podziękował małym buziakiem w usta i szybko szedł na trzecie piętro.
- Mieliście kupić wyłącznie tyle, by starczyło dla nas, a nie dla całej rodziny sześcioosobowej.
- Marudzisz.
- Jak można marudzić na większą ilość jedzenia? - zaśmiałam się i zaczęłam rozpakowywać torby z małą trudnością, gdyż Styles próbował odciągnąć mnie od wszystkiego co robiłam. Odsuwałam się w każdy możliwy kierunek, jednakże był dokładnie uparty jak ja.
- Wiesz, że już niedługo jedziemy do Madrytu?
- Tak, kochanie. A po jutrze mamy bal charytatywny.
- Dokładnie, skarbie. - uśmiechnęłam się i odwróciłam w jego stronę, żeby stanąć z nim twarzą w twarz. Wspięłam się na palce i opierając się jedną ręką o jego ramię, pocałowałam rozchylone wargi bruneta. Odwzajemnił gest, usadzając mnie na blacie.
- Fujka, ja tu czasem jem.
- Możemy to robić w twoim pokoju jak wolisz.
- Chciałbyś znaleźć swoją siostrę w twoim łóżku z chłopakiem?
- Niestety zdarzyła mi się taka sytuacja z Gemmą, dlatego wiem co to znaczy.
- Fujka, stary. - zachichotałam na to w jaki sposób wymawiał "fujka". Uwielbiał to słowo w pewnym sensie i gdy tylko miał okazję mówił to na okrągło. Wyszedł z pomieszczenia, zabierając ze sobą jabłko i banana. Schowałam reklamówki to wielkiej torby, a następnie wraz z Harry'm poszłam do mojej sypialni.
- Wyjedziemy w piątek i wrócimy wieczorem w sobotę. Spędzimy razem całe dwa dni, sami. -mruknął, pomalutku rozpinając moją koszulę. Wplotłam palce w jego pachnące męskim szamponem włosy i obserwowałam jak składa maleńkie pocałunki na moim dekolcie. Piął się całusami w górę, zatrzymując się przy ustach. Złapałam za guziki od jego koszuli, w szybkim czasie pozbywając się jej.
- Kochanie...
- Hm?
- Mam mały problem. - oderwałam się od Harry'ego, przyglądając się jego twarzy. Opuścił głowę w dół, także zrobiłam to samo. Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc o co mu chodziło.
- Stanął mi. - szepnął, poprawiając spodnie w kroku. Prychając, zepchnęłam go z siebie.
- Toaleta wiesz gdzie jest. - powiedziałam, widząc jego minę. Po usłyszeniu mojej odpowiedzi warknął i niczym obrażone dziecko założył ręce na klatce piersiowej. Czekał chwilę, mając pewnie nadzieję, że jednak się przełamię, lecz przekręciłam głową.
- Dobra! - krzyknął obrażony i wyszedł z mojego pokoju. Zaśmiałam się i przykryłam poduszką.
- Harry chyba powstanie zapanowało w twoich spodniach!
- Dzięki, James!
✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro