Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

~Tiana~

Po wyjściu z biura Harry'ego, skierowałam się do kuchni, gdzie miałam zamiar przyrządzić sobie herbatę. Niestety nie zdążyłam przygotować jej sobie w jego mieszkaniu, więc musiałam zrobić to tutaj.

Na korytarzu minęłam się z Louis'em, z którym się przywitałam, ale nie zabierałam mu czasu, ponieważ widocznie się śpieszył. Zrobiłam kubek zielonej herbaty dla mnie, zwykłą czarną dla bruneta i owocową dla szatyna. Swoją zaniosłam do siebie, a potem wróciłam się po oba napoje dla biznesmenów.

- Zrobiłam dla was herbatę. -oznajmiłam, otwierając drzwi łokciem. Zielonooki widząc mnie, poderwał się do góry i natychmiast mi pomógł z dwoma kubkami. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i spojrzałam na rozwalone papiery leżące na stoliku od kawy.

- Kochanie, mogłabyś zadzwonić do James'a? Naprawdę się przyda.

- Jasne, coś jeszcze mam robić? Nie dałeś mi listy.

- Nie, po prostu sprowadź swojego brata tutaj do firmy. Jak nie będzie chciał to przekup go moim autem. 

- W porządku. - kiwnęłam głową i wyszłam z pomieszczenia, żeby zaraz znaleźć się w moim biurze. Złapałam za telefon, który leżał na kanapie i wybrałam numer brata.

- Co tam, siostrzyczko?

- Harry prosi, abyś do niego przyjechał. Chyba chodzi o tę sprawę z jego ojcem.

- Nie mogę, mam pracę.

- Powiedział, że jak coś to możesz się przejechać jego Mercedesem. - na chwilę zapanowała kompletna cisza, którą potem przerwał brunet.

- A kij z tym! Zaraz przyjadę, wyślij mi adres SMS-em. - zaśmiałam się i rozłączyłam. Tak łatwo było go przekonać i to wszystko przez jedno głupie auto. Napisałam mu konkretny adres, a następnie wróciłam do mężczyzn wyraźnie zajętych.

- A jeśli udowodnię, że nie podejmuje żadnych działań w firmie?

- Możesz wtedy odnieść się do tego i stwierdzić, że nie ma on podstaw do posiadania tych piętnastu procentów. Jednak pamiętaj jakie wpływy ma Chris. - usiadłam obok Harry'ego, który na moment spojrzał na mnie i złapał za rękę, co nie umknęło uwadze szarookiego. Na jego usta wpełznął dumny, wielki uśmiech, aczkolwiek szybko powrócił do poważnej postawy.

- Też mam, nie zapominaj o tym. Ile może potrwać sprawa w sądzie?

- Patrząc na to, że będziecie mieć świetnych prawników i kontakty oraz udziały w firmie to nawet około pół roku.-Styles westchnął głęboko i wolną dłonią przeczesał swoje włosy.

- Jestem! Wasza super recepcjonistka kłóciła się ze mną, dopóki nie powiedziałem, że jestem bratem Tiany. Pokażcie mi wszystkie dokumenty. - do biura wszedł James, od razu namierzając umowy porozwalane na stoliku. Usiadł na fotelu niedaleko nas i zaczął uważnie przeglądać każdą z kartek. - Patrząc na to, że twój ojciec ma piętnaście procent udziałów i, że umowa przebiegła legalnie to masz małe szanse na zrobienie czegokolwiek. Jednak twój ojciec zobowiązał się w tym piśmie do podpisywania większości umów i uczęszczania na większej części zebrań, a tego nie wykonał. Możesz go pozwać o niedokonanie warunków umowy zawartej z właścicielem firmy czyli tobą, co automatycznie wpływa na jego niekorzyść i powoduje duży procent pewności odebrania mu praw do twojej działalności. Nie będzie to łatwy proces, ale wszystko da się zrobić. Na sam początek wyślemy mu list, oznajmujący o warunkach na jakie się zgodził. Na całe szczęście nie zdąży odpracować tych paru lat, jednak wciąż istnieje mały kłopot.

- Konkretnie jaki?

- Wciągu tych dwóch lat nie wysłałeś do niego ani jednego pisma, powołującego go do poprawnej postawy. Sędzia i jego obrońca mogą uznać, iż nie dbałeś o waszą umowę. Istnieje też drugie rozwiązanie. Dokument został podpisany pod koniec dwa tysiące dwunastego roku, a miał zostać potwierdzony przez twojego i jego prawnika w dwa tysiące trzynastym roku. Nie został zatwierdzony dokładnie w dwa tysiące trzynastym. Prawnik Chris'a faktycznie złożył podpis czwartego grudnia dwa tysiące trzynastego, ale Louis podpisał umowę dwudziestego pierwszego stycznia dwa tysiące czternastym roku. W takim wypadku możemy stwierdzić niezgodę w datach i praktycznie papier jest nieważny. Jednakże on to podpisał, z spóźnieniem, aczkolwiek to zrobił. Natomiast nie zauważyliście najważniejszego w tej całej umowie.

- Dokładnie?

- Dlaczego jest punkt szósty i ósmy, a siódmego nie ma? Jest to luka w dokumencie, a w świetle prawa umowa jest praktycznie niekompletna i nieważna. Żadne z was niestety nie zwróciło na to uwagi, sądzę, że to przez zwykłe myślenie, iż oczywistym jest to, że po szóstce jest siódemka. Zdarza się. Musicie się liczyć z tym, że to także jest wasz błąd. Kto to pisał?

- Prawnicy ojca.

- Możesz ich oskarżyć o próbę oszukania cię i wymuszenia tych piętnastu procent, dzięki czemu masz prawo odebrać mu je. Wszystko będzie trwało dość długo, ale jest bardziej prawdopodobne, że to ty wygrasz rozprawę.

- Jeny, dzięki James. Jeśli to wygramy to kupię ci dokładnie takiego samego Mercedesa. - Harry od razu wydał się weselszy i jakby pewien ciężar z niego spadł. Wprawdzie był to dopiero początek, ale ważne, iż była szansa. Podniósł się i wykonał z moim bratem uścisk dłoni. Pożegnaliśmy się z brązowookim i odetchnąwszy, ponownie opadliśmy na siedzenia.

- Niezły ten James. Kurde, jak mogłem nie zauważyć tej pomyłki z siódemką?!

- Spokojnie, Louis. Najważniejsze, że mamy przewagę. Teraz możesz już iść do biura.

- Harry, masz spotkanie za czterdzieści minut. - mruknęłam, biorąc do ręki zimny już kubek z ostatnimi łykami herbaty. Kiwnął głową na znak zrozumienia i zaczął się powoli ubierać. Szatyn wyszedł nie żegnając się, ponieważ mieliśmy się widzieć jeszcze na obiedzie wraz z panem Logan'em. Na samą myśl mnie mdliło. 

- Kochanie, ubierasz ten płaszcz czy mam służyć za wieszak? - z rozmyśleń wyrwał mnie jego ochrypły głos, więc spojrzałam na niego i założyłam na siebie ubranie. Zabrałam swoją torebkę z sofy i wyszliśmy, kierując się od razu do wind. Lunch ze zbokiem był dopiero na dwunastą, a przed tym czekało nas późne śniadanie z francuskim biznesmenem, z którym dogadywać się będzie brunet za pomocą mnie. Weszliśmy do pustego pomieszczenia, wciskając okrągłe zero. Po zamknięciu się drzwi, zielonooki przycisnął mnie do lustra i zaczął powoli całować. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, natomiast on wziął moje dłonie i ułożył sobie na karku. Za to jego rączki powędrowały na mój tyłek, który ścisnął i natychmiast dostał za to w ramię. Zaśmiał się na mój ruch i klepiąc mnie w pupę, pogłębił pocałunek. Na nasze nieszczęście chwilę przerwał krótki dzwonek, informujący o zatrzymaniu się na jakimś piętrze.

- I właśnie wtedy zdecydowałem się zrezygnować z...

- Pojedziecie inną windą. - trzepnęłam go w środek klatki piersiowej, dzięki czemu na mnie spojrzał i posłał pytające spojrzenie.

- Możecie spokojnie jechać z nami. Na które piętro?

- Szóste, poproszę. - brunet w okularach uśmiechnął się w moją stronę, ale gdy spotkał się z wzrokiem swojego szefa, jego entuzjazm widocznie spadł.

- Mieliśmy decydować się na kompromisy. Współpracuj ze mną, kochanie. - szepnął mi na ucho, specjalnie ocierając jego wargę o jego płatek. Obaj mężczyźni starali się nie zwracać na nas większej uwagi, jednakże dobrze wiedziałam, iż było to trudne. Próbował mnie pocałować, co było zadziwiające, patrząc na to, że otaczali nas inni ludzie. Muskał moją dolną wargę, żuchwę, policzek, a ja uparcie odsuwałam twarz. Śmiałam się z jego czynów, lecz on również.

- Mieliśmy też uczyć się uprzejmości wobec pracowników. Ucz się, skarbie. - mruknęłam, obserwując jak numerki zmieniają się na tabliczce, pokazującej na którym piętrze się znajdowaliśmy. - To nasze piętro, kochany. Miłego dnia, panowie.

- Dziękujemy, wzajemnie. - Harry tylko kiwnął głową i kładąc swoją dużą dłoń na moim biodrze, wyprowadził mnie z pomieszczenia. Podążyliśmy w stronę jego auta, lecz stanął nam ktoś na drodze.

- Kogo my tu mamy? Mój ukochany szef - Harry Styles i jego kochanka - Tiana Prince. Jak miło was widzieć. - poczułam jak brunet napina mięśnie na widok Tom'a. Sama nie byłam zadowolona z tego spotkania. Szatyn był ostatnią osobą, którą pragnęłam zobaczyć.

- Przysięgam, że...

- No co? Uderzysz mnie?

- Harry... - zwróciłam mu uwagę, chcąc przekazać, że Smith jedynie go prowokował. Pociągnęłam go za rękaw płaszcza, jednak ani drgnął.

- Gdzie twój profesjonalizm, Styles? Zwykła dziwka i już zgłupiałeś.

- Tiana, idź do samochodu. - warknął, uważnie przyglądając się niebieskookiemu.

- Harry...

- Idź do samochodu! - nie zrobiłam nic, gdyż podejrzewałam co może się stać, kiedy odejdę. Musiałam pilnować całą tę sytuację.

- Zapomniałem wam powiedzieć, bo jakoś nie było ostatnio okazji. Twój ojciec kazał ci przekazać, żebyś zarezerwował jeszcze jeden pokój w Madrycie, dla mnie.

- Nie ma mowy. Nie pojedziesz z nami.

- Doprawdy? Jestem naczelnikiem działu architektów.

- Troszkę się zapędziłeś. Mój ojciec powiedział, że mam cię przyjąć. Nie powiedział na jakie stanowisko. Naczelnikiem został David, a ty jesteś jedynie architektem i nie bierzesz udziału w projekcie stadionu. - parsknęłam śmiechem, widząc minę Tom'a. A taka niespodzianka, panie Smith.

- Miłego dnia, panie Smith.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro