Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

~Harry~

Siedziałem w swoim mieszkaniu, popijając drugą lampkę wina. Byłem wściekły na siebie za zatrudnienie Amelii tylko dlatego, żeby wzbudzić w Tianie jakiekolwiek uczucia zazdrości. Chciałem zobaczyć jak bardzo jej na mnie zależy, a gdy nie zastałem jej w biurze to zrozumiałem, że odeszła, znowu. Cóż, to zadziwiające jak taki głupi człowiek może zarządzać tak wielką firmą i mieć wpływ na ludzi. Dodatkowo Louis mnie poinformował o decyzji brunetki. Dzwoniłem do niej sześć razy, aczkolwiek nie zamierzałem do niej jechać. Nie mogłem pokazać swojej słabości, a co najważniejsze - nie wpuściłaby mnie do swojego domu, a jak nie ona to James.

Zwolniłem Amelię jeszcze tego samego dnia, ponieważ nie była na aż tak wysokim poziomie dla mojej firmy. Wyjaśniłem już powód czemu dostała pracę, nie było innego. Z nadzieją, że to będzie Tiana ruszyłem do drzwi, gdy usłyszałem dzwonek.

- Spieprzyłeś! I wiesz co? Będziesz miał za swoje. - zawsze mogłem liczyć na pocieszenie ze strony mojego przyjaciela, jednakże miał stuprocentową rację. Nie mogłem zaprzeczyć. 

- Wiem, Louis. Spieprzyłem cholernie, ale nie. Co się stało?

- Tiana jest na kolacji z Liam'em. - zacisnąłem dłonie w pięści, żeby nie rozwalić czegoś w pobliżu. Nie mogłem uwierzyć, że moja... Tiana, Tiana była z moim współpracownikiem na kolacji. Jednak musiałem się opanować. Miały nas łączyć jedynie sprawy zawodowe, nic więcej. Moje myśli przeczyły moim słowom, ale nie dawałem rady z tym, że to ja powinienem siedzieć na miejscu brązowookiego.

- Zawieź mnie tam.

- Żartujesz? Nie możesz tak po prostu...

- Zawieź mnie tam do cholery! - podniósł ręce w geście obronnym i otworzył drzwi. Zabrałem swój płaszcz i kluczyki od apartamentu. Kazałem mu jeszcze podjechać pod kwiaciarnię i najbliższego jubilera. Musiałem ją jakoś przeprosić za swoje zachowanie i za to, że zniszczę jej randkę. Chociaż szczerze to nie było mi przykro z tego, iż przerwę jej kolacją z Payne'em. Kupiwszy największy bukiet czerwonych róż i parę kolczyków z diamentami, ruszyliśmy do lokalu, gdzie musiała znajdować się Tiana.

- Możesz jechać szybciej?

- Dostanę mandat. Jadę najszybciej jak mogę. - nerwowo stukałem palcem o kolano, gdyż bałem się, że mogła się z nim całować, dobrze bawić. Lepiej niż ze mną. Nigdy wcześniej nie zachowywałem się jak teraz. Nawet z Elizabeth, choć nasz związek był głównie dla interesów. W chwili zatrzymania się przed restauracją, od razu wybiegłem z auta, by zaraz zjawić się we wnętrzu budynku. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, szukając tylko tej ciemnoskórej brunetki. Siedziała w rogu sali i śmiała się z czegoś co powiedział Liam. Nie mogłem dłużej na to patrzeć.

- Tiana...

- Pan Styles? Co pan tu robi?

- Chciałbym cię przeprosić, to co powiedziałem...

- Jesteś dorosły. Powiedziałeś to co uważałeś za słuszne. Nie mam zamiaru dalej dusić się przy tobie. I nie masz prawa niszczyć mi wieczoru, mi i Liam'owi!

- Nie musiałbym tego robić gdybyś z nim nie wyszła!

- A jednak i wiesz co? Jest o wiele bardziej kulturalny i szarmancki niż ty. - przekręciłem głowę w bok, żeby nie ukazać mojej złości, ani przykrości spowodowanej jej słowami. Wróciłem wzrokiem do kobiety, która również wstała. Zjechałem oczami na jej usta i sekundę potem złączyłem nasze wargi. Uderzała pięściami w moją klatę, ale szybko je złapałem i ułożyłem sobie na karku.

- Dobrze wiesz, że umówiłaś się z nim tylko z wściekłości do mnie.

- Miałam do tego powód.

- Miałaś, ale...

- Nie chcę tego słuchać, Harry. Masz swoją Amelię, z którą jedziesz...

- Zwolniłem ją. Nie zamierzałem zatrudnić jej na dłuższy okres czasu.

- Bawisz się ludźmi, Harry. To się kiedyś na tobie odbije, a teraz idź już.

- Wróć ze mną.

- Nie zostawię Liam'a tylko dlatego, że ty tego chcesz. Nie jesteś najważniejszy!

- Dla ciebie powinienem być.

- Niestety nie jesteś. - przełknąłem ślinę i przez moment patrzyłem na nią, nie mając pojęcia co zrobić. Poczułem mocne ukucie w klatce piersiowej i naprawdę nie chciałem wiedzieć co to oznaczało. Nie oczekiwałem takiej odpowiedzi i takiego przebiegu sytuacji. Powolnie kiwnąłem głową i skierowałem się do wyjścia. Nie miałem czego tu szukać. Nie pragnęła mnie tak jak ja jej.

Wróciłem do domu z kwiatami i prezentem, którego nie udało mi się dać Tianie. Po przebraniu się w luźne ubrania, wyjąłem butelkę białego wina. Nalałem sobie trunku do kieliszka i usiadłem na sofie.

- Spieprzyłeś, Harry. Jesteś kompletnym idiotą. - mruknąłem do siebie, patrząc na wielkie okno. Jedyne o czym marzyłem to o brunetce siedzącej obok, ale jej nie było. Była na kolacji z wysokim brązowookim brunetem. A ja? Narzekałem na siebie i piłem alkohol, choć słabszy niż whiskey.

Tak naprawdę chciałem jej wyjawić co czułem tylko był mały kłopot. Nie byłem świadomy tego co dokładnie czułem. Nie mogłem powiedzieć, że ją kochałem. To nie było to, było za wcześnie. Z pewnością uwielbiałem ją całować. Było mi cudownie jak obudziłem się przy niej, jak mogłem zrobić jej śniadanie. Czułem się ważny i potrzebny, gdy patrzyła na mnie z troską, albo kiedy przyjechała do mnie podczas mojego stanu nietrzeźwości. Mój ojciec nigdy nie zapytał się choćby jak minął mi dzień, lub jak się czułem. Nic, zero jakiejkolwiek ojcowskiej miłości, wsparcia. Ona pokazała mi więcej niż on przez dwadzieścia trzy lata.

Nie pomyślałem o tym, że brązowooka może zrezygnować z pracy. Próbowałem tylko wzbudzić w niej zazdrość, żeby mieć pewność, że jej na mnie zależało. Widocznie nie wytrzymała, ale nikt ze mną z własnej woli nie został, aż tyle czasu. Louis był jedyny, gdyż nie robiłem mu tylu awantur. Znał mnie dziewięć lat, więc dobrze wiedział jak potrafiłem wszystko zniszczyć. Moja była dziewczyna była ze mną dwa lata z powodu interesów i pieniędzy. To ją trzymało. 

Wypiłem całą butelkę wina i nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Włączyłem telewizor, którego zazwyczaj nie używałem. Był, bo był.  Przez dobrą godzinę oglądałem jakiś mecz, nawet nie kłopocząc się, by dowiedzieć się kto strzelał bramki. Zaskoczony podniosłem telefon, słysząc dzwonek. Było już po dwudziestej, dlatego też nie spodziewałem się tego. Tiana bawiła się świetnie, Louis'a widziałem niedawno, a Niall zajmował się swoją ciężarną żoną.

- Tak?

- Możesz mnie poinformować, czemu zwolniłeś Amelię?

- Miała wzbudzić u ciebie zazdrość, kochanie.

- Nie możesz tak robić. Wykorzystujesz ludzi, aby osiągnąć własne cele. Po co ci to? To nie jest profesjonalne podejście do...

- Może ja nie chcę być już profesjonalistą? Może mam dość bycia spostrzeganym jako sztywny, gwałtowny gbur, któremu nic się nie podoba. Może chcę, żebyś tu była ze mną. Nieważne czy jako asystentka czy bezrobotna czy ktokolwiek inny. Biedna czy bogata. Po prostu chcę, abyś tu była i krzyczała na mnie, że otwieram drugą butelkę wina, a potem dzięki mojej nieuwadze wylać jej zawartość do zlewu. Może nie potrzebuję tego wszystkiego - tych pieniędzy, wielkiego domu, świetnych samochodów. Pragnę tylko szczęścia, Tiano. Nic więcej nie chcę. Faktycznie, nie powinnaś się mną przejmować. Nie wiem, dlaczego wciąż wracasz, przyjeżdżasz do mnie, pomagasz mi, skoro ja zachowywałem się jak kompletny dupek. Nie musisz wracać do pracy, chociaż będę cię o to błagać przez najbliższe dni to jeśli masz wątpliwości czy cokolwiek innego cię powstrzymuje przed powrotem, nie rób tego, kochanie. 

- A otworzysz mi drzwi czy będziemy tak rozmawiać przez telefon? - wstałem ze swojego miejsca i natychmiast skierowałem się do drzwi. Otworzyłem je i stała tam. Z delikatnym uśmiechem przyglądała mi się, więc nie traciłem czasu i przyciągnąłem ją do siebie.

- Czym ja sobie na to zasłużyłem?

- Niczym, ale za to dasz mi wolne do czternastego października. Muszę się przygotować psychicznie na spotkanie z panem Logan'em. I gwarantuję ci, że jestem na skraju wytrzymałości. Nie masz prawa czegoś takiego robić. Mam dosyć i gdybyś nie zwolnił tej Amelii to by mnie tu nie było, rozumiesz?

- Tak i nie będziesz  uczestniczyć w spotkaniu biznesowym z John'em.

- Co? Jak to?

- Nie pozwolę, by ten zbok miał na czym oko zawiesić. Tylko ja to mogę robić.

-Tak?

- Tak. - burknąłem zanim złączyłem nasze usta. Nogą zamknąłem drzwi i przycisnąłem ją do ściany. Złapałem za jej uda, podnosząc ją lekko do góry. Uśmiechnęła się przez pocałunek i podskoczyła, aby opleść nogami moją talię. - Zostaniesz na noc? Proszę.

-Chętnie, ale jedynie wtedy gdy zrobisz mi rano śniadanie.

-Kochanie, muszę wstać na siódmą, a ty masz wolne do czternastego. Chyba nie będziesz wstawać tylko po to, by zjeść posiłek.

-Racja. W takim razie robisz obiad.

-Dobrze, niech będzie. Przyniosę ci pracę do domu. - spojrzałem na jej zdziwioną twarz i delikatnie pogłaskałem jej policzek. - To, że masz wolne nie oznacza, iż nie będziesz w ogóle pracować. Potrzebuję cię.

- Powiem tak, kochany. Po twoim dzisiejszym wystąpieniu w restauracji, zatrudnieniu Amelii, zwolnieniu jej i wkurzeniu mnie tyle razy, zachowaniu się jak kompletny dupek nie wymagaj ode mnie jakiejkolwiek pracy i zrozum nareszcie w jaki sposób traktujesz ludzi, bo wszyscy dookoła ciebie wybaczają, starają się znosić twoje humorki i dziwne zachowania, a ty wciąż wielu rzeczy nie pojmujesz. Nie powinno mnie tu być, dlatego nie wymagaj zbyt dużo.

-Przepraszam, skarbie, ale chcę cię mieć przy sobie, tyle.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro