Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Harry wyszedł równo o trzynastej z mojego mieszkania. Ten człowiek miał wszystko poukładane i zapięte na ostatni guzik. Kiedy go nie było, akurat trwała jego przerwa na lunch i nie wyobrażał sobie spóźnić się do firmy chociaż o minutę. Popędzał mnie, abym skończyła tłumaczenie przed jego wyjściem, ale jak na złość pracowałam wolniej. Widziałam jak próbował się powstrzymać przed wybuchnięciem. Jednak żeby go nie męczyć, dokończyłam swoją pracę i oddałam mu gotową i sprawdzoną. Pokręcił głową oraz  wspomniał, że byłam niemożliwa i pożegnawszy się ze mną, wyszedł z mojego domu. 

Na osiemnastą byłam umówiona ze swoim szefem na kolację i szczerze nie mogłam się doczekać tego spotkania. Wyjęłam ciemnofioletową sukienkę z szafy i powiesiłam na drzwiach, by pamiętać o wyprasowaniu kreacji. Oprócz ubrania, nie zamierzałam się zbytnio stroić. Żadnego niezwykłego makijażu nie zrobię i nie założę na siebie tony biżuterii. Uważałam takie zachowanie za przesadne.

Gdy wyszedł postanowiłam się wreszcie ubrać w domowe rzeczy. Posprzątałam kubki po jego kawie i zaczęłam odkurzać w dużym pokoju. Na samym początku byłam zdumiona, że wiedział gdzie mieszkałam, ale po czasie przypomniał mi się folder w jego komputerze pod nazwą "Tiana Prince". Zapewne tam miał wszystkie ważne informacje o mnie i nie miałam pojęcia czy to dobrze czy jednak nie za bardzo.

Uśmiechnęłam się na widok czystego mieszkania i kiedy spojrzałam na zegarek, wskazówki pokazywały godzinę szesnastą z minutami. Postanowiłam schować odkurzacz do szafy brata, brudne ścierki wrzucić do pralki, a środki czystości odłożyć pod zlew w kuchni. Po uporządkowaniu każdej rzeczy, poszłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Umyłam włosy, które miały prawie dwie godziny na wyschnięcie i nałożyłam na swoje ciało balsam pachnący jak kakao.

W samym ręczniku wyszłam z pomieszczenia, a następnie weszłam do swojego pokoju. Ubrałam na siebie czarną bieliznę i znów zawitałam w salonie, aby wyprasować sukienkę.

- Fuj! Może gdybyś nie była moją siostrą powiedziałbym, że chętnie bym cię zaprosił do swojego łóżka, ale jesteś nią, więc ohyda. - zwróciłam wzrok ku mojemu starszemu bratu, który teraz zakrywał swoje oczy i z teczką w ręku próbował przemieścić się do swojej sypialni.

- Dla mnie to też jest niezręczne.

- A gdzie się wybierasz?

- Pan Styles o osiemnastej zabiera mnie na kolację.

- Romans z szefem?

- Nie, to jest nieprofesjonalne.

- Och, kochana, on też jest tylko człowiekiem. Czasami nie możemy się czemuś oprzeć, nawet jeśli przez lata byliśmy doskonałymi, przykładnymi ludźmi. 

- Nie on.

- Nie wierz w to. Pracując w kancelarii, miałem do czynienia z świetnymi lekarzami i biznesmenami, którzy posiadali takie same problemy jak inni. A przecież byli perfekcjonistami. - z tymi słowami mnie zostawił samą, a raczej ze swoimi myślami. Miałam świadomość tego, że byli to ludzie jak każdy, chociaż trudno było w to uwierzyć. 

Wróciłam do łazienki, aby nałożyć standardowy, delikatny makijaż i małe perełki jako kolczyki. Włosy wyprostowałam i zrobiłam niewielkie fale, ale pozostawiłam je rozpuszczone. Gotowa jedyne co musiałam zrobić to ubrać sukienkę i buty. Zrobiłam to dziesięć minut przed osiemnastą, dlatego też teraz spokojnie czekałam na dzwonek do drzwi. Równo o osiemnastej go usłyszałam i nie potrafiłam wyjść z podziwu, że tak dbał o punktualność.

- Pięknie pani wygląda, panno Prince. Chodźmy. - uśmiechnęłam się i zamknęłam za sobą drzwi. Był ubrany w czarną koszulę i zwykłe jeansy. Zaskoczył mnie brakiem garnituru, aczkolwiek wyglądałam przy nim jakbym naprawdę przywiązywała wagę do tego spotkania. Ja w długiej sukience, a on w czarnej koszuli i  w normalnych jeansach. - Nie zawracaj sobie głowy moim ubiorem. Po prostu zapomniałem zrobić prania i to było jedyne co miałem. - super, pocieszyłeś mnie. - pomyślałam, patrząc w dół. Z pewnością to co powiedział nie było dla niego niczym szczególnym, natomiast dla mnie nie było to ani troszkę miłe. Mógł się chociaż postarać, chociaż udawać.

- Jasne.

- Czy coś się stało?

- Nie, nie, skądże. - posłałam mu nikły uśmiech i już miałam ochotę wracać do domu. Otworzył mi drzwi od swojego samochodu, a potem je okrążył i zajął miejsce za kierownicą.

- Proszę, kwiaty dla pani. - przed oczami ukazał mi bukiet białymi różami i różowymi goździkami. Wszystko było zawiązane białą wstążką i wyglądało ślicznie. To była jedyna pozytywna rzecz w całym tym spotkaniu. 

- Dziękuję, ale mógł mi pan je dać przy drzwiach. Od razu wstawiłabym je do wazonu. - odetchnął głęboko i oparł swoje czoło o kierownicę. Położyłam mu rękę na ramieniu. Może ta kolacja nie była najlepszym pomysłem. Widać było, iż męczył się nawet bardziej niż ja. - Nie musimy, jeśli pan aż tak bardzo nie chce.

- Nie, nie o to chodzi. Po prostu nie robiłem tego od dłuższego czasu. Nie byłem z kobietą na kolacji od ponad dwa lat. Śmieszne, prawda? Pewnie słyszałaś co o mnie mówią lub piszą gazety.

- Tak, ale nie znaczy to, że w to wierzę.

- W porządku, nie przejmujmy się mną. To miał być miły wieczór. - nareszcie odjechaliśmy spod mojej kamienicy. Tym razem puścił radio, dzięki czemu nie musieliśmy jechać w kompletnej ciszy. Czasami ku mojemu zaskoczeniu podśpiewywał pod nosem piosenki, które znał.

Restauracja była jak można było się spodziewać dla bogatych i sławnych. Dania w karcie kosztowały tyle, co niektóre moje ubrania. Obsługiwał nas kelner, który ciągle stał niedaleko naszego stolika. Jakby nie miał nic innego do roboty.

- Louis martwił się, że cię zwolniłem.

- Po tym co działo się w Bostonie, także bym w to uwierzyła. 

- Jedyne osoby, które w tym wszystkim zawiniły to ja i Tom. Nie miałaś z tym nic wspólnego.

- Szkoda, że nie uwierzył pan w to wtedy kiedy...

- Poniosło mnie, nigdy nie podniosłem na kobietę ręki.

- Więc byłam pierwsza.

- Wolałbym, aby była pani w czym innym pierwsza. Patrząc oczywiście na to w jakim przypadku pani została pierwszą, panno Prince.

- Rozumiem, a pan sądził, że o czym pomyślałam?

- Nie wiem, to było dwuznaczne.

- Owszem, ale nie spodziewałam się po panu czegoś takiego.

- Doprawdy? Dlaczego?

- To nieprofesjonalne, a pan jak wiadomo jest tylko profesjonalistą.

- Straciłem swój profesjonalizm w momencie, gdy zatrudniłem panią w swojej firmie.

- Au?

- Jest pani roztrzepana, czasami się spóźniasz, nie robisz swoich obowiązków na czas, nie wiem kiedy skończysz, czy w ogóle skończysz, cholera. Nigdy się nie spotkałem z taką osobą. Jednakże muszę powiedzieć, że moje życie zrobiło się o wiele ciekawsze, od kiedy panią poznałem. Inne, brak rutyny bardziej je ożywił.

- Och, dziękuję. Pan też wiele wnosi do mojego życia. - usłyszałam jego cichy śmiech, a zaraz potem podszedł do nas przywołany przez Styles'a kelner.

- Wino, czerwone czy białe?

- Czerwone.

- Wino, czerwone, półwytrawne. Najlepsze jakie macie, ale tylko dla tej pięknej pani.

- Oczywiście.

- Więc jak się pani u mnie pracuje? 

- Chciałby pan usłyszeć same pochwały, co?

- Nie zaprzeczę, ale też ukażę swoją skromność i powiem, że negatywna opinia też się przyda.

- Jest pan z pewnością jednym z najciekawszych ludzi jakich poznałam i z jakimi miałam okazję pracować.

- To dobrze?

- Dla pana pewnie tak, w końcu każdy mężczyzna cieszyłby się, gdyby kobiety tak się nim interesowały jak panem, panie Styles.

- Mi wystarczy jedna kobieta, wbrew temu co mówią o mnie inni.

Brunet odwiózł mnie po dwudziestej do domu, przypominając wcześniej, iż jutro miałam normalnie stawić się w pracy. Nie wypiłam za dużo, dlatego też mogłam spokojnie wrócić sama do mieszkania. Niestety ten uparty jak osioł człowiek miał swoje racje i nie zamierzał liczyć się z moim zdaniem. Odprowadził mnie pod same drzwi, jeszcze raz się ze mną żegnając.

- Dziękuję za miły wieczór, panno Prince. Przy okazji biorąc pod uwagę ten bal, czy potowarzyszysz mi podczas tej imprezy?

- Gwarantuje pan dobre wino?

- Być może coś jeszcze lepszego. - mruknął i z uśmiechem zaczął schodzić po schodach.

- W takim razie nie mogę się doczekać!

- Do jutra, panno Prince!

- Do juta, panie Styles! - po cichu otworzyłam drzwi, aby tylko nie obudzić James'a. Zamknęłam mieszkanie na zamek i natychmiast skierowałam się do swojego pokoju, by zdjąć z siebie niewygodne ubranie. 

Byłam zadowolona z wieczoru jaki zafundował mi Harry. Na początku obawiałam się, że może być nudno, sztywno tak jak często było w jego otoczeniu, aczkolwiek nic takiego nie nastąpiło. Był zadziwiająco szarmancki, sympatyczny jak nie on. Nie pił ani grama alkoholu, więc to był zdecydowanie plus. Postawiłam sobie za cel, że sprawię, iż Harry Styles przestanie pić lub kupować trunek. Jedynym takim gatunkiem napoju to mogłoby być wino. 

Sukienkę rzuciłam w kąt i poszłam do łazienki, aby zmyć makijaż i umyć zęby. Po zrobieniu tego wszystkiego wróciłam do swojej sypialni w celu ubrania się w piżamę. Przygotowana do spania położyłam się na łóżku i szczelnie okryłam się swoją kołdrą w czarne serduszka. Zasnęłam, mając przed oczami uśmiechniętą twarz swojego szefa. 

✰✰✰✰✰✰✰✰✰


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro