🎀Zosia za życia🎀
Informacja od autorki: Jest to wyłącznie opowiadanie na polski. Miałam zainspirować się postacią Zosi z dzieła literackiego Adama Mickiewicza pt: "Dziady cz. 2" i napisać opowiadanie o tytule "Zosia za życia". Dlatego zrozumieją o co chodzi tylko osoby, które czytały tę lekturę szkolną. Stwierdziłam, że opublikuje tą mini opowiastkę (nie chciałam długiej, aby pani od polskiego nie męczyć TwT - wyszło 616 słow). Miłego czytanka!
Ciepły wiatr spokojnie poruszał bujnie rosnącą trawą, a śnieżnobiałe obłoki przesuwały się delikatnie po błękitnym, letnim niebie. Patrząc się z daleka na całą, nieskończenie ogromną łąkę, można by pochopnie stwierdzić, że nic tam się właściwie nie znajduje. Jednak stoi tam, choć bardzo daleko, ogromne drzewo. Siedziała pod nim przepiękna dziewczyna, opierając się głową o konar rośliny. Jej kolorowa, haftowana sukienka odbijała tysiące złotych promyków słońca, usiłujących przebić się pomiędzy gęstą koroną zielonych liści. Nie myślała w sumie o niczym konkretnym, choć na jej twarzy malował się radosny uśmiech.
Dni był zwyczajne jak każde inne. Chodziła na łąkę, zbierała kwiaty, plotła z nich okazałe wianki, ganiała za barankami oraz motylkami. Po czym wracała do domu, zbywając śmiałków, od czasu do czasu przybywających wyznać dziewczynie miłość. Byli jej obojętni.
Tego dnia jednak gdy odpoczywała pod drzewem, już lekko pod sypiając coś posmyrało ją po nosie. Szybko otworzyła oczy, oglądając się ostrożnie dookoła siebie. Nic nie zauważyła. Domyślała się, że to musiał być zwykły owad, przecież... nikt by tutaj nie zaglądał, prawda? Przecież to tylko rozległa łąka, obrośnięta toną trawy i kwiatów. Przymknęła, więc powieki z powrotem. Tym razem coś szarpnęło lekko jeden z jej kosmyków. Stanęła z impetem na równe nogi. Tak jak poprzednio - nikogo nie było w pobliżu. Miała już odetchnąć z ulgą, gdy odezwał się tuż za nią głos:
- Witaj, Zosiu.
Mimo, że serce biło jej jak oszalałe, odwróciła się. Zastygła przerażona. Unosiła się przed nią biała jak mąka zjawa. Wnioskując na podstawie wyglądu ducha oraz głosu, była to dziewczyna w podobnym wieku do Zosi.
- Kim ty jesteś? Czego ode mnie chcesz? - zapytała zszokowana, jąkając się.
- Nie istotne jest moje imię, lecz moja misja, a raczej dobra wola. Nie mogę patrzeć na twój żywot droga rówieśniczko. - odpowiedziała, patrząc się smutno.
- Przecież, żyję dobrze. Nic mi nie brakuje. Co niby ma być nie tak? - rzekła lekko zirytowana, jak i zdezorientowana Zosia.
- Daj mi dłoń - rozkazała pogodnie.
Po tych słowach udały się razem na spacer po łące. Obserwowały zwierzęta, owady i baranki. Delikatne motyle przelatywały czasami obok rozmawiających dziewiętnastolatek. Natomiast różnobarwne kwiaty przepięknie komponowały się z soczysto-zieloną roślinnością. Zosia jednak nadal nie wiedziała, o co chodzi zjawie. Po co do niej przybyła? Skąd zna jej imię? W każdym razie... czuła od niej pewną podobiznę w stosunku do własnej osoby.
Gdy nadszedł zachód Słońca i obie zasiadły pod drzewem. „Żywa" odezwała się:
- Mogłabym Ci zadać pytanie?
Duch tylko skinął głową na „tak''.
- Co jest nie tak z moim życiem? Wspominałaś o tym, gdy się spotkałyśmy dzisiaj. - zapytała Zosia.
- Twoje, życie jest bezcelowe. Tylko gonisz za marzeniami odrzucając rzeczywistość. Proszę, nie rób tego, co ja. Nie popełniaj tego błędu. Jeszcze masz czas, a ja już go niestety straciłam. - odrzekła ponuro patrząc się w dal.
Dziewczyna tylko słuchała w bezruchu. Jej życie? Bezcelowe? Co to za brednie? Przecież... jej życie takie nie jest... prawda?
- Gdy nie dotkniesz ziemi Zosiu, nie zaznasz nieba po śmierci. - powiedziała z nadzieją, że rówieśniczka zrozumie jej słowa.
Nie zrozumiała.
Gdy Słońce dotknęło horyzontu biała dziewczyna oznajmiła:
- Na mnie już niestety pora - zaczęła mówić, już rozpływając się w powietrzu- i pamiętaj... musisz dotknąć ziemi!
Ostatnie słowa zjawy odbiły się jeszcze trzy razy w umyśle chłopki. Po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy.
- Jakiej ziemi?! Przecież dotykam ziemi, stoję na niej?! Co to za bezsensowne zdanie?... - wykrzyczała opadając bezsilnie na kolana w pomarańczowo-szkarłatnych promieniach Słońca.
Skuliła się pod drzewem cicho płacząc. Czuła, że ta nieznajoma dusza naprawdę chciała jej pomóc, ostrzec ją przed czymś. Na pewno słowa wypowiedziane przez nią miały znaczenie. Tak bolało ją to, że nie może pojąć, nie może zrozumieć ich znaczenia. Główkowała, nadal nie wiedziała o co mogło chodzić. Zmęczona myśleniem, powoli zasnęła pod drzewem. Jednak... kto by się spodziewał, że tego wieczora nad łąką miała nadejść burza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro