Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Your brother or his brother?

"Definicje są bardzo ścisłe i nie pozostawiają wiele do manewru, a więc proszę czy mógłbyś nas zdefiniować?"

Sharon

Dzisiaj Jack wyjeżdża do swojej dziewczyny, co daje Lukowi wolne mieszkanie na prawie dwa tygodnie, a może powinnam powiedzieć nam? W każdym razie pukam do drzwi i nie dlatego, że przybiegłam tu od razu gdy Jack wyjechał, jesteście w ogromnym błędzie.

- Dzień dobry - mówię od razu gdy otwiera drzwi, jego zaskoczona mina jest warta milion dolarów. Widać, że dopiero wstał, ma nieułożone włosy i nie ma na sobie koszulki. Cóż nie robi ten widok już na mnie wrażenia. Kłamałam! Nigdy nie mam dosyć patrzenia na niego, słuchania go, wielbienia go. Dobra wystarczy tego dobrego, ale nic nie poradzę na mój niesamowicie dobry humor, który mnie się trzyma od czasu urodzin Mika. Mam przyjaciół, mam Luka i parę lekcji do odrobienia i jestem szczęśliwa.

- Co tutaj robisz? - całuję go lekko w usta, ale mu to nie wystarcza i wciąga mnie w swoje szerokie ramiona.

- Jack jest jeszcze? - uśmiecha się, ale to nie to, co myśli.

- Muszę cię zasmucić, ale jest - wyrywam się z jego ramion i idę w głąb mieszkania.

- Jack! - krzyczę i czuję za sobą Luka, który oplata w okół mnie swoje ramiona.

- Czego od niego, kurwa chcesz? - nie odpowiadam mu, bo Jack wychodzi z ich sypialni. Zdecydowanie są do siebie z Lukiem zbyt podobni jak na przyrodnich braci, ale w sumie ich ojcowie są braćmi, jeju jakie to pokręcone.

- Cześć, Sharon, w końcu znudził cię mój brat i chcesz pojechać ze mną do Sydney? - Luke wcale się nie śmieje, ale ja tak.

- Przyniosłam ci ciasto, żebyś zawiózł swojej dziewczynie.

- Panie nie gotuje i używam tylko mikrofali - Jack wybucha szczerym śmiechem. Obracam głowę do Luka.

- To się tyczy też ciebie - całuję go lekko w brodę i znowu obracam się do Jacka. Luke obejmuje mnie jeszcze mocniej. Przechodzi mi przez głowę dziwna myśl, ale nigdy nie wypowiem jej na głos, ani nawet tutaj nie napiszę, to zbyt okropne. Szczególnie gdy mam taki dobry humor.

- Od kiedy się tak zaprzyjaźniliście? - warczy Luke. Nie wiem czy na mnie, czy na brata, a może na nas obydwoje.

- Interesujące, bracie, to samo mógłbym powiedzieć o tobie i mojej dziewczynie - Jack się uśmiecha i to kolejna rzecz, którą mają taką samą, o nie, wiem, co mnie czeka jak Jack wyjdzie.

- Dzięki, Sharon - Jack składa krótkiego buziaka na moim policzku.

- Chce kiedyś poznać wybrankę twojego serca - mówię do niego.

- Nie ma problemu. Jak Luke pojedzie ze mną w przyszły roku to zabierz się z nami.

- Tak - to jedyne, co Luke szepcze mi na ucho, ale to powoduje jeszcze szerszy uśmiech na mojej twarzy.

- Dobra, muszę lecieć, bo się spóźnię.

- Nie spal mieszkania, bracie! - Luke pokazuje mu środkowy palec, ale potem wypuszcza mnie z objęć, żeby pożegnać się z bratem. Uwielbiam ich więź.

- A dla mnie, co masz? - uśmiecham się do niego szeroko i zaplatam ręce w okół jego szyi.

- Siebie? - podnosi mnie, więc od razu owijam nogi w okół jego pasa.

- Podoba ci się mój brat? - spodziewałam się sceny zazdrości o ciasto, a nie o Jacka. Cóż naprawdę jestem niedoświadczona.

- Co? - otwiera drzwi od ich sypialni i kładzie mnie ze sobą na łóżku.

- Proste, kurwa pytanie - tak znowu jest w humorze, bronię mojej duszy, serca i wszystkiego czego myśli, że nie ma.

- Cóż wyglądacie tak samo, więc - nie powinnam tego mówić, bo właśnie w tej chwili myślę, o najokropniejszej rzeczy w jego życiu i jeśli to zostanie jego nową obsesją, nie wiem czy będę sobie w stanie z tym poradzić. Po pierwsze Jack ma dziewczynę i nigdy nie zdradziłby w ten sposób swojego brata, po drugie nie jestem zainteresowania sześć lat starszym kolesiem, a po trzecie wygląd to nie coś co zatrzymuje cię przy człowieku.

Luke próbuje ze mnie wstać, ale ja mocniej zaciskam nogi w okół jego tali.

- Jesteś zazdrosny o własnego brata?

- Wiesz niektóre rzeczy ma się we krwi - mój uśmiech natychmiast znika.

- Myślę, że Jack też tak miał gdy byłem obok niego i jego dziewczyny na początku. Nie przeczę, że April jest mega gorąca, ale cholera niektórzy powielają błędy rodziny, a niektórzy zrobią wszystko, żeby takimi nie być - to chyba najdłuższa rzecz jaką kiedykolwiek powiedział na temat tego kim jest.

- Chyba musisz skończyć te fochy, bo chce ciebie i tylko ciebie - przygląda mi się uważnie.

- Sama powiedziałaś, że wyglądamy tak samo - przyciągam jego twarz do swojej.

- Kłamałam - szepcze pochylają się nad nim.

- Jesteś od niego dużo bardziej gorący, gorący gitarzysta, idealny przyjaciel, dobrze dogadujesz się z moim bratem, szanujesz mojego ojca, dałeś mi szansę, nam szansę - zatrzymuje się tutaj.

- Jack robi to wszystko dużo lepiej - naprawdę zastanawiam się jak dużo kompleksów siedzi w tym gniewnym chłopaku i czy kiedykolwiek uda mi się wyzbyć go chociażby z połowy.

- To musisz wystarczyć mi ty w takim razie - próbuje rozluźnić atmosferę, ale on siada, więc ja też wstaje i bez pytania ładuje się na jego kolana.

- Przestań, kurwa - moje przekleństwa zawsze go zaciekawiają.

- Może upiekę ci ciasto i zrobi ci się lepiej? - pozwala sobie na mały uśmiech.

- Obawiam się, że ciasto to za mało - unosi rąbek mojej koszulki, a ja podnoszę ręce ułatwiając mu jej zdjęcie.

- Ciebie, chce ciebie - szepcze gdy mnie całuje.

- Jesteś mi winna pięć pieprzonych ciast - śmieje się i znowu ląduje plecami na łóżku.

- Mój chłopak wrócił! - on też kiedyś nazwał mnie swoją dziewczyną i wcale nas nie zdefiniował, ja właśnie zrobiłam to samo.

- Twój, kurwa - to nam wystarczy w zupełności, żeby na chwile zapomnieć o otaczającym nas świecie.

Kolejny nasz problem, żyjemy we własnym świecie, zapominając o tym zewnętrznym. Cóż chyba następne dwa tygodnie będą tego najlepszym obrazem.

***********

Cały wieczór pisałam rozdziały na ten maraton i został mi już tylko jeden.

Mam nadzieję że będzie wam się podobać:)

Jedna dedykacja z komentującymi dla każdego rozdziału:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro