Somone ex or hopless
"Czasem musisz podjąć wyzwanie i zaingerować w czyjeś życie, nie, żeby coś z tego mieć, ale, żeby pomóc komuś kto sięga dna. Nawet jeśli będzie bił, przeklinał, nienawidził cię, musisz to zrobić dla niego"
Sharon
Istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności czy nadzieja, jakkolwiek to nazwę jest przeciwieństwem tej sytuacji.
Równie dobrze mogę powiedzieć, że widzę wszystko czarno na białym, ale wtedy musiała bym bardzo to okroić i skupić się na tym, co widzę, bo gdy dorzucę do tego uczucia robi się mieszanka zwana nadzieją.
A nadzieja to gówno, ja ją właśnie straciłam gdy patrzę na chłopaka, który zaledwie kilka dni temu został oficjalnie mój, jak w obskurnym barze ociera się o inną dziewczynę i pieprzy jej usta językiem. Płacz nie jest tu wskazany. Przy wszystkich tych zapachach z tego miejsca sądzę, że wręcz niemożliwy. Scarlett i Calum stoją po obu moich stronach i patrzą dokładnie na to samo, co ja. Nikt z nich się nie odzywa, ani nie rusza, bo co mieli by zrobić?
Luke podnosi ze stołu szklankę i wypija ją do końca, potem odbiera dziewczynie papierosa i zaciąga się nim na chwilę, żeby znowu pieprzyc ja ustami.
Ja nie odrywam od tego wzroku, karze się za swoją głupotę, za chęć bycia wystarczającą, za chęć bycia tą do, której biegnie z problemami. Jednak to nie jest mi pisane, więc karze się dalej gdy jego jedna ręką ląduje w jej spodenkach i na tyłku, a druga piesci jej piersi. Praktycznie pieprzą się w tej spelunie
Mogę wybaczyć słowne ranienie, gdy robi to w twarz, świadomie i mam pomysł dlaczego, ale tego. Wybieram stamtąd, zeby upaść na ziemię i oproznic cały żołądek. Rozleciałam się na miliony kawałków, nie mam już nic do stracenia.
Kilka miesięcy temu samotność wydawała się przekleństwem. Dzisiaj? Wydaje się największym szczęściem i moją opoką.
Jednak on też wyzwolił we mnie gówno, więc je dostaje. Zapewne nie dba o to, ja w tej chwili dbam za bardo. To śmieszne, że niszczy nas to na czym zależy nam za bardzo, a nie za mało.
Bez zastanowienia się nad tym, co robię i jak bardzo mnie to zrani wracam do tej speluny. On dalej pożera ją żywcem. Staje za nią, tak, żeby mógł mnie zobaczyć, mam nadzieję, że ból w moich oczach powie wszystko. Jego wzrok w końcu spotyka się z moim.
- Spójrzcie kto się pojawił! - jest bardziej pijany niż mi się wydawało.
- Moja pieprzona dziewczyna! - Odrywa się od swojej zdobyczy i podchodzi do mnie. Łapie mnie za kark, a ja pierwszy raz wzdrygam się na ten dotyk.
- Pocałuj swojego chłopaka - nie kontroluje tego, robię coś, co obrzydziło mnie gdy zrobiła to Chloe, gdy pierwszy raz poszłam na wagary, przez co poszłam na wagary. Uderzam go w twarz. Mocno.
On zaczyna się śmiać.
- Zrób to jeszcze raz! - Wzdrygam się i popieram dłonią o brzuch jakby paliła. Pali że wstydu.
- No dalej, kurwa!
- Uderz mnie, pieprzona idealna dziewczyno!
- Albo oszczędźmy sobie czasu i od razu prześpij się z moim bratem! - te słowa, drugi raz w przeciągu miesiąca powodują, że znowu dostaje w twarz.
- Więcej, kurwa! - Niekontrolowane łzy, zaczynają płynąć po moich policzkach.
- Chcesz powodu? - Nie odpowiadam tylko na niego patrzę. Jesteśmy atrakcją tego miejsca, chyba tylko dlatego nikt nas nie wyrzucił.
- Masz powód! - Przyciąga do siebie dziwke i mocno szarpie ja za włosy, wbija się w jej usta, a ja po prostu dalej krzycze.
- Przyjechałam po ciebie! Chciałam Ci pomóc, chciałam, żebyś przyszedł z tym do mnie!
- To jest właśnie twój problem, Sharon, wydaje ci się, że możesz mnie zmienić - i znowu caluje, pieprzy, liże, jakkolwiek to nazwę usta inne niż moje.
A ja wychodzę stamtąd, zostawiając to za sobą.
- Sharon! - To nie on mnie goni.
- Dzięki, że nie zareagowaliście - Naprawdę mam to na myśli, musiałam to zobaczyć, usłyszeć.
- Zostanę z nim, na wszelki wypadek - nie powinno mnie to obchodzić, ale kiwam głową. Calum caluje Scarlett w czoło i wraca do baru.
- Chodź zabiorę cię do domu.
- Czy możemy pojechać do ciebie? - Przytula mnie do siebie i potakuje.
- Chciałabym go obronić, Sharon, ale nie mam nic na jego korzyść, nawet jednej pieprzonej rzeczy.
- Każdy potrzebuje pobudki?
- Wiem, że to ten dzień, który spieszył mu życie, że to rozpamiętuje, ale mogliśmy sobie z tym poradzić razem.
- Sharon on wszystko robi sam.
- Ma Jacka, was, ja nie rozumiem...
- Jego zdrada polega na najbliższej rodzinie, on nie ufa nawet samemu sobie.
- Nie mogę tak dłużej, nie mogę żyć z Bomba zegarowa, która wybucha kiedy tylko ktoś mu coś powie lub przypomni.
- Rozumiem, Sharon, bardziej będziemy cię oceniać jeśli przy nim zostaniesz - kręcę głową.
- To się nie stanie - ile razy głupie dziewczyny tak mówiły?
Gdy znajdujemy się w samochodzie wybucham i zaczynam płakać. Podciągam głowę do piersi i płacze.
- Dlaczego, nie rozumiem dlaczego.
- Próbowałam się przebić przez jego mury, oddawać mu kontrolę, po prostu być - Scarlett odpala silnik i wyjeżdża z parkingu.
- A może trzeba było zastosować radykalne środki?
- Nie moglam! To nie taka relacja, on...
- On rani, ty cierpisz i zawsze wracasz. Kocham go jak brata, Sharon, ale my wszyscy przeżyliśmy gówno, ale tylko on nie szanuje czegoś dobrego w swoim życiu. - Rozumiem, co do mnie mówi, ale zdecydowanie nie wiem czy to prawda.
Z Lukiem nie ma nic po środku albo jesteś na samym szczycie albo na samym dnie, a cóż nie oszukujmy się tak nie wygląda prawdziwe życie.
Powinno być przeciętnie, nudno, monotonnie z planem na następny miesiąc, ale z nim się tak nie da, a ja chyba nie jestem aż tak złą dziewczynką, żeby żyć w otwartym związku gdy mierzy się ze swoim gównem i nie daje sobie pomóc.
********
Powinnam dodać to dopiero jutro, ale nie mogłam się powstrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro