Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Our small world

"Nie ukrywamy się przed ludźmi, którzy sami mają coś do ukrycia. Jak ironicznie to brzmi?"

Sharon

Tak naprawdę oboje nie zadajemy dużo pytań. Po prostu żyjemy w tym, co mamy. Nie jest to zdefiniowane, określone czy jakiekolwiek konkretne. Dobrze mi z nim, obok niego, czy jakkolwiek to nazwać. Nie wszystko musi mieć definicje. 

Zbliżyliśmy się do siebie tak po prostu, tak nagle. Z wielkim wybuchem, tak to definiuje i czuję, że ten wybuch cały czas trwa. Jakby wybuchł wulkan i cały czas szerzył zniszczenia. Lawa cały czas cieknie, więc nie można oszacować poziomu zniszczenia. Dopiero potem wszystko będzie jasne. 

Wybuch ma konsekwencje.

Pytanie tylko jedno czy z tego może wyjść coś dobrego?

Dla mnie ten wybuch jest dobry, w końcu czuje, że żyję. Nawet jeśli Luke Hemmings to jedna wielka niewiadoma, nawet jeśli to nie ma tak naprawdę sensu. 

Powiem wam jedno, co na pewno chcecie wiedzieć. Wszystko, co robię z Lukiem odczuwam jako lekcje, a nie plan na przyszłość. To nie jest miłość, a poczucie wolności.

- Co powiecie na wagary? - Scarlett ma zawsze najwięcej pomysłów z nas wszystkich. Ciągle wyskakuje z czymś nowym. Najczęściej ma to coś wspólnego z nic nie robieniem, ale zawsze razem. Jakiś czas temu już zorientowałam się, że to ona trzyma ich wszystkich w kupie.

- Jedźmy gdzieś  - kontynuuje. Wagary to także dla mnie nowość. Rodzice nic nie mówili o tym jednym dniu, nie jestem pewna czy nawet wiedzą. 

- Tak, zdecydowanie- mówi Luke.

- Wyrwijmy się z tej dziury - wszyscy się uśmiechają, nawet Ashton.

- Zdecydowanie jestem za przygodą - i w ten sposób zamiast iść jutro do szkoły. Jedziemy do Cairns. 

Zdążyłam się już zorientować, że oni wszyscy mogą wyjść z domu kiedy chcą i wtedy też wrócić. Jack czasem dzwoni do Luka, ale robi to naprawdę rzadko. Jednak to już coś. U mnie jest inaczej, może dlatego, że mam siedemnaście lat, a może dlatego, że nie żyje w ich świecie. 

- W porządku? - Luke szepcze mi do ucha, musiałam się spiąć, a on to zawsze wyczuwa. Szczególnie gdy stoję przyciśnięta do jego klatki piersiowej. 

- Przygoda - mówi z uśmiechem, który nie ma cienia szyderczego blasku. Ich radość wyjazdu z Mission Beach chociaż na jeden dzień jest nieprawdopodobna.

- Nie zmieścimy się wszyscy w jednym samochodzie - celna uwaga.  Więc po prostu się podzieliliśmy. Ja jadę z Lukiem i Ashem, a Mike z Calumem i Scarlett. 

Tego wieczoru gdy znowu ułożyliśmy się do mojego łóżka, zadałam proste pytanie.

- Chcesz, żebym pojechała? - to, że razem spaliśmy wydawało mi się bardzo intymne. On po prostu przychodzi, ja go wpuszczam i tak wygląda nasza noc. Zaplątani w swoich ciałach. Nie rozmawialiśmy dlaczego, po prostu to się dzieje. 

- A dlaczego, kurwa nie? - taka odpowiedź mi wystarcza. Przytulam się do jego boku. Dziwie się, że nie męczy go chodzenie w tą i z powrotem gdy zostawia samochodu w domu i zawsze przychodzi tutaj na pieszo, a potem musi wrócić. 

- Ubierz strój kąpielowy - bawi się sznureczkami od moich spodni od piżamy. Czuję na szyi jego uśmiech. 

- Kocham morze - mówię cicho.

- A ja kocham twój widok z okna - często siedzi po prostu na moim łóżku i go podziwia. Nie wiem ile zdjęć mu już zrobiłam gdy tak stoi, a przede wszystkim nie wiem ile tych zdjęć jest w samych bokserkach. 

Rano słyszę trąbienie klaksonu. Uśmiecham się jak głupia, na kolejną przygodę z tymi ludźmi. 

- Cześć - mówię i całuje Luka w policzek, ale on szybko przyciąga mnie do siebie i głęboko całuje, jakbyśmy nie widzieli się, co najmniej kilka dni. Czy zawsze jest tak namiętnie, czy to on to sprawia? 

- Dzień dobry - wita się z nami Ashton.

- Będę spał całą drogę - dodaje po czym opiera głowę o szybę.

- Zobaczysz drugą twarz Asha, gdy dojedziemy - nie mogę się doczekać. Oni wszyscy są tajemniczy, ale Ashton jest tajemniczy w ten najprostszy sposób jest po prostu zamknięty w sobie. 

Luke jedną ręką prowadzi samochód, a drugą pieści mój kark. On też się uśmiecha. Ten wyjazd dobrze im zrobi, a ja zaliczę kolejną niesamowitą rzecz. Oprócz Allison nigdy nie miałam nikogo z kim mogłam robić takie wycieczki, a i z Allison nie działo się to zbyt często. Znam ją dwa lata, co oznacza, że dwa razy byłyśmy w Sydney i dwa razy w galerii na wystawię. 

- Jak się czujesz grzeczna dziewczynko na wagarach? - zaczynam się śmiać, ale potem przypominam sobie o Ashu śpiącym z tyłu. 

- Podekscytowana, ale wiem, że dla was to nic wielkiego - teraz on się śmieje.

- Masz racje zdarza nam się dużo nie chodzić do szkoły. Ale rzadko wyjeżdżamy po za miasto.

- Czasem jak mamy trochę kasy zostajemy nawet na noc, ale to nie zdarza się często - zastanawiam się czy rodzice by mi na to pozwolili. W końcu nie jestem już dzieckiem, ale wtedy pewnie zaczęły by się pytania. Z kim będziesz spała? Dlaczego tak mało dziewczyn? Czy to bezpieczne? Nigdy nie zakwestionowali mojego spędzania z nimi czasu, nawet byli zadowoleni, że nie spędzam tyle czasu na plaży przed domem, ale związek, to co innego. Nie, nie, nie to nie jest związek. To jest lekcja.

- Masz aparat? - kiwam głową i wyjmuję go z plecaka. Nigdy nie byłam Cairns, to miasto oddalone dwie i pół godziny od Mission Beach, ale nie było mi tam po drodze. Dlatego aparat był obowiązkowy. 

- Lubię was mieć - mówię nagle. 

- Ciesz się nami, dziewięć miesięcy, Sharon - to jest jak bomba zegarowa albo jak cały czas tryskający wulkan. Oba te określenia są trafne. W tej chwili nie zastanawiam się, co będzie potem. Luke odpala papierosa, więc zabiera rękę z mojego karku, ale wtedy szybko mu go wyrywam.

- Kurwa - zamiast być wściekły uśmiecha się i znowu wraca z ręką na mój kark. Przez resztę drogi ona znika tylko wtedy gdy musi zmienić biegi albo gdy znowu kusi go papierosa. Podczas samej drogi jestem dwie dawki nikotyny do przodu. 

- Ładnie tu - mówię gdy dojeżdżamy pod park.

- Co chcecie robić? - pytam ich, bo to chyba ich stałe miejsce wycieczek.

- Kupimy jakieś jedzenie i kawę - Calum mówiąc to ziewa. 

- Czujecie to? - pyta Ashton rozglądając się dookoła.

- Wolność! - krzyczy głośno i radośnie. Nigdy go takiego nie widziałam. 

- Idziemy! - mówi Scarlett.

- W górę czy w dół kolejką? - przyjechaliśmy pod Skryail. Nigdy nie byłam na górze, ani nie podziwiałam tych wodospadów. 

- Jesteś zdziwiona, że nie będziemy pić? - Luke mówi na tyle głośno, że wszyscy go słyszą.

- Trochę - cała grupa jego przyjaciół wybucha śmiechem.

- To nie Mission Beach, kochanie  - powinnam coś z tego rozumieć, prawda?

Robię pierwsze zdjęcia, póki Luke nie wchodzi mi w obiektyw, żeby zabrać mi aparat i mnie pocałować.

- Jesteś cholernie gorącą panią fotograf - śmieje się i skradam mu szybkiego całusa. Po czym dołączamy do reszty grupy. Im też robię parę zdjęć, chce mieć pamiątkę po tym wyjeździe. Przy nich, przy Luku. Nie jestem już samotna. Scarlett wskakuje Calumowi na plecy, a on ją niesie. Pierwszy raz słyszę jak Ashton prowadzi gorliwą rozmowę z Mikiem, a Luke tylko im się przysłuchuje, po czym dołącza. Idę trochę za nimi, żeby robić wszystkiemu zdjęcia, ale przede wszystkim im.

- Podoba się? - krzyczy Ashton. Wiem, że już tu byli.

- Tak! - Luke czeka na mnie, żeby złapać mnie za rękę i spleść ze mną palce. To pierwszy raz gdy to robi.

- Pozwól mi zapalić, cholernego papierosa - śmieje się i wyciągam mu z kieszeni spodni papierosy i zapalniczkę.

- Pozwól, że zapalę - on przewraca oczami i krzyczy do Mika.

- Daj mi papierosa, kurwa! - Michel zaczyna się śmiać.

- Jakim cudem jakaś laska z Mission Beach wzięła cię pod pantofel? - Luke się spina, a Mike jeszcze głośniej śmieje. Mamy trochę napiętą sytuacje między naszą dwójką, ale to moja wina. Jednak jest na tyle normalnie, żeby przez większość czasu to nie przeszkadzało.

- Pierdol się - pokazuje mu środkowy palec. Nie mówiąc nic całuje mnie w skroń i dalej trzyma za rękę.

Mam moje ulubione rzeczy, które lubi Luke. Należą do nich pocałunki w czoło, czubek głowy, skroń, pieszczenie karku, czy gdy mówi do mnie kochanie. Po za tym jego szczere uśmiechy czy to gdy specjalnie wcina mi się w zdjęcia. 

Doganiamy Caluma i Scarlett. Naprawdę promienne uśmiechy całej piątki to zupełnie coś innego niż w Mission Beach.

- Bierz swoją dziewczynę na plecy i ścigajmy się! - Scarlett chichocze i zachęca nas, żebyśmy wzięli udział w wyścigu.

- To nie jest moja.. - za nim kończy zamyka się, a ja zdaje sobie sprawę, co powiedział Calum dopiero wtedy. Nie jestem jego dziewczyną, ma racje.

- Wskakuj - gdyby go nie znała uznałabym każde jego "kurwa" za niegrzeczne, ale on po prostu ma taki sposób bycia.

- Pokażemy im jebanych zwycięzców - Scarlett się śmieje i popycha trochę Luka, ale on ani drgnie.

- Do biegu! - Luke mocno trzyma mnie pod kolanami.

- To nie Mission Beach - to ostatnie, co mówi za nim zaczyna ze mną biec pod górę. Cała nasza czwórka śmieje się. Luke obraca się do nich i pokazuje im środkowy palec gdy ich przeganiamy. O mały włos nie spadam z jego pleców. Ale on biegnie dalej. Dobiegamy na szczyt pierwsi, a on opada na plecy ciągnąc mnie na siebie.

- Pierdolone papierosy - mówi gdy ciężko zaczyna oddychać. Składam pocałunek na jego brodzie, a potem w każdym kąciku ust. On nie wytrzymuje mojego droczenia i przyciąga mnie do swoich ust, mocno całując.

- Pierdoleni zwycięzcy - dodaje i opiera swoje czoło o moje.

- Buuu - Scarlett buczy gdy w końcu dobiegają z Calumem.

- Jakim cudem, stary? - Cal opada obok niego, ciągnąc na siebie Scarlett.

- Po prostu, kurwa - wyszczerza do niego zęby w szyderczym uśmiechu. Postanawiam wziąć aparat i zrobić im zdjęcie. Coś czuję, że z tego wyjazdu powstanie kolaż nad moim łóżkiem. Celuje aparatem prosto w Luka, a on się uśmiecha. Gdy robię zdjęcia on z jakiegoś powodu często pokazuje swój szczery uśmiech.

- Ratunku - w końcu dochodzą też Mike i Ashton. Mike jest kompletnie zdyszany, a Ash uśmiechnięty.

- Wody - jęczy, a wszyscy wybuchamy śmichem.

Przez następne kilka godzin leżymy do góry patrząc w niebo lub szukając kolejnych wodospadów. 

To jest to czego mi brakowało. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro