Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

New Christmas Eve

" Niczego z bardziej się nie cieszę niż to, że moja rodzina nie jest od święta do święta, dzięki temu w Boże Narodzenie możemy sobie pozwolić na parę złośliwości"

Sharon

**pamiętajcie, że to maraton, więc sprawdzajcie czy przeczytaliście poprzedni:)


Święta w mojej rodzinie to, coś co sprawia, że przez następny miesiąc biegam z Camem jak oszalała na basen, to czas w którym nie tyle, co wszyscy jesteśmy dla siebie mili, a po prostu obżeramy się i dajemy sobie małe podarunki. U nas nie chodzi o prezenty, (chyba, że u Cama, który spodziewa się paru drogich gadżetów), ale dla mnie ten jeden raz, będzie chodziło o prezent. Nie nie myślcie, że liczę na coś od Luka, nie jestem taka, po za tym to nie związek, a on to nie taki typ, ale ja jak najbardziej. Mam coś dla niego. Nie jest to coś praktycznego, ani tym bardziej nie jestem opakowana to ja w czerwoną tasiemkę, ale mam nadzieje, że chociaż trochę będzie zadowolony.

Nienawidzę nie pewności jaką przy nim czuje, ale wiem, że on przy mnie czuje to samo, więc w ten sposób nie wydaje się to, aż takie okropne. Tylko, że ja swoją niepewność zamykam w fotografii, a on idzie się upić.

- Luke woli spędzić święta z nami niż z bratem? - mój tata nie jest podejrzliwy, a to drażni mnie jeszcze bardziej. Chciałabym być czasem zdolną do zrobienia czegoś takiego, do robienia z tym chłopakiem wszystkiego o czym nawet nie śniłam, do bycia jego dziewczyną, ale nawet własny ojciec mnie o to nie posądza. Cóż jak widać dobrze się maskuje. Tak już chyba z ludźmi jest, każdy ukrywa coś co świadczy o jego drugiej stronie.

My z Lukiem pod tym względem kontrastujemy.

- Woli spędzić święta z Sharon! - Cam do tej pory nas nie wydał, a to zdanie też nie wiele mówi.

- Jack ma tam dziewczynę, Luke nie chciał im przeszkadzać - zdaje się przekonać ojca.

- Więc puste mieszkanie, co? - kiwam głową.

- Zapowiada się duża impreza sylwestrowa - naprawdę zastanawiam się, co jest z moimi rodzicami nie tak w tym momencie. Rzygać mi się chce, że zdradzam ich bezgraniczne zaufanie, jednak dalej kłamię.

- Nie wiem, tato - wtedy słyszymy pukanie do drzwi. Nie zdążam podejść do nich pierwsza gdyż robi to Cam i to największym uśmiechem na świecie.

- Jesteś! - krzyczy i wyciąga rękę, żeby Luke przybił mu piątkę.

- Mam coś dla ciebie, młody - ojciec patrzy na mnie, a potem na Luka, myślę, że obydwoje jesteśmy w szoku.

- Włóż do pod choinkę - poświećmy chwilę wyglądowi chłopaka, z którym się spotykam. Ma na sobie biała koszulę i skórzaną kurtkę i czarne spodnie, nie widziałam go jeszcze w takim wydaniu.

- Dzień dobry - podaje mojemu ojcu rękę do uścisku, a moja mama ścisk go całego. Śmieje się na jego spiętą minę.

- Siadaj w salonie, a ty Sharon chodź mi pomóż - i robię to o co prosi mama, z nadzieją, że moja idealnie dopasowana sukienka, podkreśla mnie we wszystkich odpowiednich miejscach i on to zauważa. Jestem we własnym domu, cholera.





Pół godziny później zasiadamy w końcu przy stole.

- Dlaczego nie możemy mieć śniegu jak na północnej półkuli? - pytam wydymając wagi w podkówkę.

- Kochanie, inni by zabili za taką pogodę - cóż nie było w tym pieszczotliwym komentarzu nic złego, gdyby nie powiedział go Luke, przy stole wigilijnym, no cóż, tak to się zdarza.

- Co powiedziałeś? - Luke szuka u mnie pomocy.

- To taki żart - ich spojrzenia przenoszą się na mnie.

- Za każdym razem jak zadaje retoryczne pytanie on odpowiada mi jak znudzony mąż - Cam szeroko się uśmiecha, jakby rozumiał o co w tym chodzi, właściwie to po części tak jest.

- Kochanie, nie jesteśmy tacy prawda? - tata pyta moją mamę, a ona wybucha śmiechem.

- Nie, kochanie - uśmiechają się do siebie i nawet po tylu latach widać miłość w ich oczach.

- Skąd to wzięliście? - naprawdę będą ciągnąć coś tak głupiego?

- Chce otworzyć prezenty! - ratuje nas mój brat. Powinniśmy im po prostu powiedzieć, ale ta mina mojego ojca, którą widziałam przez chwilę wystraszyła mnie.


- Serio? - pytam go, gdy wstajemy od stołu, żeby wrócić do salonu i usiąść przed choinką. Od razu biorę aparat do ręki, żeby sfotografować te wyjątkowe święta.

- Kurwa to był przypadek - nie zdarza mu się mówić tak często.

- Policzę się z tobą potem, kochanie - mówię i klepie go lekko w tyłek, tak, żeby nikt nie zauważył. On posyła mi zadziorne spojrzenie, a potem siada razem z Camem przed choinką.

- To dla mnie i to też, i to też - Cam wylicza tak długo, aż nie zabierze wszystkich prezentów ze swoim imieniem, a mama z tatą cały czas się śmieją, nawet uśmiech Luka sięga do jego oczu. Chce, żeby te święta były dla niego wyjątkowe, żeby nie czuł, co tracił przez te lata, nie o to chodzi, ale, żeby chociaż raz mógł to przeżyć.

- Luke tu jest coś dla ciebie! - wiedziałam, że moi rodzice ustalili, że jego prezentem będzie dodatkowa kasa w warsztacie i uznałam, że to najlepszy pomysł, ale sama musiałam.

- Co? - Luke od razu patrzy na mnie, a potem bierze prostokątny prezent w dłonie.

- Co to? - uśmiecham się do niego i wzruszam ramionami. Nim zdążę zaprotestować znajduje się obok mnie i całuje mnie w czoło.

- Dziękuje, ale..

- Zobacz, co to.

- Potem - i kolejny pocałunek w czoło, tak zdecydowanie to nie budzi podejrzeń rodziców.

Nagle rozlega się pukanie do drzwi, mamy więc chwile dla siebie z Lukiem. Chociaż właściwie tylko mi się tak wydawało, bo to Allison ze swoim bratem i babcią.

- Wesołych świąt! - krzyczy najgłośniej i podchodzi, żeby mnie uściskać.

- Luke Hemmings - ona zawsze to podkreśla.

- Allison, tak? - i całuje go w policzek. Potem patrzy na mnie jakby szukała odpowiedzi w mojej twarzy na pytanie, co on tutaj robi.

- Mam dla ciebie prezent! - ja też coś dla niej mam, ale spodziewałam się jej dopiero jutro.

- To ci się Luke spodoba - puszcza mu oczko i zostajemy sami w trójkę w kuchni, gdzie reszta jest w salonie. Chłopaki już oglądają swoje prezenty i słychać ich śmiechy z salonu, rodzice też są pogrążeni w rozmowie.

Luke pozwala sobie mnie objąć, a oczy Allison robią się jeszcze większe.

- Co tu się dzieje? - Luke patrzy na mnie i czuję, że go zawiodłam, ale to nie tak, że nie powiedziałam Allison jak daleko jesteśmy, po prostu.. Nie wstydzę się go, ale większość czasu spędzałam z nim albo jego przyjaciółmi z Allison widziałam się ostatnio z trzy raz, a kiedy widywałyśmy się codziennie, ale ona to rozumie.

- Ty jesteś tą dziewczyną z, którą Jack upija się na tyłach baru? - Allison szeroko się uśmiecha.

- Dokładnie ja - teraz to Luke się uśmiecha, a ja zadzieram głowę do góry, żeby na niego spojrzeć, on składa kolejny pocałunek na moim czole. Kocham gdy to robi, tak samo jak gdy pieści mój kark, o wilku mowa, bo jego ręka właśnie pojawia się na miejscu.

- Musisz mi wszystko opowiedzieć - nie obchodzi ją, że Luke stoi obok, przytulam się do jego boku, ale nie tak bardzo jakbym chciała, bo w każdej chwili mogą wejść tu moi rodzice. Czy to co robię podchodzi pod niegrzeczną dziewczynkę czy po prostu jestem głupia? Zdecydowanie to drugie.


Allison znika dwie godziny później, a rodzice pozwalają zostać Lukowi tak długo jak będzie chciał. Cam zasnął przed chwilą, a my siedzimy u mnie w pokoju przy otwartych drzwiach. Trzymam w ręce aparat i robię mu kolejną serię zdjęć, gdy on stoi przy oknie i nadrabia zaległości w nałogu.

- Dziękuje - mówi i obraca się.

- Czy mogę już otworzyć prezent? - kiwam ochoczo głową.

- Czy to twoje nagie zdjęcie przekonałem cię? - wybucham śmiechem.

- Zobacz - zaczyna rozrywać papier i wgapia się w to, co dla niego zrobiłam.

To nic specjalnego, po prostu połączyłam nasze i jego zdjęcia w historię. Nie jest to ramka tylko duża rozwijana książka, ze zdjęciami, które coś opisują. Robiłam to całymi nocami. Luke nie odrywa od tego wzroku, nie wiem, co mam o tym myśleć.

- To jest niesamowite.

- Ty jesteś niesamowita - podchodzi do mnie i w końcu nie powstrzymuje się przed pocałowaniem mnie.

- Opisałaś naszą historię za pomocą zdjęć? - kiwam głową, bo nie wiem, co mogę więcej powiedzieć.

- Nic dla ciebie nie mam - przytulam się do niego.

- To nie tak, że ci coś kupiłam.

- Kurwa, właśnie dlatego nie powinno mnie tu być, ty jesteś taka, a ja taki. Przyniosłem coś tylko Camowi.

- I to wystarczyło, żebyś uszczęśliwił nas wszystkich - Luke kupił mu książkę o jednym ze sławnych pływaków. Zasnął czytając ją na kanapie.

- Masz cholerny talent, Sharon - przyciąga mnie do siebie i znowu całuje.

- Zostań - szepcze w jego usta.

- Nie mogę tego tutaj, kurwa robić. Możemy się ukrywać, ale nie będę cię więcej tutaj pieprzył - on ma czasem więcej zdrowego rozsądku niż ja.

- Ani spał z tobą w tym łóżku - to było właśnie to, co zamierzałam powiedzieć.

- A na plaży? - uśmiecha się i wiem, że ten pomysł mu się podoba.

- Chodźmy - ciągnie mnie za rękę i bierzemy z salonu koce. Luke zdejmuje swoją kurtkę i zakłada ją na moje ramiona.

- Zdecydowanie podobasz mi się cholernie w moich rzeczach - sadza mnie między swoimi nogami i wyjmuje z kieszeni kurtki papierosa, podaje mi go, ale odmawiam. Kusi mnie, żeby znowu palić za niego, ale jestem słaba i boję się, że znowu mu odbije. Jestem tchórzem.

- Pierwszy raz mam coś twojego - pociera swoim zarostem o mój policzek.

- Zostaw ją sobie, to będzie twój prezent - wybucham śmiechem.

- Co?

- Zostałeś właśnie mistrzem w uwodzeniu - marszczy brwi.

- Oddałeś mi swoją kurtkę, która zakładasz na specjalne okazje, to słodkie.

- Nie jestem, kurwa słodki - i znowu wywiera tarcie swoim policzkiem o moim.

- Dobra, dobra - i tak zostajemy przez połowę nocy, póki nie zasypiam w jego ramionach. No cóż, jakoś wytłumaczę to rodzicom, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro