New Christmas Eve
" Niczego z bardziej się nie cieszę niż to, że moja rodzina nie jest od święta do święta, dzięki temu w Boże Narodzenie możemy sobie pozwolić na parę złośliwości"
Sharon
**pamiętajcie, że to maraton, więc sprawdzajcie czy przeczytaliście poprzedni:)
Święta w mojej rodzinie to, coś co sprawia, że przez następny miesiąc biegam z Camem jak oszalała na basen, to czas w którym nie tyle, co wszyscy jesteśmy dla siebie mili, a po prostu obżeramy się i dajemy sobie małe podarunki. U nas nie chodzi o prezenty, (chyba, że u Cama, który spodziewa się paru drogich gadżetów), ale dla mnie ten jeden raz, będzie chodziło o prezent. Nie nie myślcie, że liczę na coś od Luka, nie jestem taka, po za tym to nie związek, a on to nie taki typ, ale ja jak najbardziej. Mam coś dla niego. Nie jest to coś praktycznego, ani tym bardziej nie jestem opakowana to ja w czerwoną tasiemkę, ale mam nadzieje, że chociaż trochę będzie zadowolony.
Nienawidzę nie pewności jaką przy nim czuje, ale wiem, że on przy mnie czuje to samo, więc w ten sposób nie wydaje się to, aż takie okropne. Tylko, że ja swoją niepewność zamykam w fotografii, a on idzie się upić.
- Luke woli spędzić święta z nami niż z bratem? - mój tata nie jest podejrzliwy, a to drażni mnie jeszcze bardziej. Chciałabym być czasem zdolną do zrobienia czegoś takiego, do robienia z tym chłopakiem wszystkiego o czym nawet nie śniłam, do bycia jego dziewczyną, ale nawet własny ojciec mnie o to nie posądza. Cóż jak widać dobrze się maskuje. Tak już chyba z ludźmi jest, każdy ukrywa coś co świadczy o jego drugiej stronie.
My z Lukiem pod tym względem kontrastujemy.
- Woli spędzić święta z Sharon! - Cam do tej pory nas nie wydał, a to zdanie też nie wiele mówi.
- Jack ma tam dziewczynę, Luke nie chciał im przeszkadzać - zdaje się przekonać ojca.
- Więc puste mieszkanie, co? - kiwam głową.
- Zapowiada się duża impreza sylwestrowa - naprawdę zastanawiam się, co jest z moimi rodzicami nie tak w tym momencie. Rzygać mi się chce, że zdradzam ich bezgraniczne zaufanie, jednak dalej kłamię.
- Nie wiem, tato - wtedy słyszymy pukanie do drzwi. Nie zdążam podejść do nich pierwsza gdyż robi to Cam i to największym uśmiechem na świecie.
- Jesteś! - krzyczy i wyciąga rękę, żeby Luke przybił mu piątkę.
- Mam coś dla ciebie, młody - ojciec patrzy na mnie, a potem na Luka, myślę, że obydwoje jesteśmy w szoku.
- Włóż do pod choinkę - poświećmy chwilę wyglądowi chłopaka, z którym się spotykam. Ma na sobie biała koszulę i skórzaną kurtkę i czarne spodnie, nie widziałam go jeszcze w takim wydaniu.
- Dzień dobry - podaje mojemu ojcu rękę do uścisku, a moja mama ścisk go całego. Śmieje się na jego spiętą minę.
- Siadaj w salonie, a ty Sharon chodź mi pomóż - i robię to o co prosi mama, z nadzieją, że moja idealnie dopasowana sukienka, podkreśla mnie we wszystkich odpowiednich miejscach i on to zauważa. Jestem we własnym domu, cholera.
Pół godziny później zasiadamy w końcu przy stole.
- Dlaczego nie możemy mieć śniegu jak na północnej półkuli? - pytam wydymając wagi w podkówkę.
- Kochanie, inni by zabili za taką pogodę - cóż nie było w tym pieszczotliwym komentarzu nic złego, gdyby nie powiedział go Luke, przy stole wigilijnym, no cóż, tak to się zdarza.
- Co powiedziałeś? - Luke szuka u mnie pomocy.
- To taki żart - ich spojrzenia przenoszą się na mnie.
- Za każdym razem jak zadaje retoryczne pytanie on odpowiada mi jak znudzony mąż - Cam szeroko się uśmiecha, jakby rozumiał o co w tym chodzi, właściwie to po części tak jest.
- Kochanie, nie jesteśmy tacy prawda? - tata pyta moją mamę, a ona wybucha śmiechem.
- Nie, kochanie - uśmiechają się do siebie i nawet po tylu latach widać miłość w ich oczach.
- Skąd to wzięliście? - naprawdę będą ciągnąć coś tak głupiego?
- Chce otworzyć prezenty! - ratuje nas mój brat. Powinniśmy im po prostu powiedzieć, ale ta mina mojego ojca, którą widziałam przez chwilę wystraszyła mnie.
- Serio? - pytam go, gdy wstajemy od stołu, żeby wrócić do salonu i usiąść przed choinką. Od razu biorę aparat do ręki, żeby sfotografować te wyjątkowe święta.
- Kurwa to był przypadek - nie zdarza mu się mówić tak często.
- Policzę się z tobą potem, kochanie - mówię i klepie go lekko w tyłek, tak, żeby nikt nie zauważył. On posyła mi zadziorne spojrzenie, a potem siada razem z Camem przed choinką.
- To dla mnie i to też, i to też - Cam wylicza tak długo, aż nie zabierze wszystkich prezentów ze swoim imieniem, a mama z tatą cały czas się śmieją, nawet uśmiech Luka sięga do jego oczu. Chce, żeby te święta były dla niego wyjątkowe, żeby nie czuł, co tracił przez te lata, nie o to chodzi, ale, żeby chociaż raz mógł to przeżyć.
- Luke tu jest coś dla ciebie! - wiedziałam, że moi rodzice ustalili, że jego prezentem będzie dodatkowa kasa w warsztacie i uznałam, że to najlepszy pomysł, ale sama musiałam.
- Co? - Luke od razu patrzy na mnie, a potem bierze prostokątny prezent w dłonie.
- Co to? - uśmiecham się do niego i wzruszam ramionami. Nim zdążę zaprotestować znajduje się obok mnie i całuje mnie w czoło.
- Dziękuje, ale..
- Zobacz, co to.
- Potem - i kolejny pocałunek w czoło, tak zdecydowanie to nie budzi podejrzeń rodziców.
Nagle rozlega się pukanie do drzwi, mamy więc chwile dla siebie z Lukiem. Chociaż właściwie tylko mi się tak wydawało, bo to Allison ze swoim bratem i babcią.
- Wesołych świąt! - krzyczy najgłośniej i podchodzi, żeby mnie uściskać.
- Luke Hemmings - ona zawsze to podkreśla.
- Allison, tak? - i całuje go w policzek. Potem patrzy na mnie jakby szukała odpowiedzi w mojej twarzy na pytanie, co on tutaj robi.
- Mam dla ciebie prezent! - ja też coś dla niej mam, ale spodziewałam się jej dopiero jutro.
- To ci się Luke spodoba - puszcza mu oczko i zostajemy sami w trójkę w kuchni, gdzie reszta jest w salonie. Chłopaki już oglądają swoje prezenty i słychać ich śmiechy z salonu, rodzice też są pogrążeni w rozmowie.
Luke pozwala sobie mnie objąć, a oczy Allison robią się jeszcze większe.
- Co tu się dzieje? - Luke patrzy na mnie i czuję, że go zawiodłam, ale to nie tak, że nie powiedziałam Allison jak daleko jesteśmy, po prostu.. Nie wstydzę się go, ale większość czasu spędzałam z nim albo jego przyjaciółmi z Allison widziałam się ostatnio z trzy raz, a kiedy widywałyśmy się codziennie, ale ona to rozumie.
- Ty jesteś tą dziewczyną z, którą Jack upija się na tyłach baru? - Allison szeroko się uśmiecha.
- Dokładnie ja - teraz to Luke się uśmiecha, a ja zadzieram głowę do góry, żeby na niego spojrzeć, on składa kolejny pocałunek na moim czole. Kocham gdy to robi, tak samo jak gdy pieści mój kark, o wilku mowa, bo jego ręka właśnie pojawia się na miejscu.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć - nie obchodzi ją, że Luke stoi obok, przytulam się do jego boku, ale nie tak bardzo jakbym chciała, bo w każdej chwili mogą wejść tu moi rodzice. Czy to co robię podchodzi pod niegrzeczną dziewczynkę czy po prostu jestem głupia? Zdecydowanie to drugie.
Allison znika dwie godziny później, a rodzice pozwalają zostać Lukowi tak długo jak będzie chciał. Cam zasnął przed chwilą, a my siedzimy u mnie w pokoju przy otwartych drzwiach. Trzymam w ręce aparat i robię mu kolejną serię zdjęć, gdy on stoi przy oknie i nadrabia zaległości w nałogu.
- Dziękuje - mówi i obraca się.
- Czy mogę już otworzyć prezent? - kiwam ochoczo głową.
- Czy to twoje nagie zdjęcie przekonałem cię? - wybucham śmiechem.
- Zobacz - zaczyna rozrywać papier i wgapia się w to, co dla niego zrobiłam.
To nic specjalnego, po prostu połączyłam nasze i jego zdjęcia w historię. Nie jest to ramka tylko duża rozwijana książka, ze zdjęciami, które coś opisują. Robiłam to całymi nocami. Luke nie odrywa od tego wzroku, nie wiem, co mam o tym myśleć.
- To jest niesamowite.
- Ty jesteś niesamowita - podchodzi do mnie i w końcu nie powstrzymuje się przed pocałowaniem mnie.
- Opisałaś naszą historię za pomocą zdjęć? - kiwam głową, bo nie wiem, co mogę więcej powiedzieć.
- Nic dla ciebie nie mam - przytulam się do niego.
- To nie tak, że ci coś kupiłam.
- Kurwa, właśnie dlatego nie powinno mnie tu być, ty jesteś taka, a ja taki. Przyniosłem coś tylko Camowi.
- I to wystarczyło, żebyś uszczęśliwił nas wszystkich - Luke kupił mu książkę o jednym ze sławnych pływaków. Zasnął czytając ją na kanapie.
- Masz cholerny talent, Sharon - przyciąga mnie do siebie i znowu całuje.
- Zostań - szepcze w jego usta.
- Nie mogę tego tutaj, kurwa robić. Możemy się ukrywać, ale nie będę cię więcej tutaj pieprzył - on ma czasem więcej zdrowego rozsądku niż ja.
- Ani spał z tobą w tym łóżku - to było właśnie to, co zamierzałam powiedzieć.
- A na plaży? - uśmiecha się i wiem, że ten pomysł mu się podoba.
- Chodźmy - ciągnie mnie za rękę i bierzemy z salonu koce. Luke zdejmuje swoją kurtkę i zakłada ją na moje ramiona.
- Zdecydowanie podobasz mi się cholernie w moich rzeczach - sadza mnie między swoimi nogami i wyjmuje z kieszeni kurtki papierosa, podaje mi go, ale odmawiam. Kusi mnie, żeby znowu palić za niego, ale jestem słaba i boję się, że znowu mu odbije. Jestem tchórzem.
- Pierwszy raz mam coś twojego - pociera swoim zarostem o mój policzek.
- Zostaw ją sobie, to będzie twój prezent - wybucham śmiechem.
- Co?
- Zostałeś właśnie mistrzem w uwodzeniu - marszczy brwi.
- Oddałeś mi swoją kurtkę, która zakładasz na specjalne okazje, to słodkie.
- Nie jestem, kurwa słodki - i znowu wywiera tarcie swoim policzkiem o moim.
- Dobra, dobra - i tak zostajemy przez połowę nocy, póki nie zasypiam w jego ramionach. No cóż, jakoś wytłumaczę to rodzicom, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro