Honest to pain
"Rozumiem co do mnie mówisz, rozumiem dlaczego, ale nie rozumiem kiedy to wszystko się wydarzyło"
Sharon
Kolejny dzień to wrócenie do pewnej rutyny, jednak bez Luka. Stoimy w szkole na przerwie, wszyscy z wyjątkiem Luka. Gdy ostatni raz go widziałam był pijany, zastanawiam się czy dzisiaj powtórzył to samo.
Pojawia się znikąd jak to ma w zwyczaju. Przerzuca rękę przez moje barki i przyciąga mnie jeszcze bliżej do siebie. Czuję ciepło jego ciała i przez chwilę sądzę, że to Luke, którego znałam. Nie wiem dlaczego mu na to pozwalam. Obraca mnie do siebie i całuje. Mocno, stanowczo bez chwili zawahania. Jego język przedziera się do mojej buzi i posiada całą kontrolę nad sytuacją. Kładę ręce na jego klatce piersiowej i odpycham od siebie.
- Dzień dobry - tak dobrze znamy mi uśmiech, znowu gości na jego twarzy. Jego przyjaciele milczą, gdy on wpatruje się w moje oczy.
- Co to było? - pytam go cały czas z dłońmi na jego klatce.
- Pocałunek na dzień dobry, wybacz, że nie przyszedłem w nocy, ale byłem zajęty - widzę w jego oczach pustkę.
- Zachowuje się dziwnie odkąd się kochaliśmy - przez chwilę przygląda mi się w milczeniu, żeby potem wybuchnąć śmiechem.
- Pieprzyliśmy się, Sharon to wszystko, co robiliśmy - mówi to na tyle głośno, że jego przyjaciele to słyszę. Scarlett patrzy na mnie ze współczuciem, a on ze swoim uśmiechem patrzy na nich.
- Tak, Sharon oddała mi swoje dziewictwo - wyrywam się z jego objęć i odbiegam stamtąd. Co on robi? W co on ze mną gra?
Nie mija więcej niż pięć minut gdy znajduje mnie na murku przed szkołą.
- Nie rozumiem dlaczego się tak zachowujesz, kurwa - mówi gdy siada obok mnie, a następnie wyjmuje papierosa. Nawet nie próbuje go powstrzymać gdy go odpala. Nie mam siły. Myślałam, że jestem zniszczona gdy byłam sama i nie miałam do kogo się odezwać w szkole. Teraz myślę, że jestem o wiele bardziej zniszczona.
- O co tobie chodzi? Co ja ci zrobiłam? - powstrzymuje się przed wybuchnięciem płaczem.
- To jestem ja, nie chcesz mnie?
- Myślę, że Chloe będzie bardzo chętna gdy wrócę do jej łóżka - chowam twarz w dłoniach, Gdy on dmucha na mnie dymem. Mam ochotę go uderzyć. Jednak nie zrobię tego, on właśnie tego oczekuje.
- Byłeś dla mnie dobry dobrze się z tobą bawiłam! Czułam się bezpiecznie! - krzyczę, po czym słyszę dzwoniący dzwonek.
- Właśnie o zabawę chodzi, Sharon. Możemy iść do mojego samochodu i się trochę zabawić - mówi gdy kładzie rękę na moim udzie i mocno je ściska. Szybko ją odpycham.
- Nie chce tego! - on wybucha śmiechem.
- Wydawało ci się, że mnie znasz, że mnie chcesz, że możesz dać mi coś czego nie miałem - prycha.
- A gdy pokazałem ci całego siebie nagle okazało się, że to za dużo, co?
- Nigdy taki nie byłeś! - krzyczę dalej wstając z murku.
- Taki jestem! Chciałaś zabawy? To ci ją, kurwa proponuje na moim tylnym siedzeniu! Chciałaś życia, to proszę masz papierosa! - rzuca we mnie paczką.
- Chciałaś życia nastolatka? - krzyczy dalej.
- To chodźmy na piwo i na kolejne pięć i upijmy się do nieprzytomności! Potem się upalimy! To jest moje życie, tego chcesz? - stoimy twarzą w twarz. Krzycząc na siebie.
- Nigdy mi tego nie pokazałeś!
- Bo się o ciebie martwiłem do cholery! Bo cię pilnowałem! Bo jesteś grzeczną dziewczyną, a ja dupkiem, kutasem, jakkolwiek źle mnie nazwiesz, taka będzie pieprzona prawda! - nie wiem kto z nas głośniej krzyczy.
- Dlaczego dalej nie może być tak jak było, Luke? - czuję spływająca łzę po moim policzku. On sięga do mojej twarzy i ją zbiera.
- Nie jestem dla ciebie dobry, nie jestem czuły, kochany, ani inne to gówno, którego potrzebujesz - mówi spokojnie.
- To dlaczego.. - nie daje mi do kończy, gdy łapię za mój kark, co powoduje, że muszę unieść głowę, żeby na niego spojrzeć. Po prostu mnie za niego trzyma, nie pieszcząc palcami jak to ma w zwyczaju.
- Zawsze byłem za mało jakiś, za mało synem, za mało dobry, za mało podobny, nie chce tego, kurwa, a tak właśnie się przy tobie czuję - chyba rozumiem, o czym mówi.
- Nie musiałeś mnie poniżać od tygodnia! - krzyczę do niego.
- W ten sposób czujesz siłę? Wiedząc, że sprawia mi to ból? - nie odrywamy od siebie wzorku, gdy jego kciuk zaczyna pieścić mój kark. Strzepuje jego rękę z siebie.
- Ty, kurwa nic nie rozumiesz! Jesteś naprawdę cholernie głupia, Sharon!
- Skończyłam! - nie wracam do szkoły, idę do samochodu i jadę do domu, żeby znaleźć się w objęciach Allison, płacząc przez resztę dnia.
- Jak mam sprawić, żeby się tak nie czuł? - chlipie, gdy Allison głaszcze moje włosy.
- To siedzi w jego głowie.
- Ale było tak dobrze! - ciągnę dalej.
- Powinnaś odpuścić, Sharon. To co on do ciebie mówił, nikt nigdy nie powinien się tak do ciebie odzywać.
- Ale to moja wina! To ja sprawiłam, że się tak czuje! - Allison odrywa mnie od siebie, żebym na nią spojrzała.
- A on sprawia, że czujesz się jak nikt inny jak grzeczna dziewczynka. Oboje siebie niszczycie - oboje siebie ratowaliśmy przez ostatni miesiąc. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Nigdy.
- Nie był taki - mówię cicho.
- A może tego nie widziałaś? - nie, nie był taki. Był czuły, kochany. Dobrze dogaduje się z moimi rodzicami, z moim bratem. To była moja wolność dla niego, pokazałam mu prawdę. A on? On pokazał mi ocenzurowaną wersje siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro