Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ever let you go

"Wyjątkowość tego wszystkiego polega na tym, że nie jest prawdziwe, a nie dlatego, że nie jest do powtórzenia"

Sharon

Wpadamy do mieszkania April, a może do mieszkania April i Jacka, a może do mieszkania April i Jacka oraz Luka. Kogo to w tym momencie obchodzi? Najważniejsze jest to, że nie ma samochodu April na podjeździe, co oznacza, że dom jest pusty.

Napaleni młodzi ludzie to nic specjalnego w miasteczku studenckim, jednak czuję się inaczej od pozostałych. Jakby wiedziała, że to wypali się we mnie na zawsze. Zostawi ślad na mojej duszy i tymczasowe ślady na ciele.

Kocham go.

Powinnam to powiedzieć, ale po raz kolejny nie chce psuć tego, co się między nami dzieje.

Wyskakuje z samochodu, ale za nim zdążę zrobić cokolwiek innego, jestem przygnieciona do jego boku, a do moich ust, przygniecione są usta mojego chłopaka. Jego ręce błądzą po moich plecach, po moim tyłku, aż w końcu zaciskają się na nim. Jęczę w jego usta, gdy on podnosi mnie na tyle, żeby zaplotła nogi wokół jego pasa, tak właśnie robię. Dłońmi sama pieszczę jego tyłek, szukając tam klucza do drzwi, cóż i przy okazji czerpiąc nie mała przyjemność z dźwięków jakie wychodzą z jego ust.

Luke staje plecami do drzwi, tak, że wychylam się nieznacznie, żeby szybko je otworzyć. Tak samo szybko jak je otwieram, równie szybko jestem przyciśnięta do nich po wewnętrznej stronie mieszkania. Zamykam je gdy Luke mnie do nich przygniata i oboje wybuchamy śmiechem.

- Mam coś dla ciebie - mówi i opiera swoje czoło na moim.

- Jest w prawej kieszeni z przodu - kiwam głową i sięgam do niej pośpiesznie.

- Luke - on zaczyna się śmiać.

- To nie to, co myślisz, Sharon - wyciągam z niej pudełeczko i dokładnie sobie przypominam, co to.

- Czy to? - kiwam głową i składa lekki pocałunek na moim ustach.

- Otwórz - próbuje to zrobić nie puszczając jego nóg, ale jest to całkiem trudne zadanie. Jednak w końcu udaje mi się. To bransoletka z zawieszkami. Znajduje się na nich parę naszych wspólnych rzeczy. Jego pierwsza literka imienia, aparat, gitara, fale, lody, sukienka, moja pierwsza literka imienia. Czuję, że w oczach zbierają mi się łzy, ale po chwili już ich nie ma, bo Luke je scałowuje.

- Jest piękna - mówię i wolno go całuję, delektując się każdym najmniejszym elementem, nas połączonych. 

- Pomożesz mi? - odstawia mnie na ziemię i szybko zakłada bransoletkę i całuje mnie w ten nadgarstek na, którym ją zapiął.

- Na początku były tylko dwie, ale potem dokupiłem resztę. Miałem to już dawno, ale to wiesz, ale ta chwila wydała mi się idealna - ponownie zaplatam ręce dookoła jego szyi i całuję go z miłością. Cholera z miłością aż po grób, z miłością, której nigdy nie zapomnę. Czuję jakby była odwzajemniona i, że to jest właśnie sposób na pokazanie tego, a to jest mój.

- Zabierz mnie do swojego pokoju - mam ochotę wyobrazić sobie, że tu żyjemy i nic nas nie rozłączy. Moim marzeniem jest zostać tu na zawsze z nim, ale skoro to niemożliwe, zamierzam czerpać z tej nocy dosłownie wszystko.

Luke zamyka za nami drzwi, a ja sięgam do mojej koszulki, żeby ją zdjąć.

- Pozwól mi - przez chwilę po prostu patrzymy sobie w oczy. Wiedząc, że to, co robimy nie jest tak rzeczywiste jakbyśmy chcieli, że to jest jak sen, który gdy się rano obudzimy skończy się.

Sięga do brzegów mojej koszulki i powoli mi ją ściąga. Gdy tylko to robi sięga po moje usta i delikatnie je muska, żeby potem składać mokre pocałunki na mojej szyi i obojczykach. Powoli wysuwa moje ręce z ramiączek stanika, żeby potem go odpiąć i zdjąć. Odsuwa się ode mnie na chwile i po prostu gapi się na mnie nagą od pasa w górę.

- Kurwa - dlaczego to tak idealnie tutaj pasuje? Podchodzę do niego, a on pomaga mi się pozbyć jego koszulki.  Przywieramy do siebie gołymi klatkami piersiowymi. Jego ręka sięga do mojego karku, żeby unieść moją głowę gdy jego usta opadają na moje. Wkładam dłonie za pasek jego spodni i pieszczę jego tyłek, gdy on całuje mnie zarazem mocno i czule, co chwile ciągnąc mnie za wargę. Pośpiesznie zsuwam jego spodnie, gdy on łapie moją twarz w dłonie i szeroko się uśmiecha.

- Pieprzone Sydney - obydwoje zaczynamy się śmiać, gdy on stawia krok na przód, a ja w tył, aż moje łydki opierają się o brzeg łóżka. Luke opuszcza moje usta i zaczyna wycałowywać szyję, piersi, brzuch, aż dociera do spodenek. Wkłada ręce za ich brzeg i razem z nimi ściąga moje majtki, tak, że stoję przed nim kompletnie naga.

- Jak to się dzieje, że to zawsze ja kończę pierwsza naga? - muska moje usta, a swoje ręce przenosi na moje biodra.

- Droga wolna, Sharon - sięgam do jego spodni i tak jak on zsuwam je razem z bokserkami.

- Czy teraz jesteśmy kwita? - kiwam głową i całuję go w jego klakę piersiową.

- Mówiłeś coś o kochaniu? - droczę się z nim, a on podnosi mnie i rzuca na łóżko, pod samo bezgłowie.

- Dokładnie tak, kochanie - kładzie się na mnie i ponownie całuje nadgarstek na, którym jest bransoletka.

- To dowód, że jesteś moja - mówi i wraca do moich ust, a potem znowu do szyi. Kciukami pieści moje kości biodrowe, a ja lekko drapię go po plecach. Wsuwa się między moje nogi. Jedna ręka ląduje na wewnętrznej stronie mojego uda i przesuwa się do mojego epicentrum.

- Wiesz, że nigdy tego nie robiłem? - wybucham śmiechem i to sprawia, że on też się uśmiecha.

- Obydwoje wiem, że to nieprawda - całuje mnie w szyję i przysuwa się do mojego ucha.

- Nigdy się z nikim nie kochałem, nigdy nie miałem prawdziwej dziewczyny, ty Sharon też jesteś moją pierwszą - przekręcam głowę, żeby spotkać się z jego ustami gdy w tym samym czasie on boleśnie powoli się we mnie wsuwa. Odrywamy się od swoich ust, żeby patrzeć sobie w oczy i wypowiadać słowa, których nie mamy odwagi powiedzieć na głos. Muska swoimi ustami moje, ale ich nie całuje. Przy jego powolnym wchodzeniu, jego usta ocierają się o moje, a jego zarost zostawia czerwone ślady na moich policzkach i brodzie. Patrzymy sobie w oczy nieustannie gdy wsuwa się i wysuwa. W końcu moje biodra wychodzą mu na przeciw i dokładnie wtedy mnie całuje. Poruszamy się w powolnym mozolnym tempie, idealnie synchronizowani, jakby nigdy nas nic nie dzieliło. Tak nie było jeszcze nigdy. To także mój pierwszy raz. Zaciskam się w okół niego i cicho jęczę, a on w zamian wypowiada moje imię. Mam ochotę wykrzyczeć mu, że go kocham, ale nie robię tego.

- Sharon - przykłada swoje czoło do mojego, gdy moje wnętrze pulsuje dookoła jego męskości.

- Kurwa - uśmiecham się i drapię go po całej długości pleców.

- Najlepszy seks w życiu? - obydwoje się uśmiechamy.

- Zdecydowanie, kurwa tak - wplata rękę w moje włosy i całuje mnie mocno.

- Jeśli tak wygląda cholerne kochanie się, to będziemy to robić do upadłego - wychodzi ze mnie, a ja przytulam się do jego nagiego boku, po czym całuję go w brodę, a on palcami pieści mój bok.

- To była najlepsza pieprzona rzecz w życiu i to z tobą, kochanie - całuje mnie w czubek głowy i pomimo chęci ze strony nas obojga, obydwoje zapadamy w sen. Powtarzamy to rano, a potem pakujemy nasze rzeczy i wracamy do rzeczywistości.

Miłość się skończyła, zaczęło się pieprzenie.

*****

Może trochę przeciągam to opowiadanie, bo nie chce się z nim rozstać? Na Sydney miał być jeden rozdział, ewentualnie dwa, a są już cztery, eh.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro