8. Moje miejsce to też twoje miejsce
"Tworzenie własnych miejsc z ludźmi jest bardzo intymne. Czasem dzięki tym miejscom nigdy więcej nie czujemy się samotni. "
Sharon
Gdyby ktoś mi powiedział, że kiedykolwiek skończę imprezując z Luke'm i jego przyjaciółmi, powiedziałabym, że oszaleli. Jednak to ja oszalałam, bo naprawdę tam zostałam. Po tym jak Luke zniknął nie rozmawiałam już długo ze Scarlett i sama zmyłam się do domu.
Jednak teraz już wiem, że Luke jest okryty jedną wielką tajemnicą. Coś go w tym mieście zdefiniowało. Jednak to, co widać w jego oczach jest bardzo przerażające. Jego oczy i szyderczy uśmiech, mówią trzymaj się ode mnie z daleka, bo cię zniszczę. Jednak, gdy się odzywa, wcale tak tego nie widzisz. Przynajmniej ja tak tego nie odebrałam w ostatni piątek.
Może jestem idiotką, że chcę zobaczyć w nim coś czego nie dostrzegł w nim nikt inny. A może tam naprawdę jest coś takiego? Obawiam się, że mogę się nigdy nie dowiedzieć. Próbując, żyć w jego świecie gram według jego zasad.
- Cześć! - to zaskakujące, że ktoś zwraca na mnie uwagę i to od razu po wejściu do szkoły. Jednak już nie tak bardzo zaskakujące jest to, kto to jest.
- Hej - odpowiadam cicho. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki poza Allison, a ona jest w moim życiu dopiero od dwóch lat.
- Wpadniesz na imprezę? Brat Luke'a wyjeżdża do dziewczyny na weekend - obok Scarlett pojawia się jej chłopak, owijając wokół niej ramię.
- Cześć - całuje swoją dziewczynę głęboko, a ja czuję się jak intruz.
- Nie przedstawiłem się ostatnio. Jestem Calum - wyciąga do mnie swoją rękę, a ja mam ochotę powiedzieć, że tak wiem kim jesteś. Zamiast tego też się przedstawiam.
- O czym rozmawiacie? - pyta w końcu.
- Mówię Sharon, żeby wpadła na imprezę w weekend u Luke'a.
Calum nie zwraca na swoją dziewczynę uwagi. Jest zbyt zajęty czymś, co rozgrywa się przed nim.
- Powinnaś wpaść - mówi obojętnie i znowu wraca wzrokiem do kłócącej się pary. Od razu ich rozpoznaje to Luke i Chloe. Kłócą się tak głośno, że nawet my ich słyszmy.
- Znowu - obok nas pojawia się reszta jego przyjaciół. To znaczy Mike i Ashton. Mike bacznie mnie obserwuje jakbym była intruzem, a Ashton nie zwraca nawet na mnie uwagi. Jednak nie tak wiele się zmieniło w moim życiu.
- Zdradziłeś mnie! - krzyczy na niego i zaczyna okładać pięściami jego klatkę piersiową. Widzę jak Luke nerwowo próbuje dosięgnąć papierosa w kieszeni. Nie wiem, dlaczego, ale bardzo dobrze rozpoznaje już ten ruch. Oni doskonale wiedzą, że zwracają na siebie uwagę, ale dlaczego miałoby ich to obchodzić? Po pierwszym spojrzeniu na Chloe widać, że jest ostrą zawodniczką i łatwo nie odpuści. Jej czarne włosy latają na prawo i lewo, gdy krzyczy i bije go.
- I co z tego? - takiej odpowiedzi właśnie mogłam się spodziewać. Słyszałam już kiedyś jak się kłócą jednak nie stałam tak blisko tego. Zawsze przechodziłam obok nie zwracając na to uwagi. Jednak teraz Scarlett trzyma mnie pod rękę. Słyszę, jak obok mnie chichocze.
- Myślisz, że to pierwszy raz? - jego ręka dalej jest w jego kieszeni. Zastanawiam się, dlaczego się powstrzymuje, przecież jest tylko w szkole. To na pewno nie powstrzyma go przed zapaleniem.
- Jesteś nic niewartym dupkiem! - krzyczy do niego.
- Zaczyna się - mówi Ashton i przewraca oczami - Kłócą się tak kilka razy w miesiącu, po czym ona przybiega do niego, żeby jej wybaczył, a on przyjmuje ją z szeroko otwartymi ramionami.
- On ją cały czas zdradza? - pytam cicho, a ona kiwa głową.
- Chole to głupia suka - dodaje któryś z chłopaków, podziwiając przedstawienie przed nami. Chole właśnie zamierza wymierzyć mu policzek, jednak on zatrzymuje jej rękę.
- Ani się, kurwa, waż - mówi do niej ostro, a ona wyrywa mu swoją rękę.
- Nienawidzę cię!
On stoi kompletnie nie wzruszony. Nie wiem. czy powinnam to zdefiniować jako związek niegrzecznego chłopca czy po prostu aura złego chłopca, a może oba?
- Nie ty jedyna - parska śmiechem, po czym bez żadnego zawahania odchodzi od niej. Nie wiem, dlaczego to robię, ale wyrywam się Scarlett i idę za nim.
Doganiam go, gdy wychodzi ze szkoły.
- Luke! - krzyczę za nim, ale on się nie zatrzymuje.
- Luke! – próbuję dorównać mu kroku, aż w końcu mam jego uwagę.
- Wszystko w porządku? - chyba zaskakuję go moim pytaniem. Tak właściwie zaskakuje siebie.
- Co tu kurwa robisz? Chcesz mnie może pocieszyć? - nawet nie patrzy na mnie po prostu idzie dalej.
- Nie powinna cię bić.
Mój komentarz go rozbawia.
- Tak, bo to jest mój największy problem - dochodzi do swojego samochodu i otwiera go pilotem - Wsiadasz czy nie?
Rozglądam się dookoła i decyduję się opuścić pierwszy dzień szkoły w całym moim życiu. Idę na pierwsze wagary z Luke'm Hemmingsem.
Wsiadam do samochodu i w ciszy wyjeżdżamy ze szkolnego parkingu.
Nie mam odwagi zapytać go, gdzie jedziemy. Dlatego podróżujemy w ciszy wraz z dymem papierosowym. Dojeżdżamy na miejsce, gdzie w piątek odbywała się impreza. Dalej bez słowa wsiadamy z samochodu i idziemy na najbardziej schowane kamienie.
- Co tutaj robisz? - Pyta w końcu jakby dopiero mnie zauważył.
Decyduję się na szczerość.
- Nie mam pojęcia - przeczesuję ręką moje włosy, po czym nerwowo zaczynam szukać aparatu w torbie. Noszę go ze sobą wszędzie. Bez zastanowienia zaczynam fotografować rozbijające się fale i odbijająca się od nich słońce. Chcę zrobić zdjęcie mu, ale brakuje mi na to odwagi.
- Dlaczego się mnie nie boisz? - patrzy na morze, a ja cały czas mam oko w aparacie.
- Parę mądrych osób powiedziało mi, że to co się stało kiedyś nie może definiować samego ciebie.
- Wiesz co się stało?
Kręcę głową. Nie jestem pewna czy w ogóle chce to usłyszeć.
- To jesteś, kurwa, jedyna - wyciąga przed siebie nogi i zapala kolejnego papierosa.
- Chcesz? - pyta jak zawsze i jak zawsze usłyszy ta sama odpowiedź.
- Nie
Uśmiecha się, bo doskonale się tego spodziewał.
- Na imprezie spróbujesz skręta
Czy to jest oficjalne zaproszenie? Uśmiecham się pod nosem, ale to nie umyka jego uwadze.
- Nie mam pojęcia, gdzie mieszkasz – czuję się jak ośmiolatka na placu zabaw próbująca się z kimś zaprzyjaźnić. Chociaż jestem pewna, że tym dzieciom idzie to lepiej.
- Daj telefon.
Wyciągam z plecaka telefon i podaje mu.
- Wpisałem ci numer. Podeślę Ci adres - oddaje mi telefon i mocno zaciąga się papierosem. Nie mogę się powstrzymać i szybko robię mu zdjęcie. Jedno. Drugie. Trzecie.
- Czy ty właśnie mnie sfotografowałaś? - mówi z cwanym uśmieszkiem.
- Jesteś interesujący - To nie brzmi zbyt dobrze jak na siedemnastolatkę. Zaczynam się rumienić.
- Masz ciemnie?
Rozmawiamy jak normalni znajomi, którymi zapewne nigdy nie będziemy.
- W piwnicy - zagarniam kosmyk włosów za ucho, wpatrując się w wodę.
- Dlaczego jesteś dla mnie miły?
- Bo mam ochotę popsuć trochę ta fasadę grzecznej dziewczynki - wyszczerza do mnie zęby w tym szyderczym uśmiechu - Pozwolisz mi na to, Sharon?
Obracam głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Niegrzeczny chłopiec musi pytać o zgodę? - pytam z małym uśmiechem.
- Racja, kurwa - podnosi się i zaczyna zbliżać się do wody. Gdy stoi na krawędzi ostatniego kamienia, staje na jednej nodze i robi jaskółkę. Dlaczego czuję, że właśnie na tej krawędzi czuje się sobą?
W tym momencie dostrzegam w nim coś więcej. Zagubionego chłopaka, który nie wie kim jest. Ale mało tego po raz pierwszy dostrzegam, jaki naprawdę jest przystojny. Jest dużo wyższy od wszystkich ludzi jakich znam. Mało tego mimo trzydziestu stopni na plusie ma na sobie długie czarne spodnie i koszulkę jakiegoś nieznanego mi zespołu. Wiatr rozwiewa jego włosy na wszystkie strony. Nagle obraca głowę w moją stronę przyłapując mnie na gapieniu się.
- Chodź tutaj - mówi bez emocji, a ja podchodzę do niego.
- Żyj przez chwilę na krawędzi.
I robię dokładnie to samo, co on. Stoimy na jednej nodze na krawędzi kamienia, o którego rozbijają się fale i przez ten, krótki moment oboje jesteśmy wolni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro