16. Where is your girl?
" Miłość nigdy nie jest prosta. Jeśli jeszcze do tego dochodzą różnice, które są praktycznie nie do pogodzenia, jesteś na przegranej pozycji."
Sharon
- Dzień dobry - mówię moim rodzicom z uśmiechem.
- Dzień dobry - wszyscy mi się przyglądają jakby była obłąkana. Wróciłam wściekła do domu, a teraz uśmiecham się od ucha do ucha. Typowa nastolatka z budującymi hormonami. Tak to właśnie ja w tej chwili.
- Wszystko już dobrze? - Dalej się uśmiechając odpowiadam, że tak.
- Odbierzesz mnie z treningu? - Pyta mój braciszek.
- Jak zawsze - czochram mu włosy, a on uśmiecha się do mnie. Właśnie w tym momencie widać, że jesteśmy rodzeństwem, ponieważ mamy identyczne uśmiechy.
Potem wychodzę do szkoły. Ostatnio mam ochotę zrobić listę rzeczy, które chce zrobić. Wyjść po za swoje ramy, ale jednocześnie wiem, że gdy to zrobię nic innego nie będzie siedzieć w mojej głowie jak tylko punkty do odhaczenia. Dlatego decyduję się na spontan i ingerencje Luka. On z definicji jest spontaniczny i trochę tajemniczy.
Czasem wydaje mi się, że już udało mi się go poznać, a potem jednak okazuje się, że mnie znowu zaskakuje, a potem jeszcze raz. Jakby każdego jego zachowanie było sytuacją obronną. Jedyny moment kiedy czuje, że jest sobą jest wtedy gdy siedzi ze mną u mnie w pokoju i czuję jakby nie było wtedy świata po za tym miejscem.
- Cześć - wysiadam z samochodu i widzę Scarlett, która wysiada ze swojego, a potem widzę Caluma, który staje obok niej i obejmuje ją ramieniem. Oni wydają się idealną parą.
- Hej - nawet Calum się do mnie uśmiecha. Myślę, że udaje mi się w końcu chociaż trochę ich do siebie przekonać.
- Co się wczoraj stało? - pyta Scarlett z tym głupim podejrzliwym uśmieszkiem. Calum marszczy brwi jakby zdawał sobie sprawę, że coś jest nie tak i to o wiele bardziej niż tylko ucieczka z plaży.
- Wkurzył mnie - mówię krótko, bo nie będę im tłumaczyć, że gdy uciekam on potem ląduje w moim łóżku. Śmiesznie to brzmi, prawda? Ale jeśli to jest moje wychodzenie po za schemat to nie mam nic przeciwko temu.
Potem tego samego dnia znajduje ich na korytarzu głośno się z czegoś śmiejących. Czasem żałuję, że jestem od nich młodsza, bo wolałabym mieć, chociaż niektóre lekcje z nimi. Nie byłabym tak samotna. Ale i tak jest lepiej niż było.
- Hej - mówię wszystkim i po chwili znowu mam obok siebie Michela. Nie mogę wyczuć jego intencji. Nie wiem czego on ode mnie chce. Bo nie oceniając nikogo przez pryzmat Mission Beach, Micheal nie wydaje się typem związkowego chłopaka.
- Czy ty wiecznie będziesz mi tak uciekać? - szepcze do mnie, a ja zaczynam się rumienić. Brakuje Luka, ale tylko po części, bo stoi kawałek dalej znowu kłócą się ze Chloe. Powiedział jej? Nie, na pewno nie. Nawet jeśli to wiem, że nie byłabym zagrożeniem dla takiej dziewczyny.
Z problemów jaką przeczytać książkę przeszłam do problemu jak nie zostać pobitym przez dziewczynę chłopaka z, którym się całowałam? Patrzcie jak życie szybko się zmienia.
Calum i Scarlett przyglądają się całemu zjawisku, a Ashton po prostu stoi z boku nie zwracają na nikogo uwagi. On tutaj po prostu zawsze jest, ale jest strasznie zamknięty w sobie. Jeśli myślisz, że tych czterech chłopców ze złych domów są jednakowi jesteś w błędzie. Nie słuchaj tego, co mówię plotkary w Mission Beach, nie sugeruj się tym, co widzisz - musisz kogoś poznać, żeby móc wysnuć własne wnioski.
- Nie możesz ze mną zerwać! - myślę, że po za nami usłyszał to cały korytarzy. Staram się ukryć uśmiech. Chociaż jestem pewna, że to zerwanie wcale nie dotyczy mnie. Chloe jest po prostu głupią suką.
- Oczywiście, że kurwa mogę! - odkrzykuje do niej, a ona wygląda jakby miała się rozpłakać. Jednak zamiast tego policzkuje go.
- Będziesz tego żałować! - policzkuje go po raz drugi, a potem odchodzi. Luke wraca do naszego kółka, chociaż powinnam powiedzieć do ich kółka. Stoi naprzeciw mnie i spogląda na mnie. Mike bawi się moimi włosami, ale ja nawet nie zwracam na to uwagi. Jestem zbyt przejęta przenikliwym spojrzeniem Luka.
- Czekałam na ten dzień od początku waszego związku - Scarlett dalej się śmieje i podkreśla wyraźnie ostatnie słowo.
- Ta dziewczyna doprowadzała mnie, kurwa do szału - mówi nie spuszczając ze mnie wzroku. To nie ja jestem powodem, prawda?
- Co robicie później? - pyta Scarlett, która jak już zdążyłam zauważyć, zawsze jest chętna do robienia czegoś. Wydaje mi się, że to ona trzyma ich razem. Pomimo tego, że jest tu jedyną dziewczyną widać, że ma na nich wszystkich duży wpływ.
Wszyscy wymieniają swoje zajęcia, więc nie jest zbyt zadowolona, że nie spędzimy dzisiaj razem czasu.
- Jesteś cała moja - słyszę jak mówi do niej Calum, a ona pochyla się, żeby go pocałować. Zostawiam ich i idę na kolejną lekcje.
Jednak nie jest mi dane dojście daleko, bo po chwili czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Obracam się tak szybko, że wpadam na jego klatkę piersiową.
- Jesteś cholerną niezdarą - mówi obracając nas tak, że uderzam plecami o szafki na korytarzu.
- Co robisz? - pytam go cicho, jakbym bała się, że ktoś nas przyłapie, chociaż jest już po dzwonku.
- A jak, kurwa myślisz? - uśmiecha się łącząc tym razem oba jego uśmiechy. Szyderczy uśmiech jest przesiąknięty szczerością.
Pochyla się na de mną i zaczyna skubać moją dolną wargę.
- Nie drocz się ze mną - jestem zaskoczona, że to mówię.
- Muszę iść na lekcje - znowu szepcze.
- Droga wolna - wypuszcza mnie ze swoich objęć i w tym momencie żałuję, że nie dałam mu zrobić tego czego chciał. Jednak nie trwa to długo, po chwili znowu czuję szafki za plecami.
- Nie - to słowo do tej pory zawsze padało z moich ust.
- Nie - mówię tym razem ja, a on się uśmiecha. Delikatnie zaplatam ręce wokół jego szyi i tak już jestem spóźniona.
Już bez żadnych słów, bez żadnego droczenia, po prostu mnie całuje. Dlaczego czuję jakbyśmy się ukrywali? Nie jestem jednak w stanie o tym myśleć gdy jego język dostaje się do mojej buzi. Z każdym razem jest co raz lepiej. Przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie, tak, że mocniej zaplatam ręce wokół jego szyi.
- Zobaczymy się później - mówi, po czym znowu mnie puszcza.
- Jadę po brata na trening - ale przecież on już to wie.
- Pojadę z tobą - na jego twarzy teraz nie gości, żadna ekspresja. Idę do klasy, spóźniona co najmniej piętnaście minut i pierwszy raz mało tego, że mam to gdzieś to jeszcze nie mam pojęcia, co mówi nauczyciel. Tak wygląda życie? Czy tak wygląda zabawa? Czy prawdziwe życie może być zabawą? Za dużo pytań za mało działania.
I tak jak mówi później tego dnia, znajduje go przed swoim domem czekającego na mnie. Wsiada do mojego samochodu i zdaje sobie sprawę, że to jest pierwszy raz.
- Może lepiej ja będę prowadził? - mówi rozglądając się dookoła. Jakby czegoś szukał.
- Nie chcemy, żebyś znowu w kogoś wjechała, prawda? - dalej nie patrzy na mnie tylko czegoś szuka. Otwiera schowek i wyciąga aparat.
- Wiedziałem, że to tutaj znajdę - mówi z uśmiechem, po czym włącza aparat. Nie trzymam tutaj nic drogiego, ale wszędzie muszę mieć aparat. Dlatego w samochodzie mam palaroid.
- Co robisz? - pytam go, ale on nie odpowiada.
- Skup się na jeździe - mówi szybko. A więc odjeżdżam z podjazdu. We wstecznym lusterku widzę mamę w oknie. Ciekawe czy zdają sobie sprawę, że każdy mój zły humor, a następnie uśmiech jest spowodowany osobą siedzącą na siedzeniu pasażera.
Na pływalnie nie jest daleka droga. Chociaż właściwie jest to parę basenów na zewnątrz. Jadę ulicami Mission Beach, które znam na pamięć. Nagle czuję, że Luke obraca się do mnie i po prostu robi mi zdjęcie.
- Ej, nie ma tak! - mówię z uśmiechem, po czym słyszę dźwięk kolejnego zdjęcia.
- To ja jestem fotografem - on zamiast mi odpowiadać przygląda się zdjęciom. Chowa aparat do schowka, ale zdjęcia dalej trzyma w rękach. Wkłada je za szybę samochodu i widzę malutki uśmiech na jego twarzy.
W końcu dojeżdżamy pod pływalnie.
- Jesteśmy za wcześnie - mówię mu, otwierając drzwi samochodu. Jednak zostaje powstrzymana. Luke szybko zamyka moje drzwi, po czym podnosi mnie i siedzę na nim okrakiem na przednim siedzeniu samochodu. Tego się nie spodziewałam. Tego sobie nawet nigdy nie wyobrażałam.
- Skoro mamy trochę czasu - kładzie dłoń na moim karku, delikatnie pieszcząc go palcami. Zawsze zaskakuje mnie to jak delikatny jest jego dotyk. Przesuwam się trochę na nim, żeby być jeszcze bliżej, co wywołuje jego uśmiech. W końcu opuszcza swoje usta na moje, nie zabierając dłoni z mojego karku. Gładzę niepewnie jego klatkę piersiową, wiercąc się na jego kolanach, co wywołuje jego jęk.
- Sharon - całuję go, a on przenosi swoje pocałunki na moją szyję, podgryzając ją i ssąc. Z jakiegoś powodu wiem, że nie zostawi śladu. Wraca pocałunkami od dołu szyi do góry i znowu do moich ust. Nagle przerwy, całując mnie szybko w szyję. Patrzę na niego pytająco, bo na jego twarzy maluje się głupi uśmieszek. Obracam się za siebie, żeby zobaczyć o co chodzi i widzę mojego brata. Zeskakuje z kolan Luka jak poparzona. A on po prostu się śmieje. Cam wsiada do samochodu i nie pewnie mówi cześć.
Z uśmiechem udając, że nic się nie stało obracam się do niego i wtam.
- Cześć - mały jest trochę przerażony, ale gdy Luke się do niego obraca i przybija z nim piątkę w końcu zauważam na jego twarzy uśmiech.
- Co ty na to, żeby pojechać na lody? - pyta nas, a Cam entuzjastycznie potakuje. Jestem chyba dokładnie tak samo zaskoczona jak mój młodszy brat.
- Jesteś pewien? - nie wiem czy tak naprawdę pytam go czy siebie.
- Chyba, że nie chcesz się pokazać ze mną, kurwa w mieście - marszczę na niego brwi, żeby nie przeklinał na Camie.
- Zapomnij o tym - obraca się do Cama i czochra mu włosy. Widzę po minie, Cama, że go lubi.
- Lody - mówię z uśmiechem i wycofuje samochód z parkingu.
- Przyjedziesz kiedyś na moje zawody, Luke? - spoglądam na Luka na którego twarzy maluje się zdziwienie.
- Jasne, młody - ten chłopak obok mnie ma zdecydowanie więcej niż dwie strony karty, mogę podejrzewać, że kryje się w nim nawet cała talia. Chociaż jednego jestem pewna. Czeka na moment aż będzie mógł zapełnić tą jedną białą. Prawdziwym sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro