Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.Overnight habit

"Nigdy więcej nie będę narzekać na puste łóżko. Teraz. będę narzekać na brak rozmów. Czy to też wkrótce się zmieni?"

Sharon

Myślę, że na pierwszy rzut oka można zauważyć, że to nie jest typowa historia miłosna. Szczerze. czasem zastanawiam się czy w ogóle nią jest. W końcu żyjemy w Mission Beach. Miejscu, w którym to nie ty decydujesz o sobie, a wszyscy dookoła. Możesz udawać, próbować, ale jeśli nie jesteś wystarczająco silny albo będziesz nie odbiciem swoich rodziców albo będziesz problemem.

Od kilku tygodniu mój plan dnia zmienił się. Już nie tylko idę na zakupy, żeby uzupełnić lodówkę czy odebrać brata z treningu. Teraz wyczekuję też na szkołę i rozmowy ze Scarlett, a nawet, na to, żeby iść do taty do warsztatu.

Jeśli nie wierzyliście w to, że jedna osoba może odmienić wasze życie byliście w dużym błędzie. Samo jego pojawienie się w moim życiu spowodowało zadawanie sobie różnych pytań czy chęć robienia różnych rzeczy. A ta noc, gdy po prostu razem leżeliśmy. Musiałabym być głupia, żeby widzieć, coś więcej niż to faktycznie było.

Ale dzisiaj tak naprawdę wcale nie szłam do taty do warsztatu i mam nadzieję, że mnie tak szybko nie rozszyfruję, jak robi to zazwyczaj.

- Cześć - mówię, gdy tylko wchodzę do środka. Tym razem zamiast z głową pod maską samochodu, cały jest zanurzony pod samochodem. Wyjeżdża spod podwozia, ale jego mina jest niewzruszona.

- Cześć - odpowiada tak, jak zawsze obojętnie. Czy wczoraj tylko mi się wydawało, że jest inaczej?

Wiecie pieprzyć to. Mogę grać w jego grę obojętności. Mogę być taka,  jak on. Mogę być kimkolwiek zechcę.

- Mama prosiła, żebym przyniosła ci coś do jedzenia - zamiast podać mu to, odstawiam to na stolik obok samochodu.

- Wieczorem jesteś zaproszony na kolacje - rodzice naprawdę go lubią, ale moi rodzice nie są tacy jak reszta. Z resztą najwidoczniej nie widzą podstaw, żeby mogli nas w cokolwiek połączyć, bo inaczej zaczęliby panikować.

- Ta, dzięki - zdejmuje rękawice  i opiera się tyłkiem o stolik, po czym sięga po kanapkę.

- To do zobaczenia? - moja niepewność siebie wygra, ale tak samo jak wygrywa ciekawość dotycząca jego osoby. Dwa w jednym? To nigdy nie jest dobre połączenie.

- Zaczekaj - mówi gdy jestem już przy wyjściu.

- Nie potowarzyszy mi? - mówi z tym swoim szyderczym uśmiechem. To zdecydowanie jest jego znak rozpoznawczy, a zarazem ostrzegawczy.

- Jasne - od razu wyjmuje z kieszeni papierosa i go odpala.

- Czy ty nigdy nie przestajesz palić? - uśmiecha się do mnie.

- Jestem uzależniony - on mówi to w taki sposób jakby był z tego dumny, co jest cholernie przerażające. On jest przerażający.

- Jak podobała ci się impreza? - biorę głęboki wdech i myślę, czy nie powiedzieć mu o  moim pierwszym pocałunku, ale właściwie dlaczego miałabym to zrobić?

- Po raz kolejny to nie było to czego się spodziewałam - on znowu się uśmiecha.

- Jesteś tak kurewsko nie doświadczona, Sharon - nie tak bardzo jak byłam przed imprezą, myślę, ale się nie odzywam. Po chwili mam stoi przede mną i wgapia się we mnie tymi swoimi oczami, które skrywają marzenie o wolności, której nie otrzyma póki tu będzie. Wiem to, bo gdy patrzę w lustro widzę to samo w moich oczach. Zagarnia kosmyk moich włosów za ucho. Ten delikatny dotyk w ogóle nie jest podobny do kogoś takiego jak on, ale ja cały czas nie mogę się pochwalić znajomością jego osobowości.

Gdy wszystko dookoła krzyczy uciekaj, ja mówię, że chce więcej.

- Przyjdę na kolacje skoro mnie zapraszacie  - po czym odsuwa się ode mnie i znowu skupia się na paleniu papierosa.

- To do zobaczenia - mówię i nie oglądam się za siebie. Nie boję się go w sposób jaki robi to reszta. Boję się, że zbyt spodoba mi się to kim on jest i będę chciała tego samego.

Wolność.

Co ona właściwie oznacza?



- I co przyjdzie? - to pierwsze pytanie mamy, gdy wchodzę do domu.

- Tak - uśmiecha się promiennie jakby to była najlepsza wiadomość na świecie.

- Nie boicie się, że zdeprawuje wam córkę? - pytam z sarkastycznym uśmiechem.

- O dziwo nie, Sharon.

- Pokazałaś mu ciemnie, nie zrobiłaś tego z nikim po za Allison, skoro chcesz się z nim przyjaźnić to proszę bardzo - czy oni w tym momencie nie są naiwni? Jak można przyjaźnić się z kimś takim? Czy ja właśnie o tym pomyślałam? Luke Hemmings zmienia mój tok myślenia. Dlatego właśnie się uśmiecham.

- Nie myślisz, że ten chłopak nie nadaje się do przyjaźni? - próbuje ją zdenerwować, sprowokować, cokolwiek, żeby tylko nie była taka pewna.

- A nadaje się do związku? Chcesz być jedną z wielu, a może chcesz patrzeć jak ucieka gdzie pieprz rośnie gdy tylko skończy szkołę? - tu mnie ma. Moja mama zawsze ma racje.

- Tak myślałam - nie potrzeba już między nami więcej słów.

Jakim cudem wszystko w moim życiu zaczęło się kręcić wokół jego osoby? Co gorsza to dopiero początek.

Kolacja znowu przebiega spokojnie i w miłej atmosferze. Przestaje mnie to dziwić. To chyba zacznie być naszym nowym zwyczajem, gdy na koniec mama zaprasza go ponownie. Oczywiście wszystko mieści się w wymiarze trzech dni gdy pracuje u mojego taty, jakby to była dodatkowa zapłata, czy coś w tym rodzaju. Ale mu wydaje się to nie przeszkadzać. Zjada ogromną porcje posiłku, rozmawia z moim bratem, który znowu namawia go na pójście popływać, ale on znowu odmawia.

Jednak gdy po raz kolejny kierujemy się, żeby odnieść naczynia od kuchni. Dostaje zadziwiające pytanie.

- Pokażesz mi swój pokój? - mimo, że stoję do niego plecami, wiem, że się uśmiecha. Zadał to pytanie na tyle głośno, że cała moja rodzina to słyszała.

- Zostawicie otwarte drzwi! - mam ochotę krzyczeć z zażenowania, ale Luke się tylko uśmiecha. Ten człowiek jest taką okropną białą kartą, której z każdym dniem wcale nie jest co raz łatwiej zapełnić, a wręcz trudniej. Chyba rozumiem dlaczego ludzie w ogóle nie próbują i biorą to, co miasto im oferuje.

Pierwsze, co robi po wejściu do mojego pokoju to rozsiada się na łóżku.

- Zazdroszczę ci tego widoku - widzę jak powstrzymuje się przed wyjęciem papierosa z kieszeni. Ojciec by go chyba zabił gdyby tutaj zapalił.

- Ale masz za małe łóżko dla naszej dwójki - nienawidzę tego uśmiechu, który teraz gości na jego twarzy. Siedzi podparty o szafę z nogami wyciągniętymi przed siebie.

- Nie musisz gdzieś być? - kiwa przecząco głową i dalej wgapia się w morze przed sobą. Mówiłam wam już, że z mojego okna widać morze. Tak specjalnie wybrałam ten pokój. Jak widać nie tylko ja kocham ten widok.

Wskakuje na łóżko, żeby oprzeć się o ścianę po przeciwnej stronie od niego. Mogłabym usiąść gdzieś indziej, ale kogo chce oszukać. Nie chce być daleko od niego. Biorę książkę z parapetu i po prostu zaczynam ją czytać. On nie wygląda jakby był zainteresowany rozmową. Jest zbyt zajętym tym, co za oknem. Znowu wracamy do pojęcia wolności?

Nie wiem czy robi to świadomie czy też nie, ale w którymś momencie zaczyna głaskać moją gołą łydkę. Czuję jak pojawia się na niej gęsia skórka, a potem także na całym ciele. On dalej jest skupiony na tym, co za oknem, a ja próbuje czytać. Jednak jest to mało możliwe z jego placami wodzącymi po mojej łydce. Gdy wyglądam zza książki widzę, go przyglądającego mi się z tym delikatnym uśmiechem, który widziałam tylko raz na krawędzi kamienia gdy robił jaskółkę. Uwierzcie, że to najpiękniejszy uśmiech na świecie. Z powrotem chowam głowę za książką, ale tym razem cały czas czuję na sobie jego spojrzenie.

- Co? - pytam w końcu.

- Co czytasz? - wzruszam ramionami. Nie mam ochoty mówić mu o romansidle, które trzymam w mojej ręce. Na pewno by to wyśmiał.

- Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś dziwny? - nawet nie wychylam głowy zza książki.

- Tak to jedno z określeń, którego używają na mnie ludzie - dalej głaszcze moją łydkę. Nie wiem ile razy przeczytałam już to samo zdanie. Na własne uszy słyszałam, że zdrada to dla niego nie problem, ale na pewno jest nim dla mnie.

Nie wiem, co tu robimy, co on tu robi. Ale to nie znaczy, że chce to przerwać. Chociaż raz coś w moim życiu nie jest oczywiste. Nawet jeśli jest to Luke Hemmings, nie mogę z tego tak po prostu zrezygnować. Nie chce.

Gdy po raz kolejny wpatrujemy się w siebie, nagle jestem przyciągnięta przez łóżko i siedzę między jego nogami. On dalej trzyma ręce na moich łydkach, ale tym razem ucisk jest mocniejszy.

- Sharon - mówi stanowczo.

- Nie powinno mnie tu być - kiwam głową, bo co innego mam powiedzieć?

- Nie jestem dobrym chłopcem - mówi dodatkowo. Właściwie to nie usłyszałam od niego niczego czego nie wiedziałabym już wcześniej.

- Wyglądam jakby mnie to obchodziło?

- Wyglądasz jakbyś była dobrą dziewczynką z pociągiem do złych chłopców - uśmiecha się do mnie, czuje jak same jego kciuki głaszczą moje łydki, a moje uda opierają się o jego.

- Czy możemy pozbyć się tych etykietek? - prycha.

- Jesteśmy w Mission Beach, kochanie - chowa głowę za włosami, żeby nie zobaczył moich rumieńców. Potrzebuje trochę pewności siebie.

I w tym momencie wpada mi do głowy pewien pomysł. Słowo, które cały czas siedzi w mojej głowie, nawet przed tym nim się w nim pojawił.

- Pokażmy sobie wolność - widzę po jego spojrzeniu, że rozumie o co mi chodzi. Wydaje mi się, że mamy pewnego rodzaju połączenie.

- Nie wiesz czym jest moja - mówi sucho.

- A ty czym moja - przyciąga mnie jeszcze bliżej do siebie i znowu się na de mną pochyla. Dokładnie tak samo jak u niego w mieszkaniu, ale w tym momencie do pokoju wpada mój brat.

- Sharon! - krzyczy nie zwracają w ogóle uwagi na to jak siedzimy z Lukiem.

- Pójdę już  - i po prostu wychodzi, znowu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro