Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Odsuń się, bo to jedyne, co umiesz robić.

"Okazuje się, że pomiędzy byciem mądrym,
a przemądrzałym jest cienka granica.
Okazuje się też,
że mądrości nie zawsze działają
na relacje międzyludzkie"
Sharon Stone

Przeżywam szok, doszczętny szok, gdy widzę go w moim domu. Z mamą trzymającą dłoń na jego plecach. Mama uśmiecha się, jak wariatka. Okej, to nie było, zbyt miłe, ale ma bardzo szeroki uśmiech i nie widziałam nikogo, kto by uśmiechał się tak szeroko, a tym bardziej na jego widok.

– Mamy gościa na kolacji - chciałabym powiedzieć, że przecież widzę albo lepiej zapytać, co tu robi. Nie do końca rozumiem, czemu się na to zdecydował, skoro  nie może na mnie patrzeć.

– Cześć, Luke - mama szczebiocze do niego, jakby był najbardziej elitarnym gościem w tym domu – Mój mąż dużo o tobie opowiadał – kiedy niby? Ani razu tego nie słyszałam.

– Od tygodnia próbowałem go namówić, żeby przyszedł - tata klepie go po plecach po czym prowadzi do salonu, gdzie także mamy małą jadalnie. Nie żyjemy w luksusach, ale jest tu naprawdę przytulnie i bardzo lubię nasz dom. Czuję, że w nim mogę być kim chcę.

Luke rozgląda się po domu, gdy ojciec cały czas do niego mówi. Ze swojego pokoju wypada Cam. Zatrzymuje się w połowie biegu, gdy widzi, że mamy gościa.

– Cześć, Luke – oczywiście, że się znają, bo w końcu Cam także często bywa u ojca w warsztacie.

– Cześć, młody – zbiją żółwika, co jest bardzo dziwne – Chodź, z tobą też przybiję – zwraca się chyba do mnie.

– Podziękuję – wracam do kończenia przygotowań obiadu. Właściwie to muszę tylko wymieszać surówkę i wszystko jest już gotowe.

Nie wierzę, że będę siedzieć, przy jednym stole z Luke'm Hemmingsem i to nie tak,  że sikam w gacie z tego powodu. Nie rozumiem, co ojciec w nim takiego widzi. Czemu uważa, że powinniśmy jeść z nim posiłki. Nie wiem, czemu nie martwi się opinią reszty miasta, skoro żyje z ich popsutych samochodów.

– Pływasz, Luke? -mój brat zadaje to pytanie, tak jak dzieciaki każdy dzieciak, pyta o to, co lubi najbardziej.

–  Tak - krótka odpowiedź, nie dodaje nic więcej, gdy siada do stołu, a mój brat zajmuje miejsce obok niego.

Cam robi się podekscytowany, więc zadaje mu kolejne pytane.

– Popływasz ze mna po kolacji? Sharon nie jest godnym rywalem! – no tak, niech obraża moje zdolności, przed tym kolesiem, to na pewno mi pomoże. 

Luke zaczyna się śmiać i na dosłownie sekundę obraca głowę w moją stronę.

– Może innym razem - klepie młodego po głowie, a on wygina usta w grymasie.

W końcu zasiadamy do stołu. Ojciec próbuje zainteresować Luke'a rozmową, ale on skupia się na jedzeniu. Cam także chce, aby Luke z nim porozmawiał. Co wy widzicie w tym człowieku takiego ciekawego? Czego ja nie widzę? Zamknął się we własnej skorupie nienawiści, nie szanuje własnej dziewczyny, pali papierosy, tam gdzie nie powinien tego robić, a wy zachowujecie się, jakby był wspaniałą osobą.

Jedynie moja mama jest trochę sceptycznie nastawiona i mówi o wiele mniej niż zazwyczaj, ale nie dziwie się jej. Nie codziennie tata przyprowadza, kogoś praktycznie obcego na kolacje.

– A jak w szkole? - mój tata kieruje to pytanie do niego i to jakby naprawdę go to obchodziło.

Ten chłopak ma dziewiętnaście lat i nie mieszka z rodzicami, naprawdę myślisz tato, że chce odpowiadać na takie pytania?

– Skończę ją i wyjadę - pewnie myśli, że każdemu w mieście ulży gdy zniknie. Jest tak skupiony na tym, co myślą o nim ci ludzie, że prawdopodobnie nawet zrobi transparent, że w końcu wyjeżdża i na koniec zrobi, jakąś burdę, aby zostać zapamiętanym, jako ten zły.

– Dobrze dla ciebie - odzywa się w końcu moja mama i nie jest to przesiąknięte ulgą, a raczej pochwałą – Gdzie chcesz zamieszkać?

– W Sydney. Mój brat ma tam dziewczynę.

– Sharon też zamierza tam studiować – dodaje mój ojciec – Ma wybraną szkołę artystyczną. Jest bardzo dobrym fotografem. Zrobiłem jej w piwnicy ciemnie. Chociaż, tak naprawdę tylko posprzątałem, a ona zrobiła resztę..

– Może już wystarczy tego wychwalania mnie pod niebiosa, tato? Jeszcze pomyślę, że to jakiś obiad w stylu „sprzedamy ci naszą córkę, za..."

Luke krztusi się wodą, gdy słyszy moje słowa.

– Z całym szacunkiem do pana, ale Sharon jest ostatnią osobą, z którą chciałbym się związać. Nie umie trzymać gęby zamkniętej.

Ten dobór słów oburza moją mamę. Widzę to na jej twarzy, jednak nie komentuje tego na głos.

– Sam nie trzymasz gęby zamkniętej, kretynie – rzucam w odpowiedzi, psując miłą atmosferę, ale to o zaczął, znowu.

– Pokażesz mi ciemnie? – rozsiadł się wygodnie na krześle – No wiesz, skoro jesteś taka przyjazna i wcale nie negatywnie nastawiona. No i masz talent..

– Wątpisz w mój talent? – to najbardziej mnie oburza.

– Wątpię w to, że jesteś miłą osobą.

Cała ta dyskusja nie powinna toczyć się przy moim rodzinnym stole. Może w ogóle nie powinna się toczyć.

– Sharon jest bardzo miła – mówi moja mama, w ogóle nie pomagając – Powiedziałabym, że wręcz za miła. Tyle razy trafiła na ludzi, którzy źle ją potraktowali, że..

– Mamo, wystarczy – wstaję od stołu, a on nie idzie moim śladem – Idziesz, Luke, czy nie? – przez chwile zastanawiam się, czy nie wystawić go za drzwi, ale rezygnuję z tego pomysłu.

Odsuwa krzesło, szurając po podłodze, a po chwili czuję go za sobą. Schodzimy po schodach w ciszy, a ja otwieram przed nim drzwi. Nie powinnam go tu zapraszać, ani w ogóle wpuszczać. To moje bezpieczne miejsce. To mój inny świat, w którym ludzie cenią moją prace.

– Więc, to prawdziwe miejsce – widzę, jak wyciąga papierosa, już jestem gotowa, żeby odezwać się, że musi stąd wyjść, jeśli chce to zrobić – Spokojnie – chowa go za ucho, po czym zaczyna rozglądać po mojej ciemnicy – Jest tu całkiem ciemno.. – nie zapaliłam wszystkich lamp – Ten czerwony może trochę źle mi się kojarzy.. – bo takiego koloru jest właśnie światło, przy którym można pracować w ciemni.

Atmosfera zrobiła się dziwna. Może dlatego, że po raz pierwszy się nie kłócimy. Stoję w miejscu i przyglądam się jemu, przyglądającego się moim pracom. Nie powiem, żebym dobrze go widziała i on najwidoczniej także dobrze mnie nie widzi, bo jego dłoń dotyka mojego biodra. Odskakuję.

– O przepraszam – mówi i mogę przysiąc, że się uśmiecha.

– Zrobiłeś to specjalnie – nie jest, aż tak ciemno.

W tej chwili bardzo przeszkadza mi to, jak na de mną góruje, więc musiałabym zadrzeć głowę do góry, aby zobaczyć jego twarz, ale nie chcę tego robić, aby nie dawać mu pewnego rodzaju satysfakcji.

– Nieprawda – szczypie mnie w biodro.

– Tym razem na pewno, zrobiłeś to specjalnie! – krzyczę zirytowana.

– O czym ty mówisz.. – pali głupa.

Skoro zamierza grać tą karta, to ja szczypię jego biodro. W ogóle się tego nie spodziewa i teraz to on podskakuje.

– Hej!

Uśmiecham się, spuszczając głowę. dól, aby przypadkiem nie zobaczył, jak bardzo mnie to cieszy.

– Co? – teraz to ja palę głupa i bardzo dobrze mi z tym.

Szturcha ramieniem moje ramie, a ja odwzajemniam się tym samym. Szczypie mnie w ramie, a ja go w drugie biodro. Podskakujemy tak wokół siebie, jakbyśmy uciekali przed mrówkami. Nie wiem, jak to się dzieje, ani kogo akurat był ruch, ale nasze piersi wpadają na siebie i się od siebie odbijają. Muszę się złapać jego ramion, a on łapie moje biodra. Unoszę głowę, aby na niego spojrzeć, a wtedy okazuje się, że on już na mnie patrzy. Atmosfera robi się napięta...

Więc postanawiam ją zburzyć.

– Jeśli myślisz, że to ta chwila, w której się pocałujemy to jesteś w błędzie – odsuwam się od niego, ale nie na przesadnie daleką odległość, żeby nie myślał, że się go boję.

– O kurwa – no i proszę, znowu to cholerne przekleństwo – To trochę przepychanek słownych i podszczypywnako wystarczy, żebyś chciała kogoś pocałować?

Czerwienię się. Światło jest czerwone, więc mam nadzieję, że tym bardziej tego nie widać.

– Musiałbyś zrobić coś miłego, abym chciała cię całować... – powinnam skończyć ten temat..

– Nie uważasz, że faceci robią miłe rzeczy tylko po to, żeby zaciągnąć dziewczyny do łóżka, a potem okazują się dupkami?

– Więc, lepiej, żeby od razu był dupkiem i żebym nie oczekiwała niczego więcej? – brzmi, jakbym czegoś oczekiwała, fantastycznie.

– Dziewczyny chcą się ze mną przespać, bo zastanawiają się, jak smakuje zły chłopiec, zła okolica, popsuta rodzinka.... – chyba ma, co wymieniać dalej, ale tu go zatrzymuję.

– A co? Czuć te wszystkie rzeczy na twoim pensie? Czy jest lateks o takim smaku? Wyprodukowany specjalnie dla ciebie, lateks Luke'a Hemmings, spróbuj złego chłopca, a potem on spróbuje ciebie...

– Przestań... – syczy.

– Koleś, chyba cię to nie podnieca, prawda? – nie wiem, jak miałabym to sprawdzić, wcale nie chcę tego sprawdzać. Boże, co się ze mną dzieje z tej antypatii.

– Wiesz, co? – kieruje się w kierunku drzwi – Udajesz taką mną nie zainteresowana, taką zgryźliwą, ale lubisz prawić mi morały... może dlatego nie masz przyjaciół. Nikt nie lubi przemądrzałych ludzi, Stone.

– Nikt nie lubi ludzi, którzy z wyboru niszczą sobie życia – to wszystko, co mam mu do powiedzenia.

Nie jest kimś, z kim chciałabym się przyjaźnić, a jednak jego słowa we mnie uderzają. Umoralniam go, a sama nie jestem idealna. Nie wiem, czemu przeszkadza mi to, że akurat to on sobie tak marnuje życie. Może dlatego, że ja mimo wszystko, nie pozwoliłam innym odebrać mi sukcesu, a on sobie na to pozwala. Może chciałabym, żeby zawalczył o siebie, bo nie lubię przegranych ludzi i za wszelką cenę staram się wygrać wszystko, co mogę, nawet, jeśli nie są to relację międzyludzkie. Cóż, może je sama sabotuję. Może to nie wina wszystkich dookoła albo nie tylko ich wina, ale jeśli tak jest, to może on też zasługuje na szansę, na wyzerowanie karty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro