45. Studenckie rozrachunki
„Gdy ktoś o ciebie tak zaciekle walczy,
musi zrozumieć, że nic nie zwojuje,
jeśli on sam nie zacznie"
Lucas
Nie planowałem tej nocy i właściwie to ona musiała mnie do niej namawiać, chociaż może słowo „namawiać" nie jest właściwym słowem. Mieliście kiedyś tak, że staliście gdzieś i zastanawialiście się, jak trafiliście do tego miejsca? Jakie decyzje podjęliście, że jesteście tu gdzie jesteście i z kim tu jesteście? Dopadło mnie to właśnie w tamtym momencie, gdy stała i prosiła, żebym ją dotknął. Niczego nie chciałem bardziej. Myślałem o tym od dłuższego czasu. Cholera, wiedziałem, że będąc z nią seks nie będzie wysoko na liście naszych priorytetów i celów. Nie przeszkadzało mi to, bo tyle się działo, że nawet trudno było mi myśleć o tym, jak to by było rozebrać ją do naga. Gdy wszystko trochę się uspokoiło i w końcu zaczęło nam się układać to moje myśli zaczęły częściej latać w te stronę. Obiecałem sobie, że będziemy robić, co chcemy i jak chcemy i wtedy gdy będziemy mieć na to ochotę. Nie martwię się o to, że któreś z nas może tego żałować. Cholera jasna, już mógłbym to powtórzyć. Nigdy nie powiedziałbym, że Sharon jest dla mnie idealna. Nie wiem, czy widziałem siebie w ogóle z jakimś konkretnym typem dziewczyny. No dobra, może z kimś kto ma równie dużo problemów, co ja i nie miał za dużo szczęścia. Sharon odmieniła moje postrzeganie świata, bo otworzyła mi oczy. Może dlatego po prostu ją kocham, bo widzi we mnie rzeczy, do których sam potrzebuje dłużej chwili, żeby się dogrzebać. Nie wiedziałem, że tak łatwo można kogoś pokochać. Poczuć się, jakby należało się do tej osoby i nie było się przykutym żadnymi łańcuchami, a po prostu oddało się jej część siebie. Mam nadzieję, że nie daję jej tej najgorszej. No i to mój problem, nie potrafię się wyzbyć takich myśli o sobie.
Sharon przebudza się obok mnie. Gapię się na nią podziwiając jej piękno. Moja dziewczyna ma w sobie delikatność, której wcale nie widać na pierwszy rzut oka i może to gorzej, bo oczekuje się od niej więcej i nie wierzy, że ona też może mieć dosyć.
– Hej – naciąga kołdrę pod samą szyje, jakby przypomniała sobie właśnie naszą noc i fakt, że jest pod spodem goła.
– Cześć – odkrywam jej ramię, aby ją w nie pocałować.
– Luke – szepcze moje imię w dziwny sposób. Zdecydowanie straciła pewność siebie z poprzedniego wieczora, a to niedobrze.
– No co? – marszczę brwi, starając się skupić swoją uwagę na tej czynności, aby nie zacząć myśleć.
– Byłam okej? – nie rozumiem, zbytnio o co mnie pyta, więc mocniej marszczę brwi, gdy ona kręci głową na prawo i lewo, byleby na mnie nie patrzeć.
– Żałujesz, kurwa? – myślałem, że to było to, czego oboje chcieliśmy.
– Nie, skąd! – oburza się – Ale dobrze wiedzieć, że ta myśl by cię wkurzyła – uśmiech pojawia się na jej ustach – Nie zrobiłabym nic wbrew sobie. Wiesz o tyn, prawda?
Kiwam głową, ale żeby to zobaczyć musiałaby na mnie spojrzeć. W końcu to robi.
– Masz łóżkowe doświadczenie. Jestem dobrą uczennicą, ale to chwile zabiera – tłumaczy się, jakbym miał jej wystawić ocenę za seks. Tak to jest gdy chodzi się do łóżka z piątkową uczennicą? Nieprawdopodobne, czego doczekałem w moim życiu.
– Nie jestem nauczycielem, żebyś się przede mną tłumaczyła – kładę dłoń na jej udzie, mając potrzebę dotknięcia jej.
– No to powiedz coś – warczy, a ja dalej nie wiem co miałbym powiedzieć.
– Na przykład, że cię kocham? – lubię wypowiadać to na głos, bo daje mi to poczucie pewnej wolności. Wiem dzięki temu, że jest we mnie więcej nadziei, przyszłości i dobroci, niż się spodziewałem. Lubię też jej reakcję i uśmiech, który stara się ukryć, ale jej nie wychodzi.
– Jesteś przesłodki – przysuwa się do mnie, aż jej głowa przytula się do mojej piersi, a ja obejmuję ją ramieniem.
– Przesłodki, co? – masuję jej ramię, także uśmiechając się pod nosem na to określenie.
– Też nie myślałam, że kiedykolwiek cię tak nazwę – muska ustami moją pierś, a na moją męskość działa to dosyć jednoznacznie. No proszę, taka mała rzecz, a ja znów jestem jej spragniony.
– Tej nocy było niesamowicie – dzielę się z nią w końcu, chociaż jestem pewny, że zaznaczyłem to półsłówkami podczas samego aktu.
– No – przyznaje – Nie myślałam, że to tak jest, że nie możesz zebrać myśli, ani przestać odczuwać, chociażby na sekundę. Zawsze tak jest? – więc, jednak pyta o inne dziewczyny. Robi to dosyć niewinnie i raczej znam ją z bezpośredniości, ale ta nowo uzyskana bliskość trochę ją krępuje. Nie chcę tego, kurwa. Chcę, żeby była pewna wszystkiego, co robimy.
– Nie wiem, bo nigdy przed tobą nie robiłem tego po to, żeby czuć – chodziło o czyste podniecenie, uwolnienie go, a nie o ciagle potęgowanie doznań.
– Czyli tak jest z ludźmi, których się kocha? – najwidoczniej.
– No to może powinniśmy to powtórzyć, czy to przypadkiem nie jednorazowe fajerwerki? – wsuwam dłoń pod kołdrę, aby nieco się z nią podroczyć. Uwielbiam odkrywanie jej reakcji na mój dotyk.
Nie odpowiada słowami, przerzuca przeze mnie nogę i obraca się tak, żeby mnie pocałować. Najwidoczniej nie tylko ja jestem nakręcony na powtórkę.
*
Zwiedzałem ten kampus w ciągu ostatnich kilku miesięcy, zbyt dużą ilość razy, a teraz jesteśmy w środku, bo April musi coś skonsultować z jednym z doktorów. Przyszliśmy z nimi, bo mamy potem iść na wspólny obiad.
– Patrz – Sharon wskazuje na coś palcem – Mają tutaj stypendia muzyczne.
– A co? Chcesz zostać muzykiem? – Jack włącza się do rozmowy.
– Trzeba skomponować piosenkę, a potem ją zaprezentować – wie, że je piszę – Można wygrać stypendium, Luke! – ekscytuje się, jakby zobaczyła dla mnie szanse na studiowanie. Czy gdybym tego nie robił, to by jej to przeszkadzało?
– To co zagraliście było niezłe – mój brat ma zerowe pojęcie o muzyce.
– Trzeba się zorientować, jakie jeszcze warunki trzeba spełnić, Luke. To jest dla ciebie szansa – Sharon ściska moje ramie, co raz bardziej się na to nakręcając.
Miałbym studiować muzykę? I co zrobię z takim dyplomem? Nie mam żadnej szansy na wygranie tego. Jest cała masa bardziej utalentowanych i zdolniejszych ludzi ode mnie. Co ona sobie wyobraża?
– Fajnie by było, gdyby jeden z nas chociaż studiował – Jack przygląda mi się uważnie, chyba oceniając, czy tego chcę. Studia zawsze były jego marzeniem. Miałbym mu je zabrać? To tak nie działa, ale w jakiś sposób zabrałem mu rodzinę.
April wraca do nas z zadowoloną miną.
– Co jest? – pyta, gdy widzi te dziwną atmosferę, a może i moje spięcie.
– Duża jest konkurencja o stypendium muzyczne, April? – pyta Sharon.
– Nie, bo wywieszają te ogłoszenia na tablicach, których nikt nie czyta. Strasznie ciężko jest znaleźć o tym informacje – nie chcę o tym myśleć. Nie planowałem tego – A co? Chcesz.. – dziwnie na mnie patrzy, bo chyba ocenia mój potencjał.
– To, kurwa, nie dla mnie. Chodźmy na ten obiad – i nie chcę już słyszeć o tym, ani słowa.
Związek dwóch artystów. Z czego ona myśli, że będziemy żyć? Ale się teraz, kurwa, zapędziłem.
*
April zabrała nas do kanapy na kampusie. Nic wystawnego, ale mówi, że smacznie. Nie powiem te dwa tygodnie oddechu od szkoły nadszarpnęły mój budżet. Ojciec Sharon to świetny facet, a raczej po prostu chce, żeby Sharon była szczęśliwa, więc gdy powiedziała mu o wyjeździe, on zwrócił się do mnie, że oczywiście mam wolne. Facet dał mi ogromną szanse, ale to już pewnego rodzaju uprzywilejowanie, a jednocześnie bycie na cudzej łasce lub nie łasce. Wiem, że to wygoda, ale może nie powinienem się jej uczyć, bo tutaj w Sydney nie będzie wygodnie, a będzie dużo ciężkiej pracy.
– Porozmawiajmy o tym, Luke – to zdanie podobne do Sharon, a wypowiada je mój brat – Pogadajmy o tych studiach – kurwa mać. Rzucam mu jednoznaczne spojrzenie, ale on ma je w dupie. Wrócił na dobre tory i to on znów jest moim starszym bratem.
– O czym tu gadać? – gdyby Sharon nie znalazła tego głupiego ogłoszenia albo nie bawili byśmy się w granie...
– Możemy wziąć studencki kredyt, który mogę ci spłacać – mówi to tak, jakby jakiś czas temu nie wrzeszczał na temat tego samego do mnie i do swojej dziewczyny.
– Chyba sobie jaja robisz! – cóż, odczuwam tak samo, ale to April wyrzuca z siebie to oburzenie – Kredyt studencki? – nie chodzi o fakt zadłużenia, a o to, że chce zrobić to dla mnie, a raczej ze mną. Czemu ja mu tego nie zaproponowałem? On został ze mną w Mission Beach. Mogłem zaoferować, że razem będziemy spłacać jego. Zawsze marzył o studiach.
– To mój brat, April! – kłócą się w restauracji, fantastycznie. Na szczęście usiedliśmy na świeżym powietrzu.
– Który umie o siebie zadbać! – chyba umiem, tak myślę, przynajmniej ostatnio – Czas, żebyś ty zadbał o siebie! – to fakt. To cholernie smutne, że wszyscy uważają facetów za silniejszą płeć, a w moim otoczeniu to kobiety mają większe jaja, aby walczyć o nich i za nich, a raczej, aby nakłonić ich do ich własnej walki – Przepraszam, Luke, nie jest tak, że nie jest dla mnie ważne twoje szczęście. Nigdy nie dyskutowałam z tym, co Jack dla ciebie robi, bo sama nie mam rodzeństwa, ale teraz wyszedłeś już na prostą i chciałabym, aby on miał szanse na znalezienie swojej – obwinia mnie, ale chyba sama się do tego nie przyznaje.
– Możesz ty iść na studia i będziemy spłacać to razem – to i tak powinien być mój pomysł. Jack patrzy na mnie, jakbym postradał rozum.
– A co mam studiować, ludzie? Ty masz na siebie tyle pomysłów, a ja co? – rozgląda się po nas, jakby w głowie przypominał sobie pasje wszystkich przy stole – Nie wiem, co bym chciał.
– To akurat wszyscy, kurwa, wiemy – nie słyszałem wcześniej, aby April przeklinała.
– Nie to miałem na myśli! – Jack wstaje od stołu. Nie wiem, nawet kiedy wyjąłem papierosa. Odpaliłem go też mało świadomie, a zaraz sięgnę po drugiego.
– Ja mogę pomóc – jest i Sharon i jej dobra rodzina. Wszyscy patrzą na nią – Mogę pomóc Lukowi, a ty Jack będziesz mógł zająć się swoimi studiami i nie będziesz musiał martwić się o studia brata.
– Nie ma, kurwa, mowy! – tym razem to czas na moje oburzenie.
– Skończcie, do jasnej cholery, z byciem zarozumiałymi dupkami, które zostawiły oczy w Mission Beach i je otwórzcie! – wrzeszczy April – Ludzie chcą wam pomóc i nic nie chcą w zamian!
– Pierdolenie – oczywiście, że Jack nie umie się zamknąć – Obie chciecie naszej miłości i wysoko jesteście gotowe za nią zapłacić! – no to przegiął palę.
April nie wytrzymuje i sprzedaje mu soczystego policzka. Zawsze brzydziłem się przemocą. Widziałem, jak mój prawdziwy ojciec i facet, którego tak nazywam od zawsze biją się przed domem i to nie o mnie, a o moją matkę.
– To koniec, kurwa – oświadcza jej i wstaje od stołu – Definitywny koniec.
– Tylko ty na tym stracisz – łzy płyną po jej policzkach, bo chyba dotarło do niej, co zrobiła. Nie powinienem jej bronić, ale po prostu przekroczył jej ostatnią granice. I tak długo wytrzymała z jego syfem.
– Kto będzie chciał być z zarozumiałą laską, która myśli, że miłość jest rozwiązaniem wszystkich problemów? – Rzuca w nią kolejnym syfem.
– Zamknij się już, Jack – Sharon broni April – Idź w cholerę, skoro gardzisz tym, że ktoś cię kocha. Jeśli uważasz, że wasza miłość ma swoją cenę to jest mi ciebie żal.
– Cholernie pewne siebie – to prawda, nasze dziewczyny są do siebie podobne. Jednak to nasza dwójka jest od siebie bardziej rożna, niż myślałem.
– Przepraszam – koniec końców to April wstaje pierwsza od stołu i wychodzi z restauracji. Jack idzie w zupełnie przeciwną stronę, a my zostajemy sami. Wtedy Sharon postanawia zrzucić na naszą dwójkę bombę.
– Uważasz, że twoja miłość ma cenę? – co za pierdolenie.
– Chyba musiałaby mieć koszt po twojej stronie, a po mojej zysk, a ja traktuję twoją osobę, jak największy zysk – nie wiem, czy to właściwy dobór słów.
– Jestem do dupy z matematyki, więc mogłabym nawet nie widzieć kosztów – żartuje z tej sytuacji, co jest w ogóle niepoważne.
Zachowujemy się, jakby nas to nie dotyczyło i chyba trochę tak jest, bo to zbyt duży absurd.
– Kocham cię, nawet jeśli nie pójdziesz na studia – zapewne jest, jakieś „ale", że bardzo by chciała, a może to zwyczajnie ja bardzo chcę. Przysuwa swoje krzesło do mnie, żeby cmoknąć mnie w policzek.
– Myślisz, że oni się po tym pozbierają? – patrzę na puste krzesła przed nami.
– W tej chwili, przepraszam, że to powiem, ale nie chciałabym być z twoim bratem i nie wiem, czy ona też nie doszła do takich wniosków – nikt nie wrzucił tych słów Jackowi w usta – Ile można wypruwać z siebie flaki i nie dostawać w zamian nic? Nie mówię o miłości, a chociażby o zwykłym szacunku, do licha. Nigdy mnie tak nie potraktowałeś.
– A może nie chciałaś tego widzieć? Inaczej patrzy się na to z boku. Też oceniam Jacka, a wcale nie zachowywałem się inaczej – no i po co kopię pod sobą dołek.
– Z perspektywy widza wszystko jest prostsze – podsumowuje – Ale nie chciałabym dłużej być tylko widzem cudzego życia.
Całuję ją, po czym pytam.
– Wystarczająco uczestniczysz we własnym życiu? – uśmiecham się, jakby to było najlepsze zdanie świata.
Sharon łapie mnie za koszulkę i przyciąga do kolejnego pocałunku. Nie Wien, czy oni też kiedyś radzili sobie tak dobrze z problemami, może to kwestia stażu związku, a może myśli, że życie bez siebie byłoby bardziej nie do zniesienia, niż życie ze sobą i nie zawsze zgadzanie się ze swoimi decyzjami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro