Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. Tak działa Sydney

"Bo zasługujesz na więcej, a nie na mniej"

Sharon Stone

Tyle się ostatnio dzieje, że uparłam się, abyśmy pojechali z April do Sydney. Luke musiał przekonywać brata, co do tego, ale chyba wszystkim ulżyło, gdy się zgodził i wsiedliśmy w jego samochód. Mama nie była zadowolona. Tata też nie był przekonany, ze względu na dużą odległość. Tym razem już muszę dzwonić, co kilka godzin i zostawiać wiadomości, co jakiś czas. Patrzą na fakt, że wśród znajomych Luke'a jestem jedyną osobą, której rodzice przejmują się swoim dzieckiem doceniam to, pewnie nawet bardziej, niż przyznam przed nimi. Nie muszę opiekować się samą sobą, mam obok siebie kogoś mądrzejszego, dojrzalszego i kogoś kto mnie wspiera.

Właśnie dotarliśmy do mieszkania April i muszę przyznać, że ta podróż jest nieco, jak policzek w twarz i to taki naprawdę mocny. Ponad dwadzieścia cztery godziny jazdy z jednym noclegiem po drodze, w jakimś szemranym hotelu. Wiem, że są samoloty, ale Luke'a nie będzie na to stać. Nawet nie wiem, czy chciałby latać do swojego przeklętego miasta. Współlokatora April pojechała do rodziców i zgodziła się, abyśmy spali z Luke'm w jej pokoju, ale teraz jesteśmy wszyscy w samochodzie.

– Ta podróż to był koszmar – mówi April, pokładając się na kanapie – Już zapomniałam, jaki to jest kawał drogi tym cholernym samochodem – podczas tej podróży dowiedziałam się, że to był pierwszy raz, odkąd odwiedziła Jacka w ich rodzinnym mieście – Dziękuję – zwraca się do Jacka – Że tak dla mnie jeździłeś – dodaje jakby to nie było jasne.

– To nic takiego – brat Luke'a wzrusza ramionami.

Zastanawiam się, ile razy tu jechał. Ile dni stracił na dojazdach, aby chociaż na chwile ją zobaczyć. Ile czasu stracili przy te odległość i niepewności. Oni mieli wybór, dokonali takiego, a nie innego, ale nie wiem, czy ja tak będę potrafiła. Co gorsze, rozstać się z kimś kogoś się kocha i tęsknić, czy być z kimś kochać i tęsknić? Teoretycznie, jeśli wszystko poszłoby dobrze, za dwa lata moglibyśmy być tu razem.

*

Zwiedzać Sydney decydujemy się dopiero następnego dnia, gdy jesteśmy całkowicie wyspani. Upieram się, żeby zobaczyć kampus, na którym w przyszłości może będę studiować i może Luke także, kto wie.

– Co byś chciał studiować? – nigdy o tym nie rozmawialiśmy, bo to nigdy nie było opcją, a przynajmniej on tak nie myślał.

– Myślisz, że mam w ogóle szanse pójść na studia? – ściska mocniej moją dłoń, za którą mnie trzyma.

– Myślę, że tak – uśmiecham się do niego – Wiem, że twój brat przychodzi z tego faktu różne problemy i kłótnie z April, ale dałbyś radę – gdyby tylko chciał – Więc, gdybyś dał radę, to co byś studiował?

– To głupie, kurwa – zatrzymuje się w miejscu i patrzy w górę w jakieś okna budynku – Nigdy o tym nie myślałem, zanim cię nie poznałem – to akurat mnie nie dziwi i to bardzo przykre – Myślę, że coś z budowaniem maszyn albo budowaniem w ogóle rzeczy. Lubię grzebać w samochodach, więc może jakaś mechatronika? – opuszcza głowę, jakby sprawdzał moją reakcję – Jestem na to za głupi, wiem – podsumowuje samego siebie i według mnie bardzo nietrafnie.

– Jesteś dobry z przedmiotów ścisłych – przypominam mu – Jeśli włoży się odpowiednią ilość pracy to ona się zwróci z nawiązką, więc..

– Nie wiem, czy chcę włożyć w coś tyle pracy i kasy, a potem nie być pewnym, czy to mi się zwróci. Tak samo jest z muzyką, na którą upiera się Calum – nie do końca rozumiem – To super niedochodowe, a on chce studiować muzykę.

– Ja chcę studiować fotografię, to też jest niedochodowe – przypominam mu – A raczej myśli się, że takie jest. Więc, moje marzenia też są bez sensu? Bycie znaną i sławną fotografką? – o tym też nigdy nie rozmawialiśmy.

– Wcale tego nie powiedziałem ,kurwa – oburza się, ale przecież w jakiś sposób powiedział – Ty możesz sobie na to pozwolić, bo twoi rodzice mają pieniądze - ten argument też mi się nie podoba.

– Więc, będą mnie utrzymywać, jeśli to okaże się porażką? – włożyłam w to wszystko. Całe serce i masę czasu i nie chodzi o to, że on teraz wbija mnie w ziemię, ale że nie traktuje tego poważnie, jako prawdziwego zawodu – Bycie artystą nie jest prawdziwym zawodem?

– Trzeba mieć więcej szczęścia, niż talentu! – ogłasza krzykiem – Jak myślisz, ile można mieć w życiu szczęścia? – nie wiem, czy odnosi to do mnie, czy do siebie – Ja poznałem ciebie, ile jeszcze.. – znowu zaczyna.

– A ja co? A ja poznałam ciebie? Nie bądź żałosny – nie wiem dlaczego to mówię, to na pewno zły dobór słów.

– Żałosny? – zaraz się pokłócimy, jestem tego pewna. Widzę już, jak się w nim gotuje, ale we mnie też.

– Jest wiele płaszczyzn życia i wierzę, że w każdej można osiągnąć szczęście, nie kosztem, którejś! – wcale nie musiałam tego wykrzyczeć, a jednak to zrobiłam – Mogę być najlepszą fotografką w tym kraju i mieć miłość!

– Ty możesz, bo jesteś urodzona pod szczęśliwa gwiazdą! – teraz to chyba zamieniliśmy się w April i Jacka, szybko poszło – Chcesz być artystką i z tego żyć to proszę bardzo! – wyrzuca z siebie sfrustrowany.

– Przestałeś się bać nas, więc zacząłeś innej rzeczy – oznajmiam.

– Przestałaś musieć o nas walczyć, to postanowiłaś, że zawalczysz teraz o moją przyszłość – mówi to takim tonem, jakby to było coś złego.

– Nie chcę walczyć o twoją przyszłość, bo to zadanie należy do ciebie – i myślałam, że już to zrozumiał – Chciałam ci tylko powiedzieć, że mógłbyś studiować, co chcesz – czy to tak dużo? – Myślałam, że to tu ostatnio zrozumiałeś! – bo taki wrócił pełen zrozumienia.

– Cal namącił mi w głowie muzyką – przyznaje – Czymś, co jest znajome. Czymś w czym podobno jestem dobry i ludzie to widzą – nie przychodzi mi łatwo pochwalenie samego siebie – Powiedział, że chciałby się w tym rozwijać, a ja go wyśmiałem, mówiąc mu, że nie ma na to szans, że to nie zabawa dla nas – jest strasznie sfrustrowany – A ty pytasz, co bym chciał studiować? Cokolwiek z czego się potem utrzymam, cokolwiek z czego spłacę studencki kredyt – kończy swój wywód – Nawet nie wiem, czy więżę, że będę na tyle dobry w coś, aby go spłacić i to nas różni. Ty nie musisz się tym martwić.

– To nie znaczy, że nie będę cię w tym wspierać – nie wiem, czy to już dla niego za mało, czy co. Chciałabym, aby nie było. Co mogę mu więcej zaoferować, niż swoją miłość i bycie przy nim?

Luke przyciąga mnie do uścisku i już nic nie mówi. Nie mówi mi chyba o wszystkich swoich obawach, a ja mam nadzieję, że nie są na tyle duże, że mogą sprawić, że nasz związek będzie skończony.

*

Luke uparł się, abyśmy zjedli śniadanie w miejscu, gdzie jadł je ostatnio ze swoimi przyjaciółmi, a potem poszli obejrzeć konkurs kapel. To drugie ekscytuje go o wiele bardziej, niż śniadanie. Może chce obczaić konkurencje, a może się w ten sposób zniechęcić, że nie jest wystarczająco dobry. Luke opowiada o tym, jak ostatnio spędzali tu czas i nie może przestać się uśmiechać.  Rozsiadł się wygodnie na krześle i wygląda tak, jak gdy w Mission Beach jesteśmy tylko we dwoje. Zadowolony z życia. Cóż, jesteśmy tu tylko we dwoje, więc może przy mnie jest z niego zadowolony. Chyba właśnie wykrakałam, ponieważ przy stoliku pojawia się dziewczyna.

– Cześć! – ogłasza radośnie – Dawno cię nie widziałam! A uwierz, że szukałam – gapię się na nią, jak oniemiała, bo jest o wiele ładniejsza, niż ja i na dodatek się znają. Nie wiem, ile razy tu był, ale słyszałam tylko o jednej dziewczynie – I popatrz, znowu spotykamy się w tym miejscu! – przez chwile zastanawiam się, czy może chciał tutaj przyjść, żeby ją spotkać, ale to byłoby bardzo głupie z jego strony i przykre dla mnie. Po co miałby mi tak sprawiać przykrość?

– Cześć – odpowiada Luke – To Bridget – mówi do mnie – Bridget to Sharon, moja dziewczyna – zachowuje się, jakby byli dobrymi znajomymi, co jest do niego nie podobne.

– Hej! – mówi jeszcze raz, jeszcze bardziej radośnie – A więc, to ta dziewczyna, przez którą odmówiłeś mi pocałunku – więc, to ona.

– Nie powiedziałem wtedy... – zaczyna on, ale przerywa, jakby rozumiał, że znów źle dobrał słowa.

– To było całkiem jasne – bierze krzesło od jednego ze stolików i dosiada się do nas – Więc Sharon, miło mi cię poznać – wyciąga do mnie dłoń, a ja ją ściskam – Co tu robicie podczas przerwy? Ja musiałam zostać, żeby pracować w laboratorium.. – to co ona studiuje? – Co studiujesz, Sharon? – pyta, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

– Jeszcze nie studiuję – nagle bardzo mi głupio z tego powodu, jakbym była od niej gorsza.

– Aha – teraz rzuca Lukowi spojrzenie – Ale jesteś Australijką, więc.. – pochyla się do niej – Może zdradzisz mi sekret, jak poderwać Australijczyka? Oczywiście takiego wolnego – oczywiście – Czy mój amerykański akcent jest odrażający? – wyszczerza zęby, jakbym miała go na nich zobaczyć – A może ty mi powiesz?

– Kogo obchodzi akcent, kurwa? – wyrzuca z siebie, jakby w ogóle nie obchodziło go, co ona mówi.

– O boże, mnie! – unosi rękę, jakby była winna – jest piękny. Mówicie tak pięknie - niemal pokłada się na stole.

Myślę, że to jakaś wariatka.

– Sharon, nie masz jakiegoś kolegi, z którym mogłabyś mnie spiknąć? Nawet nie obchodzi mnie to, że będzie młodszy - dzięki to miłe – Byleby był Australijczykiem – nie wiem, dlaczego myślę o Ashtonie, prawie go nie znam, a wiem, że przydałby mu się energia tej stukniętej laski – Mogę się z nim zabawić w lekarza, bo nim będę – dodaje, jakby to było ważne.

– I koniecznie zawstydź go tym, że mogłaś studiować na Harvardzie – Luke całkiem dużo o niej wie. Czy on wie, o nim coś prawdziwego? Albo coś czego ja nie wiem?

– Ciebie to nie zawstydziło, a podnieciło – właśnie wzięłam łyk mojego soku i niemal nim pluję – O boże, przepraszam! Nie mam filtra! – za to znasz się na flircie. Zastanawiam się, czy to jego Allison.

– Chciała na mnie wskoczyć laska, która mogłaby studiować na Harvardzie, na mnie chłopaka z małego miasteczka z nad Morza Koralowego. Myślisz, że to nie łechtało mojego ego? – raz patrzy na mnie, raz na nią.

– Musi, więc cię naprawdę kochać – ściska moje ramie. Jest bardzo dotykalska, czy go też tak dotykała? – Skoro odmówił lasce z Harvardu – podsumowuje i wybucha śmiechem. Musi widzieć moją niezadowoloną minę – O boże, znowu przepraszam. Pewnie dlatego nie mam przyjaciółek, bo wiecznie brzmię, jakbym chciała poderwać ich chłopaków, a naprawdę rozumiem to, że są zajęci i mnie nie chcą.

– Dokładnie, Bridget – Luke kiwa głową – Niestety – niestety? – Rzecz jasna dla ciebie – tłumaczy jej niby poważnie, niby radośnie. Nie znam go w tym żartobliwym nastroju do innych dziewczyn – Jestem zajęty przez te niesamowitą i piękną dziewczynę – wskazuje na mnie palcem.

Bridget patrzy w moją stronę i mi się przygląda, aż się peszę.

– No muszę przyznać, jesteś bardzo ładna – a ona ma piękny uśmiech i jest najradośniejszą i pozytywną osobą, jaką poznałam.

– Dzięki – wyduszam z siebie.

– Bridget! – ktoś woła dziewczynę.

– Okej, muszę lecieć, ale mam nadzieję, że się kiedyś zobaczymy na jakieś podwójnej randce – stuka dłońmi w stół – Dasz mi swój numer? – prosi Luke'a – Jeśli mogę.. – zwraca się do mnie – Czy skoro mi się podobał, to nie możemy być kumplami i nie możecie mi załatwić, jakieś gorącej randki? Obiecuję, że nie zamierzam odbijać faceta – kładzie rękę na sercu – Kobiety mają trzymać się razem i cieszyć ze szczęścia innych kobiet – więc, na dodatek jest feministką. Czy wszyscy w wielkich miastach są tak pewni siebie i wygadani?

– A może mnie zapytasz, czy ci go dam? – zwraca się do niej Luke.

– Ależ zrobiło się poważnie – dodaje ona.

– Mam przyjaciela, którego mógłbym z tobą umówić – po czym dyktuje jej swój numer.

– Okej, to będziemy w kontakcie! – dziewczyna ucieka, a ja znów jestem sama z Luke'm. Gapię się na niego, mając jednocześnie tak dużo pytań, a zarazem nie wiedząc, czy którekolwiek jest właściwe.

– Lubisz takie energiczne i radosne dziewczyny? – nie wiem, czemu akurat to wybieram na pierwsze pytanie.

– Lubię, ale ich nie kocham – teraz to krztuszę się powietrzem i on chyba też, ponieważ widzę, jak zamienia się w figurę woskową. Zakrywam usta dłonią, próbując ukryć uśmiech, ale to nie ukrywa łez, które pojawiają się znikąd – Kocham cię, Sharon – przyznaje się do czegoś, co chyba wyszło przez przypadek – I to cholernie dziwne uczucie, bo chyba właśnie to do mnie dotarło. Nie chcę, żebyś była zazdrosna, o jakąś dziewczynę, bo nie kocham innej, nie chcę z inną dzielić tych wszystkich ważnych rzeczy – gapi się na mnie, czekając, aż coś powiem – Zrobiło mi się gorąco i się trzęsę, patrz – okazuje mi swoje ręce, które rzeczywiście się trzęsą – Nie wiedziałem, że ja Luke Hemmings będę miał w sobie tyle miłości, aby kogoś nią obdarzyć.

Wstaję z krzesła i przechodzę na drugą stronę, aby usiąść mu na kolanach.

– Kocham cię – mówię o wiele ciszej, niż on. Splatam z nim palce, czując drżenie jego – Bardzo – nasze usta łączą się.

Tej nocy pieczętując naszą miłość, po raz pierwszy się kochamy, a on zapewnia mnie, że nigdy się tak nie czuł, jak ze mną. Tylko przez sekundę zastanawiam się, czy powiedziałby mi to w Mission Beach, czy może skłonił go do tego fakt innej adoracji. Gdy on tej nocy zasypia, ja wiem, że nie pozwolę mu wybrać niczego mniejszego, niż Sydney, bo to tutaj otworzy się na nowe.

***

W obecnej sytuacji w USA polecam Wam dwa dokumenty:

"Jak nas widzą"

"XII poprawka"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro