38. Czy zazdrość to cena, którą płaci się za szczęście?
„Może wiele mi się w życiu nie udało, ale przyjaciele są ze mną, a nie przeciwko mnie"
Lucas
Nie powiem, żeby ludzie w tym mieście zmienili stosunek do mnie, bo spotykam się z Sharon. Raczej zmienili go do niej i obdarzają ją krzywymi spojrzeniami, o których właśnie nam oznajmia.
– Poszłam do sklepu, a ona zapytała, gzie jest Luke Hemmings, bo wydaje jej się, że bez ciebie to już nie ruszam się z domu! – jest tak oburzona, że to niemal zabawne – I co ja robię z życiem. Czemu jestem z takiej dobrej rodziny, a spotykam się z tobą! Wzięłam i zapytałam, czy w takim razie ona jest z takiego dobrego domu, skoro tak łatwo ocenia – dramatycznie opada na krzesło w kuchni.
– Ciebie też miło widzieć, Sharon – zwraca się do niej Jack, który gotuje makaron w kuchni.
– Bardzo miło mi was widzieć – stoję obok niej, a ona mizia mnie po ręce, gdy to mówi. Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że to robi – Co gotujesz? – pyta mojego brata.
– Robię spaghetti. Mam dosyć tego gotowego żarcia – rzuca, jakby to było najgorsze, co było na tym świecie, a trzyma w dłoni papierosa, więc.. Sharon dużo patrzy na papierosy, ale już mnie do nich nie zniechęca. Może właśnie dlatego sam zaczynam dostrzegać ich inną stronę – Rozumiem, że będziesz jeść z nami? – nie jest dla niej niemiły, ale średnio jest do niej przekonany.
– No jeśli, nie zabijesz mnie wzrokiem – uśmiecha się do niego.
– A może wykłuję ci oczy widelcem? – jest całkowicie poważny, co jest super przerażajace.
– On żartuje, prawda? – pyta mnie z równym przerażeniem w oczach, które może zobaczyć w moich.
– No raczej, Sharon! – Jack wybucha śmiechem – To w ogóle nie tak, że cię nie lubię. Przypominasz mi April – to chyba komplement, a przynajmniej najlepszy, jak słyszałem z jego ust.
– Muszę ją poznać – proponowała nawet, żebyśmy wybrali się do Sydney, ale nie czułem takiej potrzeby. Poza tym nie oszukujmy się to nie jest najtańsza podróż, a ja dalej nie pływam w pieniądzach, a w życiu nie pozwoliłbym jej tego sfinansować. Ona słyszy takie rzeczy w mieście, a ja typu „utrzymują tego biedaczynę, bo nie chcą, żeby ich córka spotykała się z hołotą". Sam już nie wiem, co myślę, na ten temat.
– Poznasz, jak przyjedziesz do nas do Sydney – informuje.
– Pomóc ci z czymś? – nie jest kimś kto lubi tak siedzieć i nic nie robić. Ja jestem jej przeciwieństwem w tej kwestii.
– Nie, chyba nie, ale ty Luke, chodź.
– O, dwaj gotujący dla mnie faceci, tego jeszcze nie widziałam – szczerzy się, jakby nie było nic lepszego na tym świecie – To mi się podoba – całuje mnie w dłoń, którą stale gładziła dłońmi – Makaron lubię..
– Nie przeginaj. Nie mam za wielkich umiejętności, jeśli chodzi o gotowanie – wymachuje w jej kierunku łyżką od sosu, którą brudzi siebie. Sharon wybucha śmiechem.
– Idź mu może pomóc – przekonuje mnie.
– Nie mam większych umiejętności, więc nie spodziewaj się dania, jak od swojej mamy – porównywanie się do niej jest, kurwa, dziwne, więc nie wiem dlaczego to robię.
– To było kurewsko dziwne – zwraca się do nas brat – Chodź tu i mi pomóż.
Gdy tylko to robię widzę wycelowany w nas aparat.
– Ale jesteście podobni – to zawsze mi pomagało, a nie mnie raziło. Gdybyśmy byli bliźniakami wszystko byłoby o wiele prostsze – Nie mogę w to uwierzyć.
Jack uśmiecha się od ucha do ucha.
– Tak uważasz? – brata obraca się bokiem, a ja robię to samo. Stoimy twarzami do siebie i nie wiem, czy rzeczywiście jesteśmy, aż tak podobni, jak twierdzą inni – Ja jestem przystojniejszy stwierdza Jack.
– Pierdol się – szturcham go ramieniem, a on odwzajemnia się tym samym.
– Gotuj, nie pierdol – i o to mój cały starszy brat.
Sharon przygląda nam się, co jakiś czas zmienia miejsce w tym celu, aby robić nam kolejne zdjęcia.
– Czuję się, jakby nagrywali o mnie jakieś reality show – nabija się Jack – Cały czas tak za nim chodzisz z tym aparatem?
– On to lubi. Sam pozuje do zdjęć – uśmiecha się zza obiektywu, aż sam mam ochotę zrobić jej zdjęcie.
– Zostań tak – macham dłonią w jej kierunku, a drugą wyjmuję telefon z kieszeni. Jest tak zaskoczona, że po prostu stoi w miejscu. Robię jej szybką fotkę, która pewnie w ogóle nie umywa się do jej, ale ona jest przede wszystkim dla mnie.
– Paparazzi ma własnego paparazzi, co się dzieje w tym Mission Beach? – żartuje Jack, mieszając nieustannie sos.
– Jack, chyba musisz go przyprawić – wtrąca się w końcu Sharon – Nikt nie chce jeść samego sosu z puszki.
– Dobra, rozłóżcie talerze i przestańcie stół do kanapy. Będziemy mieli jeszcze jednego gościa – informuje nas.
– Więc, to nie dla nas gotujesz? – kpię z niego – Mamy w ogóle tyle talerzy?
– Nie. Połowa z nas zje w miskach. Sorry, Sharon – jego ton głosu nie jest zgryźliwy, jakby miała wyjść oburzona.
– Cholera, a ja tak liczyłam na zastawę królewską.... – wkłada palec w sos Jacka, chcąc mu chyba dogryźć tak, jak on jej – Przyprawy, Jack, przyprawy.
– Możesz podać sobie rękę z April – dodaje dokładnie w tym samym momencie, gdy drzwi od mieszkania się otwierają.
– Jestem! – oznajmia radośnie Allison, ale jej mina się zmienia, gdy rozumie, że nie jest sama z moim bratem – A wy co tu robicie?
– Sharon bawi się w Gordona Ramsay'a – Jack dosypuje czegoś do sosu – A teraz?
Ona próbuje jeszcze raz.
– Lepiej – uśmiecha się – Kiedy będziemy jeść?
– Jak przeniesienie stół do kanapy i rozłożycie talerze – dyryguje nami.
Allison w ogóle nie zamierza pomóc. Staje obok Jacka, myśląc, że nie widzimy albo nie patrzymy, a jej usta suną po jej policzku, aż do ucha, gdy jej dłoń wyraźnie ściska jego pośladek. Jack obraca głowę w jej kierunku, a wtedy ona dosłownie muzyka jego usta. Nie chcę stać na straży moralności, ale gdybym miał określić swoją drużynę to byłaby to drużyna April.
– Czemu podrywasz, kurwa, zajętych facetów? Ashton to ci za mało? – to mój brat i zawsze stał za mną murem – On ma dziewczynę, Allison.
Sharon układa sztućce, nie wdając się w te dyskusje.
– Jack ma własny rozum. Nie musisz ty bronić moralności jego dziewczyny – jest bardzo z siebie zadowolona.
– Muszę, jeśli ktoś mąci mu w głowie i robi wszystko, żeby upadł na samo dno.
Allison wybucha śmiechem.
– Co ty mu zrobiłaś, Sharon? – jest to tak oskarżycielskie, że aż mi jej żal.
– Chcę, żebyś wiedziała, że nie pozwolę Jackowi... – nie jest mi dane dokończyć, gdyż ona kontynuuje swój śmiech.
– Czy Ashton nie wygłosił podobnej mowy Sharon? – jest bardzo z siebie zadowolona.
Obracam głowę w jej kierunku.
– Nie zbliżaj się do niego. On zabierze z ciebie to, co najlepsze. Blabbla i inne gówna – macha dłonią, jakby to nie miało żadnego znaczenia – I co? Posłuchała? Czy dalej się z tobą szwenda?
– To jest to, co myślisz, że robimy? Szwendamy się razem, kurwa? – czy ona w ogóle ma mózg? Czy go straciła paląc trawę z Ashtonem? Teraz brzmię, jak święty.
– A co niby robicie? Jesteście w związku? Będziecie razem na zawsze? – wyrzuca z siebie te głupie pytania, a Sharon stoi, jak wryta.
– Nie poznaję cię – mówi w końcu.
– Mam dosyć tej pierdolonej dziury, a wy zaczynacie ją czcić, jakąś miłostką. Gdzie jest moja Sharon, która chciała stąd wyjechać? Uciec jak najdalej? Zgrzeszyć trochę? Przeżyć coś? Przekonać się, czy zły chłopiec jest tak dobry, jak opisują go w książkach?
– Zamknij się! – Sharon wykrzykuje to, jakby wstydziła się tych wszystkich rzeczy
– Każda historia ma czarny charakter i to tym nim jesteś – nie ukrywam, że gdy to mówię, czuję dziwne uczucia do samego siebie – Zostawisz April dla kogoś takiego? – pytam brata.
– Pierdol się! Ja też zasługuję na coś dobrego! Zabrałeś mi Sharon, więc.. – jest taka pewna tych swoich pierdolonych bzdur, że to niewiarygodne – Bo to Sharon sprawia, że człowiek czuje się lepszy! Skoro ktoś tak dobry chce spędzać z tobą czas, planuje z tobą wyjazd i inne życie, a potem pojawia się, jakiś facet...... facet, którego można zmienić! Bo ona ma wieczną potrzebę zbawiania! – czy można się z kimś przyjaźnić i tak błędnie go widzieć?
– Zamknij się – odzywa się w końcu Jack – Zamknij się już, Allison.
Biorę Sharon za rękę i wyciągam ją z tego syfu. Nawet pierwszy ugotowany posiłek przez mojego brata, nie jest warty tego, aby przebywać wśród Allison.
***
Co myślicie o Allison??? Czy przekabaci Jacka całkowicie na swoją stronę? No i w sumie co z nią i Ashtonem????
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro