Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Każdy wie lepiej niż ty, bo stoi z boku

„Jak wiemy dzień i noc to dwie różne pory dnia,
co nie znaczy, że raz mamy być stosunkowo mili,
a raz po prostu chujami"
Sharon Stone

Największym problem wszystkich książek o dobrych dziewczynach i złych chłopcach, nie jest fakt, że ktoś jest zły, a ktoś dobry, a fakt, że pozwalają sobie na nie szanowanie się nawzajem. Wiem, że nie jestem idealna i sama kilkukrotnie zachowałam się, jakbym sądziła, że wyjęli go z puszki Pandory. Jednak tej nocy, wyciągnęłam do niego rękę, nie wyrzuciłam go, nie krzyczałam, nawet nie spierałam się z tym, co do mnie mówi, a daleko było mu do gentelmena i może w rzeczywistości to był mój błąd, bo raz pozwoliłam mu zachować się w ten sposób, a on stwierdził, że to czas na wyjście frontowymi drzwiami, na rzucanie komentarzy do mojego ojca, jakby przyszedł tu na seks, jakbym mu go oferowała. Wiem, że do tej pory miał do czynienia z dziewczynami, które nie miały problemu z oferowaniem mu siebie, właściwie tylko tego ode niego chciały, ale ja nie czuję potrzeby uprawiania seksu bez uczucia. Może należę do tych dziewczyn, co chciałyby zrobić z tego wielką chwile. Oddać się w ręce kogoś kto o mnie zadba i pokaże, że nasz pierwszy raz znaczy dla niego tyle, co dla mnie. Czy to coś złego? Nie mówię, że potrzebuję świecy i róż, ale chciałabym wiedzieć, że nie tylko ja się denerwuję. Może to też jest jeszcze wyidealizowane, tak jak pocałunki i smak fajek.

Jedyną na pewno nie wyidealizowaną przez cokolwiek rzeczą jest szkoła, do której właśnie docieram. Marzę o skończeniu jej. Wyjechaniu stąd. Zaczęciu od nowa, naprawdę. Marzę o tym, tak samo, jak on i to nie wcale z tak różnych powodów. Ludzie także mnie nie rozumieją, źle oceniają.. No właśnie, chodzi o to, że to zła ocena, nietrafna, bo w rzeczywistości jestem inna, niż mnie widzą, a Luke robi wszystko, aby właśnie tym, za kogo ludzie go mają. Może brak wiary w to, że jest taki, jakim go malują jest najgorszą z możliwych rzeczy. Może powinnam się temu poddać, pozwolić mu na to wszystko. Bo czemu by miał się zmienić? Co życie mu dało, aby się zmienić? Sama chęć tego nie wystarczy. Jednak jestem, zbyt zmęczona walką o niego i zbyt zła na niego o to, jak się o mnie wyraża. Może w rzeczywistości tak myśli, a ja powinnam się z tym pogodzić. Na tę chwilę właśnie zamierzam to zrobić, bo po pierwsze już za nim pobiegłam, a po drugie już wykazałam się inicjatywą i to całkiem dużą i po trzecie przeprosiłam! Jestem zirytowana. Nie wiem, w ogóle już, co robić. Najchętniej wyszarpałabym go za ciuchy i krzyczała tak długo, aż wszystko do niego dotrze, ale to tak nie działa.

– Hej – napotykam na korytarzu Scarlett z Calumuem. Miło jest się tutaj do kogoś odezwać.

– Hej – odpowiada, odrywając się od swojego chłopaka. Chcę ich zapytać, jak im to wychodzi, jak sobie z tym radzą, jak powinnam sobie poradzić z Luke'm, czy w ogóle mogę się jeszcze wycofać – Przepraszam, że to powiem, ale źle wyglądasz. Coś się stało?

– Nie spałam najlepiej – nie wiem, jak dużą częścią życia dzieli się z nimi Luke, ale nie powinnam chyba zaczynać od dzielenia się z nimi historią z nocy i poranka.

– Powinnaś z nami wyskoczyć na plażę – proponuje Calum – Robi się już, co raz cieplej.. – podszczypuje biodro Scar.

– O boże przestań.. – rzuca do niego Scarlett, zrzucając z siebie jego dłoń – Wiedziałam, że tak się skończą te zakupy.

– No co? Oderwiesz metkę od stroju i trochę popływamy.. – uśmiecha się do niej szeroko i pochyla do pocałunku – Albo po smażymy się na słońcu, także w tym stroju... – jest dopiero sierpień, więc ja nie wiem, w czym on chce się smażyć, może tak bardzo chce ją zobaczyć w stroju. 

Odpycha go od siebie cała uśmiechnięta. Orientuję się, nawet, że ja także się uśmiecham. Naprawdę może powinnam zapytać o ich historie i jak sobie radzą z tym miastem. Może to by mi pomogło poradzić sobie z sytuacją. Chociaż, nie jestem pewna, czy to pomoże mi poradzić sobie z rodzicami.

– Chodź z nami – zachęca – Wypoczniemy..

Nie proponowaliby, gdyby wiedzieli o tej nocy i poranku. Rozglądam się za Luke'm, ale nigdzie go nie widzę. Podchodzi do nas Mike, zasłaniając twarz okularami przeciwsłonecznymi.

– Szukasz Luke'a? Raczej go dzisiaj nie będzie – mówi Mike – Próbowałem się do niego dodzwonić, ale jego telefon nie odpowiada, a wiemy wszyscy, co to oznacza.

Scarlett kręci głową, jakby go żałowała. Wszyscy ciężko wzdychają, jakby to była często powtarzająca się sytuacja.

– Co to oznacza? – nie wiem, czy słyszą przerażenie w moim głosie. Może powinnam im po prostu powiedzieć.

– Pewnie ojciec znów upił się w barze, a on musiał go odebrać. Gdy przyjeżdża do miasta na kilka dni to zawsze to się tak kończy.. – Scarlett ma zdecydowanie najdłuższy język z nich wszystkich. Musi widzieć we mnie kogoś wartego dzielenia się tym – Potem Luke także się upija...

– Nie sądzę, żeby był to jedyny powód – Ashton pojawia się znikąd. Także ma okulary na nosie, ale właśnie je zdejmuje. Ma podbite oko, to przeciwne do Luke'a. Dodanie dwóch do dwóch jest całkiem proste. Jest to najprostsza zagadka, jeśli chodzi o życie Luke'a.

– Pobiliście się?! – oburzam się.

– Czekaj... – jak się okazuje, nikt nie jest tutaj głupi – Skąd wiesz? Jakby... był potem u ciebie?

Najwidoczniej ja także nie jestem mistrzem ukrywania rzeczy. Może powinnam się tego nauczyć od Luke'a, a nie czekajcie, on dzisiaj wyszedł prosto na mojego ojca.

Kiwam głową. Dalej nie wiem, ile oni sobie mówią. Wiem, na pewno, że ja tutaj wiem najmniej, co jest jasne. Chociaż w tej chwili patrzą na mnie, jakbym znała odpowiedzi na wiele pytań, a coż, ja wcale ich nie mam.

Dzwoni dzwonek na lekcje, już dawno powinnam być pod salą, jednak stoję tu dalej. Wszyscy rzucamy sobie niezrozumiałe spojrzenia. Przyznam, że sama najbardziej skupiam się na oku Ashtona.

Mówi o mnie, jak o panience do łóżka.

Bije własnych przyajciół.

No i co?

Nad czym ja się jeszcze zastanawiam?

Ta, nad tymi małymi, dziwnymi chwilami, gdy oboje czujemy coś dziwnego, a przynajmniej wydaje mi się, że on też to czuł. Tylko czy to nie za mało? Czy nie powinnam skupić się na tych gigantycznych, czerwonych kogutach, które nieustannie piszczą ioioioioiioioioioi.

– Zaczekaj! – to złudne, ale dosłownie przez sekundę myślę, że to jednak Luke, ale to nie on, a jego inny blond kolega, z limo pod przeciwnym okiem, niż Luke.

Zatrzymuję się, mimo, że już jestem spóźniona na zajęcia.

– O co chodzi? – nie rozmawiałam z nim za dużo. Nie jestem w stanie powtórzyć, chociażby nawet jednego naszego dialogu. Wiem, że polubił się z Allison. Mówi, że to miasteczko jej służy, bo nie ma tu zbyt wielu facetów, z którymi mogłaby flirtować i może skupić się na sobie. Mówi, że nie jest pewna, czy nie znalazła teraz kogoś oprócz siebie, na kim także mogłaby się skupić. Może, więc chodzi o nią.

– Musisz iść na te lekcje? – zaraz miną nas jacyś spóźnieni nauczyciele i sami będziemy mieć problemy, a on jeszcze zadaje takie pytanie.

– No ale, co się dzieje? – przebieram nogami w miejscu. Nienawidzę być spóźniona. Zamiast spóźnień wybieram nieobecność, ale nie gdy jestem już w szkole, wtedy mi się to nie zdarza.

– Chciałbym ci coś pokazać.. – widzi moje zdenerwowanie, ale kompletnie go nie rozumie.

– Teraz? – dopytuję, co raz bardziej nerwowo. Nie chcę wchodzić do klasy, gdy reszta będzie już siedzieć w ławkach.

– Tak, teraz... – sam już stracił te pewność, którą miał na początku tej rozmowy, ale to przez moje dziwne zachowanie – Musimy wyjść ze szkoły.

Kiwam głową. Już lepsze to, niż spóźnienie. Może uda nam się wrócić na drugą lekcje... Nie wiem, co może być tak ważne, ale postanawiam zaryzykować, może właśnie tak się zdobywa przyjaciół.

*

Powiedzmy sobie szczerze, wsiadanie do samochodu z praktycznie obcym człowiekiem nie jest najrozsądniejsze, w szczególności, że Luke nie należy do takich osób, ale aby nie mierzyć wszystkich jedną miarą to jednak do niego wsiadam. Nie wiem, co właściwie mamy robić i jest to nieco przerażające. Kurczowo trzymam mój aparat, który zwisa mi z szyi, jakby miał mi pomóc.

Muszę otworzyć się na ludzi.

Nawet jeśli jeżdżą, jak dzikusy.

Może zamiast trzymania aparatu, powinnam złapać coś, co faktycznie mnie uratuje. Ashton jeździ, jak wariat.

– Dokąd my właściwie jedziemy, Ashton?

– Do części miasta, w której pewnie w ogóle nie bywasz.

Kątem oka postanawiam mu się przyjrzeć. Nie za wiele mogę powiedzieć o jego charakterze, ale o wyglądzie już więcej. Zdecydowanie nie można nazwać go brzydkim. Ma włosy w podobnym odcieniu do Luke'a, ale są trochę dłuższe i może nawet gęstsze. Wyciąga papierosa z paczki, która leży na półce przede mną.

– Chcesz jednego?

Nie i nie wiem, jak on prowadzi jedną ręką. Kiwam głową na nie, a on się uśmiecha, jakby właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał.

– Allison woli zioło – no cóż, Allison lubi kłopoty – Tego też za pewne nie paliłaś?

Czy to podróż w stylu, sprawdźmy, ile złych rzeczy musisz zrobić, zanim będziesz wystarczająco zła dla Luke'a?

– Jakoś po prostu czuję, że trzeba mieć nastrój na takie rzeczy, a ja po prostu nie mam nastroju – tłumaczę.

– Dobra – skręca ostro w lewo, a ja dziwię się, że jeszcze nie odebrali mu prawa jazdy – No więc...

Jesteśmy w części Mission Beach, gdzie domy nie mają dostępu do plaży. Są mniejsze, niż te przy plaży, a także nie mają pięter, a ogródki to tylko to, co widać przed domem.

– Tutaj mieszka Scarlett – wskazuje na jeden z całkiem zadbanych domów – A tutaj Calum – wskazuje na drugi z zadbanych domów – Całkiem ładnie, prawda?

Nie rozumiem, czemu mi to pokazuje. Żadne z nas nie jest agentem nieruchomości.

– Tutaj mieszkał Luke – wskazuje na dom obok domu Caluma. Widać różnicę w porównaniu do dwóch pozostałych. Nie był odmalowywany od lat, a doniczki przed domem zaczęły pękać ze starości. W pozostałych dwóch domach trwa jest zielona, a tam są same chwasty. wyglą∂a to, jak z koszmaru – Nie za fajnie, co? Nie zawsze tak było. Dużo czasu tu spędzaliśmy, ale potem się popieprzyło.

Nie czeka na moją odpowiedź. Nie daje mi się napatrzeć. Jedzie dalej. Wjeżdża na kolejną ulicę, na której są same przyczepy.

– A tutaj mieszkam ja i Mike. To znaczy każdy w swojej, ze swoją rodzinką – sięga po kolejnego – Bo widzisz, Sharon.. – zatrzymuje się przy chodniku i gasi samochód – Luke ma naprawdę popierdolone życie – nie wiem, czemu mi to mówi – I nie jestem pewny, czy powinnaś się w to mieszać – no tego, to się w ogóle nie spodziewałam. Obracam się w jego kierunku i na pewno może zobaczyć moje zaskoczenie – On tu nie wyzeruje swojej karty. On nie będzie tu kimś, kim chcesz, żeby był. Póki stąd nie wyjedzie, zawsze będzie żył w tamtym domu, niechciany.

– To nie ma żadnego sensu, Ashton! – oburzam się – To, że stąd wyjedzie, nie zmieni tego, co będzie o sobie myślał! Będzie się dalej zadowalał małymi rzeczami, gdy może być stworzony do wielkich!

– Nie rozumiesz – kręci głową z niedowierzaniem – Każdy chciałby się na chwile z tego oderwać. Poznać taką dziewczynę, jak ty. Zobaczyć, że jest się coś wart.. – chciałabym dojść do słowa, ale on nie przerywa – Ale on sabotuje samego siebie. Będzie sabotował ciebie, siebie, a co dopiero was, bo myśli, że do tego został stworzony, aby sabotować ludzkie życia, a przynajmniej tak długo jak jest tutaj..

– Co za pieprzenie – oburzam się – I co? Wyjdzie i przestanie wszystko sabotować? Tak po prostu? Gdzie tu logika? – jestem masakrycznie wkurzona, aż cała gotuję się w środku – Będzie tym samym człowiekiem!

– Czy on ci wygląda na kogoś kto wie, jakim jest człowiekiem? – pyta spokojnie, dalej paląc te głupie papierosy.

– Czemu mi w ogóle o tym mówisz? Mam ci pomóc z Allison, czy co? – nie jestem wkurzona na niego, więc nie wiem, czemu to na niego wyładowuję swoją złość.

Bawię go.

– Poradzę sobie z Allison, ale dzięki – obraca się w moim kierunku, jakby nagle zrobiło się poważniej – Nie pakuj się w to, Sharon – ma poważne spojrzenie, raczej nie stara się mnie oszukać albo działać w złej wierze – Cholera, nie rób tego.

Pewnie gdybym stała z boku, a nie była główną bohaterką tej historii, powiedziałabym sobie to samo. Nie pakuj się w to, bo nic dobrego to nie wniesie do twojego życia.

– Wiesz, co? Wszyscy mnie wkurzacie. I nie powiem, on też mnie wkurza, mówiąc do mnie, jakbym nie zasługiwała na szacunek, bo jestem z tego miasta, ale to, że ten jego dom jest teraz brzydki, nie znaczy, że on też taki jest. I męczy mnie to, że wszystko kręci się wokół czegoś, co stało się siedem lat temu – chyba nawet przewracam oczami – Nie obchodzi mnie, co myśli o nim to miasto. Obchodzi mnie, co on myśli o sobie. Czemu w ogóle moralizujecie mnie? Może powinniście mu przemówić do rozumu?! A nie mi mówić czego nie robić?! To mu by się bardziej przydało! – nie mam mu już nic do powiedzenia.

– Dobre dziewczynki nie są od naprawiania złych chłopców.

Czy w tym mieście obowiązuje, jakiś klub, gdzie tworzą te cytaty o tym, co się powinno, a czego nie? Bo jeśli tak to chętnie wpadnę tam ze swoimi i zaczęłabym od.

Źli chłopcy, których uznajcie za złych nie są w rzeczywistości nawet w połowie tak źli, jak się wam wydaje, powinniście się bać tych, których w rzeczywistości o nic nie oskarżacie, bo nikt nie jest tak czysty jak biała kartka. No bo gdyby tak było to czemu biel miałaby odcienie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro