Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Twoja wartość to tyle, ile ktoś chce ci dać

„Czasem wydaje się nam, że nie mamy nic, a potem okazuje się, że według innych mamy więcej, niż oni sami. Więc, w końcu ile mamy?"
Lucas

Od Sharon jadę do chłopaków i Scarlett, którzy z nieznanej mi przyczyny wysiadują przed przyczepą Mike'a. Rozłożyliśmy tam sobie, kiedyś leżaki i tak już zostały. Teraz od czasu do czasu, gdy nie wiemy, co ze sobą zrobić, przesiadujemy tutaj.

– O proszę! Pracuś wrócił z pracy! – krzyczy do mnie Mike, który trzyma w dłoni piwo, a w drugiej skręta. Skoro mowa o tym drugim, to Ashton właśnie skręca ich więcej. To on jest głównym dostawcą zioła w tym mieście, a nawet w kilku innych okolicznych miasteczkach – Daj mu jednego. Ostatnio cały czas, jest taki zdenerwowany...

Scarlett przygląda mi się z matczyną troską. Jest z Calumem tak długo, że nie pamiętam już, jak było, przed tym, jak do nas dołączyła. Wcale się tam nie przepracowuję. Więcej się przyglądam i uczę, niż faktycznie robię. Nie pracuję tam długo, ale raczej bycie mechanikiem to nie to, co chcę robić w życiu. Cal trzyma na kolanach gitarę. Moja została w mieszkaniu, więc trochę mu zazdroszczę, że może sobie pobrzdąkać.

– A gdzie masz Sharon? – Mike nigdy się nie zamyka – Została w domu?

– Trzymaj się od niej z daleka, kurwa – rzuciłbym czymś w niego, ale nie mam czym.

– No co? Wy możecie mieć dziewczyny? A ja nie?

Od razu patrzę na Ashtona, a on na mnie. Słyszę pisk Scarlett, gotowej do wygładzania swoich mądrości i wtrąceń.  Calum ignoruje te rozmowę i dalej brzdąka.

– Jej wujkiem jest pieprzony szeryf, Ashton! – krzyczę, nie mogąc się powstrzymać – Pieprzony szeryf!

– Przecież, paliła to ze mną, nie wyda mnie!

Nie wiem, jakim cudem ten facet, jeszcze go za to nie złapał. Nie ma nic ciekawszego do dobry tutaj, a jednak Ashton chodzi wolno.

– Władujesz nas wszystkich w pieprzone problemy! – wrzeszczę dalej – Co, gdy jej się znudzisz?!  Co, gdy ją zranisz?! Myślisz, że wtedy w złości cię nie wyda?

— Przecież nie pociągnę cię za sobą! Za kogo mnie masz?!

Nie jest mi dane odpowiedzieć, bo wtrąca się Scarlett.

– Jesteśmy rodziną! – krzyczy, co robi w ostateczności – Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! – przekonuje nas do tego od lat – Kogo mamy, jak nie siebie?

Rzucamy sobie z Ashtonem kolejne spojrzenie. Nie wiemy nic o dobrych rodzinach, a przynajmniej nie wiedziałem o niej nic, dopóki nie zacząłem, odwiedzać rodziny Stone. Nie, żebym mógł to przełożyć na moich przyjaciół.

– Wiem, że nie wierzycie w rodziny... – kontynuuje – Ale w coś trzeba, a ja wierzę w nas.

– Wiecie, co, nie mam na to dzisiaj ochoty, kurwa – ledwo usiadłem na swoim leżaku, a już z niego wstaję.

Ashton nie pozwala mi, jednak tak zakończyć tej rozmowy, a raczej stwierdza, że powinien mieć ostatnie słowo.

– A co? Wracasz do swojej dobrej dziewczynki? Bo tobie wolno?! Bo ty kiedyś nie mieszkałeś w przyczepie?! Bo ty wiesz, jak to jest być wartościowym?! – wrzeszczy w nieskończoność.

– Po prostu się zamknij, kurwa! – zaciskam dłonie w pięści, aby go nie uderzyć.

– Jesteś śmieciem, bo masz się za śmiecia! – już ktoś to mi kiedyś powiedział – Ja nie zamierzam nim być!

– Powiedz to temu gównu! – podnoszę turystyczny stoik, na którym skręca kolejne skręty i wywracam go do góry nogami.

– Ty pierdolony chuju! Ja nie mam tatusia dziewczyny, który mnie utrzyma!

Rzuca się na mnie z pięściami. Nie jestem mu dłużny. Scarlett krzyczy, że mamy przestań, a Mike i Calum próbują nas rozdzielić. Wykrzykujemy jeszcze kilka cholernie pojebanych rzeczy. Ja rozbijam mu nos, a on podbija mi oko, zanim nasi przyjaciele nas rozdzielają. Chłopaki nas trzymają, gdy Ashton dalej krzyczy.

– Zabiorę od Allison wszystko dobre, co będzie chciała mi dać! Bo na to zasługuję, ty wybijający nas wszystkich w ziemie, chuju!

Odwracam się napięcie i ruszam z powrotem do samochodu. Może powinienem posłuchać jego rady i wziąć wszystko, a nawet prosić o więcej, a może to najgłupsza rada świata, jeśli nie mam, co dać, kurwa, w zamian. Nie zgadzam się z tym, że wbijam ich w ziemie. Myślałem, że siedzimy w tym razem, a tym czasem okazuje się, że chcemy uciec także od siebie. Nikt z nas nie ma rodziny. Nikt z nas nie ma nic więcej, niż te kilka leżaków, przed tą rozkładającą się przyczepą, przed rozwalającymi się samochodami, ale wszyscy byliśmy w tym razem. Nie wiem, jak on może czuć się, przy mnie niewystarczający. Nawet nie sądziłem, że mam, jakąś wartość, kurwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro