Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Tworzę minusy, aby móc je przemienić na plusy

"Jeśli za kimś biegasz to nigdy nie z krokomierzem w dłoni, 

aby później kazać mu spłacić jego dług,

 ale... mógłby wykonać, chociaż jeden sprint, sprint dobrej woli"

Sharon Stone

W historiach miłosnych, które miałam w zwyczaju czytać, nigdy to dziewczyny nie gonią chłopaków. Zawsze to oni muszą udowodnić, że są warci dziewczyny. Jednak może one zachowują, jak te warte gonienia, ja to raczej zachowuje się, jak ostatnia suka, która pozjadała wszystkie rozumy, bo wszystko już wie i o nim i o życiu, bo o tym przeczytała, ale nic nie przeżyła. No więc, z powodu dojścia do tego, że jednak moja pozorna idealność wcale nie jest idealna, gonię go. Nie mogę oczekiwać od niego, że się zmieni, jeśli sama tego nie robię. Moją pierwszą próbą było, przyjście do niego z rana, po fatalnym pocałunku, a raczej po fatalnej drugiej części. Jednak tam znowu wydarzyło się, za dużo dziwnych rzeczy. Gdy wyszedł, nie sądziłam, że wróci, a tym bardziej nie z plastrami. Nie powiedziałam mu tego, ale to było nawet słodkie.

– Luke! – już zdążył wsiąść do samochodu, więc nie jestem pewna, czy mnie słyszy.

Nie mogę biec. Stopa nie boli mocno, ale przy każdym większym nacisku na nią, jeszcze trochę krwawi. Szkło wbiło się dosyć głęboko i prawdopodobnie będę miała okropną bliznę. Blizna skażona pocałunkiem. Pocałunek skażony blizną i jajkami. Nie wiem, nawet czemu mnie, wtedy pocałował, ale fakt, że zrobił to z zaskoczenia i w całej tej otoczce z jajek... nie wiem, który z pocałunków był lepszy.

– Luke Hemmings! – wołam go na całe gardło, starając się, robić, jak najmniej bolące kroki – Luke Hemmings! – krzyczę jeszcze raz.

Odpala silnik i jestem pewna, że zaraz mi po prostu odjedzie. Nie jestem pewna, czy wtedy nie stracę całej odwagi, aby to zrobić, aby z nim porozmawiać.

– Hemmings! – wołam go jeszcze raz. Tym razem uzyskuję reakcje i obraca głowę w moim kierunku. Cóż, to nie oznacza, że mi nie odjedzie – Ani się waż odjechać!

Marszy brwi, patrząc na mnie, jakbym postradała rozum. Może coś w tym jest. W końcu udaje mi się dojść do samochodu. Bez pytania pakuję się do środka, na miejsce pasażera.

– Co ty do kurwy, robisz? – jest całkowicie zaskoczony, zaciska dłonie na kierownicy, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom, że siedzę w jego samochodzie.

Moją pierwszą myślą jest, aby uświadomić go, że to przekleństwo wcale nie było tam potrzebne, a potem uświadamiam sobie, że nie przyszłam go tu pouczać, a przynajmniej nie tak.

– Przepraszam – nie wiem, jak inaczej ubrać to w słowa. Powinnam powiedzieć, o wiele więcej, wszystko mu wytłumaczyć.

– Co powiedziałaś? – obraca głowę w moją stronę. Nie dziwię mu się, że sądzi, że się przesłyszał.

Szybko się irytuję, gotowa powiedzieć, że przecież dobrze słyszał, ale nie przyszłam go tu niepotrzebnie zaczepiać.

– Powiedziałam, że przepraszam. Nie podziękowałam, ani za plaster, ani za to, że zmywasz, ani za to, że pomagasz ojcu w warsztacie – wymieniam kolejne rzeczy, które mają to, co raz mniejsze znaczenie, jeśli chodzi o nas.

– On mi płaci, Sharon – umniejsza sobie. Zdecydowanie sam chce, aby ludzie nie zmieniali o nim zdania – A ja tam palę, pamiętasz?

– Uwierz, że trudno zapomnieć o tych nieszczęsnych papierosach.. – kręcę głową, ale także się uśmiecham. W tym samochodzie zdecydowanie także, czuć ten nieszczęsny nałóg.

Skoro do wszystkiego można się przyzwyczaić, to czy do tego także?

– Ale ja tu wymieniam twoje zalety – przyznaję, w końcu – Oddałeś mi też swoją koszulkę, co prawda była cała w mojej krwi. Poczęstowałeś mnie papierosem..

– Wypaliłaś go? – obraca się bardziej w moją stronę i patrzy mi w oczy.

– Nie. Mogę ci go oddać, ale jest w domu. Razem z twoją zapalniczką.

Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Nie miałam za dużo czasu, na zaplanowanie tego wszystkiego. Zapada niezręczna cisza. Luke stuka dłońmi w kierownice. Jest całkiem niezły w wystukiwaniu rytmu. Czy to ludzka zaleta?

– Przepraszam też, za jajka – więc, decyduję się na dalsze przepraszanie – Mogę przyjść posprzątać. Na pewno w internecie są jakieś sprawdzone sposoby na pozbywanie się jajek z materiałów.

Jego oczy się śmieją. Zdecydowanie bawi go to, co mówię.

– No i przepraszam, za ten... – nie jestem pewna, czy mam tyle odwagi, aby rozmawiać też o tym.

– No za co? – dopytuje, najwidoczniej w końcu spodobały mu się moje przeprosiny.

– Pocałunek – ledwo to z siebie wyduszam.

– Który? – no tak było ich więcej, niż jeden. Właściwie, jeśli licząc ten jeden przerywany, to w sumie były trzy. Skoro do trzech razy sztuka, to już przegrałam wszystkie razy. Może powinnam nauczyć się od brata, o sportowej rywalizacji.

– Nie do końca wiem, czemu pocałowałeś mnie w jajach – marszczę brwi, bo teraz cała moja uwaga jest skupiona właśnie na tym.

– W szczególności po tym, jak się na mnie rzuciłaś o tamten pocałunek – także marszczy swoje brwi i zastanawiam się, czy całkowicie się ze mnie nabija, czy chodź trochę traktuje te rozmowę poważnie, tak samo, jak ja.

– Właśnie o tamten chodzi! – trochę zbyt piskliwy ton głosu i za głośmy, ale nic nie mogę poradzić na to, że się denerwuję – Przepraszam.

– Sharon... – drapie się po brodzie, ucieka wzrokiem na wszystkie strony, żeby tylko nie patrzeć na mnie.

– Przepraszam.

Już dawno powinnam mieć wybaczone swoje winy, bo każde z tych ‚przepraszam' było prawdziwe. W mojej głowie rodzi się kolejny nieprzemyślany plan. Moje usta muskają jego. Jest to dosłownie szybki całus, który z nieprzemyślana jest też strasznie niechlujny. No i po raz pierwszy, w ogóle kogoś całuję. Odsuwam się równie szybko, co się przysunęłam. Może niegrzecznych chłopców przeprasza się inaczej, ale jedyne, co o nich wiem, to to, że niegrzeczność to ich dobra wymówka, na brak walki o siebie. Oczy Luke'a robią się wielkie ze zdziwienia. Mogłabym to uchwycić aparatem, ale go ze sobą nie mam. Jedyny raz, gdy miałam go w jego towarzystwie, miał obok siebie Chloe, a jej na pewno nie chciałabym uchwycić na zdjęciu. Mija może pięć sekund, a może więcej lub mnie, gdy jego usta miażdżą moje. Nie ma w tym nawet pozorów delikatności. Tak samo, jak w jego dotyku, gdy jego ręka ginie w moich włosach i ściska je niemal u nasady, kierując pocałunkiem. Tym razem nie czuję fajek, nie pali ich u nas w domu, ani przez większość czasu w pracy... nieco słodki smak, miesza się z surowością tego pocałunku, chociaż może tak naprawdę to namiętność. Nie wiem, co zrobić z dłońmi, ale on ma ogólnie inny plan na całe moje ciało. Wolną ręką ciągnie mnie za ramie. Przeciąga nasz pocałunek bardziej w swoją stronę, nakłaniając mnie, abym usiadła na jego kolanach. Przypominam sobie, gdzie jesteśmy. Odsuwam się od niego, znowu. No może nie do końca, bo przez to przeciąganie mnie na swoją stronę, jestem trochę w potrzasku. Opieram głowę o jego ramię. Czuję pod czołem, jak się spina. Jego dłoń w moich włosach przestaje je ściskać, ale całkowicie się z nich nie wysuwa. Masuje moją głowę, a żadne z nas nie wypowiada ani słowa.

– Miałeś rację – może zadziała tu szczerość, najprostsza, ale najrzadsza rzecz – Jesteś pierwszym chłopakiem, z którym się całowałam i strasznie mnie to przeraża.

– Ja cię przerażam? – zatrzymuje ruchy dłoni w moich włosach.

– Ta dziwna rzecz między nami – w końcu zbieram się na odwagę i odsuwam od niego całkowicie, co zmusza go do zabrania dłoni z moich włosów – Nie czujesz, że to jest dziwne? – chcę, żeby w końcu powiedział coś więcej, bo ja się produkuję, a on tyko wyłapuje z moich słów to, co chce.

– Bo ja jestem Luke'm Hemmingsem, a ty Sharon Stone? – okropnie podkreśla nasze nazwiska.

– Pieprzysz! Ale ty okropnie pieprzysz! – wybucham, bo w ogóle nie rozumie, co do niego mówię.

Nie wiem, co wywołuje w tej chwili jego uśmiech. W ogóle nie rozumiem tego kolesia.

– Widzisz, gdy coś wyprowadza człowieka z równowagi, wtedy przeklina – zostawia pocałunek na moim policzku – Poza tym, nie wiesz nic o moim...

Zakrywam mu usta dłonią.

– Nie bądź tandetny, bo zacznę nazywać cię tandeciarzem.

Zabieram dłoń z jego ust, a on ogląda się na mój dom. Ktoś właśnie z niego wyszedł i jest to moja mama.

– Twoja mama nie jest moją największą fanką, ale to rozumiem. Mogę przyjechać po ciebie, jak wszyscy zasną.

Teraz to ja jestem tą, co robi wielkie oczy.

Szybko przechodzisz od jednego etapu do drugiego, co?

Nie mówię tego na głos. Nie jestem, aż tak odważna. Przed chwilą właściwie zasugerował seks. Chyba powinnam już stąd wysiąść.

– Sharon! – słyszę swoją mamę, wołającą mnie z przed domu.

– Muszę iść.

Wiem, że jeśli nie będę z nim konkretna ona wasze będzie uciekał. Wiem, że jeśli się w to zaangażuje, inaczej, niż na poziomie złośliwości to pewnie oszaleję, ale właściwie to ja już szaleję.

Całuję go w policzek, ale może zahaczam o kącik jego ust, tak jak on za pierwszym razem. Może to będzie naszym zwyczajem. Obietnicą czegoś większego.. może, nie wiem, bo wyskakuję z samochodu, krzycząc za sobą „Do zobaczenia", kiedykolwiek miałoby ono nastać.

*

Słyszę, jak odjeżdża, gdy ja staję naprzeciw mojej mamy, która ma zdecydowanie zatroskane spojrzenie. Wzrostem jestem podobna do ojca. Urodą zdecydowanie do niej. Jest duża szansa, że im będę starsza, tym będę do niej bardziej podobna.

– Sharon...

Mam prawie osiemnaście lat, nigdy nie musiała ze mną prowadzić podobnej rozmowy i chyba się z tego cieszyła. Nie wiem, nawet czy to ta rozmowa, ale mama nie należy do głupich osób. Poza tym, jest moją mamą, kto miałby mnie znać lepiej, niż ona?

– Cokolwiek, ktokolwiek mówi, Sharon, kobiety nie są po to, żeby naprawiać mężczyzn. Masz tyle marzeń... – więc, nie jest ślepa.

– A marzyłaś mamo, kiedyś o lepszym tu i teraz? – nie czekam na odpowiedź – Bo ja codziennie. Tak samo, jak on i tylko tyle mam do powiedzenia.

Łzy zbierają się pod moimi powiekami. Nie mam, przecież powodu, żeby płakać. Mam rodzinę, dobrą rodzinę, mam pasję, sukcesy, nikt nie jest chory, mamy ładny dom, nie brakuje mi rodzicielskiej miłości i wiem, że chcąc więcej ktoś może nazwać mnie zachłanną albo jak mama nie rozumieć, jak mogę uznawać go za więcej.

Mama bierze mnie w objęcia, ale nie jestem pewna, czy to jest to, czego teraz potrzebuję, w szczególności, gdy mówi:

– Nie możesz zatrzymać się na tu i teraz, Sharon. Nie, ty – szepcze.

Wyrywam się jej, aby dokuśtykać do pokoju i płakać w poduszkę, bo ona nie wyraża własnego zdania i nie jest najmądrzejsza ze wszystkich. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro