Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Pozwoliliśmy ukształtować się 10 tys metrom kwadratowym i ośmiuset osobą

"Doceniamy małe rzeczy, gdy oczekujemy od osoby czegoś dużego, a ona nam tego nie daje, więc zadowalamy się małymi rzeczami, a gdy coś małego robi dla nas ktoś, od kogo nic nie chcemy, zachowujemy się, jakby to nic nie znaczyło, nawet jeśli pomogło ci stanąć na równe nogi"
Sharon Stone

– Przygotujcie jeszcze jedno nakrycie – zwraca się do nas tata – Będziemy mieli gościa.

– Znowu? – mama nie jest zadowolona – Jesteś pewny, że wiesz, co robisz? – przyjmuje swoją tradycyjną pozę, przypominając, że nawet, jeśli to on zarabia, to to ona tutaj rządzi – Danie temu chłopcu pracy to jedno, a zabawa w jego mentora. Wiem, że czujesz... – nie wiem, co tata czuje, bo przerywa mamie w tym momencie.

– Już dawno ktoś powinien dać temu chłopakowi szanse – opróżnia szklane wody do końca i wychodzi.

– Mamo.... – chcę ją o coś zapytać, ale w sumie nie wiem, jeszcze o co.

– Nie, Sharon. Nie uważam, żeby Luke był złą osobą, ale on wyjedzie z tego miasta, a my tu zostaniemy, więc nie jestem pewna, czy powinniśmy robić sobie taki kłopot.

Nazywanie człowieka kłopotem, nie jest do niej podobne. Poza tym, na to już chyba za późno. W absurdalny sposób stał się częścią mojego życia i taty życia.

Może to ja powinnam nie zjawić się na tym kolacji. Nie rozmawiałam z nim od czasu, gdy jednak to Scarlett zeszła, aby mnie odwieść. Nie wiem, czemu to sprawiło, że poczułam się rozczarowana. Czyżby wystarczył jeden plaster, aby tak mnie zmiękczyć? Ta, bo jeszcze, gdybym była taka twarda... Powinnam mu też oddać tego papierosa, którego oczywiście nie ruszyłam, no i jego zapalniczkę. Pewnie ma ich całą mase i to go nie powstrzymało przed paleniem, ale i tak mu ją oddam.

*

Siedzimy przy stole. Rozmowa toczy się na jakiś temat, który średnio mnie interesuje. Właściwie to rozmawiają tylko tata i Cam, a gdy kończą odzywa się Luke.

– Przygotowała pani same pyszności – jego głos jest niepodobny,  do tego codziennego pełnego złośliwości – Ja jem same odgrzewane rzeczy.

– Musisz się nauczyć gotować, zanim stąd wyjedziesz – więc, wszyscy tutaj go chcą pouczać. Łącznie z moją mamą – Niewypada, żeby dziewczyna brata tylko gotowała.

– Ona studiuje i pracuje. Nie sądzę, aby ktokolwiek miał zamiar gotować – no i jego głos nie jest już tak miły, jak przed chwilą.

– Też będziesz studiował?

Luke prycha. Dosłownie prycha.

– To chyba nie jest ścieżka dla mnie – odkłada sztućce na talerz – Powinienem skupić się na pracy.

– To nie przeszkadza temu, aby mężczyzna umiał gotować.

– Pani mąż umie? – granie tą karą to nienajlepszy pomysł, siedząc, przy naszym stole – Pani córka na przykład fenomenalnie rzuca jajami, ale też nie widziałem, aby gotowała – mama uderzyła w niego, więc teraz on uderza w nas.

– Nie dałeś mi ugotować, bo sam zacząłeś rzucać! – oburzam się.

– Urządziliście sobie bitwę na jaja? – odzywa się mój brat – Ale jaja! – no dosłownie – Ja też chcę! Możemy sobie taką urządzić?

Wszyscy równocześnie krzyczymy, że nie.

– Są lepsze zabawy, niż obrzucanie ludzi jajami – Luke mówiąc to, czochra włosy Cama – Co nie, Sharon?

Nie wiem, do czego teraz nawiązuje, ale na pewno, do niczego dobrego, a raczej do czegoś, co sprawia, że nie mam odwagi na niego spojrzeć.

*

Mama zmusiła nas do pozmywania po kolacji. Od lat próbujemy z Camem, przekonać ją do zmywarki, ale mama chyba twierdzi, że zmywanie naczyń buduje siłę charakteru. Byłam pewna, że Luke powie, że się najadł i to nie jego robota, ale wyciera umyte przeze mnie talerze i podaje Camowi, aby schował do szafki.

– No co? – pyta, gdy chyba zbyt długo mu się przyglądam – Myślisz, że nie umiem, po sobie posprzątać?

– Kurwa, ale jestem wkurwiony, że musza sprzątać, czemu tu jeszcze jestem, zamiast, kurwa, wyjść – podpieram ręce na zlewie, aby dosięgnąć ustami jego ucha – To jest to, co w rzeczywistości myślisz – uśmiecham się z dumą.

– Więc, znasz te wszystkie brzydkie słowa? – pyta rozbawiony.

– Bardzo umniejszają ludzkim emocjom. Mają odpowiadać za wszystko, a w rzeczywistości...

– Mówią je, tylko śmiecie, jak ja? – odwarkuje, pochylając się nade mną.

– Odpowiadają za wkurzenie, a nie sądzę, aby to było jedyną emocją, którą czujesz, gdy nieustannie je wypowiadasz..

– Chcesz być artystką, czy psychologiem? – odwarkuje – Wszyscy w tym domu chcecie uratować złego chłopca.. – prycha wściekły – Macie rodzinę, więc jesteście lepsi.. jesteś taką dobrą dziewczynką, które złe słówka, wypowiada tylko do uszka złego chłopca.. – teraz to on pochyla się do mojego ucha – Czyżbyś marzyła o takim chłopaku, jak ja?

Zamieram, ponieważ naprawdę niewiele brakuje, może jednego, małego pochylenia, aby nasze usta złączyły się w jedno. Odwracam głowę.

– No tak, nie zrobiłabyś tego, gdy dobrzy ludzie patrzą – bierze ode mnie ostatni talerz.

– A ty kiedy zrobiłeś coś dobrego? Coś, co sprawiłoby, że ludzie zmienili o tobie zdanie? – nieustannie się przepychamy, oskarżamy, dostrzegamy tylko pozory, chcemy wywołać reakcję drugiego, a gdy to się udaje, drugie ucieka, odsuwa się, wraca do swoich prawdziwych realiów i nic nie jest w stanie posunąć się na przód, skoro nieustannie błądzimy w tym, żeby uciec. To chyba rzecz, w której jesteśmy podobni, oboje chcemy uciec.

– Skoro musisz o to pytać, to chyba oczywiste, że nawet, gdybym coś zrobił, to nic by to nie zmieniło.

Odsuwa się ode mnie, a nawet żegna z Camem, a następnie z rodzicami, siedzącymi w salonie. Drzwi po chwili otwierają się ponownie, ale to nie on przez nie wchodzi, a Allison.

– Cześć, wszystkim!

Cam biegnie do swojego najlepszego przyjaciela Matta i pyta rodziców, czy mogą iść popływać, ale są zbyt młodzi, żeby poszli sami, więc błagają mnie i Allison, abyśmy poszli z nimi.

– Z twoją stopą już okej? Możesz pływać? – Allison spuszcza wzrok na moje stopy, jakby chciała ocenić, czy uda nam się wykręcić od opieki nad braćmi. Sama patrzę na swoją stopę.

– A ty kiedy zrobiłeś coś dobrego?

– Skoro musisz o to pytać, to chyba oczywiste, że nawet, gdybym coś zrobił, to nic by to nie zmieniło.

– Cholera jasna – mówię do siebie – Pójdziesz z nimi sama? Muszę coś załatwić..

– Co? Co do cholery, Sharon?!

Nie oglądając się na nikogo, wybiegam z domu.

Pozwalam wszystkim dookoła robić ze mnie kujonicę. Pozwoliłam, aby to stało się moją jedyną cechą. Nie rozumiałam, jak ludzie mogą widzieć tylko to. Przecież to wcale mnie nie definiuje. Nie sprawia, że nie umiem rozmawiać, o czymś innym, czy nie wytykać cudzych błędów. Poza tym, dobre oceny mam po to, aby spełnić inne marzenie. Nigdy nie spojrzałam na to z drugiej strony, dopóki nie wtargnął do mojego życia. Nigdy nie wierzyłam w to, że to osoba może odmienić moje życie, sposób postrzegani różnych rzeczy. Czułam, że to inni muszą się zmienić, a nie ja. A jednak nie jestem taka dobra, jak mi się wydawało. Chyba wszyscy zgodzimy się, że Mission Beach, to miejsce, gdzie królują wyobrażenia o ludziach, a nich faktyczne charaktery. Więc, dlaczego do cholery wiedząc to, pozwoliłam sobie na to samo? Wszystko jest piękne, póki nas nie dotyczy albo brzydkie, gdy patrzymy na to z boku bez emocji, a gdy się wczuwamy, gdy dostrzegamy, że za tym stoi człowiek, że to nie puste czyny, a masa emocji, to rozumiemy, że w tym mieście kieruje nami strach. Strach, że nie stać nas na nic więcej, a przecież w kółko obiecujemy sobie samym, że po przekroczeniu granic tego miasta, zdobędziemy wszystko. A co jeśli, to nie one nas powstrzymują? Może to granice miasta nas ukształtowały i zrobiły z nas ślepych ludzi, ale gdy opuścimy wyjedziemy z tego miasta, zajmującego niespełna dziesięć tysięcy metrów kwadratowych, czy dalej nie będziemy ślepi? Czy dalej nie będziemy ocenić ludzi, przez to, czego nauczyliśmy się tutaj? Powiedziałam mu kiedyś, żeby wyszedł z własnej dupy i musi to zrobić tu. Tu i teraz. Z resztą nie tylko on. Nie chcę być takim człowiekiem, który nie docenia małych gestów, mieszkając w jeszcze mniejszej mieścinie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro