Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.

Będąc już w rezydencji udałam się do swojego pokoju, a raczej apartamentu. Usiadłam na łóżko i zaczęłam zdejmować z siebie zbroję. Będąc zupełnie naga narzuciłam na siebie szlafrok i położyłam się na łóżku. Minęło kilka minut, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Wstając z łóżka przetarłam oczy i poprawiłam nieco włosy. Udałam się, żeby otworzyć. Gdy tylko nacisnęłam na klamkę, do środka wpadł Filip. Był wściekły. O co chodziło tym razem? Cokolwiek to było nie miałam na to siły.

- Jak mogłaś do tego dopuścić!? To
był przecież tylko jeden człowiek! - krzyknął z wyrzutem Filip, a ja wróciłam na łóżko i założyłam nogę na nogę. Nie podobało mi się to, że już nie traktują mnie jak człowieka. Przestałam nim być. Teraz jestem maszyną. Nie mam prawa zawieść. Inaczej będę skończona.
I co mam mu tak właściwie powiedzieć? Nie mogę nic zrobić, bo ten złodziej okazał się być człowiekiem, który jeszcze pięć lat temu znaczył dla mnie wszystko niestety zginął podczas wojny, a przynajmniej tak myślałam. Okazało się jednak, że żyje, ale mnie nie pamięta... Nie powiem mu tego. Uznałby mnie za skończoną idiotke.

- Słuchaj to bardziej skomplikowane niż myślisz. Złapię go pod jednym warunkiem. - powiedziałam, a on zmarszczył brwi.

- Słucham. - mruknął po chwili zachowując spokój.

- Oczyściće go z zarzutów. Nie pójdzie do więźenia. - powiedziałam z powagą, na co mężczyzna parsknął głośno śmiechem.

- Zwariowałaś do reszty! To przestępca, Diano. Nie możesz tego żądać. - warknął ze złością. Nie odpowiadałam. Czekałam aż to przemyśli i tak się stało, bo w końcu się odezwał. - Skąd pewność, że nie zrobi tego ponownie? - spytał, a ja westchnęłam.

- Mogę Ci to zapewnić. Dopilnuje, żeby oddał wszystko co ukradł. To się nie powtórzy, ale nie może zostać ukarany. - powiedziałam nieco podniesionym głosem.

- Złap go, a wtedy porozmawiamy. - stwierdził mężczyzna wychodząc z mojego pokoju. Rzadko trzaskał drzwiami. Bardzo rzadko.

Zamknęłam drzwi na klucz po czym udałam się do łazienki. Do wanny nalałam gorącej wody. Już miałam wejść do środka, gdy ktoś ponownie zapukał. Przewróciłam oczami. Czego oni ode mnie chcą...

Tym razem jednak, gdy wyjrzałam nikogo nie zastałam. Nieco zdziwiona wyszłam na korytarz i rozejrzałam się dokładnie. Nie widząc nikogo podejrzanego wróciłam do apartamentu i dokończyłam kąpiel.

Wyczerpana całym dzisiejszym dniem, a szczególnie wieczorem zaraz po wyjściu z łazienki położyłam się do łóżka. Przykryłam swoje ciało kołdrą i zamknęłam oczy. W mgnieniu oka zasnęłam. Jednak nie na długo.

Nagle obudził mnie jakiś hałas. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować poczułam jak czyjeś silne dłonie zaciskają się na moim gardle. Zaczęłam się wiercić. Postać nade mną miała zamazaną twarz. Próbowałam coś powiedzieć jednak to na nic. Nie dawałam rady, aż w końcu straciłam przytomność, a może umarłam? To raczej niemożliwe.

Szybko otworzyłam oczy i zeskoczyłam z łóżka próbując zapomnieć o potwornym koszmarze. Pot spływał mi po czole. Zanim wróciłam do łóżka udałam się do kuchni, żeby przemyć twarz. Wypiłam szklankę wody i dopiero wtedy byłam w stanie wrócić do łóżka. Tym razem zasypiając nie miałam żadnych niespodzianek.

***
Steve

Nigdy nie spotkałem się z kimś takim. Nie widziałem kobiety, tak silnej, tak szybkiej, tak zwinnej. Ona nie mogła być po mojej stronie. Nie mogła. Byłem pewny, że jest z nimi. To jakaś tajna broń, o której nikt nie raczył mi powiedzieć. Teraz mnie ściga i jest niesamowicie dobra w tym co robi...

Była jedyną osobą, która faktycznie mogła mnie powstrzymać. Zabije mnie, jeśli jej na to pozwolę. Ale nie mogę tego zrobić. Musiałem się jej pozbyć. Nawet jeśli miałoby to graniczyć z cudem.

Przez kilka minut sądziłem, że bomba będzie wystarczająca, ale ona nadal żyła. Podniosła się z ziemii... Żaden człowiek by tego nie przeżył, a więc kim ona jest?

Obserwowałem ją przez cały czas, gdy zaczęła dokądś zmierzać, poszedłem za nią. Weszła do rezydencji burmistrza, a wtedy wiedziałem, że może się to dla mnie źle skończyć. Czułem jak walczę sam ze sobą. Nigdy nie chciałem stać się kimś takim, ale już nim byłem. I teraz naprawdę nie miałem innego wyjścia. Jeżeli mnie złapie, to zginę. Zginę i wszyscy wokół również.

Dzięki Bogu na korytarzu było prawie pusto. Szedłem kilkanaście metrów za nią uważając, żeby mnie nie zauważyła. W końcu zatrzymała się przed jakimiś drzwiami. Otworzyła je po czym weszła do środka. Czekałem długi czas. Najpierw przyszedł do niej jakiś facet. Gdy wyszedł trzaskając drzwiami odczekałem chwilę, po czym sam podszedłem i zapukałem. Następnie schowałem się za rogiem, czekając aż odwróci się w drugą stronę. Wtedy jak najciszej umiałem prześlizgnąłem się za nią i wszedłem do środka. Schowałem się pod wielkim łóżkiem i dalej czekałem. Wyszła z łazienki. Widziałem jedynie jej nogi. A raczej stopy. W końcu weszła na łóżko. Gdy jej oddech się unormował, a klatka piersiowa opadała i unosiła się równomiernie, miałem pewność, że śpi. Założyłem maskę. Nie mogła wiedzieć kim jestem. Szybko wszedłem na łóżko i nie czekając aż się obudzi zacisnąłem ręce na jej gardle. Nie dawałem za wygraną. Widziałem, że próbuje coś powiedzieć, ale nie miała na to sił. Widziałem jak słabnie. Przez moment skupiłem swoją uwagę na zegarku znajdującym się na jej prawej dłoni. Wydawał mi się taki znajomy. Niekontrolowanie skierowałem swój wzrok na szafkę obok łóżka. I wtedy zobaczyłem to zdjęcie. Zdjęcie, które spowodowało mętlik w mojej głowie. Puściłem ją szybko, ale już wtedy straciła przytomność. Lub umarła. Przyjrzałem się jej twarzy. Taka piękna. Najpiękniejsza jaką widziałem. Dlaczego to zrobiłem?

Szybko zdjąłem z jej ręki zegarek, a z szafki zabrałem zdjęcie. Obie rzeczy schowałem do kieszeni po czym uciekłem zamykając ją na klucz. Liczyłem, że może uda mi się coś przypomnieć. Nie wiedziałem kim jest. Ani dlaczego próbowała mnie powstrzymać. Tylko, że to zdjęcie. Stałem tuż obok niej. Będąc w bezpiecznym miejscu usiadłem na ziemii i przyjrzałem się mu jeszcze raz. Wysoki mężczyzna po jej prawej stronie. On też wydawał się znajomy. I wtedy przypomniałem sobie chwilę w której, spotkałem go uciekając przed policją. To napewno on. Tylko, że naprawdę nic z tego nie rozumiem.

***
Diana

Z samego rana, zaraz po przebudzeniu udałam się do łazienki. Nieco zaspana wzięłam prysznic, licząc na to, że pobudzi mnie chociaż odrobinę. Gdy wyszłam z kabiny stanęłam przed lustrem, a wtedy zobaczyłam coś co mnie przeraziło. Na mojej szyi były czerwone ślady, od duszone dłonie. Jak to się mogło stać!? Przecież wszystkie okna były zamknięte. Drzwi również. To był tylko sen, do cholery! Pamiętam jak się z niego wybudziłam.

Starałam się przestać o tym myśleć. Przynajmniej chwilowo. Ubrałam się w spódnicę i jakiś golf, który zakrywał ślady na szyi. Rozczesałam włosy, a wtedy zorientowałam się, że czegoś brakuje. Nie miałam na ręce zegarka. Zegarek Steve'a! Natychmiast zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki, ubrania, każdy zakątek. I dotarło do mnie coś jeszcze. Nie było zdjęcia. Zdjęcia z naszego pierwszego zwycięstwa. Zdjęcia mojego i Steve' a. Zniknęły dwie jedyne pamiątki po nim. Kto zabrałby stare i zniszczone zdjęcie, oraz ledwo działający zegarek? Tylko ktoś, kto miał z tym coś wspólnego. Steve.

Musiałam odnaleźć przyjaciół. Powiedzieć im o tym, czego się dowiedziałam. Wymyślić jakiś plan. Tylko oni mogli mi pomóc.

Kiedy schodziłam po schodach, wpadłam na Filipa. Uśmiechnął się lekko widząc moją osobę.

- Przepraszam, za to jak Cię wczoraj potraktowałem. - mruknął, a ja kiwnęłam lekko głową. Było minęło, a zdania i tak nie zmienię.

- Nie masz za co, ale mój warunek jest nadal aktualny. - wyznałam wzruszając ramionami.

- Porozmawiam z burmistrzem. Może uda mi się coś załatwić... A tym czasem, zjemy razem śniadanie? - spytał brunet wysuwając dłonie do kieszeni. Powinnam coś zjeść.

- Jasne. - odparłam kierując się razem z Filipem do restauracji. Burmistrz zapewnił nam wszystko co potrzebne na czas pobytu, dlatego też udaliśmy się na śniadanie. Zgodnie z naszymi życzeniami, podali nam dwie kawy i naleśniki z owocami. Jadłam je po raz pierwszy w życiu, ale przyznaję były całkiem smaczne.

Po skończonym śniadaniu pożegnałam się z Filipem i udałam się do miasta. A właściwie to, do tej samej gospody co ostatnio. Liczyłam, że zastanę tam Charliego, Sameer' a i wodza. Nie myliłam się. Ten sam stolik, te same miejsca. Podeszłam do nich i usiadłam na wolnym miejscu obok Sameer' a.

- I? - spytał mężczyzna przyglądając mi się uważnie.

- To on. - przyznałam opierając się łokciami o stół. Widziałam w ich oczach radość. Szkoda tylko, że musiałam ich zasmucić. - Ale to już nie jest ten sam Steve co dawniej. - powiedziałam ze smutkiem w głowie.

- O czym ty mówisz, piękna? - spytał brunet, siedzący obok.

- On nie ma pojęcia... On nie wie kim jestem. Walczył ze mną. I udało mu się uciec. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Nie potrafiłam tego wszystkiego zrozumieć. - powiedziałam nie wiedząc jak im to wyjaśnić. To było tak skomplikowane.
Chyba cała trójka zrozumiała o czym mówię, bo spuścili głowy ze zrezygnowaniem.

- Czyli o nas też nie pamięta. - stwierdził ze smutkiem Charlie. Zrobiło mi się przykro. Zrozumiałam, że nie tylko dla mnie był ważny. Oni też cierpieli. Znali go właściwie dłużej ode mnie.

- Przykro mi. - westchnęłam kręcąc lekko głową.

- Nam też jest przykro Diano. - powiedział Sameer kładąc dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnął się prawie nie zauważalnie.

- Ale chyba nie planujesz tego tak zostawić, co? - spytał Charlie uderzając pięścią o stół. Zmarszczyłam brwi.

- Oczywiście, że nie. - odparłam. Nie mogłam zostawić Steve' a w rozsypce. - Dlatego tu jestem. Potrzebuję waszej pomocy. - dodałam przyglądając się ich oszołomionym minom.

- Zawsze do usług. - powiedział natychmiast Charlie, a ja się uśmiechnęłam. Mogłam na nich liczyć, a to było dla mnie najważniejsze. Wsparcie i pomoc.

- Jaki mamy plan? - spytał Wódz, a ja się przez moment zastanowiłam.

- Przejdźcie się po mieście. Popytajcie ludzi o złodzieja. Niech powiedzą wszystko, co wiedzą. Może ktoś wie, gdzie ukrywa się Steve. Może okrada w określony sposób i jakieś określone miejsca. Chcę wiedzieć wszystko. - powiedziałam po chwili namysłu. Póki co nie widziałam innego rozwiązania, a to było jakieś wyjście. - Za dwie godziny, spotykamy się tutaj. - dodałam wstając od stołu. Pozostali zrobili to samo. Nie czekając na nich wyszłam z gospody i zaczęłam iść w stronę centrum miasta.

Trochę długi ten rozdział
Trochę za długi 😒 i może trochę nudny, ale mam nadzieję, że nie jest mega beznadziejny. Pozdrawiam ❤️ i dziękuję za wszystko 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro