Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19.

***
Diana POV

Quill zaprowadził mnie w miejsce, w którym jeszcze nie byłam. Trochę na uboczu. Schowaliśmy się w jakichś krzakach. Nagle z budynku wyszło dwóch mężczyzn uzbrojonych po uszy. Mieli latarki. Nagle jeden z nich niespodziewanie zaczął kierować ją w naszą stronę. Zanim jednak do tego doszło poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i ciągnie w tył. Poczułam zderzenie z ziemią. W tym samym czasie Quill zakrył mi też usta. Latarka przez moment poświeciła w miejsce zw których jeszcze kilka sekund temu widniały nasze głowy. W końcu zrobiło się ciemno.

- Wstawaj. - powiedział mężczyzna po czym podał mi rękę. Natychmiast ruszyliśmy do drzwi. Wszędzie było bardzo ciemno. Mimo, że zwykle miałam świetny wzork teraz naprawdę niewiele widziałam. Quill jakby czytając mi w myślach złapał mnie za rękę i prowadził. Dokąd? Nie miałam pojęcia.

Nagle zaczęłam słyszeć ciche rozmowy i szmery. Zrobiło się jaśniej, więc mężczyzna mnie puścił. Ujrzałam kraty, a tuż za nimi moich przyjaciół. Odetchnęłam widząc, że żyją jednak dostrzegając ich siniaki i rany poczułam złość.

- Diana! - powiedział Sameer dostrzegając mnie jako pierwszy. Był szczęśliwy widząc moją osobę, jednak reszta nie popierała jego podejścia.

- Czego tu chcesz!? - warknął Chris spoglądając na mnie kątem oka. Byli źli. I to bardzo, ale rozumiałam to. Byłam winna tej całej sytuacji, jednak starałam się znaleźć rozwiązanie.

- Przeprosić. Nie chciałam, żeby do tego doszło, ale przysięgam nie miałam innego wyjścia. - powiedziałam na jednym wydechu.

- To przez ciebie tu trafiliśmy. Byliśmy blisko wygranej, ale ty nas powstrzymałaś. - powiedział Will, który jeszcze trzy dni temu miał do mnie zupełnie inne nastawienie.

- Wyjdziecie stąd. Cali i zdrowi. Uwolnię was, chcę jednak mieć pewność, że Steve na tym nie ucierpi. Bez niego sobie nie poradzimy. - wyznałam zgodnie z prawdą. Może oni sobie poradzą, jednak nie ja.

- Idź stąd. Będziemy mieli przez ciebie kolejne kłopoty. - wyznał Chris, a ja spuściłam głowę. To zrozumiałe, że nie chcieli mnie słuchać. Ani oni, ani Steve. Na kim więc miałam polegać?

- Musimy iść, zaraz tu będą. - szepnął Quill łapiąc mnie ponownie za rękę.

- Uwolnię was stąd. Obiecuję. - powiedziałam tuż przed tym jak mężczyzna, który mnie tu przyprowadził pociągnął mnie do wyjścia. Wyprowadził nas, a wtedy ponownie schowaliśmy się w krzakach. Przyszli nowi strażnicy. Weszli do środka, a wtedy nasza dwójka udała się w drogę powrotną. Zaczęliśmy iść do swoich pokoi. Z tego co się dowiedziałam Quill miał własne mieszkanie. Gdy już przy nim byliśmy mieliśmy się rozstać jednak nagle zauważyłam nikogo innego jak blondynkę, która w oczach miała jad. Widząc kto z nią idzie wytrzeszczyłam oczy. Steve. Enyo wciągnęła go za rękę do jakiegoś pomieszczenia oddalenego od naszej dwójki o kilkadziesiąt metrów.

- W porządku? - spytał mężczyzna stojący tuż za mną. Poczułam jak zatyka mnie od środka. Sądziłam, że jej nienawidzi. Pomyliłam się.

- Tak. - szepnęłam po chwili, a mężczyzna tylko otworzył drzwi do swojego mieszkania.

- Chcesz wejść? - spytał niepewnie, a ja spojrzałam na niego uważnie. Był przystojny. Dobry. Zdolny. Chciał mi pomóc. Skoro Steve zadaje się z tą wiedźmą, dlaczego ja nie mogłabym spędzić czasu z Quillem.

- Właściwie to czemu nie? - mruknęłam jakby sama do siebie mijając go w drzwiach. W środku panował porządek i ład. Białe ściany. Eleganckie meble. Duży salon z kanapą i kominkiem.

- Chcesz coś do picia? - spytał zamykając za nami drzwi.

- Nie, dziękuję. - odparłam i usiadłam na kanapie myśląc wciąż o tym co zobaczyłam. Nie mogłam uwierzyć, że odwrócił się ode mnie i w zamian poszedł do tej suki.

- To był ten cały Steve Trevor, prawda? - spytał brunet stając gdzieś w pobliżu kanapy. Założył ręce na klatkę piersiową.

- Tak. - odparłam krótko. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Aż tam bardzo go zraniłam? Tak bardzo, że teraz zaprzyjaźnił się z wrogiem.

- Jesteście razem? - zdziwił się marszcząc brwi. Te słowa przywróciły mnie do rzeczywistości.

- Oczywiście, że nie. - powiedziałam natychmiast. Nigdy nie byliśmy razem. Kilka pocałunków jeszcze o tym nie świadczy. - Przyjaźnimy się. I dziwi mnie to, że zaczął zadawać się z kimś takim. Szczególnie, że przyjechaliśmy tutaj, aby ją zabić. - dodałam, a to, że powiedziałam to na głos przyniosło mi jakąś ulgę.

- Rozumiem. Przykro mi. Dlatego. I też z powodu twoich przyjaciół. - wyznał siadając na kanapie. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Był zupełnie inny niż na wszystkich treningach. Spojrzał na moje nogi. - Jeżeli chcesz, mogę Ci to odkazić i zabandażować. - powiedział niepewnie, a ja również spojrzałam na swoje postrzelone kilka godzin temu nogi. Jeszcze minie trochę czasu, zanim się zregenerują, ale nie potrzebuje pomocy.

- Nie ma takiej potrzeby. Właściwe to wrócę do domu, wezmę prysznic i się położę. Chyba wystarczy mi wrażeń jak na jeden dzień. - wyznałam a on spojrzał na mnie i kiwnął lekko głową. Wstałam z kanapy, zaczęłam zmierzać do wyjścia, ale nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Quill. Gdy odwróciłam się w jego stronę stał tuż za mną. Jego twarz od mojej dzieliło kilka centymetrów. Nie zbyt rozumiałem, co się dzieje, ale nie przerwałam tego. Brunet położył dłoń na moim policzku. Przyciągnął mnie lekko do siebie i pocałował w usta. Lekko zszokowana oddałam pocałunek. Nie miałam w tym wprawy. Ostatni raz całowałam się kilka lat temu. Za każdym razem kiedy nasze usta się stykały czułam przyjemne uczucie ciepła i bliskości.
W końcu jednak się od siebie odsunęliśmy. Spojrzałam w oczy mężczyźnie. - Powinnam już iść. - szepnęłam w jego usta po czym się odwróciłam i zwyczajnie wyszłam z mieszkania. Nie dlatego, że mi się nie podobało. Po prostu nie chciałam się z niczym spieszyć. Nie wiedziałam, jak długo tutaj zostanę. I jak to się wszystko skończy. Nie chciałem ranić nikogo więcej.

***
Steve POV

Kolejny wieczór spędzałem w towarzystwie Enyo. Podczas naszych rozmów nie wydawała mi się zła, jednak bezzmiennie moim jedynym celem było znalezienie sposobu na zabicie jej. Nie byłem pewny co zrobi Diana. Najpierw zabije ją? Czy też mnie? Nie mogłem wyciągnąć od niej nieczego konkretnego.

- Już późno będę wracał do siebie. - powiedziałem spoglądając uważnie na kobietę.

- Słodkich snów, Steve. - odparła, a ja tylko skierowałem się do wyjścia. Bez niespodzianek wyszedłem z apartamentu. Zacząłem zmierzać do swojej sypialni. Chciałem zobaczyć się z Dianą. Usłyszeć jej głos. Nie znosiłem się za to co robiłem. Udawałem kogoś innego. Kogoś kogo chciałaby zabić. Gdy wszedłem do środka podbiegła do mnie Mia.

- Nudziłam się jak nie wiem. - wyznała zrezygnowana, a ja westchnąłem i złapałem ją za rękę.

- Wybacz, próbowałem coś załatwić. - odparłem prowadząc ją do łóżka. Dziewczynka wdrapała się na nie bez większych problemów.

- I udało się? - spytała, na co pokręciłem nieco głową.

- Nie do końca. - szepnąłem i gdy już się ułożyła wygodnie przykryłem ją kołdrą. - Powinnaś się przespać. Już późno. - stwierdziłem przyglądając się jej nieco.

- Spałam przez cały dzień! - wyznała znudzona, a ja się uśmiechnąłem. Nie wiedziałem czym mogłaby się zająć. Szczególnie, że nikt nie może się o niej dowiedzieć.

- Jutro spróbuję Ci załatwić jakieś zabawki, ale dzisiaj nic dla ciebie nie mam. - powiedziałem ze smutkiem w głosie, na co ona pogłaskała mnie po ramieniu.

- W porządku. Ty się wyśpij, a ja sobie znajdę jakieś zajęcie. - odparła z uśmiechem, a ja tylko udałem się na moment do łazienki. Wziąłem prysznic po czym wróciłem i położyłem się na łóżku obok dziewczynki. Natychmiast zasnąłem.

Dobranoc 💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro