16.
***
Steve POV
Stało się to, czego się obawiałem. Zaatakowali Dover. Nie tylko oni, ale ja też. Walczyłem razem z nimi. Gdy już pokonaliśmy ich żołnierzy zaczęliśmy schwytywać ludzi. Tym, którzy byli już starzy i niewiele warci, należało sprzedać kulkę w łeb. Robiłem to z niechęcią, jednak robiłem. Nie miałem innego wyboru. To wszystko było ponad moje siły.
- Możecie jechać! - krzyknąłem do kierowcy ciężarówki, która już była pełna. Nikt więcej by się tam nie zmieścił. Na mój znak pojazd ruszył i zaczął jechać w drogę powrotną do Agencji.
- Zgarniamy resztę ludzi, a wy zostaniecie tutaj i zapakujecie wszystko co ma jakąkolwiek wartość. Później tu kogoś przyślemy, a wtedy wy będziecie mogli wrócić. - powiedział jeden ze strażników. Nie spierałem się z nim. Wolałem zostać tutaj, niż jechać z tymi ludźmi i pilnować, żeby nie uciekli. Gdyby tylko spróbowali musiałbym ich zabić, a nie wiem czy potrafiłbym to zrobić.
Odprawiłem pięć kolejnych ciężarówek z ludźmi po czym wraz z moim oddziałem zacząłem przeczesywać tutejsze budynki mieszkalne. Minie kilka godzin zanim wrócę i będę mógł zacząć realizować swój plan.
***
Diana POV
Mężczyzna zaprowadził mnie do jakiegoś budynku. Dużo niższego niż ten z którego wyszłam. Nie bardzo wiedziałam, dlaczego mnie tutaj przyprowadził. Była to jedna wielka i przestrzenna hala. W jednym kącie stały jakieś sprzęty, które nie wiem do czego miały służyć. Zupełnie nieznane mi przyrządy. Nagle na mojej drodze stanął ten sam mężczyzna, który niedawno przyniósł mi kombinezon. Miał w ustach papierosa.
Stanęłam z nim twarzą w twarz i uznałam, że jest dość przystojny. Był wyższy o jakieś dziesięć centymetrów, dlatego patrzył na mnie z góry. Jego ubiór był koloru białego, a to od razu skojarzyło mi się z Enyo. Ona również była ubrana w ten kolor.
- Kim jesteś? - spytałam dość zaintrygowana. Brunet spojrzał mi głęboko w oczy po czym wyciągnął z ust papierosa.
- Nauczysz się tutaj wszystkiego, czego nie nauczyli Cię na tej twojej nieistniejącej wyspie. - powiedział stanowczym tonem, a ja miałam ochotę się zaśmiać. Czego chciał mnie nauczyć? Był zwykłym człowiekiem. Chyba. Właściwie to nie odpowiedział na moje pytanie.
- Posłuchaj, nie wiem czego planowałeś mnie nauczyć, ale zapomnij bo wszystko mam już za sobą. - powiedziałam uśmiechając się szeroko. Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Poważnie? - spytał nieco rozbawiony tym co powiedziałam. - Weź sobie jakąś broń i pokaż mi jak strzelasz. - rozkazał wskazując ręką na stół z różnymi pistoletami. Po co mi pistolet, skoro o wiele szybciej zabiję własnymi rękami?
- Nie potrzebuję... - zaczęłam jednak mężczyzna przerwał mi w połowie zdania.
- Chcę zobaczyć jak strzelasz. - powiedział tonem nie noszącym sprzeciwu. Przewracając lekko oczami podeszłam do stołu i wzięłam pierwszy lepszy pistolet. Szczerze powiedziawszy nie znałam się na nich za specjalnie.
- W co mam strzelać? - spytałam jakby od niechcenia, gdyż w pobliżu nie widziałam żadnych tarcz. Brunet spojrzał na mnie znacząco i rozłożył ręce.
- Do roboty. - powiedział, a ja pokręciłam przecząco głową. To był głupi pomysł.
- Co jeśli trafię? - spytałam nie bardzo rozumiejąc to co on właściwie zamierza.
- Wtedy będzie dobrze. - odparł, a ja nie czekając dłużej uniosłam karabin w jego stronę i zaczęłam strzelać. Przez kilka pierwszych strzałów ani drgną, gdyż kula nawet nie przelatywała obok niego tylko gdzieś daleko. Albo miałam tak słabe oko, albo to z nim było coś nie tak. W końcu jedna kula zaczęła lecieć w jego głowę. Wtedy czas się jakby na moment zatrzymał a on nachylił się lekko do tyłu, dzięki czemu uniknął śmierci. Strzalałam w dalszym ciągu i wychodziło mi coraz lepiej, ale jemu również. Za każdym razem gdy już miałam wrażenie, że dostanie on robił coś czego się niespodziewałam. To było naprawdę niewiarygodne. W końcu doszło do tego, że gdy nacisnęłam na spust zabrakło mi amunicji. Odłożyłam broń i spojrzałam na mężczyznę. Nie zmęczył się ani odrobinę, za to ja, czułam, że mam lekki problem z koncentrajcą.
- Zamiana. - szepnął mijając mnie w drodze do stołu z broniami. - Ale najpierw zdejmij to. - powiedział po czym złapał mnie za nadgarstek. Poczułam jak jego ręka zaciska się na bransolecie dzięki której prawie nic nie czułam. Nie okazując najmniejszego strachu podciągnęłam rękawy kombinezona i zdjęłam elementy należące do mojej prywatnej zbroi.
- Gotowe, szefie. - burknęłam i stanęłam w odpowiedniej pozycji szykując się na atak. Nie nadchodził on. Dopiero gdy już byłam trochę zdezorientowana postępowaniem mojego przeciwnika dostrzegłam kilkanaście kul lecących jednocześnie w moją stronę. Już chciałam użyć bransolet, jednak przypomniałam sobie, że ich nie posiadam. Wtedy wybiłam się podskoczyłam jakieś dwa metry w górę. Opadłam dopiero, gdy kulę przyleciały. Później zaczęłam po prostu biec i omijać zwinnymi ruchami pociski. Trwało to bardzo długo. Miałam wrażenie, że całą wieczność. Byłam zmęczona. Potwornie zmęczona uciekaniem od kul, które leciały z zawrotną prędkością. Kolejna z nich, a ja ponownie podskoczyłam tyle że tym razem mężczyzna prześlizgnął się pode mną, a gdy już opadłam nie zdążyłam się odwrócić kiedy już poczułam ból prawego ramienia i sączącą się po nim krew.
- Nie jesteś najlepsza. Może i byłaś wśród tych swoich Amazonek, ale nie tutaj i nie teraz. Nasza broń, nasze metody walki, nasza innowacyjna technologia i rozwiązania przewyższają cię pod każdym względem. - powiedział, a ja złapałam się za ramię. Może i wygrał, ale gdyby pozwolił mi walczyć tak jak walczyłam do tej pory nie miałby szans. - Możesz odpocząć. Za dwie godziny obiad, a potem znowu się tutaj spotykamy. - wyznał już trochę spokojniej, a ja podeszłam do stołu. Wzięłam swoje bransolety i zaczęłam zmierzać w drogę powrotną do swojego pokoju.
***
Steve POV
W końcu około godziny osiemnastej mogłem wrócić do Agencji. Od razu udałem się do pokoju. Wziąłem prysznic i przebrałem się w normalne ubrania. Wychodząc z pokoju natknąłem się na Dianę. Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie taki był mój plan, ale widząc jej posiniaczoną twarz i zabandażowane ramię nie mogłem przejść obojętnie.
- Co z tobą? - spytałem zakładając ręce na klatkę piersiową. Uśmiechnęła się lekko, jednak szybko spoważniała. Wyglądała na smutną?
- Nie pytaj. Byłam pewna, że nikt nie zdoła mnie pokonać, ale pomyliłam się. - powiedziała ze zdumieniem, a ja zastanawiałem się kto jej to zrobił. Włosy miała związane w warkocz, a to coś mi przypomnało. Jakbym już gdzieś ją widział. Jednak nigdy nie widziałem jej w tej fryzurze. Chyba.
- A ty? - spytała niepewnie, gdy ja stałem milcząc. Spuściłem wzrok.
- Jestem zajęty. - odparłem krótko i chciałem ją minąć, ale złapała mnie za rękę. Poczułem dreszcz. Tak jak za każdym razem gdy mnie dotykała.
- Steve, przepraszam Cię za to wszystko. Wymyślę coś, żeby nas stąd wydostać. - powiedziała z pewnością siebie, a ja nawet nie byłem w stanie spojrzeć jej w oczy. Gdybym to zrobił mógłbym zrobić coś czego później bym żałował.
- Trochę na to za późno. - odparłem cicho i wyrwałem rękę z jej uścisku. To było dla mnie naprawdę trudne, jednak nie mogłem inaczej. Nie było innego wyjścia z tej sytuacji. Ona szukała rozwiązania, a ja już je znalazłem. I musiałem się trzymać tego co postanowiłem.
Nie planowałam póki co dodawać, ale proszę 😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro