Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.

***
Steve POV

Fakt, że wróciłem za świata zmarłych i to, że zostałem wskrzeszony przez córkę boga wojny nie było czymś przyjemnym. Sądziłem, że świadomość tego co się wydarzyło sprawi mi satysfakcję. Myliłem się. Słysząc słowa Enyo czułem się źle. Jakbym oszukał swoje przeznaczenie.

Najbardziej jednak zaskoczyła mnie właśnie Diana. Osoba która mogła z zamkniętymi oczami uratować świat, ale nie zrobiła tego, żeby mnie ratować. Myśl, że robi to dla mnie była cholernie... przyjemna. Tak, przyjemna. Jednak wiedząc jak wiele poświęciła, czułem większą złość niż wdzięczność. Nie byłem ósmym cudem świata. Ani jakimś cennym bogiem. Ani nikim kogo by obeszła moja śmierć. Byłem zerem. Tylko, że ona tak nie uważała.

Stając twarzą w twarz z tą suką doznałem niezłego szoku. Wcale nie wyglądała jak zło wcielone, wręcz przeciwnie nie jeden nazywałby ją aniołem. Gdyby tylko nie wiedział jaka jest naprawdę.

- Nareszcie wróciłeś. - mruknęła blondynka podchodząc do mnie coraz bliżej. - A raczej ona cię tu przyprowadziła. - powiedziała wskazując ręką na kogoś za moimi plecami. No tak... Diana. Któż by inny?

- To ja przyprowadziłem ją. Tylko, że plany się nam nieco pozmieniały. - warknąłem jej w twarz, a ona się jedynie uśmiechnęła. Wiedziała, że nie mogłem pojąć dezycji jaką podjęła Diana.

- Cóż, nie było innego wyjścia. - wyznała Enyo, a ja zacisnąłem zęby. Byłem taki wściekły. - Puśćcie go. Jednakże ma zakaz opuszczania agencji. - powiedziała, a ja się nieźle zdziwiłem. Pozwala mi wolno chodzić. Sądziłem, że to inaczej będzie wyglądało. - Pozostałych zamknijcie w celach. - powiedziała uśmiechając się szeroko, a ja tylko wyciągnąłem zakute dłonie w stronę strażników. Bez entuzjazmu zdjęli ze mnie kajdanki. Spojrzałem na przyjaciół, którzy wręcz nie dowierzali temu co się działo. Diana stała ze spuszczoną głową. W końcu zabrali ich z pola naszego widzenia. Zostaliśmy w pokoju tylko w trójkę. Gdybym mógł rzuciłbym się na tą kobietę i zabił ją. Jednak nie uda mi się. Nie mam takiej mocy ani siły.

- No dobrze, pozwólcie, że zaprowadzę was do waszych pokoi. - powiedziała w moją stronę i się uśmiechnęła. Zacisnąłem zęby. Musiałem coś wymyślić. Nie mogłem pozwolić, żeby to się dalej ciągnęło. Tylko co tak naprawdę mogłem zrobić?

Enyo ominęła nas. Spojrzałem na Diane i minąłem ją szturchając ją lekko w ramię. Szedłem tuż za blondynką. Słyszałem jak Diana podąża za nami. Szliśmy kilka minut, aż w końcu zatrzymaliśmy się. - To tutaj. Rozgośćcie się. - powiedziała kobieta wskazując drzwi po jednej i drugiej stornie korytarza. Nie czekając ani chwili dłużej wszedłem do tego po prawej i zamknąłem za sobą drzwi. Średniej wielkości pokój z białymi ścianami. Na środku łóżko, a po obu jego stronach szafki nocne z lampkami. Po lewej stronie stała komoda. Nad nią wisiało lustro. Spojrzałem w prawo. Tutaj z kolei dostrzegłem stolik z dwoma krzesłami. Nie myśląc wiele położyłem się na łóżku. Spojrzałem w sufit. Co robić? Co mam zrobić?

Nagle jakby coś mnie trafiło. Doznałem jakiegoś olśnienia. Najprościej było sprawić, żeby Diana mnie znienawidziła. Wtedy obojętne jej będzie to czy przeżyję czy też umrę razem z Enyo. A chyba nic nie zdenerwuje jej tak bardzo jak odrzucenie i zdrada. Kocham ją. Tak, mogę to powiedzieć. Zakochałem się w niej, ale to jedyne wyjście, żeby ochronić ją i wszystkich, którzy trafili tutaj przeze mnie. Muszę ponownie umrzeć. Ktoś na górze tak bardzo chce mnie stąd zabrać. I nie pozwoli mi zostać. Chyba, że kosztem żyć ludzkich, a tego nie chcę.

***
Diana POV

Siedziałam na podłodze oparta o ścianę. Kolana przyciągnęłam do klatki piersiowej. Patrzyłam pusto w sufit. Nie pozwolę na to, żeby Steve umarł lecz nie mogę też dopuścić do tego, żeby moi przyjaciele spędzili resztę życia w więzieniu. Przyszli tutaj, bo wierzyli we mnie. Dołączyli się, bo chcieli działać..

Musiałam w jakiś sposób sprawdzić to, czy Enyo mówiła prawdę. Skąd mogę mieć pewność, że nie kłamała? Wiedziała, że mogę ją pokonać i dlatego wymyśliła coś, przez co była bezpieczna. Szczerze chciałam w to wierzyć, jednak, żeby ją zabić musiałam być pewna w stu procentach. Nawet jeżeli Steve był teraz zły. To wiedziałam, że mu przejdzie. Musiał mi pomóc. Nie mogłam zostać z tym sama.

Siedząc dalej na ziemii poczułam jak moje powieki stają się coraz cięższe. W ciągu kilku minut zasnęłam.

Obudziłam się słysząc walenie do drzwi. Otworzyłam oczy i mimo sztywności kręgosłupa podniosłam się na równe nogi. Zaczęłam iść w stronę dochodzącego mnie dźwięku. Otworzyłam drewnianą konstrukcję, gdzie ujrzałam jakiegoś mężczyznę.

- Ubierz się w to. Za dziesięć minut bądź na zbiórce. - powiedział oschle podając mi jakieś granatowe ubrania, a wraz z nimi czarne buty. Nieco zdezorientowana spojrzałam na wysokiego brunetka po czym wzięłam od niego rzeczy. Zamknęłam drzwi. Od teraz miałam ubierać się jak oni? Walczyć razem z nimi? Zabijać?

Zdjęłam z siebie wszystko, po czym po kolei zaczęłam nakładać to co dostałam zaczynając od bielizny oraz białych skarpetek. Następnie włożyłam luźną koszulkę i sporo za duże spodnie. Później marynarkę i buty. One jako jedyne były w moim rozmiarze. Na koniec założyłam bransolety kuloodporne. Rzadko kiedy się gdzieś bez nich ruszałam, tym bardziej, że byłam w takim miejscu.

Będąc gotowa schowałam swojej rzeczy pod łóżko i wyszłam z pokoju. Nie dało się go w żaden sposób zamknąć, dlatego nie zwlekając zaczęłam iść wraz z innymi ludźmi. Szli w jednym kierunku, dlatego uznałam, że powinnam dołączyć. Nagle znaleźliśmy się ma jakimś dużym holu. Wtedy dopiero dostrzegłam, że każdy ma inny kolor kostiumu. Ja jako jedna z nielicznych byłam ubrana na granatowo. O ile nie byłam jedyna...

- Uwaga! Czarni żołnierze szykują się na wyjazd do Dover. Czerwoni, jedziecie do Walmer i przywracacie porządek. - chwileczkę. Walmer to to miejsce, gdzie walczyliśmy. Wszystko pójdzie na marne? - Zieloni, wy zajmujecie się stratami u nas. Część z was idzie na plac główny, a reszta do więźenia. Mamy nowych gości. - powiedział, a ja tylko przyglądałam się temu jak wszyscy się rozchodzą. Wszystkie kolory zniknęły z mojego pola widzenia. Cholera... Zostałam sama.

- Ty, za mną. - powiedział mężczyzna patrząc na mnie złowrogo.
Zrezygnowana zaczęłam za nim podążać. Wyprowadził mnie z budynku, w którym spędziłam noc. Skoro jestem sama, to gdzie jest Steve?

- Chcę widzieć się ze Stevem Trevorem. - powiedziałam stanowczo, na co ten zatrzymał się nagle.

- To czego chcesz... Nie ma najmniejszego znaczenia. - szepnął nachylając się nad moją głową.

- Wiesz kim jestem? - spytałam nie okazując strachu.

- Gówno mnie to obchodzi. - wyznał i chciał złapać mnie za ramię jednak od razu wykręciłam mu ją sprawiają niemały jak sądzę ból. Za dużo sobie pozwalał.

- Chcę wiedzieć, gdzie jest Steve Trevor? - spytałam ponownie, a on zrobił zdezorientowaną minę.

- Jest z czarnymi. - powiedział stanowczo, a ja zmarszczyłam brwi. To oznaczało, że razem z pozostałymi będą próbowali podbić Dover. To piękne miasto.

- Dokąd mnie prowadziłeś? -spytałam ze złością i przyjrzałam się mu uważnie.

- Na szkolenie. - odparł z pewnością, a ja go puściłam. Szkolenie? Po cholerę mi jakieś szkolenie, skoro jestem lepsza od nich wszystkich. - Taki dostałem rozkaz. - dodał po chwili, a ja go puściłam. Kiwnęłam głową. Musiałam współpracować. Przynajmniej narazie. Nie miałam innego wyjścia.

No i znowu koniec weekendu 😩😩 eh, no życzę znośnego poniedziałku 😍 ja sama mam jutro dwa próbne sprawdziany XD czuję, że będzie źle 😂😂 no nic pozdrawiam ❤️👄

A no i jeszcze jedno 5⭐ = next (nigdy nie chciałam tego robić, ale jednak muszę) 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro