11.
***
Diana
Szliśmy przez kolejne dwa dni. Nie zatrzymując się ani na odpoczynek, ani w moim przypadku nawet na posiłki. Kazałam im jeść po drodze. Nie chciałam tracić więcej czasu. Tym bardziej, że czekało nas jeszcze kilkanaście godzin płynięcia łodzią. Nie mogłam zmarnować więcej czasu.
- Zaraz będziemy na porcie. - wyznał z ulgą i radością Steve. Spojrzałam na trójkę, która podążała za nami. I to sporo za nami.
- Już blisko! - krzyknęłam zwracając na siebie ich uwagę. Każdy z nich wydał z siebie okrzyk radości. Jednak nie zwróciłam na to większej uwagi. Szliśmy dalej, aż w końcu gdy wybiła godzina dwudziesta trzecia byliśmy już na porcie. Steve zaprowadził nas do jakiejś łodzi. - Ukradłeś ją? - spytałam podejrzliwie, a on się uśmiechnął.
- Nie do końca. - wyznał wchodząc na pokład. Niepewnie weszłam na łódź i się rozejrzałam. - Pożyczyłem. - stwierdził gdy tylko reszta różnież była już w środku. Ruszyliśmy, a ja stanęłam na dziobie. Czułam się jak wtedy, gdy odpływałam z Themesciry. Tak jakbym już miała tutaj nie wrócić. Minęło sporo czasu.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam nagle za swoimi plecami. Spojrzałam w tamtą stronę. Steve zapinał aktualnie swoją kurtkę.
- Tak sądzę. - odparłam niepewnie. Odwróciłam się w jego stronę, a wtedy zobaczyłam jak pozostali leżą plackiem na ziemii.
- Padli jak muchy. - wyznał Steve uśmiechając się lekko. Pociagnęłam nosem. Było już dosyć zimno. Połowa października.
- Mam tylko nadzieję, że mi to wybaczą. - mruknęłam cicho okrywając się dokładniej płaszczem.
- Nie kazałaś im iść. - przypomniał Steve nie rozumiejąc zbytnio o co mi chodzi.
- Wiem, ale... Idą ze mną z własnej woli. To coś więcej. Robią to dla mnie. - powiedziałam cicho, a on westchnął. Milczeliśmy przez chwilę. Dłuższą chwilę.
- Wiem, że Ci się uda. Czuję to od kiedy zobaczyłem do czego jesteś zdolna. Możesz ich pokonać. Możesz i zrobisz to. Kimkolwiek on jest. Zabijesz go i to się skończy. Wtedy będą szczęśliwi - wskazał ręką na trójkę mężczyzn - będą wiedzieli, że ta długa droga była tego warta. Że nie poszli za tobą na darmo. - wyznał a ja się uśmiechnęłam. Znów dostrzegałam w nim to co kiedyś. Ten entuzjazm.
- Więc musi się udać. - stwierdziłam z pewnością w głosie. Znów zapatrzyłam się przed siebie. Na wodę i fale.
- Diano... Muszę Ci coś powiedzieć. - zaczął Steve niepewnie wkładając ręce do kieszeni. Spuścił głowę ze smutną miną, a ja tylko zmarszczyłam brwi. - Mam coś co należy do Ciebie. - dodał, a ja natychmiast zrozumiałam. Mężczyzna wyciągnął z jednej kieszeni zdjęcie, a z drugiej zegarek. Podał mi jedno i drugie. - Po naszym pierwszym spotkaniu byłem pewny, że jesteś z Agencji. Że jesteś ich tajną bronią. Nie mogłem dać Ci się złapać. I dlatego poszedłem za tobą do rezydencji. Wydaje mi się, że wiesz co było potem. - powiedział patrząc na moje dłonie. Stałam w bez ruchu słuchając tego co mówi. - Wtedy byłem w stanie Cię zabić, ale żałuję tego. Cholernie tego żałuję. I chciałem Ci powiedzieć już dawno... Przyznać się. To był wielki błąd. Gdybym mógł odwróciłbym to za wszelką cenę. - powiedział z wyrzutem sumienia, a wtedy odwróciłam się do niego twarzą. Spojrzałam mu w oczy.
- Wiedziałam, że to ty. - wyznałam szeptem, na co Steve zrobił niedowierzającą minę. Był absolutnie zaskoczony.
- I nie jesteś zła? - spytał, a ja tylko westchnęłam i spojrzałam na zdjęcie.
- Było mi jedynie przykro, ale nie byłam zła. Czekałam aż sam się do tego przyznasz. I w końcu to zrobiłeś. - odparłam z minimalnym uśmiechem na ustach. Mężczyzna odetchnął jakby z ulgą.
- Wybacz, że czekałem z tym tak długo. - wyznał, a ja tylko położyłam dłoń na jego ramieniu.
- To... - zaczęłam kierując wzrok na zegarek. - I tak należy do ciebie. - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Dałeś mi go chwilę przed wejściem do samolotu. - przypomniałam i poczułam niezmierne szczęście widząc go tutaj całego i zdrowego.
- Zatrzymaj go. - wyznał, a ja zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam.
- Dlaczego? - zdziwiłam się, a on westchnął ciężko.
- To będzie jak kolejna wojna. I ty przeżyjesz napewno, ale ja nie mam supermocy... - zaczął jednak szybko mu przerwałam. Nie mogłam tego słuchać. Jeszcze niedawno mówił co innego.
- Rozumiem. - mruknęłam udając, że wcale mnie to nie obchodzi. Nachyliłam się, żeby schować zegarek do jego kieszeni. Jednak się zatrzymałam. Będzie o nim wiedział. Muszę z tym poczekać. Już miałam się odsunąć, gdy brunet również się nachylił, a ja nie pomyślałam, że może to różnie zinterpretować. Zaczął się zbliżać, a ja mu w tym nie przeszkadzałam. Nagle jednak nasza łódź się jakoś dziwnie przechyliła i oboje upadliśmy na ziemię. Steve mnie złapał i pomógł szybko wstać. Mimo ciemności, zauważyłam, że w naszą łódź uderzyła inna. Trochę mniejsza. Ale nie była to zwykła łódź. Zaczęli wychodzić z niej mężczyźni ubrani na czarno. W maskach. Z karabinami. Zaczęli strzelać na oślep. Widząc, że kilka kul leci w stronę Steve' a pociągnęłam go za rękę i przewróciłam na ziemię.
- Nie podnoś się. - warknęłam widząc jak mężczyzna próbuje wstać. Sama się rozpędziłam i przeskoczyłam na drugą łódź uderzając przy okazji dwóch mężczyzn. Następni zaczęli się na mnie rzucać. Z początku szło mi nieźle. Dawałam sobie radę, ale oni ciągle przybywali. Strzelali i walczyli jednocześnie. Nie mogłam ich zliczyć. Nagle zaczęli padać. Jeden po drugim. Spojrzałam za siebie. Steve strzelał do nich z bezpiecznej odległości. Szybko pobiegłam dalej. Musiałam znaleźć odpowiedź na pytanie kim są. I w końcu zobaczyłam kogoś skulonego w rogu. Dziewczyna... Ale nie wyglądała na jednego z nich.
- Jak się nazywasz? - spytałam kucając obok niej. Młodziutka blondynka spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Sara. - odparła niepewnie drżącym głosem.
- Co to za statek? - spytałam szybko mając nadzieję, że będzie chciała mi pomóc.
- To są ludzie z Agencji na północy. Szukają Steve' a Trevor' a. - powiedziała szybko kobieta, a ja nie byłam tym wcale zdziwiona. Czego więcej mogliby chcieć?
- Kto tym wszystkim rządzi? Kto rządzi tą Agencją? - spytałam, a ona już otworzyła usta żeby odpowiedzieć, nagle jednak usłyszałam strzał. A z głowy dziewczyny zaczęła spływać krew. Zciesnęłam zęby i spojrzałam w tamtą stronę. Wysoki facet stał z bronią i już we mnie wycelował. Szybko do niego pobiegłam i podcięłam mu nogi. Gdy był nade mną zamachnęłam się i wyrzuciłam go za burtę. Zanim jednak wpadł do wody złapałam go za rękę.
- Kto jest waszym przywódcą? - ponowiłam pytanie, wtedy jednak ktoś znowu strzelił, a ja poczułam przeszywający ból ręki. Kolejny. Lewa noga również oberwała. Puściłam mężczyznę, który wpadł z hukiem do wody. Sama usiadłam na ziemii.
- Cholera. - mruknęłam rozglądając się. Nikogo nie widziałam. Nagle Steve pojawił się obok mnie.
- Jesteś ranna. - szepnął kładąc dłoń na moich plecach.
- To nic. - zapewniłam próbując się podnieść. A jednak boli. Steve objął mnie w pasie.
- Nie dasz rady dojść. - powiedział mężczyzna i nagle wsunął rękę pod moje kolana. Uniósł mnie i zaczął zmierzać z powrotem na naszą łódź.
- Dałabym sobie radę. - mruknęłam gdy już byliśmy na miejscu. Chłopak usadził mnie ostrożnie. Odszedł na chwilę po czym wrócił z jakimś plecakiem.
- Pozwól, że Ci to opatrzę. - mruknął, a ja kiwnęłam głową nie wspominając o tym, że za kilka godzin nie będzie ani znaku po tych ranach.
- Dziękuję. - mruknęłam widząc jak ostrożnie bandażuje moje rany.
- Wszystko w porządku? - spytał z drugiego końca naszej łodzi Samee. Uniosłam kciuk w górę.
- Musimy spadać. Nie wiadomo, czy nie było ich więcej. - stwierdził Wódz majstrując coś przy sterach. I nagle zaczęliśmy płynąć dużo szybciej. Zaczęłam czuć jak rany mi się regenerują.
- Ile nam tak właściwie zostało Steve? - spytał Charlie, a brunet siedzący obok mnie zastanowił się przez chwilę.
- Jeszcze kilka godzin. - wyznał szybko. Oparłam się plecami o burtę. Już niedługo znajdę się na polu bitwy. Rzecz w tym, że nie wiem z czym przyjdzie mi się zmierzyć. A raczej z kim. Nie bałam się. Prawie nigdy nie czułam strachu, ale jednak w tej chwili patrzyłam na Steve' a i przechodziły mnie ciarki. Nie mogę go stracić poraz kolejny. Nie zniosłabym tego... Nawet jeśli nic nas już nie łączy. To jest nadal Steve. Jest gdzieś w środku. I nie mogę go za żadne skarby stracić.
Hejka wszystkim 😘 dziękuję bardzo za komentarze i gwiazdki 💟 jestem mega szczęśliwa, że wam się podoba 😚 pozdrawiam i do następnego 💜 dzięki Bogu już jutro piąteczek 😅
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro