18.
***
Steve POV
Wyszedłem od Enyo około dwudziestej trzeciej. Opowiedziała mu wszystko od początku do końca. Jednak wciąż nie rozumiałem jednego. Skoro została tak okrutnie potraktowana przez Aresa i przez los. To dlaczego do cholery zeszła na złą drogę? Dlaczego porywa ludzi? Niszczy ich domy i kradnie ich własność. Powiedziała mi wszystko poza tym, czego chciałem się dowiedzieć.
Z samego rana obudził mnie budzik, którego swoją drogą w wcześniej nie zauważyłem. Ubrałem się w swój mundur i poszedłem na zbiórkę. Co tym razem? Skoro wczoraj podbiliśmy miasto. To dzisiaj musimy przewieźć tam naszych ludzi. Tych którzy już nas znają. Wiedzą czym to pachnie. Dlatego, chwilę po rozkazie każdy z nas udał się do wyznaczonych pokoi. Zwykle mieszkało w nich po dwie lub trzy osoby.
Kiedy już wszyscy z list siedzieli w furgonetkach zauwieźliśmy ich do Dover. Wskazaliśmy im nowe mieszkania. Właściwie to była dla nich dobra zmiana. Dostawali swoje własne nowe domy za darmo. W zamian mieli jedynie się nie sprzeciwiać. Żyć zgodnie z tym co rozkaże Enyo. Pracować dla niej. Nagle pobiegła do mnie jakaś dziewczynka. Rozpoznałem ją. To Mia.
- Co tutaj robisz? - spytałem cicho zaciągając ją w jakiś zaułek. Nie mogą zobaczyć, że z nią rozmawiam.
- Kazali mi jechać, ale nie mogę tu zostać. Miałam czekać w Agencji na siostrę. Obiecała, że po mnie wróci. - powiedziała przerażona dziewczynka. Teraz byłem pewny, że to siostra Chloe. Wszystko się zgadzało. Nie mogłem jej tutaj zostawić.
- Zaczekaj tu. Zaraz podjadę po ciebie ciężarówką, a ty wskoczysz do środka i się schowasz zgoda? - spytałem niepewnie, a ona kiwnęła głową. Sam wyszedłem zza ściany i podszedłem do ciężarówki. Stało przy niej dwóch mężczyzn.
- Skończyłem. Wrócę już do Agnecji. - powiedziałem stanowczo. Nie bałem się ich.
- Poczekasz na wszystkich. - stwierdził trochę starszy ode mnie facet. Spojrzałem na niego uważnie.
- Pomyśl zanim cokolwiek powiesz lub zrobisz. Wystarczy jedno moje słowo, a może przytrafić Ci się jakiś straszny wypadek. Chyba, że jeszcze nie miałeś okazji zapoznać się ze zdolnościami Enyo. - powiedziałem wyciągając rękę w jego stronę. Miał kluczyki, a ja ich w tej chwili potrzebowałem. Spojrzał na mnie niepewnie po czym z żalem oddał mi klucze. Z powagą na twarzy wsiadłem do wozu i odpaliłem go. Zwróciłem po czym pojechałem pod zaułek. Zwolniłem nieco otwierając w tym samym czasie drzwi od strony pasażera. Mała blondynka bez problemu wskoczyła do środka i skuliła się na ziemii. Bez problemów wyjechałem z miasta, które już teraz było porządnie strzeżone przez naszych.
- Możesz wyjść. - powiedziałem nie spuszczając wzorku z drogi.
- Dziękuję. - szepnęła Mia, a ja się uśmiechnąłem.
- Twoja siostra jest już w Agencji. Niestety nie wiem kiedy będziesz mogła się z nią spotkać. - powiedziałem niepewnie spoglądając na dziecko.
- Dlaczego? - spytała ze smutkiem dziewczynka, a ja westchnąłem.
- Trafiła do więzienia. - wyznałem a ona spuściła głowę. Widziałem w jej oczach łzy. - Hej, nie płacz. Postaram się ją stamtąd wydostać. Ją i pozostałych przyjaciół. - powiedziałem stanowczo, a ona się nieco uspokoiła.
- Gdzie mam się ukryć? Mój poprzedni pokój już ktoś zajął. - szepnęła, a ja się zastanowiłem.
- Póki co zmaieszkasz u mnie. - wyznałem nie widząc innego wyjścia.
Mała odetchnęła z ulgą i oparła się wygodniej o siedzenie. Kilkadziesiąt metrów przed bramami Agnecji Mia ponownie się schowała. Gdy wjeżdżałem do środka czułem na sobie spojrzenia wszystkich strażników. Nie zatrzymywali mnie, jednak mogli to zrobić. Zaparkowałem od tyłu. Weszliśmy tylnymi drzwiami. Ostrożnie przedostaliśmy się na górę do mojego pokoju. - Siedź grzecznie i nie hałasuj. Wrócę za kilka godzin. - powiedziałem patrząc na nią uważnie. Pokiwała głową, a ja wyszedłem z pokoju. Zamknąłem go na klucz, który schowałem do kieszeni. Muszę odnaleźć więzienie. Sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku. Być może wyjaśnić jaki mam plan. Jednak najpierw muszę ich znaleźć.
***
Diana POV
Czułam jak kula przeszywa moją drugą nogę. No nie. Oberwałam już drugi raz. I to jednego dnia. Z bólem podeszłam do stołu. Usiadłam na nim.
- Musisz znać każdy mój ruch i to z wyprzedzeniem, Diano. - powiedział Quill podchodząc do mnie. Odłożył broń i spojrzał na moje nogi. Po obu spływała teraz gorąca krew.
- Te wasze cholerne stroje nie pozwalają mi się ruszać. Dlaczego muszę walczyć w tym skoro mam swoją własną zbroję. To w niej czuję się dobrze. To moim kuloodpornym bransoletkom zawdzięczam zwycięstwo Wojny. - powiedziałam wkurzona, a on westchnął i złożył ręce na biodra.
- Jestem ubrany tak samo jak ty, a nie trafiłaś jeszcze ani razu. - wyznał mężczyzna, a ja przywróciłam oczami. Ciągle to powtarzał. Jakbym nie zauważyła tego, że jest ode mnie lepszy. Otuż, zdaje sobie z tego sprawę i to doskonale. - Możesz chodzić? - spytał unosząc jedną brew.
- Tak. - mruknęłam, czując, że ból powoli odchodzi w niepamięć.
- Sprawdzimy twoją siłę. - stwierdził, a ja się uśmiechnęłam. Podniosłam czołg. W tym nie mógł być lepszy. To było absolutnie niemożliwe. - Uderz w ten mur. - powiedział pokazując palcem na ścianę mojej wysokości wykonanej z cegieł. Spojrzałam na niego z satysfakcją po czym wzięłam mały zamach i uderzyłam w mur. Tak jak myślałam konstrukcja rozkruszyła się i rozleciała na różne strony.
- Dobrze. Dalej. - tym razem stanęłam przed betonwą ścianą. Używałam niewiele więcej siły, jednak skutek był taki sam. Kolejna pochwała i kolejna przeszkoda. Grube szkło. Miało pół metra grubości. Tym razem użyłam sporo siły. Nieco więcej wysiłku, jednak w dalszym ciągu sukces. - W porządku. To masz opanowane do perfekcji. - powiedział spoglądając na mnie. - Dlaczego więc nie możesz przewidzieć tego gdzie strzelę. Wystarczy, że będziesz dobrze obserwowała mój każdy ruch. Gdy kieruje rękę w prawo, strzelam w lewo. Wszystko możesz wyczytać w moim spojrzeniu. - zapewnił gestykulując rękami. Czyli wcale nie był zaskoczony tym, że mam siłę. Wszystko i tak wracało do tematu mojego refleksu i koncentracji. Tego jednak miałam już dosyć.
- Możemy dokończyć jutro? - spytałam zakładając dłonie na piersi.
- Niech będzie. - powiedział mężczyzna odwracając się ode mnie.
- Zaczekaj. Właściwie to potrzebuję twojej pomocy. - wyznałam zatrzymując go.
Odwrócił się i spojrzał na mnie. - Muszę się dostać do więźenia. - powiedziałam wprost, a on natychmiast pokręcił przecząco głową.
- Nikt nie może tam wchodzić. Nikt poza Enyo i dwójką strażników, którzy go strzegą. - powiedział stanowczo, a ja zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Dzieją się tam okropne rzeczy. - powiedział z jakby nico przestraszoną miną. Może tylko mi się wydaje.
- Tym bardziej muszę się tam dostać. Zamknęła tam moich przyjaciół. Nie może im się stać krzywda. - powiedziałam z przerażeniem. Ten westchnął i oderwał ode mnie wzrok.
- O dwudziestej drugiej zmieniają się strażnicy. Przez dziesięć minut jest tam pusto. - powiedział z niechęcią, na co ja promiennie skinęłam głową.
- Dziękuję. - szepnęłam i zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia z hali.
- Dziesięć minut przed czasem będę tu na ciebie czekał. - powiedział zanim jeszcze wyszłam. Uśmiechnęłam się pod nosem po czym wyszłam ma zewnątrz. Polubiłam go. Mimo, że każdego dnia pozostawiał mi chociaż jedną ranę. Dzisiaj dwie. Wróciłam do pokoju i wzięłam prysznic. Nie bandażując ran założyłam spodnie. Później bluzę i buty. Gotowa udałam się na kolację. Dzisiaj poszłam w porę, dlatego też ledwo znalazłam miejsce. Przez cały czas próbowałam dostrzec gdzieś Steve' a. Jednak nigdzie go nie było.
Minęła jakaś godzina. Spojrzałam na wielki zegar wiszący nad drzwiami wyjściowymi. 21:20. Powinnam wracać. Odniosłam tackę po czym opuściłam stołówkę. Już miałam wejść do swojego pokoju, gdy usłyszałam jakieś głosy dochodzące z pokoju naprzeciwko. Zbliżyłam się nieco. Słyszałam bardzo niewyraźnie. Prawie nic, ale słyszałam. Nie był tam sam, a więc z kim? Gdyby tylko chciał ze mną rozmawiać. Zrezygnowana weszłam do pokoju. Założyłam swoją zbroję. Co jak co, ale w takich sytuacjach była mi niezbędna. Dodawała mi odwagi. Czułam się w niej niepokonana, nawet jeżeli to nie była prawda. Gdy nadeszła odpowiednia pora opuściłam pokój i uważając, żeby nikt mnie nie zauważył udałam się w wyznaczone miejsce. W środku już czekał na mnie Quill. Widząc mnie uśmiechnął się. A to nowość.
- Co cię bawi? - spytałam unosząc jedną brew.
- Fajne wdzianko. - szepnął nieco sarkastycznie po czym podszedł do mnie i podał mi broń. Przyjrzał mi się uważnie, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Chodźmy. - mruknęłam udając się do wyjścia. Quill szedł tuż za mną. Jak miałam im wyjaśnić wszystko w dziesięć minut. Potrzebne byłoby kilka godzin. Jednak tym razem dziesięć minut musi mi wystarczyć.
Troszkę mnie nie było, ale mam dla was rozdział 😉 pozdrawiam i do następnego 💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro