17.
***
Steve POV
Udałem się na najwyższe piętro. Musiałem sprawić, żeby Enyo uwierzyła w to, że jestem po jej stornie. I nie mogło to być proste. Bóg wie co ona potrafi. Musiała mi zaufać.
Bez pukania wszedłem do pomieszczenia. Blond piękność stała na środku pomieszczenia z lampką wina w ręce. Zanim jeszcze się odwróciła, już wiedziała, że to ja.
- W czym mogę Ci pomóc Steve? - spytała zaintrygowna moją obecnością. Była ubrana w białą koszulkę i krótkie spodenki. Włosy miała upięte w niechlujnego koka.
- Chciałbym porozmawiać. - szepnąłem, a ona natychmiast się odwróciła i podeszła do mnie. Z bliska była jeszcze ładniejsza.
- Zatem siadaj i napij się ze mną. - rozkazała, a ja pomyślałem, że to dobra okazja, żeby się do niej zbliżyć.
- Dziękuję. - szepnąłem gdy kobieta podała mi kieliszek z trunkiem. Usiadła obok mnie na kanapie po czym skuliła nogi i spojrzała na mnie uważnie. W jej spojrzeniu skrywało się tyle tajemnic.
- O czym chciałeś rozmawiać? - spytała zaciekawiona, a ja westchnąłem i zastanowiłem się nad swoją wypowiedzią.
- Wybacz mi moje zachowanie, ale wczoraj podsłuchałem rozmowę twoją i Diany. - zacząłem, a ona kiwnęła nieco głową. - Czy to prawda? Naprawdę przywróciłaś mnie do życia? - spytałem czując coś dziwnego w podbrzuszu. Mówiąc to na głos czułem się jeszcze gorzej. Nie mogłem tego pojąć.
- Nie wiem co mam Ci odpowiedzieć. Przykro mi, że dowiedziałeś się w taki a nie inny sposób, ale tak... To wszystko to prawda. - powiedziała upijając łyk czerwonego wina. Spuściłem wzrok. Dlaczego właściwie miałaby kłamać? - Nie chciałam, żebyś się o tym dowiedział Steve. Wiedziałam, że to będzie dla ciebie cios i chciałam tego uniknąć, ale teraz wszystko się zmieniło. Poznałeś prawdę i nie zamierzam cofnąć czasu. - wyznała jakby ze współczuciem. Chociaż może tylko mi się zdawało.
- To w ogóle możliwe? - wydukałem mrużąc brwi. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Do tej pory nie było. Byłeś pierwszą osobą którą udało mi się odratować. Później już się to nie udawało. - powiedziała z zamyśloną miną.
- Po co sprowadziłaś mnie spowrotem? - spytałem z zaciekawieniem.
- Zadajesz bardzo dużo pytań Steve. - szepnęła i odstawiła kieliszek na stolik. Wstała z kanapy i przeszła za nią stając tuż za moimi plecami. Położyła dłonie na moich ramionach i zaczęła mnie jakby lekko masować. Nie wiedziałem do czego zmierza.
- Dlaczego nigdy wcześniej Cię nie widziałem? - spytałem odchylając trochę głowę. Widziałem ją kątem oka.
- Ty mi powiedz. Nigdy nie chciałeś się ze mną spotkać. Olewałeś mnie, miałeś mnie za nic. - wyznała, a ja nic z tego nie rozumiałem.
- Nie pamiętam niczego takiego. - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Oczywiście, że nie pamiętasz. Po pewnych zdarzeniach usunęłam Ci pamięć. Musiałam to zrobić. I potem już nawet nie próbowałam się z tobą spotkać. - wyznała, a ja szybko wstałem z kanapy. Obeszłem ją i złapałem kobietę za ręce. Ciągle mówiła zagadkami. Niewiele z tego rozumiałem.
- Wytłumacz mi to wszystko. Jesteś mi to winna, Enyo. - stwierdziłem maty natycjmsot, a dopiero potem zauważyłem, że stoję bardzo blisko niej. Odrobinę za blisko.
- Racja. Jednak na chwilę obecną, wyczuwam, że nie darzysz mnie zaufaniem. Ani nawet empatią. Ale zgoda. Powiem Ci. - szepnęła unosząc do góry jedną brew. - Nie zawsze byłam zła, Steve. Stałam się taka. - powiedziała cicho po czym zabrała ode mnie ręce i odwróciła się w przeciwną stronę. - Byłam najmłodszą córką Aresa. Matki nigdy nie poznałam, a sama wychowałam się w pewnej wiosce, która już dawno nie istnieje. Pewnego dnia pojawił się Ares. Potrzebował pomocy. Nie mojej, lecz mojej mocy, o której pojęcia nigdy nie miałam. Odebrał mi moc, a ja wraz z jej zniknięciem przemieniłam się w nicość. Przestałam istnieć. Zniknęłam. Długo trwało zanim powróciłam do świata żywych. Pomógł mi w tym Zeus. Mój dziadek. Przed śmiercią pozwolił mi wrócić na ziemię. I znowu zaczęłam żyć jak przedtem. W miejscu teraźniejszej Agencji mieściła się wioska i mój dom. Wszyscy, którzy potrzebowali schronienia trafiali tutaj. Przez kilkanaście lat znowu nastał pokój. Jednak i to się skończyło. Nastała wojna. Zjawiła się Diana, która w chwili uśmiercania Aresa całą jego nienawiść, rządze mordu i walki zrzuciła na mnie. Mimo własnej woli przeminiłam to miejsce w to czym jest teraz. W trakcie tego szału w ciągu kilku sekund odnalazłam wszystkich braci i siostry. Zabiłam ich, a cała ich moc przeszła na mnie. Wtedy poczułam się spełniona. Przypomniało mi się jak Zeus dał mi na nowo życie. Stwierdziłam, że też jestem do tego zdolna. Był wybuch samolotu. Udałam się tam i znalazłam ciebie. Nie był to za specjalnie przyjemny widok. W każdym bądź razie, udało mi się ocalić najważniejsze części twojego ciała. Odszukałam najlepszych lekarzy. Oni zajęli się składaniem cię w całość. Zrobili co się dało. Później była moja kolej. Poprosiłam wszystkich bogów o pomoc. Wtedy z mojej klatki piersiowej wystrzeliło jasne światło. Trafiło w ciebie i wprawiło w ruch wszystkie wewnętrzne narządy. Zagoiło wszystkie rany. - mówiła spacerując po pomieszczeniu. - No i po kilku dniach się obudziłeś. Wymazałam Ci z pamięci Dianę. I próbowałam za wszelką cenę znaleźć w tobie sojusznika. Potrzebowałam kogoś, na kim mogłabym polegać. Nie chodziło mi tylko o sprawy związane z Agencją. Chciałam mieć przyjaciela. I byłam blisko. Nawet bardzo. - powiedziała zatrzymując się na chwilę. - Potem sobie ją przypomniałeś. I tyle. Resztę doskonale pamiętasz. - wyznała po czym założyła dłonie na piersi. Dlaczego jest mi jej żal? Powinienem chcieć ją zabić, a tymczasem jej współczuję.
***
Diana POV
Zachowanie Steve' a względem mnie sprawiało mi ból. Nie ten cielesny, lecz inny jego rodzaj. Podobny do tego, gdy traci się bliską osobę. Sądziłam, że będziemy na sobie polegać. Z jego pomocą byłam w stanie coś zrobić. Sama... Może być mi ciężko. Tym bardziej teraz, gdy moim szkoleniem zajął się ten niesamowicie uzdolniony mężczyzna. Nie wiem skąd potrafił to wszystko, tym bardziej, że podobno jest zwykłym człowiekiem. Przewyższał mnie na każdym kroku. Potrafił lepiej strzelać, lepiej rzucać sztyletami, lepiej walczyć. I źle się z tym czułam. Sądziłam, że jako pół-bogini mam przewagę nad ludźmi. Jednak to był mój błąd. Nie jestem od nich lepsza.
W szafie odnalazłam jakieś czyste ubrania. Założyłam je zaraz po tym jak zmyłam z siebie cały pot i zmęczenie dzisiejszego dnia. Włosy rozpuściłam i uczesałam. Nagle poczułam jak mi burczy w brzuchu. Być może zdążę jeszcze na kolację. Wyszłam z pokoju i udałam się do stołówki. Było już prawie pusto, jednak przy jednym stoliku ujrzałam mężczyznę. To on. Być może to była dobra okazja do rozmowy. Zanim się do niego przysiadłam wzięłam sobie porcję jedzenia. Jajecznica i tosty.
Gdy już byłam blisko stolika odchrząknęłam nieco próbując zwrócić na siebie uwagę mojego... Mentora? Sama nie wiem.
- Trochę późno na kolację. - powiedział unosząc jedną brew. W jednej ręce trzymał butelkę z piwem, natomiast drugą podpierał się o stół.
- Być może, jednak gdy człowiek chcę się zregenerować powinien też coś jeść. - wyznałam siadając naprzeciwko niego. Wzięłam widelec i małą porcję jajecznicy wsunęłam do ust.
- Jak się czujesz? - spytał po dłuższej chwili milczenia. Pan grobowa mina zaczął się martwić? Coś niespotykanego.
- Lepiej. Właściwe to już prawie nic mi nie jest. - wyznałam próbując nawiązać z nim kontakt.
- Dobrze. Jutro powtórka. - powiedział stanowczo, po czym upił spory łyk piwa.
- Jak mam do ciebie mówić? - spytałam marszcząc lekko brwi. Spędziłam z nim cały dzień, a nadal nie znałam jego imienia. Nie wiedziałam o nim absolutnie nic.
- Quill. - powiedział bez zastanowienia, a ja kiwnąłem lekko głową po czym kontynuowałam jedzenie.
- Skąd masz w sobie tyle siły, koncentracji, rozwagi i refleksu? - spytałam nie mogąc dłużej odwlekać tego pytania.
- Ciężko na to pracowałem. Za to ty miałaś to wszystko w pakiecie. Gdybym był na twoim miejscu, już dawno spróbowałbym przywrócić porządek na świecie. - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Chyba przez to o jego słowa docierały do mnie dwa razy mocniej. Jakbym do cholery właśnie po to tutaj nie przyszła...
- Nie jesteś po stornie Enyo? - spytałam zdziwiona, na co on jedynie prychnął kręcąc przecząco głową.
- Wskaż mi jedną osobę, która jest po jej stronie. - szepnął z nieco rozbawioną miną. Pierwszy raz widziałam jego uśmiech, mimo, że sztuczny to nadal uśmiech. Był całkiem uroczy.
- Nie rozumiem tego co się tutaj dzieje. Dowiedziałam się o niesłychanych rzeczach, zdałam sobie sprawę, że nawet ktoś taki jak ty jest lepszy ode mnie. - powiedziałam trochę zdesperowanym tonem. Byłam na stroncen pozycji.
- Dlatego właśnie, będziemy ćwiczyć. Jutro o 6:30. Nie spóźnij się. - powiedział wstając od stołu.
- Dlaczego tak wcześnie? - spytałam nieco zniesmaczona wyobrażając sobie jutrzejszą pobudke.
- Im wcześniej tym lepiej. - powiedział po czym odszedł w kierunku drzwi wyjściowych. W ciągu kilku sekund opuścił stołówkę. Zostałam sama. Mimo, że skończyłam jedzenie już jakiś czas temu nadal siedziałam na swoim miejscu. Chciałabym porozmawiać z przyjaciółmi. Charlie, Sameer, Wódz. Oni wszyscy siedzą zamknięci w celach, gdy ja uczę się strzelać i walczyć. Sama nie trafię do celi, więc może jutro poproszę kogoś o pomoc. I już chyba nawet wiem kogo.
Wiem, że nie ma tutaj wielu czytelników, ale chcę to skończyć XD nawet sama dla siebie 😏 pozdrawiam ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro