Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

× II ×

Derek i Peter stali przywiązani do stalowej siatki. Zmęczeni i wygłodzeni, coraz bardziej tracili nadzieję na ratunek.
- Sprzęt jest stary, trudno jest ustalić odpowiednie napięcie, po którym możecie umrzeć. - oznajmił jeden z oprawców.
- Chyba jest zbyt wysokie - odparł kąśliwie starszy wilk, wiercąc się. Porywacz podkręcił gałkę w urządzeniu i prąd się zwiększył.
- Niektórzy łamią sobie zęby, a inni trzęsą się, aż ich serca przestają bić. Czasami nie zauważą, że umarli. - dodał. - Nie mam ochoty na zgadywanki. Gdzie jest wilczyca?
- Nie wiemy. Nie znamy nikogo takiego. - powiedział Derek, wywracając oczyma. Powoli tracił siły. Martwił się, że tropiciele znajdą jego żonę i syna.
- Może potrzeba innej metody perswazji? Wolicie, żeby przeciąć jednego z was na pół?
- Chciałbym pomóc, ale nie wiemy o kim mówisz. - oznajmił Peter. Jego oddech stawał się coraz cięższy. - A szczerze, przecinanie mieczem jest staroświeckie - dodał, śmiejąc się pod nosem.
Oprawca zaśmiał się.
- Mieczem? Nie jesteśmy dzikusami - powiedział, kiwając głową na jednego ze wspólników. Z cienia wyszedł mężczyzna uruchamiający piłę łańcuchową. Jej zgrzyt przyprawił wilki o dreszcze. Derek posłał wujowi miażdżące spojrzenie, a ten skrzywił się.
- Ciekawe, jak długo możecie się odradzać... Wyhodujecie drugie ramię? Bo głowy raczej nie.
Łowca podszedł do Hale'a i przyłożył urządzenie do jego gardła. W ostatniej chwili z oddali dobiegł ich głos starszej pani.
- Chłopcy! Nie bądźcie zbyt surowi. - do oprawców podeszła co najmniej pięćdziesięcioletnia kobieta, mówiąca w języku hiszpańskim. Tropiciel zabrał piłę.
- Nie znam hiszpańskiego. - oznajmił Derek w tymże języku, śledząc jej ruchy. Kobiecina uśmiechnęła się pogardliwie.
- Mówisz w wielu językach. - powiedziała. - I dobrze wiesz, o kogo nam chodzi. - zbliżyła się do nich ze srebrnym skalpelem w dłoni. - Gdzie wilczyca? - zapytała dobitnym głosem.
- Nie znamy żadnej wilczycy. - odparł młodszy Hale, patrząc jej w oczy. Pani pokręciła głową z politowaniem. - Wiem, że nic nie powiesz. Ale ten uwielbia słuchać własnego głosu. - zwróciła się do Petera.
- Potrafię też śpiewać.
- Wolimy twój krzyk. - powiedział oprawca. Wilkołak posłał mu krzywy uśmiech.
- Jak mogę cię przekonać? - zapytała kobieta. Momentalnie uśmiech zszedł z jej twarzy. Przesunęła srebrem po twarzy starego wilka, a ten wykrzywił się z bólu, mimo, że ostrze nie przecięło skóry. - Gdzie jest wilczyca?!
Peter popatrzył na nią z wyższością. Nagle łowczyni wykonała jeden ruch, a wilkołak zaczął krzyczeć.
Jego palec znalazł się w jej rękach.
Derek z przerażeniem wodził wzrokiem od wuja do oprawczyni.
- Zastanów się. Zapytam jeszcze tylko dziewięć razy. - oznajmiła, nadziewając palec ostrym pazurem na stół. Wyszła, a z rany zaczęła sączyć się krew.

Razem ze Scott'em biegliśmy z powrotem do wraku. Przedzieraliśmy się przez zarośla. Martwiłam się o Stilesa - zostawiliśmy go samego w ciemnym lesie.
W pewnym momencie prawie zderzyliśmy się ze sobą - w ostatniej chwili zatrzymaliśmy się tak, by na siebie nie wpaść. Chłopcy przez zaskoczenie zaczęli krzyczeć. Westchnęłam.
Czasem zachowują się jak dzieci.
- Chyba coś znalazłem. - oznajmił Stilinski.
- My też - dodał McCall.
Stiles zaprowadził nas do jakichś głazów. Odkryliśmy, że ułożone w dziwny sposób, kryły w sobie pieczarę. Weszliśmy do środka. Dzięki swojemu dobremu wzrokowi zauważyłam, że grota jest zamieszkana; w środku leżały jakieś ubrania.
- Nora kojotów - powiedział Stilinski.
- Raczej kojotołaków. - dodałam. Weszliśmy głębiej. Chłopiec podniósł z ziemi jakiś niebieski, puchowy materiał.
- Malia miała na sobie tę kurtkę na zdjęciu. - odparł i popatrzył na Scott'a. Ten sięgnął po jakiegoś misia. Poczułam się nieswojo, jakbym wkroczyła na czyiś prywatny teren.
- Nie powinniśmy tu być. - powiedział McCall i zerknął na mnie. Kiwnęłam głową na potwierdzenie. Też tak czułam.
- Dlaczego?
- Już tu nie wróci. Odstraszyliśmy ją swoim zapachem. - popatrzył na Stilesa.
- Więc dokąd pójdzie?
- Nie mam pojęcia. - oznajmił wilkołak, wzdychając.
- Jak myślisz, możesz ją wytropić?
- Możliwe, ale lepiej mi idzie w wilczej skórze. - odparł. - Ale boję się, że nie mogę zmienić się z powrotem.
Stilinski westchnął.
- Drzwi są uchylone. - powiedział, przypominając sobie słowa doktora.
- Ja mogę spróbować - oznajmiłam. Obaj popatrzyli na mnie. - Ale sama nie dam rady.
- Ktoś musi nam pomóc. - dodał Scott. Stiles zamyślił się. Nagle wilk spojrzał na nas, jakby doznał olśnienia.
- To miejsce zbrodni. Mój szef będzie bezradny. - odparł sugestywnie. Uniosłam brwi. Wiedziałam już, o co mu chodzi.
- Ale nie mój tata - Stiles spojrzał na niego.

Pół godziny później patrol policji był już na miejscu. Szeryf wyszedł z groty i kiwnął głową kolegom, dając znać, że miejsce zostało przeszukane. Podszedł do nas.
- Jesteście pewni, że to była ona? - zapytał, wodząc po nas wzrokiem.
- Jej oczy świeciły jak moje. - odparł Scott.
- Bardziej jak moje - uniosłam brwi i spojrzałam na niego.
- Tato, to ma sens - dodał Stiles.
- Jaki sens? Dziewczynka jest czworonożnym kojotem? Macie stuprocentową pewność?
- Nie wszystko jest jasne. - powiedział jego syn.
- Możliwe, że zmieniła się jeszcze w samochodzie.
- Mogło dojść do szarpania, rozdzierania i drapania.
- Stąd wypadek.
- Pomyśl. Jadą, Malia się zmienia, jej mama wjeżdża w rów i wszystkie giną.
- Poza Malią.
- Ucieka do lasu i zostaje uwięziona w ciele kojota.
Byłam zdumiona tym, jak obaj się uzupełniają.
- To możliwe. - spojrzał na mnie. - Słyszałaś może coś o tym, by jakikolwiek kojotołak utknął w swoim ciele?
- Nie, ale sądzę, że jest to możliwe. - powiedziałam. Chłopcy uśmiechnęli się triumfalnie.
- To czyste szaleństwo. Nagle w Beacon Hills następuje wysyp przemieniających się kojotów? - mężczyzna uniósł ręce do góry. - Nie uwierzę w to, dopóki nie zobaczę. Sprawa nie może wyjść na jaw. Nikomu ani słowa. - dodał. - Pan Tate nie może się o tym dowiedzieć.
Zauważyłam, że Scott z przerażeniem odwraca się za siebie. Złapałam go za ramię.
- Scott. Scott! - szeryf podniósł głos. Wilkołak najpierw spojrzał na mnie, a potem na pana Stilinskiego.
- Przepraszam, co pan mówił? - zapytał, rozkojarzony.
Nagle w naszą stronę podjechał kolejny radiowóz. Mężczyzna westchnął.
- Cholera.
Popatrzyliśmy w tamą stronę. Z auta wysiedli ojciec Scott'a i pan Tate. Szeryf przywitał się z nimi. Mężczyzna wziął z ręki taty Stilesa zwinięty materiał i przyjrzał się mu.
- To jej szalik.
- Proszę zaczekać. - na przód wystąpił agent McCall.
- Tato... - wilkołak usiłował zatrzymać go.
- Wątpię, żeby mama pozwalała ci biegać nocą po lesie. - powiedział i odszedł. Zaśmiałam się w duchu. Melissa wie znacznie więcej niż tata Scott'a sądzi.
Szeryf podszedł do agenta. Usłyszałam ich rozmowę.
- Dlaczego go tu przywiozłeś?
- Zdobywam informacje. Już wiem, dlaczego nie umiesz rozwiązywać spraw.
- Nie znaleźliśmy ciała...
- Na razie. Wystarczy trochę poszukać. Kop głębiej. Na pewno w końcu trafisz na kości.
- Myślę, że to bardziej skomplikowane.
- No dalej, Stilinski, niewiedza sprawia ból. Prawda, choćby najgorsza, zawsze jest lepsza.

- Argh! - z furią trzasnęłam drzwiczkami szafki. Podszedł do mnie Scott i złapał za ramię.
- Co jest? - zapytał. Spojrzałam na niego.
- Dostałam D z biologii. Napisałam test na co najmniej B, ale gość się na mnie uwziął. Powiedział, że "znowu zaczynam opuszczać się w nauce". -  prychnęłam. McCall wziął mnie pod ramię i wyprowadził na zewnątrz. Usiedliśmy na murku. Z torby wyciągnęłam notatnik i zaczęłam w nim bazgrać. Musiałam rozładować napięcie.
Wilkołak obserwował moje ruchy. Widziałam, że zbiera się w sobie, jakby chciał powiedzieć coś niesamowicie ważnego.
- Myślę, że nauczyłaś się na A, jednak byłaś zmęczona i nie wyspana, dlatego zawaliłaś. - oznajmił. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Stiles ostatnio zasypia na lekcjach. Stracił koncentrację. - dodał. Spojrzał na swoje ręce. - Pazury wysuwają się bez mojej kontroli kilka razy dziennie. Allison nie potrafi odróżniać jawy od snu. - spojrzał na mnie. - Przejęłaś od Stilesa część jego cierpienia. Nie wysypiasz się, bo co chwilę budzi cię jego krzyk. On potrafi przespać całą noc, koszmary budzą go dopiero rano. Ty nie możesz zasnąć na długo. Dlatego idzie ci gorzej we wszystkim. Jesteś wymęczona. - wciąż na mnie patrzył. Wbiłam wzrok w kartkę, skubiąc jej brzeg. Wiedziałam, że ma rację, ale nie chciałam tego przyznać. Stiles był dla mnie najważniejszy, a jego dobro wartością nadrzędną. Scott wziął moje milczenie jako znak, że jego teoria była prawidłowa. Jednak rozumiał, że nie odpuszczę dopóki chłopcu się nie polepszy.
- To nie potrwa długo. Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania tej zagadki. - powiedział wilkołak, łapiąc mnie za ramię. Posłałam mu wdzięczny uśmiech.
Miałam nadzieję, że uda mi się przetrwać ten horror.

- Nora mieści się na przecięciu szlaków. - oznajmił Stiles.
On, Scott, Allison i ja byliśmy w sali, w której chłopcy mieli historię. Oglądaliśmy mapę wyświetloną na tablecie mojego chłopca.
- Kojoty poruszają się stałymi ścieżkami, ale ten raczej już na żadną nie wróci. Wie, że je przekroczyliście. - powiedziała Argent, patrząc na wilkołaka. - Kojoty nie lubią wilków. I są bystre. Właściwie potrafią "chodzić na palcach".
Stilinski popatrzył na nią zdumiony.
- Serio?
- Owszem.
Nagle zadzwonił dzwonek.
- Musimy iść na francuski - powiedziałam do dziewczyny.
- Wyślijcie mi namiary tej nory. - dodała Allison. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam ku wyjściu z pomieszczenia. W nim minęliśmy się z Kirą; uśmiechnęłam się do niej. Polubiłam ją - była urocza i sympatyczna.

Bycie w stadzie Scott'a miało wiele zalet. Jedną z nich było wyczuwanie emocji poszczególnych członków. Przydatna umiejętność w walce i nie tylko.
Kilka minut po dzwonku wyczułam niepokój alfy, płynący falami do mnie. Coś się działo, coś złego. Podniosłam wzrok znad zeszytu i spojrzałam na Allison. Dziewczyna jakby nigdy nic wpatrywała się w nauczycielkę. Gdy wyczuła, że na nią patrzę, i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam gest.
No tak, ona nie czuje tego co ja.
Próbowałam ignorować zdenerwowanie Scott'a, jednak gdy urosło tak, że głowa zaczynała mi pękać, wstałam z ławki i poprosiłam panią Connelly o wyjście z sali. Będąc w drzwiach czułam na sobie zaniepokojone spojrzenie Allison.
Biegłam za zapachem wilka. W końcu do moich uszu doszedł jego głos i ciężki, urywany oddech jeszcze kogoś.
Stiles. Coś działo się Stilesowi.
Przyspieszyłam. Nie dbałam o to, czy kamery uchwycą moją nadnaturalną szybkość lub czy zostanę złapana i odesłana do dyrektora z powodu ucieczki z lekcji. Musiałam być przy nim, bo było mu źle. Musiałam mu pomóc.
Wbiegłam do męskiej łazienki. Ujrzałam Stilesa siedzącego na podłodze koło umywalek i Scott'a, kucającego obok. Wilkołak popatrzył na mnie z przerażeniem. Mój ukochany nie zauważył, że weszłam.
- Miał atak. Już jest trochę lepiej. - powiedział alfa, z powrotem przenosząc wzrok na chłopca.
- Liczyliście palce? - zapytałam, powoli podchodząc do nich. Usiadłam obok Stilesa, wpatrując się w jego pobladłą twarz. Scott pokiwał głową.
Złapałam Stilinskiego za rękę. Miał chłodne, śliskie od potu palce.
- Spokojnie, Stiles. Oddychaj. Nic się nie dzieje. Jesteśmy bezpieczni, ty też. Wszystko jest okej. - mówiąc, używałam wolnego, równomiernego tonu głosu. Rozcierałam palce chłopca, by choć trochę go rozgrzać. Czułam, że mam ochotę się rozpłakać, lecz nie mogłam; musiałam być silna, bo on mnie potrzebował.
Stiles szybkim ruchem podniósł głowę. Oczami błądził po mojej twarzy, jakby nie mógł mnie rozpoznać. Po chwili jego wzrok wyostrzył się. Uśmiechnął się do mnie smutno i wyciągnął ręce. Objęłam go bardzo mocno, starając się nie połamać mu żeber. Palcami przeczesywałam jego włosy. Zamknęłam oczy i wciągnęłam jego zapach w płuca.
Był tu ze mną, bezpieczny. Odetchnęłam.
Całą lekcję przesiedzieliśmy w tej łazience. W pewnym momencie usiadłam, opierając się o ścianę, Scott obok mnie, a Stiles leżał, trzymając głowę na moich nogach. Drzemał. Cieszyłam się, że miał choć chwilę wytchnienia od tego chaosu wokół i w nim. Bawiłam się jego włosami i rozmawiałam z McCall'em, tak cicho, by śpiący nas nie usłyszał. Na szczęście mieliśmy swój nadludzki słuch. Napisałam smsa Allison, by mnie spakowała, bo nie wracałam do sali.
Wilkołak opowiedział mi o całym zdarzeniu, począwszy od rozmowy z Kirą i jej darem dla nas (czułam, że dziewczyna podoba się Scott'owi, zresztą z wzajemnością), przez zasłabnięcie Stilesa przy tablicy, po ich rozmowę, którą zakończyło moje przyjście. Westchnęłam. Wszyscy oprócz zwykłych, nastoletnich rozterek mieliśmy problemy, które w ogóle nie powinny istnieć. Przez to czułam frustrację. Byliśmy za młodzi na taki stres.

Tuż po dzwonku usłyszeliśmy coś niepokojącego. Do naszych nozdrzy dotarła kojocia woń, a uszu - trzask łamanego szkła. Spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem.
- Idź. Zostanę z nim. - powiedziałam. Scott nie ruszył się z miejsca.
- No idź! - dodałam, lekko go popychając. Wilkołak wstał i wybiegł z łazienki.

- Nie chcę być niewdzięczny, ale mógłbyś wsadzić mój palec do lodu i owinąć mi rękę bandażem? - powiedział Peter, wzdychając. - Przydałby się też antybiotyk.
Oprawca, siedzący obok stołu i trzymający na kolanach karabin maszynowy, uśmiechnął się. Derek prychnął.
Nagle z góry doszedł ich odgłos ostrożnego stawiania kroków na drewnianych deskach. Z sufitu posypał się piach. Przez szpary między sztachetami błyskało światło. Wilki zaczęły rozglądać się.
Warkot i ciała, padające na deski zmusiły tropiciela do powstania. Szkło i krew leciały z sufitu. Łowca z niepokojem chodził po pomieszczeniu i wpatrywał się w górę.
Po chwili wszystko ustało. Drzwi zostały wyważone i do środka weszła Maybelle. Odebrała karabin oprawcy, uderzyła kolbą w jego twarz i kopniakiem powaliła. Odrzuciła broń i wytarła zakrwawione palce o jego kurtkę. Obróciła się do więźniów.
- Czas najwyższy - jęknął Peter. Derek zgromił go wzrokiem. Dziewczyna stanęła naprzeciw nich i obejrzała od góry do dołu.
- Wiecie... Moglibyście tak zostać, nie mam nic przeciwko. - powiedziała, zatrzymując wzrok na swoim mężu. Ten posłał jej uśmiech. Starszy Hale westchnął.
- Gołąbki, to nie czas na romanse... - odparł, jednak jego słowa zdały się na nic. Maybelle zbliżyła się do Dereka i otarła o niego, łapiąc za twarz. Podarowała mu namiętny pocałunek, który ten, nie będąc jej dłużnym, odwzajemnił. Oderwała dłoń od jego policzka i obiema rękami przez chwilę majstrowała przy kajdankach. Po chwili ręce jej męża były wolne.
- Mogę być porywany mnóstwo razy, jeśli ty zawsze będziesz mnie ratować. - oznajmił Hale, rozcierając nadgarstki. Bądź co bądź, srebrne kajdanki zostawiły na nich niemały ślad. Dziewczyna zaśmiała się.
- Kocham tę robotę. - odparła, podchodząc do Petera.

Stałam z Kirą w sportowej szatni, gdzie została napadnięta przez Malię w postaci kojota. Scott i Stiles poszli porozmawiać z szeryfem wezwanym do szkoły. Wiedziałam już wszystko o zajściu. Yukimura szła przez korytarz, chcąc odnieść chłopcom plecaki, które zostawili na lekcji. Tam napadło na nią zwierzę i goniło aż do szatni. W ostatniej chwili została uratowana przez Scott'a.
Odeszłam dalej, by dziewczyna mogła w spokoju porozmawiać ze swoim tatą, jednak dzięki mojemu super słuchowi słyszałam wszystko.
- Tato, serio nic mi nie jest.
- Miałaś iść na lunch...
- Chciałam tylko oddać im plecaki. Podobno tak zdobywa się przyjaciół.
Zauważyłam, że parę metrów ode mnie na ławce siedział Scott, który również przysłuchiwał się rozmowie. Podeszłam do niego i usiadłam obok, opierając głowę o jego ramię. Westchnęłam w duchu. Czy to kiedykolwiek się skończy?
Stiles podszedł do nas ze swoim plecakiem w rękach. Wstaliśmy.
- Wiem, czego szukała. - powiedział, wyciągając z niego lalkę. McCall westchnął, sfrustrowany i spiorunował wzrokiem mojego chłopca.
- Wziąłeś lalkę ze sobą?
- Myślałem, że dzięki niej wyczujesz zapach.
- Skąd to masz? - usłyszeliśmy. Podbiegł do nas pan Tate i wyrwał zabawkę z rąk Stilesa. Cofnęliśmy się w tył. - Należała do mojej córki.
Szeryf pojawił się obok nas.
- Proszę pana, nie wiem jak pan się dowiedział o tym zajściu, ale nie może pan tu być. - powiedział i delikatnie popchnął mężczyznę ku wyjściu. Oboje znieruchomieli. Pan Stilinski odsunął poły kurtki Tate'a i ukazał nam się pistolet przypięty do jego paska.
- Mam pozwolenie na broń.
- W szkołach nie obowiązują pozwolenia. Proszę wyjść. - oznajmił stanowczo szeryf.
- Znajdźcie tę bestię. Znajdźcie ją! - powiedział mężczyzna i wyszedł, wyprowadzony przez funkcjonariuszy.
Popatrzyliśmy na siebie, zaniepokojeni.

Pół godziny później byliśmy w klinice doktora Deatona. Scott dostał smsa od Allison. Pisała, że jest już przygotowana.
Szykowaliśmy się na polowanie.
- Ksylazyna to środek usypiający dla koni. Mam tylko trzy ampułki, więc znajdźcie dobrego strzelca.
- Allison jest świetna - oznajmił McCall.
- Była - odparł Isaac, który nam pomagał.
- Poradzi sobie.
- Jeżeli znajdziemy kojota.
Alfa przewrócił oczami.
- Co on wnosi poza pesymizmem i szalikami? - zapytał Stiles, wskazując na Lahey'a. - Tak na marginesie, chłopie, nie ma mrozu. Jest siedemnaście stopni na zewnątrz.
- Zadam niewygodne pytanie: jak zmienić kojota w dziewczynkę po ośmiu latach bez przemiany?
Deaton spojrzał na Scott'a.
- Zrobię to. - oznajmił cichym głosem. Otworzyłam szerzej oczy.
- Dasz radę? - zapytałam.
- Pamiętasz, jak Peter zamknął nas w szkole?
Stiles kiwnął głową.
- Zmieniłem się pod wpływem jego głosu. To samo zrobił Deucalion.
- Mówimy o kojocie - zwrócił się do niego doktor. - Ktoś powinien dać ci lekcję.
- Dlatego dzwoniłeś do Dereka. - powiedział Stilinski.
- Mógłbym spróbować sam, ale... boję się zmienić.
Nie odzywałam się. Mimo, że byłam członkiem jego stada, nie mogłam mu pomóc w tej sprawie.
- Potrzebujemy Prawdziwego alfy, który stanie na wysokości zadania. - odparł Stiles, przecierając twarz. - Któremu...
- ...stanie? - dodał Isaac.
O mój Boże. Czy Scott się zarumienił?
- Jestem alfą... impotentem? - zapytał.
- Kto jeszcze może nam pomóc? - doktor.
- Nie ufam Peter'owi. - Lahey.
- A bliźniaki? -Stiles.
- Nie są już alfami po starciu z Jennifer. Wyleczenie się zabrało im moc przywódców. - Deaton.
- Ale może się na tym znają. - Stilinski.
- Nie pokazują się od tygodni - powiedziałam.
- To... nie do końca prawda. - popatrzyłam na mojego chłopca.

Jeszcze tego samego wieczora poszliśmy do dawnego mieszkania Dereka - Ja, Scott, Stiles i Lydia. Odsunęliśmy drzwi i weszliśmy do środka.
Podłoga była zakurzona, pomieszczenie zaciemnione, a mebli mniej niż wcześniej. Apartament wyglądał na niezamieszkany.
- Powiedzieli, że wpadną - powiedziała Martin, zdziwiona panującą tu pustką. Zeszła ze schodów, a my za nią.
Nagle usłyszałam ruch. Obróciłam się tuż przed tym, jak ujrzałam Scott'a obrywającego w twarz od jednego z bliźniąt. Stiles złapał Lydię za ramię, odciągnął na bok i wołał mnie, jednak zignorowałam go. Zmusiłam kły i pazury do wysunięcia się i przyjęłam postawę gotowości. Nie wiedziałam, co się w ogóle dzieje, ale musiałam bronić swojego alfy.
Bliźniaki zrzuciły McCalla na ziemię. Podbiegłam do niego i zasłoniłam sobą, warcząc przeciągle. Chłopcu uśmiechnęli się do siebie. Jeden z nich zeskoczył ze schodów i pojawił się tuż obok mnie.
- To nie twoja walka - powiedział. Złapał mnie i odrzucił w drugą stronę; nie mogłam się wyrwać z jego szponów. Uderzyłam kręgosłupem o ścianę i zawarczałam. Jednak wiedziałam, że wilkołaki nie chcą nas skrzywdzić - uderzenie nie było zbyt mocne.
Scott wstał i wyciągnął pazury z zamiarem bronienia się, jednak na marne. Bliźniaki atakowały go, jeden po drugim, raz za razem. Miałam silną potrzebę pobiegnięcia tam, lecz musiałam zignorować instynkt. Tak jak powiedział jeden z nich - to nie moja walka.
Kilka minut później alfa był cały poobijany. Krew leciała z jego ust. Leżał i ruszał się z wyraźną trudnością.
Opadłam na kolana. Miałam ochotę się rozpłakać i odepchnąć ich, by już nie robili mu krzywdy. Jednak wiedziałam, że nie mogę - to miało mu pomóc.
Tylko jak, skoro wilkołak był ledwo żywy?
- Mieliście mnie nauczyć ryczeć - powiedział Scott ostatkiem sił.
Bliźniaki mówiły jeden przez drugiego.
- Ryk to nie wszystko. Musisz się poddać gniewu.
- I odpuścić. Rozluźnić się, stracić kontrolę.
- Tak uczył nas Deucalion.
Jeden z nich złapał alfę z przodu i postawił na ziemi. Szybko podeszłam do niego.
- Chcecie mnie wykończyć?
- Musisz się zmienić.
Chłopiec ledwo stał na nogach. Przytrzymałam go z tyłu, by nie upadł.
- Więc cię zmusimy. Wtedy nam oddasz.
- I zaryczysz.
Jeden z nich ryknął przeciągle, ukazując ostre kły i oczy świecące na niebiesko. Ślepia morderców.
Scott oprzytomniał.
- Bosz się wyluzować?
Alfa został popchnięty. Oboje otoczyli go z dwóch stron. Wycofałam się do Stilesa i Lydii.
- A może nie chcesz nas skrzywdzić?
Bliźniaki zaczepiały go i zmuszały do przemiany.
- Poddaj się, zawsze możesz się uzdrowić.
Zaczęli go okładać pięściami.
- Jesteś alfą. Musisz zaryczeć, z całej siły. Stań się tym, czego się najbardziej boisz. - wrzeszczał któryś.
Miał coraz więcej ran na ciele.
- Strach doda ci sił.
Zamachnął się z zamiarem uderzenia, jednak nie udało mu się. Został powalony.
- Nie staniesz się zabijaką, dopóki masz kontrolę.
Podpierał się nogami i rękami. Krew wypływała z jego ust.
- Ale kontrola jest przereklamowana.
Kopnęli go w lędźwie.
- No dalej, Scott, walcz. - usłyszałam szept Stilesa. Czułam łzy płynące po mojej twarzy.
Mój alfa był na granicy życia i śmierci.
- A jeżeli nie będę mógł zmienić się z powrotem?
- Staniesz się jak Malia. Zmienisz się w zwierzę, albo jeszcze gorzej.
- W Petera.
Wilkołak przesunął wzrok na podłogę. Ciężko dyszał. Po kilku sekundach wstał. Z krzykiem natarł na nich, jednak jeden z nich złapał go i zrzucił na stół z głośnym hukiem. Usiadł na nim i bił po twarzy, raz za razem.
- Co tak stoisz?! Powstrzymaj go! - wrzasnęłam, podchodząc do tego drugiego.
Po kilku kolejnych uderzeniach złapał brata za ramię.
- Co?! Przecież mieliśmy mu pomagać?!
- Przesadziłeś. Musisz przestać.
Agresor zeskoczył na ziemię i stanął obok brata. Podbiegłam do mojego alfy i złapałam jego twarz. Był cały we krwi, jego oczy zaszły mgłą.
- Scott, wylecz się... - wyszeptałam.
Czułam, jak Stiles i Lydia podchodzą do stołu. McCall obrócił głowę ku nich.
Po kilku sekundach zamknął oczy. Zemdlał.

*****

Podoba Wam się? Piszcie w komentarzach, jeśli znajdziecie jakieś błędy lub coś wam się nie spodoba.

Zapraszam na mój profil do sekcji "Prace". Czekają tam na Was kolejne niespodzianki związane z Teen Wolf. :)

Kolejny rozdział w środę. Liczę na pięć gwiazdek pod tym. :) xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro